Kultura

Po Kongresie Kultury: zakasać rękawy i do pracy

Kongres to pierwszy krok. Dodał nam energii i przyniósł rezultaty. Podsumowanie Joanny Orlik.

Kongres Kultury 2016 zaczął się mrocznie. Maria Janion głosem Kazimiery Szczuki przywołała obecny polityczny konflikt, sytuując go na tle przemian ostatnich kilku dekad i kreśląc apokaliptyczną wizję wpływu polskiego fatum martyrologicznego. Przemysław Czapliński straszył trwałą instytucjonalizacją postprawdy, na przezwyciężenie której nie ma już nadziei. Na sali było ciemnawo, wiele krzeseł wciąż stało pustych i wyraźnie brakowało wodzireja – kogoś, kto rozda role, podniesie energię, zachęci do pracy lub choćby powie: „Kongres Kultury 2016 uważam za otwarty”.

Potem jedna za drugą zaczęły nas dopadać wszystkie środowiskowe zmory. Narcyzm, autorytaryzm, powtarzanie prawd od dawna znanych, brak wzajemnego zrozumienia, sporo wzajemnych pretensji, autopromocja, fragmentaryczność perspektyw, naskórkowość, różne prędkości funkcjonowania, kręcenie się w kółko, krytykanctwo. Ale z wolna z tej magmy, której się spodziewałam i jednocześnie obawiałam, zaczęła się wyłaniać nowa jakość.

Wbrew przewidywaniom Kongres nie przybrał formy politycznego protestu skierowanego przeciwko obecnej władzy. Komentarzy i incydentów politycznych, choć oczywiście się pojawiły (np. próba wyprowadzenia przez ochronę nieprawomyślnie wypowiadającego się uczestnika panelu Póki nie żyjemy…), było wręcz zaskakująco mało. Przeciwnie, doraźność i aktualne niepokoje wyraźnie ustąpiły miejsca namysłowi nad całym ostatnim ćwierćwieczem polskiej kultury, próbie podsumowania, syntezy z uwzględnieniem różnych braków i zaniedbań, za które braliśmy odpowiedzialność. Co szczególnie ciekawe, namysł ten nie odbywał się w jakimś cudzym języku – produktywności, efektywności czy użyteczności w ramach przemysłu kreatywnego – lecz po prostu naszym własnym języku, języku kultury.

Jakbyśmy się budzili w rzeczywistości, w której już ma sensu się łudzić, że ktoś nam coś da, jeśli się przystroimy w cudze piórka, musimy więc zacząć mówić swoim własnym głosem o tym, co jest dla nas ważne.

Egzamin zdała metoda demokratycznego wyłaniania stolików w procesie przygotowań do Kongresu. W trakcie nie trzeba było się obawiać o frekwencję, wszystkie sale były mniej więcej w podobnym stopniu zapełnione, wszędzie toczyła się rozmowa. Metoda ta najpierw zmusiła wszystkich do pomyślenia, o czym chcą rozmawiać, potem uczestników do zdecydowania, w czym chcą wziąć udział, wreszcie odrzuconych do dania odporu w postaci stolików towarzyszących, a (niektórych) zwycięzców do przygotowania stolików we współpracy z odrzuconymi. Dzięki temu dużo i w dodatku równolegle wydarzyło się jeszcze na wiele tygodni przed rozpoczęciem Kongresu. Przy okazji wyraźnie ujawniły się słabości mechanizmów demokratycznych – symboliczna przewaga znanych nazwisk i finalny nierówny rozkład obszarów tematycznych. Ta wiedza stała się też samowiedzą Kongresu, którą dawało się w miarę możliwości zarządzać, a teraz można z niej wyciągać wnioski. Zgłaszane tematy utworzyły kilka kluczowych obszarów, które można by w przyszłości utrzymać jako wiodące, i głosowanie zrobić już w obrębie tych grup, tak aby żaden duży obszar nie był poszkodowany.

Pałacowa przestrzeń nie pomagała. Było chłodno, monumentalnie i nawzajem się zagłuszaliśmy, inwestując nieproporcjonalną ilość energii w konieczność ciągłego porządkowania własnych myśli. Ale na kolejnych stolikach raz po raz okazywało się, że tradycyjny podział na panelistów i publiczność to już przeszłość. Wszyscy byliśmy ekspertami dla siebie nawzajem. Stoliki, przy których postawiono na partycypacyjność, miały bardziej dynamiczny charakter, były ciekawsze i wyraźniej konkluzywne. W przyszłości warto wyciągnąć z tego wnioski i zadbać o to, żeby ci sami eksperci nie obstawiali więcej niż jednego stolika. Środowisku dobrze zrobi taka nieustanna zmiana ról i częstsze przesiadanie się pomiędzy stronami choćby tylko symbolicznej rampy.

Teraz, kiedy na spokojnie myślę o rekomendacjach wypracowanych przez Kongres, nie widzę na razie poważnych luk. Były za to kwestie – jak edukacja kulturalna – które tryumfalnie powracały w podsumowaniu prawie każdego obszaru, odzyskując należne im miejsce. Rzecz jasna, pozostało wiele pytań:

Kto ma być adresatem naszych rekomendacji? W jaki sposób przełożymy je na rzeczywistość? Jaka jest szansa na to, że zostaną wdrożone? Kto miałby się tym zająć?

Tak czy inaczej to, że w ciągu tych trzech dni byliśmy w stanie sformułować ponad 100 konkretnych postulatów, napawa mnie optymizmem. 2 tys. osób, 42 stoliki, mnóstwo sprzecznych stanowisk, a jednak byliśmy w stanie się porozumieć i na zakończenie obrad przedstawić ich rezultaty.

Teraz trzeba zakasać rękawy i zabrać się do dalszej pracy. Kongres powinien stać się stałą platformą poznania, samopoznania oraz negocjacji i operacjonalizacji sensów i wartości, które są dla nas ważne. Wykonaliśmy pierwszy krok, który dodał nam energii i przyniósł rezultaty. Pokazał, że sporej grupie osób bardzo zależy na tym, żeby kultura w Polsce nie zginęła. Mam nadzieję, że poszczególne stoliki rzeczywiście będą dalej pracować. Powinniśmy się spotkać za rok, żeby zrelacjonować sobie nawzajem wyniki prac i sprawdzić , które z rekomendacji znalazły szybkie i proste sposoby wdrożenia, które należy promować w całym kraju, a z którymi trzeba poczekać na mądrych polityków, którzy zechcą zreformować system.

Na koniec trzy kongresowe myśli, które ze mną zostały:

„60 procent obywateli polskich nie czyta. Mniej więcej tyle samo sprzeciwia się obecności obcych w Polsce. Czytanie książek jest mierzeniem się z obcością i przyzwyczajaniem do cudzej perspektywy”.

„Niektóre metody są bardzo proste. Przez kilka lat głośno czytaliśmy dzieciom w przedszkolu. Po tych kilku latach zrobiliśmy badanie. Okazało się, że 75 procent dzieci czyta ze zrozumieniem”.

„Szkoła uczy tego, że kultura nie ma nic wspólnego z życiem, a jest dokładnie odwrotnie”.

Kongres Kultury 2016 skończył się jasno, chociaż zaczął mrocznie. Zobaczymy, na jak długo nam tego światła wystarczy.

Joanna Orlik – dyrektorka Małopolskiego Instytutu Kultury w Krakowie. Założycielka i pierwsza redaktor naczelna kwartalnika „Autoportret. Pismo o dobrej przestrzeni”. Uczestniczyła w pracach zespołu diagnostycznego, który opracował Mapę kultury we współczesnej Polsce przygotowaną na Kongres Kultury 2016.

Czytaj także:

Maria Janion, Szczerze nienawidzę naszego mesjanizmu! [List do Kongresu Kultury]
Igor Stokfiszewski, Dlaczego rząd przegra wojnę o kulturę
Anna Cieplak, Kultura na peryferiach

Wodiczko-Socjoestetyka

 

**Dziennik Opinii nr 287/2016 (1487)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij