Nauka

Szczęściolodzy w służbie ludziom

Skoro potrafimy mierzyć poziom szczęścia narodów, trzeba zadać pytanie o rolę państwa w jego kształtowaniu.

26 maja 2012 roku na organizowanej w Krakowie przez stowarzyszenie Projekt: Polska konferencji Europa 2.0 — Nowe Otwarcie jednym z gości panelu ekonomicznego był profesor Jan Winiecki. Gdy ze strony publiczności padła prośba o odniesienie się do badań, zgodnie z którymi poczucie szczęścia obywateli krajów zamożnych przestało już zależeć od wzrostu gospodarczego, pierwszą reakcją profesora była deklaracja: „ja nie jestem <<szczęściologiem>>”. Szczęściologiem nie jest również Leszek Balcerowicz, gdy mówi: „Niech będą badania, które będą starały się wyjaśnić, od czego zależy poziom szczęścia. W ramach wolności jedni ludzie mogą przekonywać innych do tego, jak się powinno żyć, ale co innego, gdy te wskaźniki mają być podstawą polityki państwa. To pachnie Orwellem. To dlaczego nie stworzyć ministerstwa szczęścia? To jest najgorsza tyrania”.

Poprzez wplątanie w całą sprawę pojęcia subiektywnie rozumianej wolności stworzona zostaje dosyć łatwo zauważalna analogia szczęścia i gospodarki: tak jak państwo nie może być właścicielem środków produkcji i odgórnie planować dystrybucji dóbr, gdyż prowadzi to do nieefektywnej alokacji zasobów i stanowi oczywiście zamach na przedsiębiorczość ludzi, tak polityka państwa nie może pozostawać pod wpływem znanych z badań korelatów dobrostanu psychicznego, innymi słowy nie może „dystrybuować szczęścia”, gdyż byłby to zamach na wolność i samorealizację jednostki, który przyniósłby nieefektywną alokację szczęścia. Z tego samego powodu Winiecki w dobrej wierze odżegnuje się od znajomości meandrów ludzkiego szczęścia, bo tak jak prywatny kapitał wie lepiej, jak zarządzać finansami, tak Czytelnik i autor tego tekstu nie potrzebują pomocy ze strony jakiejś siły zewnętrznej podobnej do państwa, gdyż wiedzą lepiej, jak pokierować swoim życiem, by osiągnąć dobrostan psychiczny.

Zmienna „szczęście”, ze względu na swój miękki, psychologiczny charakter i pozorną nieuchwytność, nie cieszy się popularnością wśród ekonomistów. Nie uwzględniają jej również żadne miary rozwoju — HDI, UNDP, nie wspominając o PKB. W odróżnieniu od neoliberalnych ekonomistów, szczęściologiem jest bez wątpienia profesor Uniwersytetu Południowej Kalifornii, Richard Easterlin, jeden z twórców tzw. ekonomii szczęścia. Jego klasyczna praca z 1974 roku Does Economic Growth Improve the Human Lot? pokazuje, jak wiele umyka ekonomistom, gdy ignorują znaczenie danych dotyczących poczucia szczęścia wśród obywateli swojego kraju.

Easterlin na podstawie danych ankietowych ze Stanów Zjednoczonych dowodzi między innymi, że choć PKB per capita w okresie 1946–1973 wzrósł znacznie, to deklarowane poczucie szczęścia Amerykanów w tym samym okresie pozostawało na bardzo podobnym poziomie, a więc nie zależało od stopy bogactwa. Easterlin ustalił także, że poziom dochodu narodowego w 19 krajach z różnych kontynentów nie wyjaśnia różnic pomiędzy tymi krajami w deklarowanym poczuciu szczęścia ich obywateli, a na podstawie prób wewnątrz tych krajów stwierdził, że osoby posiadające wyższy status społeczny są szczęśliwsze od osób z niższym statusem. Wnioski badacza przeszły do historii jako paradoks Easterlina i stanowią podstawę do twierdzenia, że to relatywny, a nie absolutny poziom dochodów, przekłada się na wzrost lub spadek poczucia szczęścia obywateli, gdyż każdy z nas ocenia swoje bogactwo wobec jakiegoś punktu odniesienia. Używając porównania autora, wysoki Hindus będzie średniej wielkości Amerykaninem. Paradoks ten rozpoczął bardzo ciekawą dyskusję, którą z Easterlinem podjęli między innymi Michael Hagerty i Ruut Veenhoven.

Niezwykle istotna jest metodologia pomiaru poczucia szczęścia. W większości badań jest ona, zdawałoby się, porażająco prosta: badany na skali od 1 do 10 ma odpowiedzieć na następujące pytanie: „Biorąc pod uwagę całe twoje życie, oceń, w jakim stopniu jesteś z niego zadowolony”. Na podstawie zebranych ocen wylicza się średnią lub wskazuje medianę. I już. Prostota tej metody wzbudza podejrzenia i jest powodem jej mniej lub bardziej udolnego kwestionowania, ma ona jednak zdecydowaną przewagę nad innymi. W psychologii istnieją co najmniej dwie szkoły metodologii badań nad szczęściem. Z jednej strony badacze szukają obiektywnych korelatów dobrostanu psychicznego (takich jak wiek, płeć, wykształcenie, stan cywilny itp.) i zmierzywszy je, na ich podstawie ewaluują ogólny poziom zadowolenia z życia. Mówimy wówczas o pomiarze obiektywnej jakości życia. Z drugiej strony to badani na podstawie własnych kryteriów oceniają swoją satysfakcję życiową, dlatego metodę tę określa się jako pomiar subiektywnej jakości życia.

Różnica okazuje się fundamentalna: badania Davida Blanchflowera i Andrewa Oswalda dowodzą na przykład, że wzrost dochodu narodowego w krajach rozwiniętych w latach 70. korelował negatywnie z obiektywnymi wskaźnikami stanu zdrowia. William Easterly stwierdził z kolei, że większość wskaźników społecznych nie koreluje ze wzrostem gospodarczym. Wiele innych badań potwierdza, że w krajach bogatych poczucie szczęścia nie zależy od tego, jak ludzie obiektywnie w nich żyją: nie różnicuje go wiek i wykształcenie, bogactwo jedynie w niewielkim stopniu, a stan zdrowia tylko w subiektywnym odczuciu badanych, a nie obiektywnym stanie medycznym.

Tutaj właśnie leży sedno nieporozumienia w tezach współczesnych neoliberalnych psychologów humanistycznych: dane o jakości życia poszczególnych narodów nie prowadzą do dyktatu państwa, które posługuje się obiektywnymi korelatami dobrostanu psychicznego w celu odgórnej maksymalizacji szczęścia lub redukcji przykrości wszystkich ludzi, gdyż dane te reprezentują subiektywne poczucie szczęścia obywateli, które są bardziej reprezentatywne niż ich obiektywny odpowiednik.

Mieszkańcy Skandynawii okazują się być najszczęśliwsi nie dlatego, że instytucje ograniczyły ich wolność (bo już sam ten związek wydaje się absurdalny), lecz na skutek polityki prowadzonej w sposób, który ułatwia im odnalezienie własnej drogi.

Nieprzypadkowo zatem, jak dowodzą między innymi Richard Wilkinson i Kate Pickett w swoim bestsellerze Duch równości, subiektywne poczucie szczęścia koreluje dodatnio z równością dochodową, gdyż równość nie tylko daje poczucie elementarnej sprawiedliwości, lecz także zmniejsza dystans psychologiczny między ludźmi i dostarcza im wspólnych punktów odniesienia. Państwo stworzyło więc podstawę dla samorealizacji obywateli, i nie ma tu żadnej sprzeczności między jego ingerencją a ich wolnością. Pożytku z wniosków płynących z paradoksu Easterlina i mnóstwa potwierdzających go badań (które same w sobie stanowią temat na oddzielny artykuł) może wręcz dokonać jedynie państwo — nie prowadzące za rękę, lecz wskazujące drogę.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Pytlik
Michał Pytlik
Aktywista, publicysta, Ślązak
Zamknij