Świat

Jak się sprzedaje narkotyki w rosyjskim Darknecie?

Wygoda, anonimowość i względne bezpieczeństwo – to właśnie z tych powodów użytkownicy narkotyków pokochali DarkNet. Krytyka Polityczna publikuje reportaż Michaiła Szubina, który ukazał się w drugim numerze almanachu moloko plus o Russian Anonymous Marketplace (RAMP), czyli tzw. Rosyjskim Anonimowym Rynku, największej stronie internetowej zajmującej się sprzedażą narkotyków w Rosji.

W chwili publikacji tego tekstu RAMP jest niedostępny, gdyż stanowi obiekt ataku DdoS. Nie wiadomo, co stało się z platformą i jej twórcami. Nie wiadomo też, czy RAMP wznowi swoją działalność. Na chwilę obecną, tekst ten jest swego rodzaju epitafium dla największej platformy do sprzedaży narkotyków w rosyjskojęzycznym segmencie Darknetu.

Kira

Dziesiąta rano. Kira nie spała od trzech dni – pisała pracę dyplomową. Jeśli nie będzie spać jeszcze przez kilka dni, to zdąży ją skończyć. Najpierw musi jednak pojechać po amfetaminę, schowaną w jednym z jekaterynburskich parków.

Kira zawiązuje buty. Bierze ze sobą pięciolitrową butelkę wody i kilka plastikowych kubeczków. Do plecaka pakuje kanapki i łyżkę do butów. Sprawdza baterię w telefonie. Irytuje ją pies, który prosi o jedzenie. Dziewczyna stara nie wyżywać się na nim. Nasypuje mu karmy i nalewa wody do miski. Przed wyjściem zakrapla nos rozpuszczonym w wodzie dopalaczem. Po kropli w każdą dziurkę, żeby złagodzić zjazd.

Iwan kontra rosyjski rejestr narkomanów

czytaj także

Droga do parku zajmuje jej 40 minut. Kira specjalnie wybrała skrytkę oddaloną od domu, żeby móc przy okazji się przejść i dotlenić. Razem z nią z tramwaju wysiada grupa psiarzy. Niedaleko od przystanku stoją znudzeni policjanci.

Kira ma na komórce współrzędne skrytki i zdjęcie miejsca, w którym schowane są dragi. Otrzymała je ze sklepu zaraz po wykonaniu przelewu. Skrytka jest niedaleko alejki, po której szusują narciarze. Kira przedziera się przez hałdy śniegu. Po pięciu minutach przysiada w lasku, na pniu przewróconego drzewa i wyciąga telefon, żeby sprawdzić, czy na pewno się nie pomyliła.

Wśród drzew migają sylwetki przechodzących osób. Jedna z nich przygląda się temu, co akurat trzyma w ręce, druga, kucając, bawi się śniegiem. Kira uśmiecha się. Widząc zbliżającego się mężczyznę z psem, spacerującego do tej pory nieopodal, doktorantka wyjmuje kanapki i nalewa wodę do kubeczka. Chociaż, tak naprawdę, wcale nie chce jej się jeść.

Mężczyzna z psem odchodzi w dal, a ci widziani za drzewami również po chwili znikają. Kira chowa kanapki i wylewa wodę z butelki na ziemię.

Pod rozpuszczonym śniegiem nic nie ma.

Dziewczyna próbuje rozkopać ziemię łyżką do butów, noszącą na sobie ślady poprzednich takich wycieczek. Porysowana, tępa łyżka jest przydatna, zwłaszcza, jeśli trzeba uważać, żeby nie rozerwać zakopanej torebeczki. Niczego nie znajdując, Kira metodycznie rozlewa wodę na śnieg wokół.

Nic nie ma.

Zdenerwowana Kira odchodzi. Wkurza się na kładmena [osoba, która zajmuje się przygotowywaniem paczuszek z narkotykami (zakładek) i rozprowadzaniem ich po mieście. – przyp. tłum.], który wpadł na tak świetny pomysł: schował przezroczystą paczuszkę z białym proszkiem w śniegu. Idąc na tramwaj dziewczyna otwiera Tora i wchodzi na RAMP. Bitkoinów powinno starczyć jej na 3 gramy fety i gram haszyszu, który pomoże jej w końcu kiedyś zasnąć.

Krótka historia RAMPu

Strona RAMP (Russian Anonymous MarketPlace), z której korzysta Kira, jest największą platformą do sprzedaży narkotyków w rosyjskojęzycznym DarkNecie. Można się na nią dostać przez specjalną, anonimową przeglądarkę Tor. Opracowali ją wojskowi naukowcy z USA w połowie lat 90. w celu zapewnienia ochrony urzędnikom państwowym w Internecie. Tor, przekazując informacje, szyfruje dane i zmienia adres IP użytkownika. Anonimowość osiąga się dzięki kilku etapom szyfrowania. Dzisiaj Tor jest ujawniony, kod źródłowy programu można znaleźć w otwartym dostępie. Rozwojem tej przeglądarki zajmują się entuzjaści, bo wciąż pozwala ona na odwiedzanie zablokowanych źródeł i umożliwia dostęp do domeny wewnątrzsieciowej .onion.

Skąd epidemia HIV w Rosji? Przyczyny są polityczne

Tor zwrócił uwagę czarnego rynku i kryminalistów po tym, jak w szerszy obieg weszły bitcoiny, czyli kryptowaluta, umożliwiająca dokonywanie anonimowych transakcji na dowolne kwoty. W sieci zaczęły pojawiać się więc platformy handlowe do sprzedaży narkotyków, broni, fałszywych dokumentów, kart kredytowych itd. Również handel ludźmi, usługi zabójców, filmy ostatniego tchnienia i dziecięca pornografia stały się nieodłączną częścią DarkNetu.

Wraz z pojawieniem się stabilnej wersji Tora, w sieci zaczęła rozwijać się przestrzeń rosyjskojęzyczna. Pojawiły się pierwsze platformy: fora porno, strony dilerów, sklepy sprzedające broń i gadżety szpiegowskie.

W 2012 r. w rosyjskojęzycznym DarkNecie pojawił się RAMP. Równolegle z nim funkcjonowały HYDRA i Russian Silkroad (z czasem połączyły swoje siły i stały się HYDRĄ), RuTor, WayAway, Bazaar, Anthill i jeszcze kilka innych, o wiele mniejszych platform.

W momencie pisania tego tekstu strony te odwiedziły dziesiątki, a może i setki tysięcy osób, ale i tak najczęściej odwiedzanym był RAMP: ponad 270 tysięcy użytkowników i 1,3 mln wiadomości. Pozostałe strony nie cieszą się tak dużą popularnością ze względu na brak wsparcia ze strony administratorów w przypadku, gdy między kupującym a dilerem dojdzie do konfliktu lub jeśli diler oszuka kupującego.

Walka z HIV na okupowanych terytoriach Ukrainy

czytaj także

Walka z HIV na okupowanych terytoriach Ukrainy

Julianna Skibicka, Aleksandra Czernowa

RAMP założony został przed użytkownika o loginie Darkside. To on opublikował wiele postów, w których zawarte były zasady korzystania z forum i sklepów. Darkside tylko raz kontaktował się z mediami. W 2014 r. opowiedział redakcji Wired, że dzięki RAMPowi zarabia rocznie ok. 250 tysięcy dolarów.

W 2017 r. Darkside nie napisał ani jednego ważnego posta. Rok wcześniej posty administratora pisał użytkownik z loginem orange. Z czasem zaczął on również redagować posty „ojca-założyciela”, który postanowił odejść w cień. W październiku 2016 r. orange napisał wiadomość, w której zawiadamiał, że odchodzi do „białego życia”, co oznacza, że porzuca narkobiznes. Kto zajął zwolnione miejsce i czy w ogóle się ono zwolniło – nie wiadomo. To, ile osób tak naprawdę ukrywa się pod nickiem administratora forum – też nie jest pewne.

Supermarket z narkotykami

Kira dowiedziała się o RAMPie w 2016 r. Przy rejestracji wyraziła zgodę na zasady obowiązujące na forum. „Zabronione są jakiekolwiek propozycje o charakterze komercyjnym, które nie łączą się bezpośrednio z tematyką źródła”, ostrzegał jeden z punktów. Innymi słowy, można sprzedawać narkotyki, właściwie dowolne. Jedyną rzeczą, którą nie wolno handlować były dopalacze, o czym też uprzedzano podczas rejestracji.

Strona główna RAMPu z wyglądu przypominała fora z 2000 r. Zamiast typowych banerów i reklam prostownic do włosów i samochodów w oczy rzuciły jej się jaskrawe obrazki z tekstem: Kokaina, Extasy, euro pills, trawka, haszysz, LCD, AMF.

Żeby otworzyć sklep, diler musi zapłacić administratorom RAMPu. Jednym z warunków wystawienia towaru na sprzedaż jest przesłanie dokładnego składu sprzedawanego towaru. Im lepszą pozycję zajmuje na stronie sprzedawca, tym więcej musi zapłacić administracji. Za banery trzeba zapłacić osobno. Taka dodatkowa reklama miesięcznie kosztuje nawet kilka tysięcy dolarów. Wolnych miejsc na nowe banery praktycznie nie ma.

Proces sprzedaży odbywa się w przestrzeni „kup teraz”, a samo forum stanowi jedynie przestrzeń do rozmów i znajdowania odpowiedzi na przeróżne pytania użytkowników narkotyków. Wachlarz tematów jest bardzo szeroki, poczynając od dzielenia się opowieściami o swoich tripach i FAQ o ochronie i zabezpieczeniu się od kryminału, kończąc na pytaniach o leczenie żył i pierwszą pomoc przy przedawkowaniu.

Białoruś: Matki skazanych za narkotyki czekają na cud

Na RAMP działa ponad 100 dużych sklepów. Każdy z nich ma na koncie od 5 do 10 tysięcy transakcji, niektóre nawet więcej (na przestrzeni jakiego czasu zostały zarejestrowane nie wiadomo). Oprócz nich na platformie funkcjonuje ok. 500 drobnych dilerów. W sklepach no name jest taniej, w tych oznakowanych jako firmowe, drożej. Duże sklepy robią promocje dla stałych klientów i pracują na swoją markę. Zarówno ich towar, jak i schowki są wysokiej jakości. Sklepy te są zorientowane na klientów. Pomagają w rozwiązaniu ewentualnych problemów.

„Dla nowych klientów ceny są teraz kilkukrotnie wyższe. Chrońcie swoje konta i bądźcie uczciwymi klientami”, informuje jeden z większych sklepów.

Sklepy „kup teraz” na RAMPie nie różnią się od zwykłych sklepów internetowych. Narkotyki są posortowane kategoriami i regionami. Można znaleźć też listę najlepszych sklepów. Substancje dostępne są na terytorium całej Federacji Rosyjskiej, także we Wspólnocie Niepodległych Państw.

Żeby kupić dragi, Kira najpierw zasiliła swoje konto na platformie. W zależności od tego, jakiego rodzaju płatności przyjmuje sklep, klient albo zasila swoje konto QIWI albo konto bitcoin. Administratorzy przygotowali szczegółową instrukcję jak to zrobić.

Kiedy Kira wybierze sprzedawcę i wskaże swoje miasto, otrzyma dwie możliwości odbioru narkotyków.

Niektóre sklepy mają przygotowane „gotowe skarby”, które już wcześniej zostały rozłożone w mieście. Każdego dnia tzw. „zakładki” mijane są przez wielu ludzi, nie mających nawet pojęcia obok czego przechodzą. Budki transformatorów, garaże, parapety, cmentarze, parki, drzewa, piwnice, toalety publiczne. Narkotyki leżą pod płytkami, są przyklejone na magnez, zakopane w ziemi, przysypane liśćmi lub przykryte kamieniem. Przy zakupie często można nawet wybrać dzielnicę odbioru towaru.

Po zapłacie klient otrzymuje opis skrytki i współrzędne GPS oraz zdjęcie. „Gotowe skarby” umożliwiają klientom maksymalnie szybko otrzymać towar. Czasami od momentu wykonania przelewu do znalezienia „skarbu” mija mniej niż godzina. Tak sprzedaje się jednak tylko niewielkie partie, czyli nie więcej niż kilka gramów, w zależności od substancji.

Drugą opcją jest towar na zamówienie. Korzysta się z niej przy okazji dużych zamówień. Towar przygotowywany jest w ciągu 48 godzin od transakcji dla konkretnego klienta. Najczęściej do jego przekazania dochodzi poza miastem, w odludnym miejscu. Do kontaktu z dilerem wykorzystuje się aplikacje pozwalające na nawiązanie połączenia szyfrowanego.

Gwaranci i troska

Aby zabezpieczyć klientów administratorzy opracowali specjalny system gwarancji. Za dodatkowe 5% od sumy transakcji, które klient zapłaci RAMPowi, administratorzy zobowiązują się do zajęcia stanowiska w ewentualnych sporach, do jakich może dojść między kupującym a dilerem. Przykładem takiego konfliktu może być sytuacja, kiedy to towar zginął ze skrytki. Klient ma wtedy możliwość rozpoczęcia dyskusji, w której bierze udział również gwarant, będący w takim przypadku arbitrem. Swoje 5% gwarancji otrzymują oczywiście przy okazji każdej transakcji, bez względu na to, czy pojawiły się jakieś problemy czy nie.

Sprzedawca nie ma prawa odmówić klientowi możliwości współpracy z gwarantem. Jeśli to zrobi, to, zgodnie z obowiązującymi zasadami, „sprzedawca może być pozbawiony statusu dilera i możliwości oferowania swoich usług na platformie”.

Nikt nie wymaga od klientów współpracy z gwarantem, ale administratorzy zdecydowanie ją polecają. Jeśli transakcja została przeprowadzona bez udziału pośrednika, w razie ewentualnych kłopotów, klient musi sam radzić sobie z dilerem.

Kira kupowała narkotyki bez gwaranta i nie wchodziła z dilerem w dyskusję. Miała nadzieję, że uda jej się znaleźć towar wiosną, kiedy stopnieje śnieg. Jednak wiosną paczuszki również tam nie było. Nie wiadomo, czy dziewczynę oszukał diler czy może narkotyki ukradli inni, szukający w tym miejscu swojego towaru. W każdym razie, Kira więcej nie zamówiła niczego od tego handlarza.

Głównym gwarantem w dużych transakcjach jest administrator Orbit. Jest pośrednikiem przy transakcjach hurtowych, których wartość przewyższa kwotę miliona rubli.

Sklepy popierają korzystanie z usług gwarantów, ale stałym klientom często z góry obiecuje się rozwiązanie konfliktu na ich korzyść, nawet bez udziału w sporze arbitra.

#Rejwolucja róż

Dilerzy mają depozyty, których wartość ocenia się nawet na kilkanaście milionów rubli. Te pieniądze są potrzebne na wypadek, jeśli sprzedawca oszuka dużą liczbę klientów. Jeśli sprzedawca nagle zniknie, pieniądze są dzielone i zwracane poszkodowanym.

Dużą uwagę zwraca się na recenzje i oceny innych kupujących. Przed zakupem można je przeczytać i dowiedzieć się czegoś więcej o jakości sprzedawanych przez daną osobę narkotyków, uczciwości sprzedającego i bezpieczeństwa skrytek. Niektóre sklepy proszą, by nie wystawiać negatywnej oceny, jeśli klient stwierdzi, że gramatura towaru jest niższa od oczekiwanej lub jeśli opakowanie zostało uszkodzone. Tego rodzaju nieporozumienia sklepy starają się zawsze rozwiązywać polubownie.

Od kładmena do administratora

Patrik jest właścicielem jednego z większych sklepów na RAMPie. Jego depozyt szacuje się na kilka milionów rubli. W sklepie „kup teraz” liczba zarejestrowanych transakcji przekroczyła 10 tysięcy (o większej liczbie się nie informuje). Ogólna ocena to prawie 5 punktów na 5 możliwych. Większość członków jego zespołu mieszka zagranicą.

Patrik nie jest prawdziwym imieniem dilera. W rozmowie dla moloko plus prosił by nie wymieniać ani jego nicku, ani nazwy sklepu. Od razu uprzedził też, że nie będzie wdawać się w szczegóły, które mogłyby pomóc w jego identyfikacji. Chłopak zgodził się ze mną rozmawiać poprzez serwis jednorazowych wiadomości. Odpowiedzi na pytania można przeczytać tylko raz, klikając w specjalny link. Ponowne kliknięcie usuwa wiadomość.

Narkotyki w Rosji dziś

czytaj także

Narkotyki w Rosji dziś

Katya Shadkovska

„Jestem taki sam, jak większość otaczających mnie osób. Nikt nie wie czym się zajmuję. To nie mówienie innym o swojej pracy w pewnym sensie mnie ogranicza. Moje życie prywatne nie różni się specjalnie od życia przeciętnego pracownika biurowego. Dom, praca, rozrywka. Staram się żyć pełnią życia, odczuwać wszystkie emocje, rozmawiać, uczyć się nowych rzeczy. Zdaję sobie sprawę z tego, że żyję w ciągłym niebezpieczeństwie i że wszystko to, co miałbym, gdybym nie pracował tak, jak pracuję, w przypadku wpadki i tak traktowałbym jak raj. Jak długo dam radę tak żyć – nie wiem. Sam często zadaję sobie to pytanie”.

Na pytania o kwestie finansowe, sposoby zabezpieczenia przed policją i cyberbezpieczeństwo nie chce odpowiadać.

„Możliwości organizacji pracy jest bardzo wiele. Ma rację bytu sklep, w którym całą pracę wykonuje jedna osoba, będąca jednocześnie kładmenem, operatorem, moderatorem itd. Funkcjonują też sklepy o skomplikowanej strukturze, zatrudniające wiele osób”, opowiada Patrik.

Biorąc pod uwagę to, co przeczytamy na RAMPie możemy mniej więcej odtworzyć strukturę punktu sprzedaży narkotyków. Duży sklep zatrudnia dziesiątki osób. Większość pracowników stanowią kładmeni. Ogłoszenia o takiej pracy znaleźć można na forum. Kolejna grupa to kurierzy hurtowi, którzy pracują w niewielkich sklepach. Zajmują się albo dostawą dużych partii narkotyków, albo przygotowują paczki z towarem, które są rozkładane później na mieście przez kładmenów.

Poznajcie Białego Chińczyka z Rosji

Operatorzy przyjmują zamówienia, przekazują je dostawcom i rozwiązują ewentualne problemy z klientami. Niektórzy dilerzy współpracują z chemikami, syntezującymi narkotyki we własnych laboratoriach i z „growerami”, uprawiającymi marihuanę w garażach lub wynajmowanych pomieszczeniach. Na forum czasami migają ogłoszenia o chęci zawarcia współpracy z chemikiem lub growerem. Wszyscy pracownicy podlegają administratorowi sklepu.

Większe rzuty uzgadniane są z producentami narkotyków lub prężniejszymi dostawcami. Sama struktura przypomina tutaj klasyczny narkotykowy kartel z tą różnicą, że na RAMP nie ma ryzyka wybuchu prawdziwej wojny o terytorium.

„Nie ma mowy, jeszcze tylko broni nam tutaj brakowało. Tutaj wszystko rozgrywa się w bardziej cywilizowany sposób niż w Ameryce Południowej. O wiele więcej tutaj uczciwych relacji, a nawet współpracy. Oczywiście, wszystko w granicach rozsądku. Dilerzy rozmawiają ze sobą, ostrzegają się nawzajem, dzielą się wiadomościami istotnymi dla ich pracy itd. Bardziej się ze sobą kumplujemy niż tylko pracujemy. Dotyczy to starych wyjadaczy, młodych się specjalnie nie lubi, co zresztą zrozumiałe”, opowiada Patrik.

Patrik odmawia udzielenia informacji na temat zakresu obowiązków i wynagrodzenia swoich pracowników. Na pytanie, ile narkotyków przechodzi przez jego sklep i jaki ma całkowity utarg jego biznes, diler odpowiada wymijająco, mówiąc tylko, że handel narkotykami w rosyjskim darknecie oscyluje w okolicach 0,5 do 1 tony narkotyków miesięcznie, nie uwzględniając dopalaczy. Powołując się na swoje obserwacje szacuje, że obrót środków na rynku waha się w przedziale 300-500 mln rubli miesięcznie.

„Wcześniej, przed czasami internetu, ludzie musieli kombinować, żeby kupić różne substancje. Teraz jest o wiele łatwiej i wygodniej. Klient, ostatnie ogniwo naszego łańcucha, wychodzi na plus: jeśli diler podsunął mu coś złej jakości, oszukał na wadzie itd., to można to nagłośnić na forum, administratorowi. W ten sposób zachodzi proces samoregulacji. (…) Z powodu alkoholu umiera o wiele więcej osób, a jeśli weźmiemy też pod uwagę palaczy papierosów? Każdy człowiek ma głowę na karku. Jeżeli nie potrafi z niej korzystać, to, przepraszam za wyrażenie, ale tak zachodzi właśnie selekcja naturalna. Ważna uwaga: trucizny w czystej postaci nikt nie pozwoli tutaj sprzedawać (mówię o administracji)”, pisze Patrik w odpowiedzi na pytanie, czy nie ma wyrzutów sumienia, że sprzedaje ludziom narkotyki.

Najpierw praktyki, potem praca

„Zacznij pracę z wiarą w jutro”, mówi jedno z wielu ogłoszeń o pracy w sklepie narkotykowym. Na RAMPie zawsze szuka się kładmenów w tym lub innym regionie Rosji. Mniej propozycji na forum znajdziemy dla kierowników sklepów, hurtowych dostawców, chemików czy growerów. Prężni dilerzy zatrudniają ludzi na najniższe stanowiska. Trudno stwierdzić, czy można z nich awansować i ze zwykłego dostawcy stać się hurtowym czy operatorem.

„Sprytni ludzie znajdą się w każdej branży. Ktoś zacznie od bycia kładmenem, rozkładającym towar w skrytkach po mieście, a potem wpadnie na pomysł i założy swój własny sklep”, pisze Patrik.

Jedno z ogłoszeń znanego, dużego sklepu mówi o możliwości rozwoju kariery. Hurtowy dostawca może awansować na stanowisko operatora. Potencjalnym kandydatom obiecuje się dobre pieniądze i niebezpieczną, ale niezbyt trudną pracę.

Rumuńska ruletka: jak strzelić sobie w żyłę w Bukareszcie

W ogłoszeniach często pojawia się pytanie, czy poszukujący pracy ma doświadczenie w tej sferze i czy był karany. Mile widziane są: własny samochód, możliwość korzystania z GPS, by móc wskazać współrzędne, ale najważniejszy jest brak uzależnienia od narkotyków. Innym warunkiem przyjęcia do pracy na stanowisko kładmena jest wniesienie depozytu. Jego wysokość jest różna i wynosi od 10 do 100 tysięcy rubli. Depozyt hurtowego dostawcy dochodzi do setek tysięcy rubli. To zabezpieczenie na wypadek, jeśli dostawca zdecyduje się porzucić dilera.

Ile zarabiają operatorzy, chemicy i uprawcy – nie wiadomo. Pensje ustala się na spotkaniach i podlegają negocjacjom.

Najłatwiej można oszacować pensje osób przygotowujących i roznoszących towar. W niektórych sklepach obiecuje im się od 450 do 2000 rubli za przygotowanie tzw. „zakładki”. W większym sklepie, który zajmuje się głównie handlem hurtowym, pracę w detalu wycenia się na 50-150 tysięcy rubli na tydzień. Taka osoba przygotowuje 25-50 gramowe „zakładki”. To całkiem sporo. Dostawca hurtowy w tym czasie zarobi ponad 150 tysięcy rubli i przygotowuje „zakładki”, które mają ponad 50 g.

Nowy kładmen musi udzielić informacji o swojej rodzinie, powiedzieć z kim mieszka. W dużych miastach konieczne jest również wskazanie dzielnicy zamieszkania. Zakłada się, że te informacje są jedynie do wiadomości administratora.

Patrik odmówił odpowiedzi na pytanie, jak sprawdza się nowych. Pracownicy sklepów „muszą mieć głowę na karku. Człowieka można rozgryźć, w wielu przypadkach, już po pierwszej rozmowie na czacie”, mówi diler.

„Jeśli nie ma dobrej pracy, to nie ma też dobrego wynagrodzenia. (…) Rzadziej powodem do podjęcia pracy w narkobiznesie jest nietypowy światopogląd, niektórzy z kolei lubią hazard, inni są przeciw systemowi itd.”, pisze Patrik o pobudkach ludzi wchodzących do biznesu.

Chętnych do pracy jest tak wielu, że na RAMP otworzono nawet coś, co porównać można do centrum szkoleniowego. Kurs trwa 10-14 dni, w trakcie których nowy uczy się przygotowywać skrytki w odpowiednich miejscach tak, by znalazły je tylko odpowiednie osoby i by nie narazić się na niebezpieczeństwo. Szkolenie jest bezpłatne, ale trzeba wpłacić zastaw w wysokości 15 tysięcy rubli. Ci, którzy je ukończą mogą później znaleźć na RAMPie pracę.

Jak Białoruś wydała wojnę narkotykom – i co z tego wynikło

Przedstawiciele struktur siłowych przeciw RAMP

Park na wschodzie Moskwy. Niedaleko od białego Renaulta, mężczyzna w żółtej kurtce, niewielkimi zakolami i zarostem wykrzywia twarz w grymasie. Na tylnej szybie samochodu napis: „Jazda próbna”. Ręka mężczyzny jest przykuta kajdankami do ręki policjanta.

– W jakim celu przyjechał pan do Moskwy? – pyta surowy głos.

– No.. eee… – plącze się podejrzany.

– Z jakiego powodu pan tu jest? Praca czy rodzina? – podpowiada damski głos.

– Po substancje psychoaktywne – wydusza zatrzymany.

– Dużo miał pan ich zabrać? – dopytuje surowy głos.

– Kilogram.

Bohater akcji policjantów „Na wschodzie Moskwy zatrzymano handlarza amfetaminą” zwolnił się ze zwykłej pracy w Briańsku i zdecydował spróbować swoich sił w narkobiznesie. Zadanie było łatwe: pojechać do Moskwy, zabrać „zakładkę” i rozłożyć towar w rodzinnym mieście. Za pracę, na którą potrzebował jednego, dwóch dni obiecano mu 50 tysięcy rubli. Pierwszy kurs zakończył się pomyślnie i mężczyzna nie napotkał żadnych problemów. Zabrał kilogram amfetaminy i dostał obiecane pieniądze.

Jak to jest umrzeć z pogardy na Krymie?

czytaj także

Po kilku tygodniach kurier wypożyczył Renaulta i znowu pojechał do parku na wschodzie Moskwy. Samochód zatrzymała policja. Ze schowka wyciągnęła dużą, czarną torbę, w którą zapakowana była amfetamina.

Mężczyzna przeskakuje z nogi na nogę i pokazuje miejsce, z którego wyciągnął pierwszą „zakładkę”. W lesie pod zgniłym pniem, pokrytym zielonym mchem i przykrytym zeschłymi liśćmi. Kurier nie wie nic o dilerze. Wskazówki, jak znaleźć towar dostał z anonimowego konta na tajnym komunikatorze.

W komórce kuriera są współrzędne „zakładki”, zdjęcia miejsca i rozmowa z nieznanym kierownictwem, które zwerbowało go, rozsyłając wcześniej spam smsy z propozycją łatwych pieniędzy. Na pytanie, czy zna osoby, z którymi rozmawiał, zatrzymany odpowiada: „Ich pewnie nikt nie zna”.

Pracowników sklepów darknetu obowiązuje umowa: nie mówi się o sobie, o szczegółach ze swojego życia, dlatego właśnie poszukiwanie współpracowników na RAMPie wpisuje się w ogólną koncepcję pełnej anonimowości. Teoretycznie nikt nie może nikogo wsypać. Aresztowany dostawca będzie mógł jedynie podać nazwę sklepu, dla którego pracował.

Patrik nie mówi, czy któryś z jego współpracowników trafił do więzienia. Bierze pod uwagę, że zatrzymani lub aresztowani członkowie zespołu mogli zaszkodzić interesowi: „Tak jest wszędzie. Tonący ciągnie za sobą innych”. Sklepy czasami pomagają swoim pracownikom, których pozbawiono wolności.

„Wszystko zależy od ludzi. Jeśli właściciele mają serce, są gotowi trochę z siebie dać, to, jestem pewien, że pomagają”, pisze Patrik.

Saudyjska felga, rosyjski kickbokser i narkotyki w ONZ

Na pytanie, czy pracownik, który odsiedział swój wyrok może wrócić do pracy do tego samego dilera, Patrik odpowiada: „Wszystko jest możliwe”.

W trakcie działalności RAMP rosyjskie struktury siłowe nie informowały o schwytaniu właścicieli sklepów internetowych, w których sprzedawano narkotyki. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych próbowało w 2014 r. ujawnić użytkowników Tora i pozbawić ich anonimowości. Mogłoby to wystawić na szkodę cały narkobiznes w darknecie. Czteromilionowy przetarg wygrał Centralny Instytut Badawczy Ekonomii, Informatyki i Systemów Zarządzania. Po roku Instytut zrezygnował z umowy. Przyczyna nie jest znana.

Latem 2016 r. kwestią anonimowości w sieci zajął się Aleksandr Bortnikow, szef FSB. Według dyrektora służb specjalnych z serwisów, na których możliwe jest anonimowe kontaktowanie się mogą korzystać terroryści. Jakie kroki, oprócz tych głośnych deklaracji o niebezpieczeństwie, jakie stwarza Tor, podjęło w związku z tym FSB – nie wiadomo.

Patrik twierdzi, że jeśli nagle RAMP zostanie zamknięty, jak to już się zdarzyło z anglojęzycznym serwisem Silk Road, zlikwidowanym przez FBI, na którym również sprzedawano nielegalne towary, to i tak „nikt nie będzie chciał tak po prostu pożegnać się ze swoim dzieckiem”.

„Dla niektórych to interes życia, który już teraz pomógł im zarobić na całe życie. Dlatego myślę, że RAMP będzie działać jeszcze długo. Bez wątpienia, dilerzy powinni wziąć pod uwagę ryzyko. Rynek narkotykowy w darknecie będzie się rozwijać, na temat tempa wzrostu nie mogę nic powiedzieć. Wydaje mi się, że jak na razie i o Torze, i o RAMPie wie niewiele użytkowników internetu w Rosji. Wielu z tych, którzy o nich słyszeli ani razu z nich nie korzystali. Myślę, że to kwestia czasu. Według mnie, im więcej zakazów wprowadzi nasze państwo (chodzi przede wszystkim o blokowanie stron), tym więcej ludzi zacznie zapoznawać się z Torem, jego zasobami. To będzie głównym bodźcem do rozwoju Tora w Rosji”, pisze Patrik.

Patrik krytykuje pracę struktur siłowych, które zmuszają ludzi do brania udziału w ustawkach. Działa to tak: na daną osobę naciskają organy i, w efekcie, prosi ona kogoś ze swoich znajomych, przyszłego podejrzanego, żeby kupił jej narkotyki. Kupującego łapią i odhaczają wykonanie zadania. Policja osiąga sukces, a zatrzymany dostaje wyrok. Zastanawiając się nad podobnymi praktykami, diler zadaje pytanie retoryczne: „Dokąd zmierza nasz kraj i inne, które są do niego podobne?”. Uważa, że dekryminalizacja narkotyków „jest kwestią czasu, choćby nawet długiego czasu dla naszego kraju”.

***

Michaił Szubin (1992) – dziennikarz, reporter, członek redakcji almanachu moloko plus oraz Związku Zawodowego Dziennikarzy i Pracowników Mediów.

Przeł. Wiktoria Bieliaszyn

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij