Świat

Jak wywołać epidemię. Węgry biorą się za narkotyki

Krótka historia wzlotów i upadków węgierskiej polityki narkotykowej.

Właśnie mija pięć lat od wejścia w życie węgierskiej Strategii Antynarkotykowej na lata 2013–2020 o wdzięcznym tytule Czysta Świadomość, Trzeźwość i Walka z Przestępczością Narkotykową. Jednym z jej głównych punktów jest bardzo ambitny, jak przyznają sami autorzy dokumentu, cel uczynienia Węgier państwem wolnym od narkotyków do roku 2020. Czy rząd Viktora Orbana choć trochę się do niego przybliża? Przyjrzyjmy się jak dziś wyglądają nad Dunajem prewencja i redukcja szkód.

Srebrny Wiek w burzliwej historii

Polityka narkotykowa nigdy nie była w centrum zainteresowania rządów w Budapeszcie. Chroniczne niedofinansowanie organizacji odpowiadających za prewencję, leczenie i redukcję szkód niezmiennie spędza sen z powiek zarówno menadżerom, jak i pracownikom tych instytucji.

Sytuacja nie zawsze wyglądała tak tragicznie jak dziś. Na początku lat 90. kwestia substancji psychoaktywnych mogła liczyć na uwagę polityków. Ze względu na otwarcie granic Węgry stały się atrakcyjnym krajem przerzutowym na heroinowym szlaku z Bliskiego Wschodu do krajów Europy Zachodniej. Zakazanych środków było na Węgrzech więcej i było to zauważalne.

W drugiej połowie lat 90. sektor opieki nad osobami używającymi narkotyków rozwijał się bardzo dynamicznie, częściowo za sprawą stosunkowo progresywnego podejścia koalicyjnego rządu Węgierskiej Partii Socjalistycznej i Sojuszu Wolnych Demokratów. W 1991 powstał Komitet Koordynacyjny ds. Narkotyków, a nowelizacja kodeksu karnego z 1993 roku prezentowała zrównoważone podejście do problemu, między innymi wprowadzając możliwość podjęcia terapii jako alternatywy do kary więzienia zarówno dla osób uzależnionych, jak i tych używających narkotyków okazjonalnie. Proces szkicowania pierwszej węgierskiej strategii narkotykowej zaowocował progresywnym dokumentem, po raz pierwszy w historii oficjalnie uznającym redukcję szkód jako efektywną strategię i nawołującym do zwiększenia liczby i zasięgu serwisów wymiany igieł i strzykawek oraz opioidowej terapii substytucyjnej.

Walka z HIV na okupowanych terytoriach Ukrainy

czytaj także

Walka z HIV na okupowanych terytoriach Ukrainy

Julianna Skibicka, Aleksandra Czernowa

Projekt strategii został jednak odrzucony jeszcze w tym samym roku za sprawą decyzji nowego rządu złożonego z Fideszu i chrześcijańskich demokratów. Prawo zostało zaostrzone, ograniczając możliwość podjęcia terapii w celu uniknięcia więzienia wyłącznie do osób, które były w stanie udowodnić swoje uzależnienie (cokolwiek to znaczy). Konsumpcja narkotyków została wpisana do kodeksu jako osobna aktywność przestępcza (a nie, jak to było poprzednio, karalna jedynie pośrednio poprzez kryminalizację „posiadania”). Zmiana ta miała dość istotny wpływ na funkcjonowanie serwisów redukcji szkód, których pracownicy od tego momentu mogli być oskarżani o pomoc w popełnianiu przestępstwa.

Mimo to pierwsza formalnie zaakceptowana węgierska strategia narkotykowa (na lata 2000–2009) opierała się na zrównoważonym podejściu do tematu narkotyków. Dokument uznawał efektywność programów redukcji szkód w zapobieganiu rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych, jak HIV czy wirusowe zapalenie wątroby typu C.

Białoruś: Matki skazanych za narkotyki czekają na cud

Czasy rozkwitu postępowej polityki narkotykowej na Węgrzech przypadają na lata 2003–2011, kiedy to kolejny raz do władzy doszli socjaldemokraci. Kolejna nowelizacja kodeksu karnego wykreśliła konsumpcję z listy nielegalnych aktywności związanych z narkotykami i przywróciła bardziej liberalne przepisy dotyczące alternatyw dla kary pozbawienia wolności. W 2005 roku organizacje prowadzące serwisy wymiany igieł podpisały umowę z budapesztańską policją, zgodnie z którą funkcjonariusze mieli powstrzymywać się od ingerencji w funkcjonowanie punktów oraz aresztowania ich klientów. Liczba tychże serwisów w kraju wzrosła w tym okresie z 7 do 24, a wydatki na redukcję szkód z budżetu państwa poszybowały z około 60 tys. euro do prawie 600 tys. rocznie za sprawą nowego schematu finansowania. Liczba osób korzystających z serwisów wzrosła o prawie 570%, a liczba rozdawanych rocznie igieł i strzykawek o 2200%. Mimo wszystko jednak była to jedynie kropla w morzu potrzeb, a większość osób używających narkotyków dożylnie nadal nie miała dostępu do serwisów. Duże nadzieje pokładano w nowej strategii narkotykowej, którą opracowano w 2009 roku przy aktywnym udziale krajowych i międzynarodowych ekspertów i która została okrzyknięta jedną z najbardziej postępowych strategii na świecie.

Polowanie na czarownice

Nadzieje związane z nową strategią zostały jednak bardzo szybko pogrzebane. Kiedy Fidesz i chrześcijańscy demokraci znów wygrali wybory w 2010 roku, odrzucenie dokumentu (pomimo protestów ekspertów i przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego) było jedną z ich pierwszych decyzji na polu polityki narkotykowej. Bardzo szybko ograniczono też poziom finansowania tego obszaru ze środków publicznych, a szczególnie radykalne cięcia miały miejsce w przypadku redukcji szkód i badań. Nowy rząd potrzebował aż trzech lat na opracowanie kolejnej strategii, która od tej pory nazywała się „antynarkotykową”. Przedłużający się brak strategicznego dokumentu tworzącego ramy pod jakąkolwiek działalność, szczególnie w połączeniu ze wspomnianymi cięciami budżetowymi, miał opłakane skutki, jeśli chodzi o kondycję polityki narkotykowej na Węgrzech. Ale prawdziwym spełnieniem koszmarów aktywistów było wejście w życie nowej strategii, opartej na podejściu „zero tolerancji” i przypominającej swoją treścią zarówno wojnę z narkotykami Nixona w latach 70., jak i kampanię „Just Say No” Nancy Reagan w latach 80. Obecny dyskurs skupia się na podkreślaniu, jak osoby używające narkotyków szkodzą sobie i całemu społeczeństwu, jak wielkim złem są substancje psychoaktywne, i na propagowaniu powszechnej abstynencji jako jedynego akceptowalnego i słusznego celu wysiłków państwa. W istocie, obecna polityka narkotykowa na Węgrzech to polityka moralna w swojej najlepszej odsłonie.

Redukcjo szkód, quo vadis?

Konserwatywne reformy Orbana uderzyły z całą siłą w serwisy redukcji szkód, a szczególnie organizacje prowadzące punkty wymiany igieł. W 2014 i 2015 roku ofiarami wrogiego nastawienia krajowych i lokalnych polityków padły dwie największe tego typu organizacje w kraju. Należący do Fideszu burmistrz 8 dzielnicy Budapesztu rozpoczął swoją kampanię przeciwko fundacji Niebieski Punkt w 2013 roku, manipulując miejscową społecznością przy użyciu lokalnych mediów i specjalnie do tego celu stworzonej organizacji pozarządowej. Fundacja była obarczana odpowiedzialnością za zużyte strzykawki porzucone na ulicach oraz za przyciąganie osób używających narkotyki z innych dzielnic. Co najbardziej absurdalne, jednym z zarzutów był też spadek liczby wydawanych igieł – rezultat finansowych decyzji rządu centralnego. Umowa o współpracy pomiędzy Niebieskim Punktem i samorządem lokalnym została zerwana bez uprzedzenia. Manipulacja wymaganiami dotyczącymi rocznych sprawozdań organizacji pozarządowych dała burmistrzowi podstawy do odrzucenia raportu fundacji, co z kolei umożliwiło niemal pięciokrotne podniesienie czynszu za zajmowany przez nią lokal. W rezultacie tych działań organizacja, odpowiadająca za 35% klientów punktów wymiany igieł w kraju, została zmuszona do zamknięcia serwisu w sierpniu 2014.

Rumuńska ruletka: jak strzelić sobie w żyłę w Bukareszcie

Zamknięcie Niebieskiego Punktu miało poważne konsekwencje dla drugiego największego punktu wymiany igieł prowadzonego przez Fundację Prewencji Narkotykowej. Większość klientów z 8 dzielnicy zwyczajnie przestała korzystać z jakichkolwiek serwisów, ale część z nich przeniosła się do 13 dzielnicy, gdzie FPN miała swoją niewielką siedzibę. Liczba osób odwiedzających FPN wzrosła z 40–50 dziennie do nawet 80–90 w ciągu zaledwie kilku miesięcy. Zwiększona widoczność użytkowników substancji na ulicach wywołała protesty okolicznych mieszkańców, co z kolei zaowocowało wyrzuceniem organizacji z lokalu i zmuszenie jej do przeniesienia działalności w bardziej odległe rejony dzielnicy. Co więcej, pozwolenie na kontynuowanie serwisu wymiany igieł zostało wycofane. Wywodzący się z Węgierskiej Partii Socjalistycznej burmistrz, jako jeden z zaledwie kilku polityków opozycji ocalałych w mieście, zastosował klasyczną strategię umywania rąk, próbując ratować swoją skórę: zaprzeczył, że kiedykolwiek był świadomy, że fundacja prowadziła wymianę igieł i określił tę aktywność jako nielegalną. Powyższa deklaracja jest szczególnie ciekawa, zważywszy na fakt, że to właśnie jego podpis widnieje na kilku poprzednich pozwoleniach i dyplomie, który organizacja otrzymała za swoją pracę. FPN zakończyła wymianę igieł w lutym 2015, sześć miesięcy od zamknięcia Niebieskiego Punktu.

Prewencja na sygnale

Teoria wygląda nie najgorzej: od 2012 roku w węgierskich szkołach można realizować jedynie programy prewencji narkotykowej oparte na podejściu zdrowotnym oraz rekomendowane przez Narodowy Instytut Rozwoju Zdrowia. Niestety, praktyka wygląda zgoła inaczej. Węgrzy mają ogromny problem z dobrej jakości programami prewencyjnymi: te skuteczne powinny być długoterminowe i wymagają zatrudnienia specjalistów, a to wiąże się z dużymi kosztami. Istnieją co prawda organizacje pozarządowe, które są chętne prowadzić takie zajęcia pro publico bono, jednak przy zerowym wsparciu ze strony państwa i restrykcyjnych przepisach nie są one w stanie przebić się do szkół. Przepisy z 2012 roku mają zapewnić jakość prewencji, ale w praktyce przyczyniają się do pogłębiania deficytu podmiotów, które mogą prowadzić takie działania. W 2014 roku w całym kraju jedynie 14 organizacji uzyskało akredytację Instytutu. Co więcej, ani organizacje, ani szkoły nie mają pieniędzy na finansowanie działań. W związku z tym nawet oficjalnie zaakceptowane podmioty mają związane ręce, o ile nie otrzymają środków z budżetu państwa. Środków, które po 2011 roku drastycznie spadły.

Jak to jest umrzeć z pogardy na Krymie?

czytaj także

Kto w takim razie odpowiada za prewencję w węgierskich szkołach?  Po pierwsze, dyrektorzy zwracają się do organizacji religijnych. Co ciekawe, na Węgrzech jedną z najbardziej aktywnych organizacji na tym polu są scjentolodzy, którzy z własnych (całkiem pokaźnych) środków prowadzą programy prewencyjne silnie osadzone w paradygmacie abstynencyjnym. Od kilkunastu lat organizują też „maraton na rzecz wolności od narkotyków”, przemierzając kraj i zatrzymując się na pogadanki w szkołach. Drugą opcją jest coś, co znamy doskonale ze swojego podwórka: pan policjant przez 45 minut opowiadający o tym, że narkotyki są nielegalne, szkodliwe i nieuchronnie prowadzą do przegranego życia. Czasem nawet pokazuje jakieś próbki. Kolejna wersja, niekiedy łączona z innymi, to również znana figura „byłego narkomana”, który wyszedł z „nałogu” i obecnie wypełnia swoją misję przestrzegania młodzieży przed niebezpieczeństwami, jakie niosą za sobą substancje psychoaktywne.

Na swojej stronie internetowej węgierscy scjentolodzy deklarują popieranie efektywnej prewencji narkotykowej. A jak się to ma do rzeczywistości? Pod koniec kwietnia aktywiści z Drug Reporter przeprowadzili ankietę wśród młodzieży licealnej, otrzymując 1133 odpowiedzi. Jej wyniki, co nie zaskakuje, nie dają zbyt wielu powodów do optymizmu. Ośmioro na dziesięcioro uczniów uczestniczyło w wykładzie prewencyjnym; bardziej interaktywne formy programów są rzadkością. W ponad połowie przypadków zajęcia były prowadzone przez policjanta, w ponad 40% przez „innego zewnętrznego eksperta”, więcej niż co trzecie przez nauczyciela, a niemal co piąte przez „byłego narkomana” lub lekarza. Jeśli chodzi o treść programów, ich przytłaczająca większość skupia się na informowaniu o niebezpieczeństwach związanych z używaniem narkotyków. Ponad połowa przekazuje wiedzę na temat klasyfikacji i efektów różnych substancji, około 40% podkreśla nielegalność narkotyków oraz uczy, „jak mówić nie”. Jedynie co dziesiąty program zawiera informacje na temat redukowania szkód. Opinie na temat programów prewencyjnych są wśród uczniów podzielone, jednak przeważają negatywne. Z jednej strony ponad połowa oceniła przekazywaną wiedzę jako wiarygodną i przekonującą, z drugiej co czwarty respondent uważa, że zajęcia były bezużyteczne. Prawie połowa uczniów uznała, że informacje na temat szkodliwości substancji były przesadzone, że nie otrzymali odpowiedzi na pytania, które od dawna ich nurtują, że zajęcia nie zniechęciły ich do próbowania narkotyków. Programy nie zapewniają również przestrzeni do otwartego i szczerego dzielenia się swoimi przemyśleniami. Co ciekawe, 44% respondentów nie miało zdania na temat pokrywania się otrzymanych informacji z własnym doświadczeniem, co może sugerować, jaki jest odsetek uczniów nieposiadających doświadczeń z narkotykami.

Epilog

W ostatnim tygodniu roku szkolnego policja w trzynastotysięcznej miejscowości uzdrowiskowej Balatonfüred nad Balatonem przeprowadziła o świcie obławę na 30–40 uczniów lokalnego liceum. Funkcjonariusze przewrócili ich mieszkania do góry nogami w poszukiwaniu nielegalnych substancji. Następnie nastolatkowie zostali zatrzymani i przewiezieni na badania krwi i moczu na obecność narkotyków. Choć tylko kilkoro z nich jest pełnoletnich, byli przesłuchiwani bez obecności rodziców. Następnego ranka czekała na nich kolejna niespodzianka. Dyrektor szkoły postawiła ultimatum: mają w ciągu dwóch tygodni znaleźć sobie nową szkołę, w przeciwnym razie zostanie uruchomiona przeciwko nim procedura dyscyplinarna. Zbrodnia? Kilka jointów na zielonej szkole.

„Uzależnienie od narkotyków jest chorobą. Wymiana igieł i strzykawek to element leczenia”

Jeśli chodzi zaś o tych, którzy faktycznie potrzebują instytucjonalnego wsparcia, cóż… Obecnie prawdopodobnie ponad tysiąc klientów Niebieskiego Punktu i FPN zostało bez opieki. Zniknęli z pola widzenia, nie utrzymują kontaktu z żadnymi serwisami. Nie wiadomo, czy żyją, jak żyją, czy są zakażeni, czy zakażają innych. Organizacje pozarządowe w wielu przypadkach porzuciły adwokację, ich obecna strategia to „zamknąć się i przetrwać”. Pomiędzy 2011 i 2015 liczba iniekcyjnych użytkowników narkotyków cierpiących na wirusowe zapalenie wątroby typu C się podwoiła – z 25% na 50%. W przypadku osób wstrzykujących dopalacze (które stanowią ponad 80% wszystkich użytkowników iniekcyjnych) zakażenie dotyczy ośmiu na dziesięć osób. Szczęśliwie zakażenia HIV wśród osób używających substancji dożylnie były na Węgrzech zawsze na bardzo niskim poziomie. W 2015 roku jedynie trzy nowe przypadki zakażeń HIV są przypisywane iniekcyjnemu używaniu narkotyków. Pojawia się jednak pytanie, czy te niewielkie liczby są wynikiem faktycznie małej liczby zakażeń, czy może raczej niewystarczających programów testowania. W 2015 roku rozpoczął się proces włączania krajowego centrum epidemiologicznego do struktur Ministerstwa Zdrowia. Działalność centrum została na wielu płaszczyznach sparaliżowana lub zawieszona. W konsekwencji program corocznego testowania klientów punktów wymiany igieł w kierunku HIV i WZW C nie działał przez ostatnie trzy lata. Kilka miesięcy temu organizacje prowadzące niskoprogowe programy dla osób używających narkotyków otrzymały swoje przydziały testów na ten rok. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że czarny scenariusz się nie sprawdzi.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij