Edukacja

Zeliczenko: Wysyłaliśmy „złych” ludzi za kraty. Ale to była droga donikąd

A potem zaczęliśmy lobbować za liberalizacja prawa.

Przemek Hirniak: Jak doświadczenie wieloletniej pracy w policji w Kirgistanie wpłynęło na ewolucję Pana poglądów na kwestię polityki narkotykowej?

Aleksander Zeliczenko: Zanim przeszedłem na emeryturę, pracowałem trzydzieści siedem lat jako policjant, z czego dwadzieścia pięć w wydziale narkotykowym. Od 1999 roku działam w organizacjach międzynarodowych, spędziłem cztery i pół roku na Bałkanach w siłach pokojowych. Obecnie zajmuję się pracami Centrum ds. Narkotyków w Centralnej Azji, które jest instytucją badawczą. Naukę w wyższej szkole policji zakończyłem jeszcze w czasach Związku Radzieckiego. Uczono nas, że użytkownicy narkotyków są wrogiem państwa, rodzin i samych siebie, dlatego trzeba ich wszystkich posłać za kraty. I robiliśmy to, z całym młodzieńczym entuzjazmem. Możesz sobie wyobrazić, jak wielu ludzi posłałem do więzienia podczas mojej policyjnej kariery. Później zacząłem rozumieć błędy tej strategii.

A co się stało?

Zatrzymywanych było coraz więcej i więcej. Droga donikąd – jak walka z hydrą. Odcinasz głowę, ale natychmiast wyrastają dwie nowe. Została powołana specjalna komisja, by szybko ocenić sytuację w więzieniach, z powodu ich przepełnienia i braku pieniędzy z budżetu. Nie dostawaliśmy już środków z Moskwy. Musieliśmy natychmiast znaleźć jakieś rozwiązanie. Komisja ustaliła, że 45–50 procent więźniów to osoby skazane za przestępstwa narkotykowe, z czego 70 procent za posiadanie od 1 do 10 gramów twardych narkotyków. W tym samym czasie zaczęliśmy konfiskować setki kilogramów surowego opium wytwarzanego w Afganistanie i jednocześnie egzekwować stare prawo, według którego posiadanie 0,15 grama heroiny było przestępstwem. Stało się oczywiste, że to niedorzeczne. Zdecydowaliśmy się zmienić prawo. Najpierw zaczęliśmy edukować policję, by funkcjonariusze nie przeszkadzali organizacjom zajmującym się redukcją szkód wśród użytkowników substancji psychoaktywnych.

Ostatecznie zmieniło się prawo – od 2007 roku posiadanie 1 grama heroiny, 5 gramów opium i 20 gramów marihuany nie jest przestępstwem karnym, lecz wykroczeniem administracyjnym.

Należy pamiętać, że w środkowej Azji Afganistan ma pozycję ważnego producenta narkotyków. Liczymy, że to się jeszcze zmieni dzięki obecności sił i organizacji z państw walczących z tzw. terroryzmem, wspieraniu ruchów opozycyjnych do talibów, jak Islamskiego Ruchu Afganistanu czy Islamskiego Ruchu Turkiestanu. Jeśli jednak talibowie wygrają wybory, a jest to bardzo prawdopodobne, to nadal będą uprawiać opium i sprzedawać je, by móc kupować broń. Obawiamy się, że narkohandel zintensyfikuje się jeszcze bardziej. Musimy skoncentrować nasze siły na powstrzymaniu tego.

Redukcja szkód jest jedną z lepszych strategii osłabiania nielegalnego biznesu narkotykowego. Od 1999 roku okazała się najbardziej efektywna w naszym fachu. Od 2002 roku prowadzimy w więzieniach wymianę igieł i strzykawek, w 2008 wprowadziliśmy leczenie substytucyjne [pacjentom podawane są leki zastępujące narkotyk, na przykład metadon – przyp. red.].

W Polsce najpopularniejszym narkotykiem jest marihuana. Jak to wygląda w Azji Środkowej?

Marihuana rosnąca w Kirgistanie jest łagodna i ma bardzo dobrą jakość. W regionie mamy wiele dzikich plantacji marihuany, tysiące hektarów… Możesz iść do parku i zrobić sobie, ot tak, jointa. Nie możemy zwracać zbyt wiele uwagi na handel, ponieważ musimy walczyć przede wszystkim z importem ciężkich narkotyków z Afganistanu. Mamy jednak specjalną jednostkę, która walczy też z biznesem marihuanowym.

Czy policja miała jakiś wpływ na zmiany prawa w Kirgistanie?

Propozycja zmiany wyszła przede wszystkim od policji. Wysłaliśmy wielu ludzi do więzień za nic; nie byli przestępcami, tylko chorymi ludźmi.

Kto dokładnie zainicjował ten proces, który chyba zakończył się sukcesem?

Razem ze mną była to grupa kilku osób. Mieliśmy o tyle łatwiej, że byłem w tym czasie szefem policji. Zaczęliśmy rozmawiać z wysoko postawionymi urzędnikami państwowymi. Zdecydowaliśmy się nie tylko informować rząd, ale wprowadzać też w życie nowe podejście do sprawy narkotyków. Mówić wszędzie głośno, co trzeba zrobić.

Bardzo trudno wyobrazić sobie podobną sytuację w Polsce.

Może ktoś inny powinien wziąć na siebie tę rolę? Prokuratorzy albo społeczeństwo. Przecież wybieracie co jakiś czas ludzi do parlamentu.

Zaczęliście lobbować za zmianami w prawie. Jakie były główne problemy polityczne?

Z politykami są do dzisiaj. Zaczęliśmy lobbować i budować wsparcie dla tej sprawy. Wyjaśniać, dlaczego chcemy zmieniać prawo. Dlaczego, na przykład, wszyscy obywatele powinni zmienić podejście do osób żyjących z wirusem HIV. Jesteśmy jeszcze daleko od sukcesów i finalnych decyzji. Nie możemy teraz się zatrzymać.

Co ciekawe, idea redukcji szkód przyszła do nas z Polski. Pewna specjalistka przyjechała do Kirgistanu i zaprezentowała nam założenia tego podejścia. Nic o tym nie wiedzieliśmy. Nic a nic.

Byliśmy typowymi funkcjonariuszami policji z bronią i kajdankami. Wysyłaliśmy „złych” ludzi za kraty. Słuchaliśmy tej specjalistki w osłupieniu. Pytaliśmy: „Jak to? Wymiana strzykawek dla kogo? Dla ćpunów? Jeśli ktoś zacznie to robić, trafi za kraty”. To był dla nas szok.

Jak wygląda edukacja z zakresu redukcji szkód w akademii policyjnej w Kirgistanie?

To kompleksowa strategia. Wprowadziliśmy do programu nauczania specjalny kurs trwający od 40 do 60 godzin. Chcemy, żeby policjanci respektowali ideę redukcji szkód wśród użytkowników narkotyków. Kadeci muszą zdać egzamin po kursie, który ma podobną strukturę do innych egzaminów typowych dla edukacji policjantów.

A jakie jest pana zdanie o polskim ustawodawstwie narkotykowym?

Jest dla mnie jasne, że Polska powinna najpierw zmienić prawo. Główni eksperci, którzy przyjechali, by nas wtedy szkolić, byli z Polski. Spotykali się z pracownikami jednostek policyjnych i więzień. Włożyli w to dużo wysiłku i wykonali świetną pracę. Wspominali, że polityka narkotykowa Kirgistanu jest bardziej liberalna niż polska. Myślałem, że to żart. Kiedy zacząłem przygotowywać się do wizyty w Polsce i przeglądać dokumenty dotyczące polityki narkotykowej w waszym kraju, byłem totalnie zaskoczony. Musicie to szybko zmienić.

Aleksander Zeliczenko – były funkcjonariusz policji z Kirgistanu, obecnie dyrektor Central Asian Centre on Drug Policy, międzynarodowej organizacji zrzeszającej policjantów działających na rzecz redukcji szkód wśród osób uzależnionych. Gościł w Polsce na zaproszenie Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej. 13 stycznia wziął udział w otwartej debacie i prowadził zamknięte szkolenie dla policji organizowane we współpracy z Helsińską Fundacją Praw Człowieka.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij