Kultura

Razem o kulturze

Sztuka bywa elitarna, ale i tak artysta marzy o emeryturze.

Na wstępie muszę muszę zaznaczyć, że piszę recenzję Programu dla kultury partii Razem tylko dla kasy. A właściwie dla umowy, którą muszę pokazać w urzędzie pracy, aby przywrócono mi prawo do świadczeń zdrowotnych. Specyfika wolnego zawodu, zwłaszcza niestabilnego zawodu twórcy, którego byt opiera się na umowach o dzieło, polega między innymi na tym, że dostęp do darmowego lekarza może on sobie zapewnić albo poprzez podpisanie umowy z NFZ, albo rejestrację w urzędzie pracy, gdzie uzyskując status osoby bezrobotnej, otrzymuje jednocześnie prawo do świadczeń. Ja stosuję właśnie tę metodę – na bezrobotnego.

W środowisku artystycznym nie znam nikogo, kto ma podpisaną umowę z NFZ, choć oczywiście nie przeprowadzałem szczegółowego badania i nie pytałem wszystkich. Sam miałem umowę kilka lat temu, ale zrezygnowałem, bo przy niestabilnych dochodach rejestrowanie i wyrejestrowanie się z urzędu pracy, choć czasochłonne, mniej jest ryzykowne – nie trzeba bowiem martwić się o comiesięczny przelew i o to, czy wielkość zaliczek na podatek pokryje sumę wydatków na NFZ i pieniądze wrócą w rozliczeniu z fiskusem. Sporo osób jest zarejestrowanych jako bezrobotni, choć cały czas pracują. Nie tylko artyści. Znam jednego wziętego fotografa i galerzystkę wiodącej galerii, którzy w ten sposób zabezpieczają sobie leczenie. Warunek utrzymania statusu osoby bezrobotnej jest tylko taki, że trzeba w ŚCIŚLE WYZNACZONYM TERMINIE STAWIĆ SIĘ. Z tym bywa problem.

Nie dopełniłem obowiązku, więc muszę mieć umowę. Otuchy dodało mi Razem, które chce – i przy tym przyznaje, że popiera program partii obecnie rządzącej – wprowadzenia powszechnego prawa do korzystania z usług NFZ. Istnieje już naprawdę silne lobby wprowadzenia bezwarunkowego upowszechnienia świadczeń zdrowotnych.

Zaczynam wierzyć, że dożyję zamknięcia systemu eWUŚ i momentu, w którym nie będę musiał już udawać, że szukam pracy, a panie w urzędzie nie będą udawały, że szukają jej dla mnie. Zaoszczędzony czas wykorzystam.

Odkładając na bok ten osobisty wątek, zacznę jeszcze raz tym (nomen omen) razem do początku Programu dla kultury, czyli od „Diagnozy”.

Wstęp do programu jest bardzo ważny, powinien zachwycać i porywać, pokazywać zupełnie nową perspektywę myślenia i działania. Niestety trochę rozczarowuje. Przynajmniej mnie. Są momenty, w których widać tendencje wręcz karykaturalno-totalitarne. Trudno mi zrozumieć zdanie „musimy porzucić górnolotne i elitarne rozumienie kultury”. Zdanie kłuje mnie w oczy. Oczywiście, w polu sztuk wizualnych ciągle żywe są strategie porzucania i zrywania z elitarnością, wychodzenia z muzeum na barykady i na scenę, niemniej pewna jej część jest i pozostanie elitarna. Zamiast więc komunałów przekraczających po prostu granice absurdu, zdań w stylu „wszyscy, nie tylko elity, będą aktywnymi uczestniczkami i uczestnikami życia kulturalnego tak lokalnie, jak i globalnie”, wolałbym we wstępie zobaczyć analizę sektorową, konkretne dane, ile osób według Razem pracuje w sektorze kultury, jaką mamy strukturę zatrudnienia, jakie wynagrodzenia, najważniejsze problemy wizerunkowe – przynajmniej w odniesieniu do sztuk wizualnych jest o czym mówić.

Zamiast faktów z życia wziętych czy statystyk mamy banalną refleksję o nowych mediach – „wszyscy jesteśmy nie tylko odbiorcami, ale i twórcami”.

Dalej nie będzie aż tak krytycznie, ale sceptycznie, bo w punkcie drugim – „Finansowanie” – jest już więcej konkretów i oczywiście z miejsca rzuca się w oczy zwiększenie wydatków na kulturę z budżetu do poziomu 2% PKB. Razem pokazuje dane z innych krajów, które wydają na kulturę dużo więcej niż Polska. Znowu czegoś tu brakuje, na przykład pokazania argumentów na rzecz tych wydatków. Czy porównanie z Niemcami to wystarczająca broń w batalii z naszą władzą i – w ogóle – czy to jest sensowny argument? Śmiem wątpić. Na pewno postulat jest chwytliwy i zyska przychylność środowiska, na którym w dużej mierze opiera się sukces wizerunkowy Razem. Jednak oczywiście podoba mi się ten pomysł, a także następny – przekazanie części kompetencji w zakresie przyznawania stypendiów samorządom i budżety obywatelskie. Praktyka pokazuje, że bezpośredni kontakt z lokalnymi urzędnikami w sprawach organizacyjnych, na przykład związanych ze sztuką, bardzo często owocuje czymś pozytywnym. Wierzę też, że ludzie potrzebują rozrywki subtelniejszej niż koncerty sponsorowane przez korporacje – choć nie wiem, czy akurat wybraliby coś z dziedziny sztuki.

Punkt „Finansowanie” kończy bardzo ciekawy postulat wspierania prywatnych kolekcji sztuki. Mało kto rozumie, że państwo powinno generować popyt na sztukę i kreować modę na jej kolekcjonowanie – może przez system dotacji, ale na pewno poprzez ulgi podatkowe na wzór holenderski. Bez udziału państwa zmiana mentalności w środowiskach biznesowych nie nastąpi. Kiedy odwiedzam jakąkolwiek kancelarię prawniczą czy notariat w Polsce tamtejsze dekory wprawiają mnie zawsze w zdumienie. Często jest to zachwyt – zachwyt nad obciachem. Dlaczego jest aż tak źle? Może dlatego, że elity finansowe nie będą zainteresowane sztuką, jeśli od sztuki dystansuje się prawie każda władza w Polsce, ostatnio zawężając również pole jej oddziaływania wewnątrz instytucji. I tu trzeba powiedzieć, że w programie Razem brakuje odniesienia się do ostatnich decyzji rządu dotyczących cięcia dotacji na kolekcje dla muzeów. Polecam test Karola Sienkiewicza Środkowy palec ministra o tym właśnie. Spadek z kwoty ponad 7 mln. w roku 2015 i ponad 6 mln. w 2014 do zera to spory zjazd w dół. Nie sposób pokazać, jaki procent grantów jest uposażeniem artystów, ale sądzę, że niemały.

Problem emerytur dla artystów był wielokrotnie (i jest obecnie) nagłaśniany przez Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej. Bardzo zdziwił mnie brak tego postulatu w punkcie trzecim „Praca w sektorze kultury”. Jeśli bowiem pojawiają się tu kwestie ubezpieczeń zdrowotnych artystów, o których pisałem na początku, dlaczego nie ma nic o emeryturach? Sprawy obecne i doczesne nie są bowiem tak dołujące, jak przyszłe. Wiemy, że leczenie w nagłym wypadku można jakoś wykombinować np. poprzez pilne wykonanie pracy zleconej z odprowadzeniem składki. To, co nastąpi później, będzie znacznie gorsze, a dla osób bez stałego zatrudnienia przechodzących teraz na emeryturę właściwie już jest.

Zupełnie nie wiem, jak sobie w przyszłości wykombinujemy emeryturę. Najtrudniejszej z punktu widzenia ekonomii kwestii nie ma w programie.

Daję jednak plusa za dostrzeżenie przez Razem problemu niedostatku pracowni i braku przyznawanych wynagrodzeń za wystawy. Pracownia jest dla większości zbyt dużym kosztem, zwłaszcza jeśli nie otrzymują wynagrodzeń. Honoraria zostały częściowo wynegocjowane oddolnie przez OFSW (4 tys. za wystawę indywidualną i około 900 za udział w zbiorówce) i w praktyce, w relacjach z instytucjami, które podpisały zobowiązanie, system działa dobrze. Poza nimi kasa jest ciągle przedmiotem nierównych i zawsze irytujących negocjacji. Również przedmiotem nierównych negocjacji mogą być roszczenia wynikające ze sporów prawnych związanych z naruszeniem praw autorskich. Proponowana przez Razem zmiana w punkcie „Prawo autorskie”, idąca w kierunku większego uelastycznienia prawa cytatu, może chronić wolność artystyczną, ale czasem przesadnie. Artyści dokonują zawłaszczeń, ale też ich prace bywają zawłaszczane – jak pokazuje sprawa przeciwko Piotrowi Uklańskiemu, który użył prac polskich artystów neoawangardowych i wystawił je na sprzedaż pod swoim nazwiskiem. Proces trwa i już widać, jak trudno będzie uzyskać zadośćuczynienie od artysty, którego stać na najlepszych prawników na świecie.

Inne ograniczenia swobody wypowiedzi są dla artystów wizualnych jednak ważniejsze.

Wszystkie przepisy stojące na straży obyczajności, „zasad współżycia społecznego”, poszanowania władz i godności osób oraz jednostek gospodarczych źle wpływają na sytuację artysty i pozycję sztuki.

Przykładów potwierdzających mamy wiele. Nie można zakładać, jak niektórzy plotą, że afera i wycofywanie prac z wystaw jest formą promocji dla artysty, ponieważ podstawową formą promocji artysty jest wystawa, a nie jej brak. A ta często stoi pod znakiem zapytania, kiedy ktoś obrazi czyjeś uczucia lub logo. Poza wystawami znana jest sprawa Tomka Kozaka, który nie otrzymał honorarium za kalendarz, co pokazuje, jak prawo stojące na straży etyki sprzyja zachowaniom biznesowo nieetycznym i to przy nadgorliwym udziale sądu. Punkt „Swoboda działalności twórczej i wolność słowa” programu Razem dotyka tych zagadnień i dobrze, ale – co jest dość uderzające – postuluje zmiany łagodne. Jest mowa o złagodzeniu, a nie o likwidacji niektórych kuriozalnych przecież przepisów. Nie wiadomo też, czy owo złagodzenie ma dotyczyć pola prawnego, czy wymiaru kary. Czy według Razem będzie można w pracy artystycznej umieszczonej w zakamarku galerii znieważyć prezydenta, czy wyrok zostanie tylko zmniejszony z trzech lat do jednego roku w zawiasach?

Ostatni punkt, „Polska kultura na świecie” napisany jest krótko i bardzo ogólnie, ale może odpowiednio proporcjonalnie do światowego jej znaczenia. Nie należy go bowiem przeceniać. Co nie oznacza, że nie trzeba się starać polską sztukę promować. Uważam rezydencję artystyczną, której często towarzyszy wystawa i prezentacja prac wewnątrz artystycznego środowiska za istotny mechanizm promocji. Poprzez AIM przydałoby się również wspierać wyjazdy na rezydencje. Rezydencja nie zawsze związana jest z nadmiernym zbytkiem.

I na koniec. Tylko politycy potrafią mówić głosem tych, którzy nie mogą kłamać. Czasem potrzebny jest to głos. Bez niego świat byłby tym, czym jest, a przecież nie o to nam chodzi. Dobrze więc zobaczyć, jak działacze Razem, partii, na którą głosowałem w ostatnich wyborach, wcielają się w rolę prawdziwych polityków i piszą rzeczy, w które nie mogę uwierzyć. Trudno mi uwierzyć w razemowe słowa „będziemy robić”, „podniesiemy”, „wprowadzimy”. Partia, która oscyluje na granicy progu wyborczego, może wpływać na rzeczywistość poprzez kształtowanie opinii, a nie coś tam wprowadzać. Od tego jednak są politycy, żeby udawać, że nie widzą, jak wygląda świat i w ten sposób, czasem, jakimś cudem go zmieniać. Rozumiem to, chociaż czuję dyskomfort.

***

Tomek Saciłowski – studiował na wydziale Międzynarodowych Stosunków Gospodarczych i Politycznych w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie oraz podyplomowo na kierunku filozoficznym w Collegium Civitas. Pracuje jako artysta sztuk wizualnych. Publikował między innymi w magazynie Piktogram, Obieg, Notesie na 6 tygodni, Punkt. Mieszka w Warszawie. Współpracuje na stałe z galerią Piktogram.

**Dziennik Opinii nr 160/2016 (1360)

SZWECJA-czyta

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij