Kultura

Wiśniewska: Kultura z ludźmi, nie dla ludzi

Zmiana na stanowisku ministra kultury to dobry moment, żeby zapytać, jakiej kultury potrzebujemy, i odpowiedzieć: kultury włączającej, budującej więzi, lokalnej i bliskiej ludziom.

Tegoroczną nagrodę Europejskiej Fundacji Kultury, organizacji, która od 60 lat przypomina, że Europa zbudowana być powinna nie tylko na wspólnocie węgla i stali, ale też na wspólnym myśleniu o kulturze, otrzymali Teodor Celakoski z Zagrzebia i Teatro Valle Occupato z Rzymu. On organizuje protesty przeciw prywatyzacji przestrzeni publicznej, oni „okupują” teatr.

Uroczystość wręczenia odbyła się w marcu w Brukseli. W eleganckiej przestrzeni, z zachowaniem protokołu, czyli niczym w kościele. Kiedy przedstawiciele Teatro Valle odbierali statuetkę, zgromadzeni goście mogli zobaczyć na ogromnym ekranie zespół teatralny, który z nagrody cieszył się w Rzymie. Transmisję przez streaming z „okupowanego”, zeskłotowanego teatru oglądali przedstawiciele monarchii i władz UE.

Czy potrafimy wyobrazić sobie, że polski minister kultury uczestniczy we wręczeniu nagrody kulturalnej organizatorom protestu społecznego?

Kultura jako działanie

Na poziomie lokalnym, sąsiedzkim kultura stała się dziś językiem opisu rzeczywistości, przybliżania historii, poznawania otoczenia. Warsztaty artystyczne z dziećmi i młodzieżą są dziś stałym elementem każdego niemal projektu społecznego. Sztuka wyszła w przestrzeń publiczną nie tylko w formie ozdoby, ale też komentarza, inspiracji do dialogu i namysłu nad tą przestrzenią – tak było w przypadku Dotleniacza Joanny Rajkowskiej. A niekiedy walki – jak w przypadku Tęczy Julity Wójcik. Artyści spotykają się z socjologami, antropologami, historykami. Nie tylko w Warszawie, w Ostrowcu Świętokrzyskim animatorzy kultury przygotowali wystawę przypominającą o stworzonej niemal 100 lat temu kolonii robotniczej. Skorzystali z doświadczeń historyków i sięgnęli po narzędzia wykorzystywane dziś w pracy nad „historią mówioną”. Wystawa stanęła na środku rynku.

Pół roku wcześniej ci sami animatorzy rozpoczęli debatę o rynku w Ostrowcu, odnowionym i kompletnie pustym. Miasto włożyło wiele wysiłku w wyłożenie rynku granitem, zapominając przy tym o mieszkańcach. Rynek stał się granitową pustynią. Zareagowali aktywiści: doprowadzili do spotkania z prezydentem miasta, podczas otwartej debaty z jego udziałem padło kilka pomysłów na odzyskanie przestrzeni rynku dla mieszkańców, jednym z nich było wpuszczenie na rynek wydarzeń kulturalnych. I nie chodziło o zrobienie plenerowego koncertu z gwiazdą „z Warszawy”, tylko o działanie, które będzie robione nie tylko „dla ludzi”, ale i „z ludźmi”.

[…]

Kultura jako włączanie

To, co najciekawsze w kulturze ostatnich lat, dzieje się właśnie w tym kluczowym momencie, w którym kultura przestaje być robiona „dla”, a zaczyna być robiona „z”. Tu właśnie animatorzy kultury spotykają się z działaczami społecznymi. Nagle okazuje się, że jedni i drudzy szukają obszarów nakierowanych na współpracę i uczestnictwo. Jedni i drudzy tworzą przestrzenie, w których ważniejsze od indywidualnego sukcesu jest współdziałanie. W tym wszystkim zaciera się granica między działaniem czysto artystycznym i czysto społecznym.

Przykłady działań kulturalnych, nowych modeli funkcjonowania instytucji kultury, w których widz jest uczestnikiem, współtwórcą, a nie tylko konsumentem gotowego dzieła? W Teatrze Łaźnia Nowa w Nowej Hucie w ramach programu Teatr Zgromadzenie odbywają się parateatralne spotkania poruszające ważne zagadnienia społeczne. Praska Biblioteka Sąsiedzka jest miejscem rozmowy o książkach, ale też spotkań i sąsiedzkiej integracji.

Nagrodzeni w Brukseli pracownicy rzymskiego Teatro Valle, chcąc zapobiec prywatyzacji placówki, rozpoczęli w niej strajk okupacyjny. Później uspołecznili tę przestrzeń, zeskłotowali, rozpoczynając w niej działalność artystyczną i społeczną na nowych zasadach – współpracy pracowników i widzów. Teatr przestał być miejscem, które się odwiedza w odświętnym stroju, często dostępnym tylko dla wybranych – stał się miejscem wspólnym.

Kultura jako dobro wspólne

O taki teatr – nie tylko dla elit – walczyli nieraz aktywiści z Kalisza protestujący przeciw absurdalnej polityce cenowej podczas Kaliskich Spotkań Teatralnych. Kiedy dyrektor teatru – na szczęście już były – powiedział w 2013 r., że można dla teatru zrezygnować z wyjazdu na narty, część widzów przyszła pod teatr w dniu otwarcia festiwalu w goglach, z nartami i kijkami narciarskimi w dłoniach. Byli to ci, którzy wcześniej uczestniczyli w KST, a musieli przestać, kiedy uniemożliwiły im to zaporowe ceny. Bilety na niektóre przedstawienia kosztowały prawie tyle, ile wyjazd do innego miasta i obejrzenie ich na scenach, na których powstały. Dla kogo więc były KST? Dla tej samej grupy, którą stać na wyjazdy na narty. Protestujący cytowali wtedy wypowiedź Sebastiana Majewskiego, wicedyrektora Starego Teatru w Krakowie: „Teatr nie jest dla elit, teatr jest dla wszystkich”.

Nadal większym powodzeniem cieszy się myślenie o kulturze jako produkcie, który ma swoją cenę. Jak długo jest ktoś gotowy zapłacić taką cenę i kupić drogi bilet na festiwal w Kaliszu czy innym mieście, władze teatru nie widzą powodu, by ceny obniżać. Twarde prawa rynku rządzą sceną artystyczną.

Nawet z ekonomicznego punktu widzenia jest to logika szkodliwa, bo wyklucza z cywilizacyjnego obiegu kawał społeczeństwa, nie dając mu kompetencji kulturowych – fundamentalnych dla podnoszenia poziomu gospodarki i PKB.

Dyskusja o kulturze spotyka się powoli z rozmową na temat dóbr wspólnych. Kultura jest jak transport – każdy powinien mieć do niego dostęp i nie może być tak, że ci, których stać na komfort samochodu, dyktują warunki reszcie, która musi się zadowolić autobusami.

Coraz mocniej słyszalne w ostatnich latach w Polsce dyskusje o mieście i przestrzeni publicznej, a w Europie o dobrach wspólnych, zaczęły powoli przemeblowywać nasze myślenie. Zaczęliśmy rozmawiać o tym, dla kogo tak naprawdę jest miasto: czy dla tych, których stać, czy dla wszystkich mieszkańców. Czy bardziej potrzebujemy parków, z których mogą korzystać wszyscy, czy parkingów? Czy można bezkarnie prywatyzować fragmenty miasta, zmieniając je w galerie handlowe? Czy ulice i place, na których są same banki, są dla ludzi?

Dokądkolwiek w Europie się pojedzie i porozmawia z aktywistami i pracownikami sztuki, zaraz ktoś mówi o „commons”, czyli dobrach rozumianych jako wspólne – fizycznych, jak przestrzeń publiczna, ale i wirtualnych. Artyści swoimi pracami inicjują debaty społeczne, aktywiści w debatach sięgają po narzędzia dotąd przypisywane artystom. Właśnie to tak interesuje duże europejskie instytucje. Właśnie w tych artystach-aktywistach-animatorach widzą one partnerów do działania. Właśnie takiej kultury potrzebujemy: tworzonej blisko ludzi, z ludźmi, razem. I dostępnej dla jak największej liczby osób.

Kultura jako klej społeczny

Kultura nie jest po to, żeby się „opłacać” w takim znaczeniu, w jakim opłaca się zrobienie jakiegoś interesu. Kultura „liczy się” w inny sposób. Liczy się jej rola w tworzeniu wspólnoty, w opowiadaniu o świecie, w budowaniu relacji w innymi.

W świecie, w którym indywidualizm zabija umiejętność współpracy i bycia razem, w którym współpraca jest frajerstwem, a samodzielność jest mistrzostwem, delikatnie i konsekwentnie niszczymy wszystkie więzi społeczne. Po co mam coś robić z sąsiadami? Wolę sam/sama.

[…]

Inicjatywy kulturalne, które wychodzą naprzeciw takiego szalenie zindywidualizowanego modelu świata, warte są uwagi, bo mogą pomóc nam odbudować więzi społeczne i zaufanie do innych ludzi.

Dużych festiwali w dużych miastach mamy już wystarczającą liczbę. Na takich festiwalach możemy być tylko widzami, a potrzeba nam działań, które dadzą szansę bycia uczestnikami. Nie miejmy złudzeń – do tej kultury potrzeba państwa. To jest ten moment, kiedy nie można zgodzić się z Johnem F. Kennedym mówiącym: „Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju”. Działacze kultury zrobili już pierwszy krok, zrobili coś dla kraju; teraz czas, żeby kraj zrobił coś dla nich: wspierał, doceniał, pomagał. Nie wystarczą tylko dofinansowania do działań, które choć są szalenie ważne, w praktyce oznaczają wsparcie finansowe dla pojedynczych projektów na czas od czerwca do grudnia, a więc brak stabilności i szans na długoterminowe plany. Potrzeba potraktowania tych lokalnych, wspólnotowych działań kulturalnych serio. Zasługują na to.

Całość tekstu czytaj w „Gazecie Wyborczej z 4 czerwca 2014.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij