Świat

Karnawał przeciw kapitalizmowi

Protestujący na Wall Street spontanicznie używali masek i kostiumów, kpiąc z władzy i możnych tego świata. Karnawałowe taktyki pozwalają nadać zrozumiałą wizualną formę problemom.

Jakub Majmurek: Na samym początku protestów ruchu Occupy Wall Street Ginia Ballafante, dziennikarka „New York Timesa”, napisała, że „nie wierzy, by karnawałowa zabawa mogła wyrażać prawdziwe problemy społeczne”. Pani tymczasem podkreśla w swoich publikacjach i wykładach, że to właśnie karnawał i karnawałowa estetyka zawsze były – zwłaszcza w Amerykach – narzędziem protestu przeciw społecznej niesprawiedliwości.

Claire Tancons: Od początku bardzo mnie fascynowało, w jaki sposób protestujący na Wall Street spontanicznie używali takich narzędzi jak maska, kostium, często dosadnie czy nawet wulgarnie kpiąc z władzy i możnych tego świata. Miało to, jak sądzę, służyć dwóm celom. Po pierwsze, karnawałowa estetyka miała ich uchronić przed przemocą ze strony policji i przekonać siły porządku, że to „nie jest na poważnie”.

Po drugie – co zawsze obserwujemy w karnawale – miało to uwydatnić kontrasty organizujące nasze życie społeczne: między bogatymi i biednymi, 1% społeczeństwa i 99% itp. Dlatego część protestujących przebierała się za zombie, przedrzeźniając w ten sposób bankierów i przedstawiając ich jako pożerające pieniądze, zakrwawione potwory. Inni przebierali się za milionerów, za ten arogancki 1% najbardziej potężnych i wpływowych. Wszystkie te taktyki pozwalają nadać zrozumiałą wizualną formę problemom, do których wcześniej mieliśmy dostęp wyłącznie za pośrednictwem słów, dyskursu.

Trzeba tu jednak wprowadzić pewne rozróżnienie: czymś innym jest pewna karnawałowa wrażliwość, spontanicznie ujawniająca się przy okazji takich protestów, a czymś innym świadoma, stosowana przez działaczy od końca lat 90. strategia „karnawału przeciw kapitalizmowi” – karnawału z jego wizją „świata postawionego na głowie” jako podstawowej strategii oporu przeciw władzy wielkiego kapitału. Żyjemy w świecie rozproszonej władzy, trudno wskazać palcem jeden ośrodek, przeciw któremu należałoby skierować protest. Karnawał wydaje się w tej sytuacji najbardziej odpowiedni.

Czy jednak karnawał nie ma tak naprawdę konserwatywnej funkcji? Žižek twierdzi, że prawdziwym efektem karnawału jest reprodukcja istniejących stosunków władzy.

Ze znanych mi autorów Žižek jest chyba najbardziej sceptyczny wobec rewolucyjnych możliwości karnawału. Tylko że on w ogóle nie rozumie karnawału, zwłaszcza jego znaczenia w Amerykach. W amerykańskich społeczeństwach niewolniczych (południe Stanów, Karaiby, Ameryka Łacińska) karnawał był jedynym okresem w roku, gdy biała elita pozwalała niewolnikom (czy im potomkom) zakładać maski, przebierać się i wyrażać w ten sposób bunt przeciw istniejącym stosunkom społecznym. W warunkach skrajnej nierówności nie można się wprost przeciwstawić panującym – otwarty opór skończyłby się śmiercią. Karnawał tworzył taką przestrzeń oporu.

Maska, kostium pozwalały artykułować sprzeciw w wolny od przemocy i chroniący przed przemocą, metaforyczny sposób. Strategia karnawału, widoczna także na Wall Street, polega na tym, by nigdy nie konfrontować się bezpośrednio z władzą. Protestujący nie wysuwali żadnych konkretnych postulatów czy żądań pod adresem amerykańskiego rządu nie tylko dlatego, że założyli, iż tak naprawdę wykonuje on polecenia bankierów.

Poza tym karnawał jest już polityczny przez sam fakt, że tworzy przestrzeń dla gromadzenia się ludzi. Dużo ważniejsze od konkretnych haseł czy transparentów jest spotykanie się we wspólnej przestrzeni komunikacji – tak jak w Zuccotti Park na Wall Street. Karnawał tworzy pewną przestrzeń dialogiczną. Kiedy Hardt i Negri piszą o karnawale w Multitude, to powołują się na Bachtina – ale nie na książkę o Rabelais, tylko na pracę o Dostojewskim, w której Bachtin rozwija pojęcie literatury dialogicznej.

Czy możemy sobie dziś w ogóle wyobrazić inną formę protestu niż karnawałowa?

Alternatywą jest przemoc. To dzieje się dziś w takich miejscach jak Egipt, Libia, Indie (gdzie maoiści kontrolują kilka stanów). Zanim przyjechałam do Warszawy, byłam w Paryżu na konferencji poświęconej myśli Frantza Fanona. Fanon pisał o przemocy jako naturalnej reakcji podmiotu skolonizowanego na sytuację podporządkowania. Został całkowicie źle rozumiany: on nie wzywał do przemocy, ale opisywał taki splot klasowych i rasowych nierówności, który musi skutkować wybuchem przemocy.

A jaki był rasowy i klasowy skład protestów w ruchu Occupy?

Na samym początku protestów Greg Tate opublikował w „Village Voice” artykuł pt. 10 najważniejszych powodów, dlaczego Afroamerykanie nie biorą udziału w okupacji Wall Street. Pisał, że protest w małej mierze przemawia do ich doświadczenia, nie artykułuje ważnych dla Afroamerykanów problemów. Nie podnosi na przykłąd kwestii amerykańskiego „kompleksu więzienno-przemysłowego”, odpowiedzialnego za to, że większość młodych czarnych mężczyzn siedzi w Stanach w więzieniach. Tate wskazywał także, że kapitalizm zbudowano na niewolniczej pracy czarnych na plantacjach w Amerykach. Plantacje były pierwszymi przedsiębiorstwami kapitalistycznymi, działającymi na długo przed rewolucją przemysłową. Czarni od początku tracili na kapitalizmie, tak więc teraz, gdy białe dzieciaki odkrywają, że nie jest to taki fajny ustrój, nie może ich to nie bawić.

Tate miał rację w odniesieniu do pierwszych dni ruchu, jednak bardzo szybko w czarnej społeczności zaczęły wyrastać takie ruchy jak Occupy the Hood czy Occupy Harlem. Często miały na celu załatwienie bardzo konkretnych spraw – na przykład ponowne podłączenie ciepłej wody albo ogrzewania do budynków mieszkalnych. Wśród Latynosów z kolei pojawił się ruch Occupy el Barrio. Także weterani ruchu na rzecz praw obywatelskich, Afroamerykanie, Latynosi, rdzenni Amerykanie, powołali swoistą „radę starszych”, która poparła ruch Occupy.

Ale problem z obecnością mniejszości etnicznych w ruchu nie polega na reprezentacji, tylko programie. Nie chodzi o to, by w protestach brali udział czarni czy Latynosi, ale by byli w stanie wprowadzić swoje żądania i postulaty. Jeśli ruch Occupy chce odnieść sukces, musi zbudować szeroką sieć sojuszy, także z ruchami wyrastającymi wśród mniejszości etnicznych.

Czy protesty na Wall Street i europejski ruch Oburzonych – z ich maskami, transparentami, happeningami – są też formą praktyki artystycznej?

Spotkania przyszłych działaczy ruchu Occupy, na których ustalano strategię protestów, obywały się na początku w dużej mierze w miejscu zwanym „16 Beaver”. Jest to przestrzeń spotkań, działań i dyskusji. Tworzący ją artyści zostali w znacznej mierze uformowani przez poświęcony sztuce politycznej otwarty kurs zorganizowany przez Whitney Museum w latach 90. – przeszli przez naprawdę solidny trening, jeśli chodzi o marksizm, feminizm, postkolonializm.

Antropolog David Graeber, który wspiera ruch Occupy, pisał, że „pozwala on nowo odkryć potencjał radykalnej wyobraźni”. Hasło „radykalnej wyobraźni” od początku było zresztą podnoszone przez ruch. Jest ono polityczne, gdyż wskazuje, że w myśleniu o tym, w jaki sposób jesteśmy w świecie, jak odnosimy się do siebie nawzajem, nie musimy się czuć ograniczani przez panujący w danym miejscu i czasie zdrowy rozsądek i polityczną poprawność. Ruch OWS jest ruchem artystycznym nie w tym sensie, że produkuje jakieś „dzieła sztuki”, ale w tym, że na nowo wymyśla stosunki społeczne; uczy nas myśleć o sztuce w innych kategoriach niż produkcja obiektów do wystawienia w galerii.

Dzisiejszy świat sztuki cierpi na plagę inflacji: ciągle narasta w nim swoista bańka spekulacyjna fałszywej, ekonomicznej wartości, generowana przez rynek sztuki i jego instytucje. Occupy uderza także w to zjawisko. W ruchu bierze udział wiele różnych grup artystycznych i indywidualnych twórców. Dla kuratorki stwarza to bardzo ciekawe wyzwanie – w jaki sposób przedstawić to wszystko w instytucji stworzonej do gromadzenia i wystawiania dzieł sztuki? Zwłaszcza że część artystów w ogóle nie zgadza się na dokumentację swoich prac.

Problem, o którym pani mówi, można by w skrócie opisać jako problem z reprezentacją. Ruch Occupy, tak jak europejski ruch Oburzonych, bierze się z głębokiego kryzysu politycznej reprezentacji w ramach demokracji liberalnej. Pani mówi, że także artystyczne formy tego protestu opierają się reprezentacji. W takim razie pojawia się pytanie: jakie społeczne oddziaływanie, poza tym bezpośrednim, może mieć taki karnawałowy protest? Zuccotti Park jest dziś pusty.

Karnawał nigdy nie przynosi natychmiastowych skutków politycznych, ale w dłuższej perspektywie przygotowuje grunt pod bardzo zasadnicze zmiany, wpływając na sposób myślenia ludzi, którzy biorą w nim udział. Nie możemy ulec pokusie instrumentalizacji karnawału, wymuszenia na nim natychmiastowych efektów.

Jesienią w Nowym Jorku stało się coś bardzo ważnego. Musimy teraz poczekać na długotrwałe skutki, zobaczyć, jak to upolityczni uczestników Occupy, jakie sojusze zdołają zbudować.

Claire Tancons – kuratorka, historyczka sztuki, pisarka badająca związki między karnawałem i ruchami politycznych protestów. Pracuje w Nowym Jorku.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij