Świat

Kaczorowski: Czy Havel był komunistą?

Wywiad z Václavem Klausem w tygodniku „Do Rzeczy” zrobił w Czechach furorę. Oceny komentatorów są skrajne.

Ustępujący prezydent Republiki Czeskiej Václav Klaus w rozmowie z tygodnikiem „Do Rzeczy” nazwał swego poprzednika na Hradzie „skrajnym lewakiem”, a jego poglądy – pokłosiem francuskiego jakobinizmu. Václav Havel – według Klausa – był wrogiem gospodarki rynkowej i tradycyjnych wartości, demokrację chciał zastąpić post-demokracją dla elit. Był też kosmopolitą, pozbawionym wiary we własne państwo, i zwolennikiem interwencjonizmu w polityce zagranicznej (czyli „humanitarnych bombardowań”).

Wypada zacząć od tego, w czym prezydent Klaus się nie myli. Václav Havel był zwolennikiem interwencji zbrojnej NATO w Kosowie w 1999 roku, a także inwazji amerykańskiej na Irak w roku 2003. Warto dodać, że był nim w odróżnieniu od Václava Klausa. Ponadto Havel rzeczywiście krytykował liczne wynaturzenia czeskiej transformacji gospodarczej, w tym przede wszystkim tamtejszą korupcję, i wskazywał winnego tego stanu rzeczy, którym był jego zdaniem wieloletni premier Václav Klaus.

Czy Havel miał rację? Tego się już raczej nie dowiemy. Jedną z ostatnich decyzji ustępującego 7 marca 2013 roku prezydenta było bowiem ogłoszenie powszechnej amnestii. Objęła ona także największych aferzystów z lat 90., których procesy ciągnęły się od wielu lat. Dotychczas nie ujawniono np. tożsamości sponsorów, którzy regularnie wpłacali znaczne kwoty na nielegalne konta partii Klausa. To właśnie po skandalu wywołanym ujawnieniem przez media istnienia tych kont stracił on władzę w 1997 roku.

Przeciwnik cynizmu

Nie przypadkiem Václav Klaus ma problem z precyzyjnym określeniem poglądów swego poprzednika.

Václav Havel był zbyt wielkim indywidualistą, by utożsamić się z jakąkolwiek ideologią czy partią.

Gdy w 1995 roku zapytałem go, czy Republika Czeska, w końcu całkiem nowe państwo na mapie Europy, potrzebuje jakiejś idei narodowej, zrobił stropioną minę i odparł: „Wie pan, ja się uważam raczej za kosmopolitę”. Powiedział to serio, ale nie przyszłoby mi do głowy uczynić zarzut z kosmopolityzmu człowiekowi, który przez całe życie angażował się w sprawy swego narodu i siedział za to w więzieniu.

Tak, Klaus ma rację – Václav Havel nie ufał partiom politycznym. Nigdy też do żadnej nie należał. W Zaocznym przesłuchaniu (1985–86) wyraził nawet pogląd, że partie powinny mieć „raczej charakter klubów politycznych” i „nie powinny bezpośrednio uczestniczyć w sprawowaniu władzy”. Nie znaczy to jednak, że był przeciwnikiem demokracji parlamentarnej.

To właśnie on – w kwietniu 1968 roku! – na łamach pisma „Literarni listy”, trybuny ówczesnych rewizjonistów partyjnych i zwolenników reform, zaproponował przekształcenie władzy monopartii komunistycznej w system dwupartyjny, a to za sprawą utworzenia partii opozycyjnej, która wraz z reformistami budowałaby w Czechosłowacji demokrację socjalistyczną. Ten artykuł dowodzi, że Havel nie był przeciwnikiem wszelkich partii, lecz tylko partii będących wehikułami wyborczymi cynicznych i bezideowych „grup trzymających władzę”. Ten zwolennik „postdemokracji” przed kilkoma laty oficjalnie poparł w wyborach partię Zielonych. Zaiste, jest to niezwykle „elitarna” partia. Pomimo jego poparcia nie dostała się do parlamentu.

Havel, w przeciwieństwie do Klausa, nie był nigdy bezkrytycznym apologetą wolnego rynku. Sądził, że system gospodarczy powinien być jak najbardziej pluralistyczny i zdecentralizowany, dopuszczać wiele form własności i zarządzania gospodarką: „od prywatnego (w dziedzinie rzemiosła, usług, drobnego handlu i przedsiębiorczości, niezastąpionego w rolnictwie oraz kulturze), poprzez różne rodzaje własności spółdzielczej i akcyjnej, przez własność zbiorową (połączoną z samorządem), aż po własność państwową” (Zaoczne przesłuchanie). Zanim uznamy to za mrzonkę, warto zauważyć, że jest to dość wierny opis realiów gospodarczych w okres tzw. demokracji socjalistycznej Edvarda Beneša (1945–48), to znaczy przed przejęciem władzy przez komunistów.

Najbardziej interesujący zarzut Klausa dotyczy właśnie domniemanego lewactwa Havla i jego stosunku do dziedzictwa jakobinizmu – a więc także do komunizmu. Václav Havel z pewnością nie był nigdy antykomunistą w żadnym sensie tego słowa, choć oczywiście był wrogiem „komuny”, od której wiele wycierpieli jego bliscy i on sam (komuniści odebrali jego rodzicom cały majątek, uwięzili ojca i stryja, jemu i bratu nie pozwolili studiować na uniwersytecie). Zarazem jednak zawsze odróżniał stalinowski, partyjny beton od tych członków partii, którzy mieli otwarte umysły i dobre intencje – a było ich wielu, także wśród jego przyjaciół.

Socjalista?

On sam długo uważał się za socjalistę. W kwietniu 1968 roku, a więc w apogeum Praskiej Wiosny, w rozmowie z redaktorem „Literárních listów”, Antonínem J. Liehmem, powiedział: „Zawsze byłem zwolennikiem socjalizmu, rozumianego jako uspołecznienie środków produkcji… Klucz do tego przekonania, tak jak ono stopniowo we mnie narastało, upatruję we wczesnym dzieciństwie, w tym wstydzie z powodu wszystkich przywilejów, jakimi się wtedy cieszyłem. Sam pan widzi, że nie ma w tym nic oryginalnego. Najradykalniejsi socjaliści często pochodzili właśnie z takich rodzin”.

W latach 70. Havel był jednym z najaktywniejszych współpracowników „Listów”, pisma czechosłowackiej opozycji socjalistycznej, wydawanego od 1971 roku w Rzymie. Skupiało ono w większości byłych członków partii komunistycznej, wyrzuconych po sowieckiej inwazji na Czechosłowację w sierpniu 1968 roku (z partii usunięto wtedy 600 tysięcy ludzi!). Ekskomuniści stanowili połowę spośród pierwszych 250 sygnatariuszy Karty 77 (i jedną trzecią z pierwszego tysiąca). Zarazem jednak rację miał nonkonformistyczny poeta i filozof Egon Bondy (wówczas, skądinąd, maoista), który już w 1973 roku powiedział, że ekskomunistyczna opozycja w Czechach nie ma wpływu na nikogo poniżej 35. roku życia.

W tym „socjalistycznym” okresie powstały dwa niezwykle ważne teksty eseistyczne Václava Havla: List do Gustáva Husáka (1975) i Siła bezsilnych (1978). Przedmiotem refleksji autora jest w ich destrukcyjny wpływ, jaki wywierają na życie duchowe jednostek i funkcjonowanie społeczeństw bezosobowe, hegemoniczne systemy władzy – przy czym fakt,  że panujący w Czechach „system posttotalitarny” (określenie autora) posługiwał się akurat lewicową frazeologią, wieszcząc przy tym nadejście społeczeństwa bezklasowego (choć w rzeczywistości służył interesom jednej kasty, partyjnej nomenklatury) był zdaniem Havla uwarunkowany historycznie i miał drugorzędne znaczenie. Równie dobrze, w innych realiach geopolitycznych, mógłby posługiwać się frazeologią prawicową, głosząc przy tym apologię wolnego rynku i społeczeństwa kapitalistycznego (a w rzeczywistości służąc wielkim korporacjom i kaście najbogatszych).

Ukąszenie Heideggerowskie

Jak widać, jeśli ktoś ukąsił Havla za młodu, to z pewnością nie Hegel, lecz Martin Heidegger. Nigdy natomiast nie traktował serio filozoficznej spuścizny Masaryka; jak wspominał, w młodości „jego moralizatorski stosunek do sztuki budził mój śmiech, a nieustanne kazania o moralności wydawały mi się naiwne; wolałem czytać Heideggera czy Jaspersa, niż tego czeskiego kaznodzieję o na wpół żurnalistycznym zacięciu” (ten niesprawiedliwy epitet brzmi zresztą jak niezamierzona autocharakterystyka).

Havel przestał określać się mianem socjalisty dopiero w drugiej połowie lat 70., gdy zaangażował się w działalność w Karcie 77, z założenia niemającej profilu politycznego.

W Zaocznym przesłuchaniu mówił o tym tak: „długo uważałem się za socjalistę… Były po prostu takie czasy, kiedy za socjalistę podawał się każdy, kto był po stronie uciskanych i poniżanych, wcale więc nie po stronie panów, kto był przeciwnikiem niezasłużonych korzyści, odziedziczonych przywilejów, wykorzystywania bezsilnych, niesprawiedliwości społecznych i niemoralnych barier poniżających człowieka skazanego na rolę służebną. Takim «uczuciowym» i «moralnym» socjalistą byłem więc i ja – i jestem nim do dzisiaj, z tą tylko różnicą, że swego stanowiska już tym słowem nie określam, (…) to słowo właściwie już zupełnie nic nie znaczy i może ono moje poglądy raczej zaciemnić niż rozjaśnić”.

W latach 80., także na skutek przeżyć więziennych, autor Pokuszenia (1985) zbliżył się do środowiska niezależnych myślicieli katolickich (najbardziej znaną dziś postacią spośród nich jest ks. Tomáš Halík). Pod ich wpływem miejsce Heideggera w jego filozoficznym panteonie zajął Emmanuel Levinas (najdobitniejszym tego świadectwem są napisane w więzieniu Listy do Olgi, 1979–1982). Nie jest wszakże prawdą, jakoby nawrócił się pod wpływem swoich przyjaciół czy też współwięźnia z celi, obecnego prymasa Czech, kardynała Dominika Duki.

W ostatnich latach życia zbliżył się do buddyzmu. Jednym z ostatnich ludzi, z którymi spotkał się przed śmiercią, był Dalajlama. W 1996 roku, w posłowiu do Tybetańskiej księgi życia i śmierci Sogjala Rinpocze, Havel napisał: „W miarę, jak wzrasta (…) liczba tych, którzy przedwcześnie i nagle rozstają się ż życiem, rośnie znaczenie wiedzy, tłumaczącej sens biologicznego życia i śmierci. W dzisiejszej, globalnej cywilizacji, chrześcijańska spowiedź i rozgrzeszenie tracą swój uniwersalny wymiar. Cieszmy się więc, że nasze czasy podsuwają nam tak wiele nowych poglądów i punktów widzenia na podstawowe kwestie naszej egzystencji”.

Jak się wydaje, właśnie takie wypowiedzi miał na myśli Václav Klaus, zarzucając Havlowi, że promuje „modernistyczne” antywartości. W podtekście zawsze chodziło o coś jeszcze – rozwiązły tryb życia Havla. Biografia autora Siły bezsilnych dowodzi jednak, iż sfera wartości rozciąga się nie tylko w przestrzeni ołtarza i zaciszu alkowy, gdzie chcieliby ją widzieć bigoci i dewotki, podczas gdy np. rynek może być dżunglą, w której przetrwają najsilniejsi, zaś agora publiczna musi być domeną pieniaczy.

Świat wartości Václava Havla zaczynał się tam, gdzie kończy się świat wartości Václava Klausa. W tym sensie, jeśli Havel był lewakiem, to Klaus jest reakcjonistą.

***

Aleksander Kaczorowski jest publicystą i tłumaczem literatury czeskiej, redaktorem naczelnym kwartalnika „Aspen Review Central Europe”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij