Kultura

Szelewa: Od indyka do szaraka

O rasizmie w Stanach Zjednoczonych myślimy, jakby był to jedynie problem z zamierzchłej przeszłości.Tymczasem nawet dziś widać go w USA gołym okiem. Książkę Who is Afraid of Post-Blackness recenzuje Barbara Szelewa.

O rasizmie w Stanach Zjednoczonych myślimy, jakby był to jedynie problem z zamierzchłej przeszłości: Dawno temu, w latach 60. dr Martin Luther King bohatersko walczył o prawa czarnych… W końcu przecież nie tylko zniesiono ich dyskryminację pod względem prawnym, ale wprowadzono najrozmaitsze programy afirmatywne faworyzujące czarnych np. przy przyjmowaniu na uniwersytety.


Czarny bielszy, ale nadal czarny

 

Punktem wyjścia książki Tourégo, czarnoskórego dziennikarza muzycznego i aktywisty, jest pytanie o to, co oznacza bycie czarnym w Ameryce, kiedy nie trzeba już walczyć z prawną dyskryminacją. Autor rozmawiał z setką prominentnych czarnych profesorów, artystów, pisarzy, redaktorów, działaczy – wszyscy oni są dowodem na to, że dziś czarni nie mają już zablokowanej drogi do sukcesu. Artyści nie muszą już przedstawiać czarnych zawsze w roli męczenników, nie muszą wypowiadać się wyłącznie w imieniu pokoleń braci krzywdzonych przez kraj, do którego przyjechali nie na własne życzenie, lecz do którego zostali przywiezieni siłą do niewolniczej pracy. 


Bardzo szybko jednak rozmowy o wolności twórczej czarnych artystów przeradzają się w dyskusje o współczesnym amerykańskim rasizmie. Widać go w USA już na pierwszy rzut oka. W niektórych knajpach, zwłaszcza tych sieciowych, pracują tylko czarni, tylko oni stoją na przystankach autobusowych, reszta jeździ swoimi autami. Jak będziesz w Stanach, zobacz, kto otwiera ci drzwi. W prasie przeczytamy, że czarnych częściej dotyka bieda, że wciąż są znacznie gorzej wykształceni niż biali itp. I mogę się założyć, że wielu odbiorców uznaje, że dane te świadczą o tym, że czarni są po prostu gorsi. Bo przecież ciężką pracą, zwłaszcza w USA, zawsze można odmienić swój los. 


Rozmówcy Tourégo to jednak niemal wyłącznie ludzie sukcesu. Często rzeczywiście wydobyli się z miejskich gett biedy, są w swoich rodzinach pierwszym pokoleniem, które zdobyło wykształcenie. Nie występują na kartach tej książki ubodzy czarni, którzy stanowią większość ich niemal 40-milionowej populacji w USA. Żaden z tych wykształconych i bogatych ludzi nie zje w towarzystwie białych arbuza, a zjedzenie smażonego kurczaka będzie dla nich aktem cywilnej odwagi (gwoli wyjaśnienia, smażony kurczak był potrawą najczęściej przyrządzaną w niewolniczych barakach, a arbuz jest owocem stereotypowo przypisywanym czarnym). 

 

Żeby do czegoś dojść, muszą od dziecka budować sobie ochronną tarczę. Rasizmu doświadczą bowiem prędzej czy później i to pierwsze doświadczenie wpłynie na resztę ich życia. Dowiedzą się, że ponieważ są czarni, muszą starać się bardziej. Muszą zawsze być najgrzeczniejsi, najczystsi, najlepiej ubrani, muszą mieć najlepsze stopnie. Bo biali oczekują, że będą brudni, leniwi, niekulturalni. A nawet, kiedy któryś czarny zostanie studentem jednego z najlepszych amerykańskich uniwersytetów, zawsze będą się martwić, że ich biali koledzy myślą, że to tylko dzięki akcji afirmatywnej. Autor opisuje, jak zaproszono go na rozmowę o stałej współpracy z pewnym magazynem muzycznym. „Czy będziesz umiał napisać o Ericu Claptonie?” – powątpiewał redaktor. Z kolei kiedy poproszono go o napisanie artykułu o dealerze narkotyków i opowiedział redaktorowi, że zna jedną taką, bardzo ciekawą postać, ten zupełnie stracił zainteresowanie tematem, gdy okazało się, że ów dealer jest biały.

 

Współczesny rasizm porównuje, za indyjską pisarką Arundhati Roy, do prezydenta udzielającego zgodnie z obyczajem łaski jednemu indykowi przed Świętem Dziękczynienia. „Kilka starannie odchowanych indyków – lokalne elity z różnych krajów, wspólnota bogatych imigrantów, bankierzy, zdarzający się od czasu do czasu Colin Powell czy Condoleezza Rice, jacyś piosenkarze i pisarze jak ja sam – dostajemy ułaskawienie i wstęp do Frying Pan Farm Park. Pozostałe miliony tracą pracę, wyrzuca się ich z domów, odcina się im prąd i gaz, umierają na AIDS”. Ponieważ rasizm nie istnieje już w prawie, jego doświadczenie jest często jeszcze większym szokiem niż w przeszłości, kiedy istniał czarno na białym. 


Walka od środka

 

Jak czarni mogą odnieść sukces w świecie białych? Pyta autor, który jako mały chłopiec marzył o tym, by zostać prezydentem. Nigdy nie powinni demonstrować swojej „czarności” – radzi swoim braciom – muszą być zawsze bardziej stonowani, spokojni, rozważni, rozsądni. „Pomaga, jeśli z twojej twarzy można wyczytać pewnego rodzaju niewinność”. Inaczej będą się ciebie bać, bo takie są oczekiwania białych względem czarnych. Barack Obama ma rozbrajający uśmiech – właśnie to, zdaniem autora, pomogło mu w znaczący sposób zyskać sympatię białych. Jedną z najtrudniejszych rzeczy, jeśli chce się zostać politykiem, jest bowiem przekonanie białych, że chcesz zadbać również o ich interesy. Czy biały, nawet jeśli już uwierzy w twoją kompetencję, zaufa, że przedstawiciel rasy przez tak długi czas poniżanej przez białe elity będzie gotów zidentyfikować się z białą większością?


Touré pomaga mi lepiej zrozumieć, czym dla wielu czarnych było zwycięstwo Obamy w wyborach prezydenckich. Dla autora było to osiągnięcie niemożliwego (choć Obama, wychowany wśród białych, miał łatwiej, z pewnością był chowany na tego jednego indyka, który zostanie ułaskawiony). Po tym fakcie wstąpiła w niego nowa wiara. Dlatego zachęca swych braci i siostry, by jako taktykę walki w XXI w. wybrali udział we władzy i w ten sposób zmieniali kraj tak, by był dla czarnych coraz mniej krzywdzący, by mogli poczuć kiedyś, że są u siebie. „Próbowali nas zabić, ale im się nie udało. Wciąż tu jesteśmy. Może cierpimy, ale wciąż stanowimy jedność. I wciąż powstajemy. I nie będę się bał czegoś, co mnie nie zabije. Myślmy więc tak, jak byśmy byli współwłaścicielami tego kraju”. Pastor Jesse Jackson opowiada mu w wywiadzie, że teraz czas kontynuować walkę o równy dostęp do edukacji, pracy, kapitału, że to wciąż są bitwy do rozegrania przez czarnych. Touré radzi, by prowadzić je z wnętrza systemu, by nie bać się sięgnąć po władzę. 


Wiara w ten system może wydawać się naiwna. Ale przecież mówimy tu o ludziach, którzy zawsze byli poza systemem, zawsze byli anty-, nie mieli żadnego wyboru. Dla czarnych walka trwa. Walczą jednak nie o to, by być „indykami” (co już się zdarza), lecz by wreszcie zostać zwykłymi szarakami w amerykańskiej masie.


Touré, Who’s Afraid of Post-Blackness? What it Means to Be Black Now, Free Press 2011.

Tekst przygotowany w ramach projektu "Park książki" realizowanego przez Stowarzyszenie im. Stanisława Brozowskiego przy wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij