Kraj

Na co mi kampania?

Telewizyjny spot pokazuje młodych, uśmiechniętych, modnie ubranych ludzi prezentujących z dumą swoje pasje – taniec, grę na gitarze czy jazdę na deskorolce. Kiedy pojawia się pytanie-propozycja: narkotyki?, odpowiadają z uśmiechem pełnym wyższości – „na co mi to”.

Jedno z haseł odwołującej się do badań kampanii brzmi: „Większość młodych ludzi nie zażywa narkotyków. Takie są fakty”.

Widać, że twórcy opierali się na przekonaniu – dość straszenia, trzeba wzmocnić pozytywny przekaz. Strona internetowa kampanii jest skonstruowana w taki sposób, aby każdy zalogowany wklejał tam swoje inspiracje oraz opisy pasji, hobby, czegoś, co „pozytywnie nakręca” Obok przewidywalnych zainteresowań – jak moda czy jazda na rolkach mamy też i harcerki, pomoc w schronisku dla zwierząt. Na stronie można znaleźć opisy wakacyjnych festiwali filmowych, koncertów. „Chcemy zrzeszać młodych ludzi, którzy nie muszą brać narkotyków, żeby się pozytywnie nakręcać.”- głosi opis kampanii na fejsbuku.

Oczywiście bardzo cieszy mnie samo założenie pozytywnego wzmocnienia psychologicznego, brak straszenia brudnym narkomanem spod dworca grożącym strzykawką, brak tonu przeważającego w telewizyjnych dyskusjach o dopalaczach o „umieraniu dzieci na polskich ulicach” i siania atmosfery pełnej podejrzeń i paniki. Akcja jednak próbuje udowadniać tezę, że najlepiej jest opowiadać o narkotykach bez narkotyków, pokazywać, że najsilniej uzależnia pasja i zaangażowanie. Przekaz opiera się na haśle „jesteśmy fajni. Reszta to margines.” Silnie wykluczające hasło „większość nie używa..” zostawia poczucie pustego miejsca niedookreślenia. Kim są ci młodzi ludzie, których nie widać w kolorowej reklamie? Czytając pobieżnie stronę można rzeczywiście nazwać ich marginesem, skoro słupki pokazują procenty osób, które nigdy narkotyków nie spróbowały: 99%, 98%…Dopiero, gdy się przyjrzymy tym liczbom, okaże się, że robiące wrażenie odsetki wyróżnione przez kampanię na pierwszym miejscu pokazują użytkowników – a raczej nie-użytkowników mało popularnych substancji (ecstasy czy heroiny) – w rzeczywistości natomiast użytkowników jakichkolwiek narkotyków jest ok. 30 %. W raporcie, do którego odsyła kampania obok określenia „narkotyki” pojawia się również bardziej racjonalne – „substancje psychoaktywne”, do których zaliczamy również piwo czy wódkę. Taka klasyfikacja byłaby jednak mało kompatybilna z optymistycznymi hasłami kampanii – wystarczyłby rzut oka na badania dotyczące upijania się wśród gimnazjalistów. Jak wiemy, picie wódki przez czternastolatków jest powszechne, dlatego nie przekonuje mnie hurraoptymizm oparty na antynomii między określeniami „większość” a strasznym słowem „narkotyki.”

Nie wiemy co się stało z „mniejszością”, możemy jednak podziwiać kilkoro ładnych indywidualistów, którzy wybrali „to, co ich kręci” Niby tego nie widzimy, ale domyślać się możemy, że reszta leży na brudnych dworcach, gorzej ubrana i mniej „modna” Przypomina mi to słynny giertychowski spot o szkole, która ma stać się bezpieczna, za zatrzaskującą się bramą zostawiamy tych, którzy nie pasują do nowego wspaniałego świata. Czyli wyglądający modnie ludzie, choć bardzo różni od występujących w polityce straszenia są rewersem tej samej wizji świata.

Narkotyki, tak jak rolki czy wzmacniacz, stają się jednym ze stylów życia, możliwych wyborów, za które odpowiadamy – inaczej – jesteśmy wykluczeni z fajnej grupy. Stawiając na indywidualizację odpowiedzialności – wyrywamy zażywanie narkotyków z jakichkolwiek uwarunkowań czy kontekstów społecznych, o tych ekonomicznych nie wspominając. Skoro można być fajnym z różnych powodów to czemu najfajniejszych, pokazanych w reklamie stać akurat na rzeczy relatywnie drogie jak sprzęt deskorolkowy czy kurs modern jazzu? W przeciwieństwie do strony internetowej, w reklamie telewizyjnej nie ma miejsca na harcerkę ani na dziewczynę, która przychodzi do schroniska i pomaga zwierzętom. Spot buduje wizję zbioru zatomizowanych jednostek szukających sposobu na wyrażenie siebie przy pomocy odpowiednich środków, nie wspólnoty ludzi, którzy na siebie wpływają i za siebie odpowiadają.

Granie na dość prymitywnie pojętym podziale na tych, którzy są super extra czad i na tych, którzy tacy nie są, wydaje mi się też niebezpieczne dla samego założenia kampanii. Każdy, kto zna mechanizmy mody, zdaje sobie sprawę, z zaskakującego truizmu, że młodzież  lubi być „inna niż wszyscy.”

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij