Sztuki wizualne

Kobiety, których zabrakło w panteonie

„Męskocentryczne spojrzenie na historię stało się modelem uniwersalnym. W wystawie stawiam pytanie o powszechność tego modelu, który w znacznej mierze wiąże się z ekspansją kolonialną i narzuceniem zachodnich wzorców polityczności i życia społecznego innym krajom, które często pierwotnie nie wpisywały się w ten genderowy podział” – mówi Magda Lipska, kuratorka wystawy „Niepodległe. Kobiety a dyskurs narodowy”, która trwa w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

Karolina Brzezińska: 11 listopada obchodziliśmy stulecie odzyskania niepodległości przez Polskę. Z tej okazji uruchomiony został ministerialny program dotacyjny „Niepodległa”, który był impulsem dla wszystkich – mniejszych i większych – polskich instytucji, by zorganizować wydarzenia kulturalne i artystyczne nawiązujące do rocznicowej tematyki. Kuratorowana przez ciebie wystawa Niepodległe. Kobiety a dyskurs narodowy w MSN wyraźnie się od nich odróżnia.

Magda Lipska: Nasza wystawa nie została sfinansowana z programu „Niepodległa”, choć wpisuje się w nurt wydarzeń świętujących odzyskanie niepodległości. Pomysł na nią narodził się w zupełnie innym kontekście. Kilka lat temu pracowałam wraz z Annett Busch i Anselmem Franke nad wystawą After Year Zero pokazywaną jeszcze w Pawilonie Emilia. Opowiadała ona o tym, jak po II wojnie światowej układ sił w Europie i na całym globie zmienił się na tyle, że niepodległość krajów kolonialnych stała się dyskutowaną kwestią polityczną. Przyglądaliśmy się wówczas dużej ilości materiałów archiwalnych związanych z narodzinami ruchu panafrykańskiego i ruchów narodowowyzwoleńczych w Afryce. To wtedy po raz pierwszy padło pytanie o kobiety.

Akuszerki nowych er

czytaj także

Akuszerki nowych er

Marta Knaś

Były obecne na wielu zdjęciach, często w prominentnych miejscach, jednak nie wiedzieliśmy kim są. Dobrze znaliśmy biografie wszystkich zaangażowanych mężczyzn, natomiast nie znaliśmy zupełnie losów kobiet. Niedługo potem ogłoszono program „Niepodległa” celebrujący stulecie odzyskania niepodległości przez Polskę. „Niepodległa”, jako metonimia niepodległej Polski, sugeruje, że Polska jest kobietą, podczas gdy struktura narracji narodowych jest wyraźnie męska. W wystawie najbardziej interesuje mnie właśnie ten rozdźwięk – pomiędzy postulowaną „narodową” kobiecością a życiem realnych kobiet, które z tej narracji zostały wypchnięte.

Tym, co także może być dla Polaków w twojej wystawie szokujące jest nie tylko fakt, że skupia się ona na kobietach – i to konkretnych postaciach historycznych, a nie symbolach – ale też to, że Twoja wystawa jest bardzo niepolskocentryczna. Polskie doświadczenie zdobywania niepodległości zestawiasz z podobnymi doświadczeniami innych krajów.

W wystawie skupiam się na XX wieku, a konkretnie ramach czasowych 1918–1989. Te lata pomiędzy to czas, kiedy wiele krajów odzyskiwało bądź po raz pierwszy zdobywało niepodległość. Są to w większości kraje dekolonizującej się Afryki i Azji. Jednak nie powiedziałabym, że zestawiam ze sobą doświadczenia zdobywania niepodległości. Nie jest to wystawa historyczna. Interesuje mnie raczej odsłaniania patriarchalnego porządku, na którym budowane są narracje narodowe i rola jaką w tych narracjach odgrywają kobiety. I tym, co rzeczywiście wyłania się z tak szerokiego oglądu historycznego i geograficznego jest uniwersalność nieobecności kobiet.

Bez względu na to, czy mówimy o Polsce lat 20. XX wieku czy rodzących się krajach Afryki w latach 60., panteon bohaterów narodowych jest właściwie wyłącznie męski, pomimo że wiadomo, że ruchy narodowo-wyzwoleńcze tworzone były również przez kobiety. To męskocentryczne spojrzenie na historię stało się modelem uniwersalnym. W wystawie stawiam pytanie o powszechność tego modelu, który w znacznej mierze wiąże się z ekspansją kolonialną i narzuceniem zachodnich wzorców polityczności i życia społecznego innym krajom, które często pierwotnie nie wpisywały się w ten genderowy podział.

Esej otwierający publikację wydaną obok wystawy zatytułowałaś „Niepodległe, czyli o archeologii nierówności”. A więc jak to się się dzieje i w którym momencie w narracjach historycznych wytwarza się nierówność?

Nie wiem, czy można znaleźć jeden punkt na osi czasu, w którym to wszystko się zaczyna. Jest z pewnością kilka takich momentów granicznych. Immanuel Wallerstein mówi o wprowadzeniu monoteistycznych religii takich jak chrześcijaństwo, judaizm i islam z figurą Boga Ojca, która przedefiniowała relacje społeczne. W czasach wcześniejszych większość bóstw religijnych była żeńska, co wiązało się z czczeniem płodności i figury matki jako jej symbolu.

14 godzin harówy to pestka

Silvia Federici, na którą powołuję się w tym eseju, mówi o narodzinach kapitalizmu i sprzężonym z nim wyzysku kolonialnym, który odsuwając kobiety od dostępu do kapitału, czyli pracy zarobkowej, wypchnął je do sfery prywatnej. To w czasach rodzącego się kapitalizmu zaczęto penalizować kontrolę urodzin, z którą kobiety radziły sobie wcześniej naturalnymi środkami, a kobiety zinstrumentalizowano do roli reproduktorek siły roboczej. Takim momentem granicznym dla Federici jest okres polowań na czarownice, który był czasem wielkiego terroru, wskutek którego dziesiątki tysięcy kobiet spłonęło na stosie.

Natomiast Oyèrónkẹ́ Oyèwùmi pokazuje, że w społeczności Joruba, największego plemienia żyjącego na terenach dzisiejszej Nigerii, podział genderowy wprowadzony został dopiero przez kolonialne państwo. Język i kultura Joruba nie rozróżnia płci. To samo imię mogą nosić zarówno kobiety, jak i mężczyźni. To samo dotyczyło ról społecznych – kobiety mogły być przywódczyniami plemion, kapłankami, wojowniczkami. To wszystko skończyło się w momencie przeszczepienia na grunt afrykański zachodnich rządów i zachodniego sposobu myślenia, który wyeliminował kobiety ze sfery publicznej i sprawił, że stały się całkowicie zależne od mężczyzn pod względem ekonomicznym, prawnym i kulturowym.

I wieszczka, i lesbijka

Ujawnienie tego procesu kulturowej konstrukcji nierówności odsłania ogromną przemoc symboliczną, która się z nim wiąże.

Opowiadają o tym teksty zgromadzone w publikacji towarzyszącej wystawie. Celem publikacji było m. in naświetlenie patriarchalnych struktur, na których osadzona jest kultura Zachodu. Jest w niej tekst Ewy Majewskiej o wywrotowym potencjale queerowych i feministycznych archiwów, Claudii Snochowskiej-Gonzalez o biologicznej metaforyce ideologów Narodowej Demokracji, ale też tekst Leny Magnone, który zwraca uwagę na falliczną strukturę psychoanalizy. Psychoanalizy, która jest metodą badania podmiotu jako takiego. Magnone pokazuje, że nie ma czegoś takiego jak podmiot „w ogóle” – że podmiot ma płeć i kolor skóry oraz że kobiety i „dzicy”, jak czarnych w swoich pismach nazywał Freud, nie mieścili się we psychoanalitycznym sposobie myślenia i ujmowania rzeczywistości.

Twoja wystawa pokazuje, że nawet jeśli kobietom udaje się wyzwolić ze stereotypowych ról i biorą udział w ruchach niepodległościowych, to i tak następnie, po odzyskaniu niepodległości i ustabilizowaniu się sytuacji, zostają usunięte z narodowych narracji. Świetnie przedstawia to praca Zuzanny Janin Wajda. Wałęsa. Ossowska.

Praca Zuzanny jako chyba jedyna na wystawie uwidacznia, jak kobiety znikają z historii. Artystka pokazuje jak Andrzej Wajda w filmie „Wałęsa. Człowiek z nadziei” usunął z historii „Solidarności” postać Ewy Ossowskiej, jednej z trzech kobiet, które przekonały Lecha Wałęsę, by kontynuować strajk w Stoczni w sierpniu 1980.  To nie jest tak, jak twierdzą niektórzy, że o kobietach się nie mówi, ponieważ ich nie było. One są i często biorą udział w walce, angażują się, natomiast kiedy wolność staje się faktem, kobiety wracają do swoich tradycyjnych ról. Więc jedną kwestią jest zobaczenie tych kobiet – zmiana punktu widzenia, która sprawi, że ich obecność przestanie być przezroczysta.

Marta Dzido: Jestem tu dzięki emancypantkom

Z drugiej zaś strony pytaniem jest, co dzieje się potem. Budowaniem nowego porządku zajmują się później w znacznej mierze sami mężczyźni. Jest takie zdjęcie, które towarzyszyło mi podczas pracy nad wystawą, pokazujące obrady okrągłego stołu, w którym na 55 delegatów jest tylko jedna kobieta, mimo iż Solidarność była w dużej mierze tworzona przez kobiety. A więc kobiety wracają do domu i co ciekawe, przez długi czas uważają, że tak właśnie ma być. Że już zrobiły swoje i teraz pora wycofać się i oddać pole mężczyznom.

Proces zdawania sobie sprawy z tego jak bardzo nasza rzeczywistość jest patriarchalna rozpoczął się stosunkowo niedawno. Dopiero od pewnego czasu ruch kobiecy skutecznie szuka sposobów na hakowanie patriarchalnego systemu czy tworzenie alternatywnych wobec niego narracji. Twoja wystawa też jest taką próbą. Jakie strategie przyjmujecie: Ty i zaproszeni artyści?

Główną „strategią” wystawy jest pokazanie, że świat, w którym żyjemy – a narracje niepodległościowe są tu tylko jednym z licznych przykładów – jest upłciowiony, z czego nie zawsze zdajemy sobie sprawę. Idea uniwersalizmu, jedna z głównych zdobyczy zachodniej demokracji, którą dziedziczymy po filozofii oświeceniowej, jest jednym z bardziej znamiennych przykładów. Czy tego chcemy czy nie, ten uniwersalny podmiot ma płeć i kolor skóry. Świetnie pokazuje to przykład Olimpii de Gouges, zgilotynowanej autorki Deklaracji Praw Kobiety i Obywatelki, jak i stłumione powstanie na Haiti, co w książce Hegel, Haiti i historia uniwersalna pokazała Susan Buck-Morss. Prace, które pokazuję kwestionują to niepisane status quo, starając się obnażyć płciowy i rasowy charakter współczesnego świata. To za sprawą męskocentrycznego myślenia kobiety wypadają z obrazu historii.

„Ja? Lepiej poproście kolegę, on sobie poradzi”

Postacią silnie reprezentowaną na wystawie, która nie wpisuje się w model patriarchalnej podległości, jest Róża Luksemburg. Zrealizowany obok wystawy projekt Katarzyny Górnej i Jakuba Majmurka „Róża w Panteonie” wydaje się być próbą napisania „archeologii równości”.

Zwracam uwagę na Różę Luksemburg, gdyż jest to postać praktycznie całkowicie wymazana z polskiej historiografii. Pokazuję ją na wystawie nie tylko jako kobietę, która nie znalazła się w panteonie myślicieli polskiej niepodległości, ale również dlatego, że czytanie Róży dziś w dobie narastających nacjonalizmów i buntu klas nieuprzywilejowanych pokazuje, że jest ona niezwykle aktualną myślicielką polityczną.

Ale na wystawie znajdują się też inne kobiety, których wpisanie w historię jest gestem pisania „archeologii równości”: Winnie Mandela, bohaterki ruchów antyfaszystowskich, kobiety walczące w hiszpańskiej wojnie domowej, których badaniem zajmuje się Zuza Hertzberg. Pokazuję również artystki: Colette Omogbai, która wymazana została z nigeryjskiej historii sztuki czy Gladys Mgudlandlu i Gladys Thomas pokazane przez pracę Kemanga Wa Lehulere, które swoją sztuką walczyły z systemem apartheidu. Ta pierwsza była malarką, pierwszą czarną kobietą w RPA, która wystawiała swoje prace publicznie. Druga – poetką i  autorką książek dla dzieci. Jej tomik poezji w latach 60. zostaje pierwszą ocenzurowaną książką w RPA.

Inną obecną na wystawie pracą są fotografie Witka Orskiego przedstawiające karty z zielnika Róży Luksemburg. W książce Nekroperformans: kulturowa rekonstrukcja teatru Wielkiej Wojny Dorota Sajewska sugeruje, że zawiera on zapiski polityczne, których jednak nie jesteśmy w stanie rozszyfrować.

Istnieje pewna legenda wokół tego zielnika. Na jego marginesach podobno są notatki, które nie mają żadnego odniesienia botanicznego. Legenda głosi, że Róża szyfrowała swoje pisma polityczne, gdy siedziała w więzieniu, i że tylko jej sekretarka potrafiła je odczytać. To jest pewna spekulacja, natomiast naprowadziła mnie ona na pewien trop, gdy na wczesnym etapie pracy nad wystawą szukałam „innej polityczności” kobiet, czyli tego, w jaki sposób polityczność kobiet mogła się przejawiać, gdy nie mogły brać one czynnego udziału w życiu publicznym, np. być posłankami. Zakładałam, że mimo to ich polityczność istniała, choć może niekoniecznie przyjmowała formy, które jesteśmy w stanie rozpoznać jako zaangażowanie polityczne.

Być może, żeby zobaczyć tę kobiecą polityczność, trzeba trochę zmienić punkt widzenia. Te zielniki są właśnie jednym z przykładów, który pokazuje, że działalność polityczna może mieć zupełnie nieoczywiste formy i być może patrząc na to w ten sposób, jesteśmy w stanie zobaczyć więcej. Jedną z czołowych liderek ruchu antyapartheidowego w RPA była Miriam Makeba – piosenkarka. W latach 70. wystąpiła na forum ONZ, próbując przekonać wspólnotę międzynarodową do reakcji – zatrzymania rządów apartheidu w Afryce. Makeba swoją popularność, a jednocześnie swoją siłę polityczną zdobyła dzięki protestsongom, za które w końcu została wygnana z kraju.

W listopadzie obchodziłyśmy także stulecie przyznania praw wyborczych kobietom w Polsce. Dziś wiele kobiet korzysta ze swoich praw politycznych w sposób, który umacnia patriarchalny i nacjonalistyczny obraz świata.

To prawda. Choć ruch kobiecy kojarzony jest przeważnie z postulatami lewicowymi, to historia pokazuje, że ten obraz daleki jest od prawdy historycznej. Świetnie pokazuje to książka Magdaleny Gawin Spór o równouprawnienie kobiet (1864-1919). Kobiety od zawsze znajdowały się zarówno po prawej, jak i lewej stronie sceny politycznej. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Warto pamiętać, że wiele kobiet, które walczyły o polską niepodległość, w tym o prawa wyborcze, wcale nie identyfikowało się z hasłami lewicowymi. Było wręcz odwrotnie. Większość kobiet, które zagłosowały podczas pierwszych dopuszczających głosy kobiet wyborów, głosowała na Narodową Demokrację. Dmowski doskonale wiedział, jak wykorzystać potencjał kobiet, których jedynym „oknem na świat” było niedzielne wyjście do kościoła. A trzeba zaznaczyć, że długo przeciwny był pomysłowi, by kobietom przyznać prawa wyborcze. Uważał, że każda kobieta powinna w pierwszej kolejności wiedzieć, jak dobrze przyrządzić befsztyk.

Dlaczego do debat należy zapraszać też kobiety

Scenografia wystawy skonstruowana jest tak, by na równi z pracami widoczne były luki.

Architektura wystawy, którą stworzyła Johanna Meyer-Grohbrügge, inspirowana jest książką Jonathana Safrana Foera The Tree of Codes. Książką ta jest kolażem wykonanym na opowiadaniu Brunona Schulza Ulica krokodyli, z której Safran Foer powycinał całe frazy i zdania. Można powiedzieć, że tak właśnie wygląda nasz obraz historii, jeśli wymażemy z niego dokonania kobiet.

Jak rozumiem są to luki w narracji, które są wciąż do wypełnienia. Jak możemy to zrobić?

Wydaje mi się, że tym, co jest najpilniejsze do zrobienia, jest po pierwsze przyznanie, że dominujący obraz jest wybiórczy, a po drugie próba zrekonstruowania obrazu historii w możliwie najbardziej szerokim spektrum. Kobiety nie są jedyną – choć na pewno największą – grupą społeczną, która podlega wykluczeniu. Ten sam mechanizm dotyczy osób nieheteronormatywnych, osób o niebiałym kolorze skóry, klasy robotniczej i generalnie tych wszystkich, którzy nie są białymi mężczyznami z klasy średniej.

Fakt, że kultura Zachodu przez setki lat budowana była właśnie przez tę grupę społeczną sprawia, że dominujący model najbardziej służy tej grupie. Myślę więc, że pracy do wykonania jest dużo, ale to już się dzieje – robią to z dużym powodzeniem badaczki i badacze rekonstruujący dokonania kobiet w wielu aspektach, między innymi w historii sztuki, nauki, życia społecznego. Z tym że nie chodzi o to, by jedną hegemonię zastąpić inną, tylko żeby otworzyć się na wielość doświadczeń i nie zamykać się już w jednym obrazie świata, który sztywno definiuje to kim jesteśmy i gdzie jest nasze miejsce.

Prawa wyborcze nie były prezentem dla kobiet

**
Magda Lipska
– kuratorka, kulturoznawczyni i teoretyczka sztuki. Studiowała w Instytucie Kultury Polskiej na UW, Uniwersytecie Humboldta w Berlinie oraz Goldsmiths College w Londynie. Od 2008 roku kuratorka w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Autorka i współautorka wystaw m.in. Danwen Xing. Dziennik intymny (2017), Gdyby dwa morza miały się spotkać (2015) z  Tarekiem Abou el Fetouh’em, After Year Zero (2015) z Anselmem Franke, Annett Busch i Heidi Ballet. Współzałożycielka i współkuratorka programu badawczego Women on Aeroplanes (z Annett Busch i Marie-Hélène Gutberlet). Inicjatorka filmowej rezydencji syryjskiej w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Jej teksty publikowane były w Points of Convergence. Alternative Views on Performance (2017), Pawlenski (2016) oraz w „Dialogu”­­­­­.

**
Karolina Brzezińska – prawniczka i historyczka sztuki, absolwentka MISH UW.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij