Kraj

Narkotyki, narkotyki 2009

Raport „Stan problemu narkotykowego w Europie” - zagubiony w Nowym Wspaniałym Świecie, czekający w szatni na swojego prawowitego właściciela - okazał się być fascynującą, przynajmniej momentami, lekturą.

Nie tylko ze względu na to, co mówi, ale również na to, czego nie mówi. A może przede wszystkim na to, w jaki sposób mówi to, czego nie mówi.

Już na pierwszych stronach dowiadujemy się między innymi, że: „Osoby używające narkotyków mają nadal poważne trudności ze znalezienie pracy czy mieszkania i rozwijaniem zainteresowań niezwiązanych z narkotykami”. A na przykład w Portugalii, choć trudno to sobie wyobrazić: „Używanie narkotyków nie podlega już sankcjom prawnym, a osoby, przy których znaleziono narkotyki, kierowane są bezpośrednio do oceny potrzeb przez specjalną komisję, zwaną «komisją odwodzącą od nadużywania narkotyków»”. Z ciekawostek można jeszcze wymienić, że na szeroką skalę jest obecnie testowana „szczepionka kokainowa”. Która – jak rozumiem – ma raczej przeciwdziałać nadużywaniu narkotyków, niż być ich substytutem. Choć sprawa nie jest całkowicie jasna. I wraz z zagłębianiem się w raport robi się jeszcze bardziej mętna. Czytajmy więc dalej.

„Dostawcy mają trudności w sprostaniu popytowi na niektórych większych rynkach”. „Nielegalny rynek i jego dostawcy wykazują się wysokim poziomem innowacyjności procesów produkcji, nowych produktów i możliwości rynkowych, wykazują również umiejętność szybkiego adaptowania się do środków kontroli”. Co na to UE? Otóż UE zaleca „by rozwój polityk antynarkotykowych oparty był na dowodach naukowych”. Pomyśleć by można, że do tej pory nie był i wciąż nie jest. I dobrze, że można tak pomyśleć, gdyż w dużej mierze takie myślenie zgadza się z moją wiedzą i intuicją. Wiem na przykład, że „państwowe interwencje mające na celu przekazywanie informacji o narkotykach, np. jednorazowe wykłady, stanowią główne podejście w ramach profilaktyki powszechnej”. Co jednak czytam w kolejnym zdaniu? „Dostępne dowody nie potwierdzają jednak skuteczności tego rodzaju interwencji”. Oczywiście, że nie potwierdzają. Jechałem kiedyś pociągiem z panem, który zarabiał na życie grając w teatrzyku propagującym szkodliwość narkotyków. Nie wiem, ile piw wypił. Ze mną kilka. Po czym zrobił się agresywny i namolny w stosunku do jadących z nami dziewcząt, więc musieliśmy pójść pić gdzie indziej. Był pijakiem i nie wstydził się tego. Jego wiedza na temat problemu narkotykowego ograniczała się do tego, że to zło. Mógłbym uwierzyć w skuteczność jego działań, gdyby jego praca polegała na przekonywanie ludzi, że piwo jest lepsze od hery. Tylko nie wiem, kogo miałby do tego przekonywać. Natomiast o kampaniach telewizyjnych i billboardowych czytamy, że w niektórych przypadkach miały „skutek odmienny od oczekiwanego, w związku z którym osoby wcześniej niezainteresowane narkotykiem wykazały chęć zażycia go”. To tyle, jeśli chodzi wywalanie publicznych pieniędzy na kampanie społeczne i pogadanki w szkołach.

Ale nie wszystko, jeśli chodzi o wywalanie publicznych pieniędzy. „Wydatki rządowe na związane z narkotykami porządek publiczny i bezpieczeństwo publiczne (siły policyjne, sądy i więzienia) średnio mogą być trzy razy wyższe od wydatków na problemy zdrowotne powiązane z zażywaniem narkotyków”. Ach, tak. Czy państwu się również nasuwa pytanie o to, dlaczego narkotyki są zabronione? Podobno dlatego, że powodują uzależnienie. To dlaczego nie zabronić internetu i pracy? Bo nie są tak bardzo szkodliwe dla zdrowia? Można by się spierać. Cytowane przed chwilą dane każą jednak myśleć, że narkotyki są zabronione, żeby zapewnić zajęcie ludziom z policji, sądów i więziennictwa. Pytanie, czy nie mogliby zamiast tego pracować w służbie zdrowia, należy uznać za otwarte.

Ze ściganiem przestępstw narkotykowych w ogóle jest problem. Gdyż wiele z tych aktów można określić jako „przestępstwa dokonane za obopólną zgodą”. Ja chcę kupić, ktoś chce sprzedać. Nie będziemy w tej sprawie dzwonić do policji z prośbą o pośrednictwo. Niestety nasze hobby jest zagrożeniem dla zdrowia (bo przecież nie dla policji). Poczytajmy, jakież to szkody w ludzkim organizmie powoduje palenie złowrogiej marihuany w przypadku osób o intensywnych i długotrwałych schematach zażywania: „problemy z oddychaniem, osiąganie słabszych wyników, uzależnienie”. O ile problemy z oddychaniem można uznać za rzeczywisty kłopot dla służby zdrowia, o tyle bliżej niesprecyzowane „osiąganie słabszych wyników” (w czym?) uznałbym raczej za szlachetną sztukę mienia wyjebane. Tyczącą się raczej przyjętych w życiu wartości, a nie kwestii medycznych. Oczywiście można się naśmiewać ze szkodliwości palenie marihuany, porównując ją do piwa czy ilości wypadków samochodowych, przy czym warto pamiętać, że za jej posiadanie ciągle można trafić do pierdla w większości krajów Europy, ale jest to znacznie głębszy problem. „Osoby zażywające narkotyki, zwłaszcza intensywnie, mogą również doświadczać powiązanych z tym problemów, przy czym osoby te niekoniecznie spełniają kliniczne kryteria uzależnienia”. No i to jest problem. Ludzie biorą narkotyki, ale się nie uzależniają. Co z nich więc za narkotyki? Może biorą nie te narkotyki, co trzeba? U osób palących trawę „odsetek osób, u których rozwinęło się uzależnienie, może nie przekraczać 10%”. To może THC jednak nie jest narkotykiem? Przynajmniej nie bardziej niż gry komputerowe? Kolejna otwarta kwestia.

Kwestii w ogóle jest wiele. W Zjednoczonym Królestwie trwają na przykład badania dotyczące „bezpiecznego tańca”, ale nie będziemy się nimi tutaj zajmować. Zresztą raport nie poświęca im dostateczniej uwagi, choć to temat ważki i ciekawy. I być może jego zgłębienie sprawi kiedyś, że w większości klubów nocnych będzie dostępna bezpłatna woda pitna.

Być może najważniejszą sprawą tyczącą się problemu narkotykowego jest to, jak go rozwikłać. Tymczasem czytamy: „Do tej pory nie wykazano niezbitego dowodu potwierdzającego skuteczność konkretnego psychospołecznego działania interwencyjnego, które pomagałoby osobom zażywającym psychostymulanty w zachowaniu abstynencji”. Więc być może rację ma Tomasz Piątek twierdząc, że niektórzy ludzie rodzą się uzależnieni, tak jak rodzą się rudzi. I wsadzanie ich do więzień, ani nawet wsadzanie do więzień ich dilerów, nie bardzo może tu pomóc. Lecz to też nie daje pełnego obrazu sprawy. Bo na przykład, jeśli chodzi o uzależnionych od kokainy, to istnieją badania, w których stwierdzono, że „ blisko 40% wychodzi z nałogu bez stosowania leczenia związanego z narkotykami lub alkoholem”. Więc jeśli liczyć tych leczonych terapiami związanymi z narkotykami, pewnie jeszcze więcej. I tu dochodzimy do istotnego wątku. Gdyż wydaje się, że coraz więcej przemawia za leczeniem substytucyjnym. Problem, czy można je w ogóle nazywać leczeniem? W raporcie poświęcono wiele miejsca jego dostępności. Lecz stwierdzono także, że istnieją kraje, jak Finlandia, gdzie 41% osób ubiegających się o leczenie jako podstawowy zażywany narkotyk zgłasza buprenorfinę. Czyli zastępnik metadonu  w leczeniu substytucyjnym. Nie ma co się łudzić, jeśli ktoś jeszcze w ogóle to robi, różnica między lekami a narkotykami występuję często wyłącznie w nazewnictwie. Czytam więc, że: „leczenie ze wspomaganiem heroiny skutecznie ogranicza zażywanie nielegalnych narkotyków”. Nie wątpię, choć do tej pory miałem wrażenie, że to heroina jest nielegalnym narkotykiem, z którym mamy największy problem. Ale jak widać nie tylko ja mam problemy z różnicami w nazewnictwie. Może więc raport powinien raczej być zatytułowany: „Stan problemu z nazewnictwem problemu narkotykowego w Europie”?

Jedno wydaje się pewne. „Choroby zakaźne, takie jak zakażenie HIV i zapalenie wątroby typu B i C, należą do najpoważniejszych skutków zdrowotnych zażywania narkotyków”. A jeśli zgodzić się, że zdrowie jest najważniejsze, to może i skutków w ogóle. A skoro problemem nie są narkotyki (które można również nazywać lekami), tylko choroby, to może chorych należałoby zamykać w więzieniach? Dlaczego by sobie nie wyobrazić sytuacji, w której zakażenie żółtaczką lub wirusem HIV byłoby przestępstwem? W końcu choroba ma wiele cech zbieżnych z uzależnieniem. Niejednokrotnie powoduje trudności z oddychaniem i osiąganie słabszych wyników. Czasami nawet zgon. Oczywiście ze wzmożoną intensywnością należałoby ścigać dilerów leków. W końcu to oni głównie czerpaliby zyski z tego przestępczego procederu. A jednak trudno sobie taką sytuację wyobrazić, choć logicznie. Chciałbym jednak dożyć czasów, w których będzie ją sobie równie trudno wyobrazić, jak prześladowanie społeczeństwa za palenie pewnej znanej od starożytności rośliny określanej profesjonalnie jako Cannabis indica.

Stan problemu narkotykowego w Europie. Raport roczny 2009 do ściągnięcia [tutaj].

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij