Kraj

Kogo oburza „Seks w moim mieście”

„Rzeczpospolita” pisze, że kampania chce edukować gejów za publiczne pieniądze. Owszem, dokładnie to chce robić i właśnie tego nam dzisiaj potrzeba.

Żyjemy w kraju, gdzie zdrowie i życie sporej części obywateli jest zupełnie nieważne dla rządu. Tak właśnie można odczytać postawę ministra oraz agencji odpowiedzialnych za profilaktykę HIV/AIDS w Polsce wobec kampanii Seks w moim mieście. Zamknięcie pierwszego, profesjonalnego portalu profilaktycznego skierowanego do osób homoseksualnych oraz biseksualnych (lub szerzej określanych jako MSM – man having sex with man) było reakcją na krytyczny artykuł opublikowany przez „Rzeczpospolitą”.

Wystarczyło kilka bezsensownych zdań, aby rząd się przestraszył i zrezygnował z dobrze zaplanowanej i skutecznej kampanii, która tak naprawdę nie było droga. Czym jest kwota niespełna 100 tysięcy złotych, kiedy w tle mamy szybujące statystyki epidemiologiczne i perspektywę przeznaczania o wiele większych środków w przyszłości na leczenie osób zakażonych.

Dlaczego działania, które mają za zadanie obniżać liczbę zakażeń, a w przyszłości pacjentów polskiego systemu ochrony zdrowia, spotykają się z takim oporem? Dlatego, że nastawione są na gejów i mężczyzn uprawiających niebezpieczny „grzeszny seks”? Dlatego, że dotykają drażliwego pola narkotyków?

Zastanówmy się, co by się stało, gdybyśmy logikę takiego myślenia przenieśli na inne choroby. Weźmy na przykład choroby układu krążenia – to obecnie plaga wielu krajów, jeśli chodzi o liczbę zgonów, koszty i ilość hospitalizacji. Czym spowodowany jest tak ogromny wzrost chorób układu krążenia wśród naszej populacji? Złą dietą, paleniem papierosów, piciem alkoholu, brakiem ruchu. Na wszystkie te czynniki mamy wpływ. Świadomie i z premedytacją robimy wszystko, aby nasze serca wysiadały szybciej, niż powinny. Żądamy jednocześnie od naszych systemów zdrowotnych opieki na najwyższym poziomie, a pacjentów, którzy cierpią na te choroby, nikt nie pociąga do odpowiedzialności. Grzecznie łożymy na ich leczenie z publicznych pieniędzy.

Dlaczego o tym wspominam? „Rzeczpospolita” pisze, że kampania chce edukować gejów za publiczne pieniądze. Owszem, dokładnie to chce robić i właśnie tego nam dzisiaj potrzeba w Polsce, gdzie statystyki epidemiologiczne mówią coś okropnego. Śmieszna jest natomiast ilość środków jakie w kraju przeznaczamy na profilaktykę HIV i AIDS. Cudem jest, że w ogóle cokolwiek dzieje się na tym polu.

To, że w Polsce rzadko stosuje się sprawdzone metody, nikogo nie dziwi. Redukcja szkód, na której oparta jest cała kampania, jest skutecznym, tanim i sprawdzonym podejściem do profilaktyki zakażeń HIV. W wielu badaniach udowodniono jej efektywność. Dlaczego w Polsce wciąż uważana jest za promocję zażywania narkotyków i zachęcania do seksu? Czy nie zdajemy sobie sprawy, że nie jesteśmy w stanie zapanować nad tym, aby ludzie przestali zażywać narkotyki, uprawiać seks i podejmować zachowania ryzykowne? Jeśli głównym argumentem „Rzeczpospolitej” jest to, że finansujemy takie kampanie z publicznych pieniędzy, to radzę przeliczyć, ile wydamy na leczenie osób zakażonych w przyszłości – chyba że w Polsce przestało im przysługiwać prawo do leczenie.

Marcin Rodzinka – specjalista zdrowia publicznego, student Collegium Medicum UJ, członek zarządu Instytutu Podkarpackiego

Czytaj także:

Jakub Janiszewski, Nienawiść do homoseksualizmu i spadające nakłady

Elisabeth Pisani, Święte krowy

Polecamy też:

Jakub Janiszewski, Kto w Polsce ma HIV? (Wydawnictwo Krytyki Politycznej).

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij