Oleksij Radynski, Sztuki wizualne

Sąsiedzi

Co, jeśli przyjąć określenie Ukraińców jako „uchodźców” na serio?

Bohater filmu Hito Steyerl pt. Wieża przedstawia widzom wizję kolejnej, ogromnej fali uchodźców, która zaleje Europę w przypadku rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Co się stanie, jeśli obok przybyszów z Bliskiego Wschodu i Afryki, Unia Europejska będzie musiała zmierzyć się jeszcze z przemieszczeniem kilku milionów ludzi z bliskiego przecież kraju, którego nie dzieli od reszty Europy ani morze, ani znaczące różnice kulturowe?

Film niemieckiej artystki powstawał latem 2015 roku, dziś nazywanym „latem migracji”. W tym samym czasie, kiedy Niemcy otwierały granice dla uciekinierów przed syryjską wojną, we wschodniej Ukrainie – gdzie powstawał film Wieża – wciąż liczono, ile godzin jedzie się czołgiem od granicy rosyjsko-ukraińskiej do, powiedzmy, Charkowa (odpowiedź poznamy od Steyerl: mniej niż jedną godzinę). Oraz – ilu ludzi zostanie w milionowym mieście, gdy wkroczy tam regularna armia rosyjska, a ilu natychmiast przemieści się w kierunku strefy Schengen. Wielu ludziom wciąż trudno było uwierzyć, że po spektakularnych klęskach wojska ukraińskiego w Donbasie, Rosja powstrzyma się przed rozwaleniem Ukrainy na kawałki.

W ciągu trzech minionych lat coś mimo wszystko powstrzymywało Rosję przed takim zwrotem akcji, a jednak prognoza bohatera Wieży powoli zaczęła się sprawdzać – co prawda, z nieco innych przyczyn, aniżeli otwarta wojskowa inwazja.

Oczywiście, fala migracji pracowniczej z Ukrainy do Unii Europejskiej, która zaczęła się serio wraz ze zniesieniem obowiązku wizowego nieco ponad rok temu – nie daje się porównać z koszmarem masowego przesiedlenia wojennego, do którego mogłoby dojść w przypadku eskalacji konfliktu w 2015 roku. Wizja z filmu Wieża jest jednak dlatego trafna, że pomaga ujawnić cyniczną manipulację leżącą u podstaw odbioru tej fali migracyjnej w polskim społeczeństwie. Manipulację, która zamazuje różnicę pomiędzy migracją pracowniczą a ucieczką przed wojną.

Parę lat temu mieliśmy sporo zabawy po wpadce Beaty Szydło w Brukseli, gdzie polska premier dumnie oświadczyła o przyjęciu przez Polskę „jednego miliona uchodźców z Ukrainy”. Prawdziwą stawką tego kłamstwa było oczywiście uchylenie się od unijnych kwot relokacji uchodźców z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Po dwóch latach nie szydzimy już raczej z tego typu wypowiedzi – stały się po prostu normą w debacie publicznej. Najpierw premier Morawiecki w wywiadzie dla CNN powtórzył tezę Szydło – przybierając ją w nieco bardziej technokratyczny język „uspokojenia napięć na wschodniej granicy UE”, a już wkrótce demagogiczne hasła „pomagania Ukraińcom” stała się zręczną wymówką również poza granicami Polski. Kilka tygodni temu powtórzył je bowiem czeski premier Andrej Babiš tłumacząc, dlaczego jego rząd dołącza do antymigranckiej koalicji. Po podobną retorykę coraz częściej sięgają też politycy z krajów bałtyckich w swoich wyjaśnieniach, dlaczego nie chcą trzymać się przydzielonych kwot unijnych. Tymczasem Polska „uspokoiła” napięcie na wschodniej granicy UE aż o 56 osób z Ukrainy, którym przyznano status uchodźcy w 2017 roku.

Czy Beata Szydło jest uchodźcą?

Jak by nie nazywać tych przybyszy zza wschodniej granicy, ich obecność sprawia, że Polska – po raz pierwszy od zakończenia II Wojny Światowej – przestaje być państwem, gdzie liczba obywateli polskiego pochodzenia absolutnie przytłacza całą resztę. Powoduje to oczywiście rozmaite społeczne lęki, czego przejawem są historie od afery wokół „aktora z Ukrainy” na opozycyjnym wiecu po dopiski „obcokrajowcom dziękujemy” w ogłoszeniach o wynajmie nieruchomości w Warszawie.

Żołnierze POPiS-u znów byli głupi, czyli pomyśl, zanim poszerujesz

Ogólnikowe określenie przebywających w Polsce Ukraińców jako „uchodźców” – to jedna z prób poradzenia sobie z tymi lękami. Ale kryje w sobie też coś większego.

Zastanówmy się bowiem – co, jeśli przyjąć określenie Ukraińców jako „uchodźców” na serio? Przecież wiadomo, że współczesna wojna to coś zupełnie innego niż konwencjonalna walka z udziałem wojska – regularnego lub nie. Współczesna wojna polega na ciągłym rozmywaniu granicy pomiędzy stanem pokoju a stanem walki, na wprowadzaniu rozmaitych przejawów „stanu wyjątkowego” do codziennych obszarów funkcjonowania społeczeństwa. Na przykład do gospodarki, gdzie wymusza się na obywatelach, by zaakceptowali takie warunki życiowe, które w innych warunkach wywołałyby falę nieposłuszeństwa. Dziś wywołują wymuszoną migrację.

Nie jest to ucieczka przed wojną prowadzoną z pomocą pocisków i czołgów, tylko przed wojną prowadzoną za pomocą kredytów i ustaw gospodarczych. Kiedy mówimy, że sporo Ukraińców i Ukrainek przyjechali do Polski z powodu wojny w ich kraju, miejmy na myśli tę właśnie wojnę. Tylko że to mniej więcej ta sama wojna, przed którą 15 lat temu sporo Polaków uciekło do Wielkiej Brytanii.

Film Hito Steyerl Wieża można obejrzeć na wystawie Sąsiedzi w warszawskim pawilionie Cepelia od 13 paźdźiernika.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Oleksij Radynski
Oleksij Radynski
Publicysta i filmowiec (Kijów)
Filmowiec dokumentalista, współzałożyciel Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie. W latach 2011-2014 redaktor ukraińskiej edycji pisma Krytyka Polityczna.
Zamknij