Muzyka

Kim Gordon: Dziewczyna z zespołu

„Jak to jest być dziewczyną z kapeli?”. To pytanie Kim Gordon słyszała setki razy.

Choć z początku wydawało jej się durne i nieistotne, to z czasem nabrało znaczenia.

Dziewczyna z zespołu to opowieść o stracie – o znikaniu miasta, które ukształtowało Kim Gordon, odejściu mężczyzny, którego kochała, i rozpadzie zespołu Sonic Youth, który był po prostu najważniejszą częścią jej życia. Paradoksalnie, książka nie jest aż tak smutna i gorzka, jak powinna być, zważywszy na okoliczności jej powstania. „Ktoś powiedział kiedyś, że małżeństwo to długa rozmowa – pisze Kim Gordon na pierwszych stronach opowieści. – Zapewne tak samo jest z zespołem rockowym. Kilka minut później i jedno, i drugie się skończyło”. Gordon zaczyna opowiadać historię od ostatniej trasy zespołu granej w Ameryce Południowej. Ona i Thurston Moore – przez lata jej partner z zespołu, mąż, ojciec jej dziecka – w zasadzie nie rozmawiali ze sobą. Kiedy więc Gordon po tym krótkim wstępie cofa się do 1980 roku i momentu przyjazdu do Nowego Jorku, a później jeszcze wcześniej do dzieciństwa i dorastania, doskonale wiemy, jak się ta historia skończy. I wiemy, że nie happy endem.

Muzyka i Nowy Jork są równoprawnymi bohaterami tej historii. Gordon opowiadając o jakimkolwiek zdarzeniu umieszcza je zawsze na mapie miasta. Dodaje lokalizację, mówi jaka knajpa, galeria czy klub były w okolicy, co powstało, jak zniknęły. Jeśli zespół nagrywał to dowiemy się, że w „Sear Sound – najstarsze nowojorskie studio nagraniowe, położone w samym centrum Manhattanu, nieopodal hotelu Paramount”. Śmiało można opracowywać na podstawie książki mapy wycieczek „śladami Sonic Youth po NY”.

Gordon pisze o muzyce i kapelach, które poznała na nowojorskich koncertach, ale też dużo miejsca poświęca scenie artystów wizualnych, która była i jest jej bliska. Obok tego pojawiają się np. przedstawiciele świata mody – Marc Jacobs i jego grunge’owa kolekcja, która „zagrała” w teledysku do Sugar Kane, opowieści o New York Fashion Week. Choć, jak pisze Gordon, Wschodnie Wybrzeże nigdy nie kupiło grunge’owej estetyki, bo w NY rządziły takie sklepy jak butik Patricii Field – i tu pada oczywiście dokładna informacja o lokalizacji – „na ósmej Ulicy w East Village. Po latach Field została stylistką kostiumów w serialu Seks w wielkim mieście, co według Gordon jest ironią losu – sprzedawała na ekranie „campową transwestytyczną wrażliwość” amerykańskiej konserwatywnej klasie średniej.

„Inspiracji do tekstów dostarczało nam życie w Nowym Jorku” pisze Gordon. Książka pokazuje, jak bogate było to życie, ile osób się przez nie przewinęło. Z jednej strony są to celebryci i gwiazdy, z drugiej kapele, których nazwy mało komu coś mówią, a z trzeciej codzienność tego miasta. Jego prawdziwymi bohaterami są – według Gordon – ci, którzy wynaleźli niewielkie czarne owadobójcze pułapki na karaluchy, będące plagą Nowego Jorku.

Kim Gordon nie pisze biografii zespołu. Opowiada swoją historię i dlatego skupia się na tym, co było ważne z jej punktu widzenia.

Kim Gordon przy wspomnieniu każdej niemal płyty zespołu, podaje informację o tym, co trafiło na jej okładkę. Były to często prace artystów wizualnych. Na okładce Goo np. był rysunek Raymonda Pettibona, którego zespół lubił i cenił. Co prawda wytwórnia liczyła chyba na to, że na okładkę trafi zdjęcie zespołu, ale Sonic Youth robili po swojemu. Na okładkę Sister dali kolaż zdjęć wybranych przez członków zespołu. Pech chciał, że wybrali zdjęcie m.in. disneyowskiego parku rozrywki i jeszcze jedno, którego autor nie był zachwycony i pozwał zespół. Ostatecznie zdjęcia te na okładce zaciemniono, co miało na zawsze przypominać o cenzurowaniu przez tych, którzy mogą wydać na prawników więcej niż zespół. Oczywiście dziś, kiedy tyle muzyki słucha się w sieci, zwracanie uwagi na okładki, jest już dość oldskulowe.

Sonic Youth balansuje między mainstreamem i nie mainstreamem, cokolwiek by to miało znaczyć. Z jednej strony mają świadomość, że na podpisaniu kontraktu z „majorsami” – sama Gordon używa tego określenia – można wyjść jak najgorzej, a z drugiej chcą jednak żyć z muzyki. Z jednej strony znają cały artystyczny nowojorski światek, z drugiej, kiedy jadą na trasę z Neilem Youngiem, widzą wyraźnie, że mainstreamowa publiczność ich nienawidzi.

Pamiętam koncert Sonic Youth na Openerze w 2007 roku, kiedy na własne oczy mogłam zobaczyć, że mainstreamowa publiczność nie tyle nienawidzi, ile ma w dupie zespół Kim Gordon. Ale pamiętam też koncert Sonic Youth w Chicagowskim klubie Metro w roku 2002 po wydaniu Murray Street, zdecydowanie jeden z najlepszych, na jakich w życiu byłam. Publiczność, która znała zespół, była partnerem show. Były to już co prawda czasy, kiedy takim totalnym undergroundem Sonic Youth nie byli. Jedną z oznak tego statusu było posiadanie całkiem sprawnej ekipy technicznej. Ponieważ zespół gra na różnych strojach gitar, to we wczesnym okresie wymagało to przestrajania jednej gitary między utworami, często musieli to robić sami muzycy. Później kapela miała już ekipę, ale też za każdym z gitarzystów stał spory stojak pełen gitar. Podczas koncertu granego na scenie klubowej te kilkanaście gitar robiło spore wrażenie.

W kraju, gdzie tak mało się czyta, wyznanie dziewczyny z zespołu, że jej kapelę inspirowały książki, które właśnie razem czytali, że nawiązują do nich na płytach, a ona w tekstach, z oczywistych powodów zwraca uwagę. Ale kiedy Gordon mówi, że te książki to powieści, biografie, a zaraz potem wtrąca coś o esejach Julii Kristevy, to widać, że inspiracje te nie są przypadkowe. Gordon ma totalną świadomość feministyczną – nie raz mówiąc o czymś zwraca uwagę na kwestię różnego traktowania kobiet i mężczyzn. Przywołane na wstępnie pytanie o bycie dziewczyną w zespole powraca jak refren. Gordon pisze o tym, jak inaczej postrzegana jest praca kobiet a prasa mężczyzn („Patrząc wstecz widzę, że kobiece zajęcia jawiły mi się jako nieważne. Jak do tego doszło?”). Z drugiej strony choć Gordon słucha np. muzyki robionej przez kobiety, to można odnieść wrażenie, że wśród autorytetów i mentorów wymienia tylko facetów. Co ciekawe w gronie tych, których ona sama chce wspierać i promować, są już kobiety.

Nie żyje Sinéad O’Connor. Próbowała nas ostrzec, ale nie słuchaliśmy

Kim Gordon ma córkę. To też sprawia, że jest wyczulona na kwestię tego, jaki model dziewczęcości i kobiecości się promuje. Jej podobała się przed laty Madonna, która nie miała idealnego ciała, ale była dzielna i ta dzielność była w niej najfajniejsza. A dziś – pisze – „idolką młodych dziewcząt jest Lana Del Rey, która nie ma pojęcia, czym jest feminizm” i sądzi, że to robienie tego, co się chce, a „walka o równe płace i równe prawa jakoś uszła jej uwadze”.

Kim Gordon ma głowę wypchaną lekturami, ale też dylematami dotyczącymi kwestii kobiecości, zastanawia się, jak powinna wyglądać dziewczyna z zespołu na scenie, jak się zachowywać. Nie dziwi więc, że Sonic Youth nagrali piosenkę Tunic (Song for Karen), która przywołuję historię Karen Carpenter z zespołu The Carpenters. Kobieta przez lata cierpiała na anoreksję, która doprowadziła ją do śmierci. „Los Karen stanowił skrajną wersję tego, co przytrafia się wielu kobietom: poczucie braku kontroli nad czymkolwiek poza własnym organizmem sprawia, że ciało – dobre, złe lub brzydkie – staje się narzędziem służącym władzy.” Gordon kilka rozdziałów książki poświęca przypomnieniu okoliczności powstania wybranych piosenek, teledysków do nich. To ten fragment książki, którego nie sposób nie czytać z laptopem pod ręką i odpalonym You Tubem.

Wspomniane wyżej flirty z mainstreamem i wyczulenie na kwestie kobiece dobrze pokazują opisane w książeczce teledyski do Kool Thing czy Bull In The Heather. Kool Thing to „pierwszy wysokobudżetowy teledysk, jaki nagrało Sonic Youth” pisze Gordon. Piosenkę zespół nagrywał w studio, gdzie nagrywał też Chuck D z Public Enemy. Muzycy zaprosili go do pojawienia się w utworze. Klip miał drwić z „estetyki seksownych białych dziewcząt, charakterystycznej dla południowej Kalifornii lat sześćdziesiątych.” Kto dziś jest to w stanie wyczytać z klipu?

Do udziału w teledysku do Bull In The Heather Sonic Youth zaprosili Kathleen Hanna z Bikini Kill, kapeli z nurtu Riot Grrrl, który raczej trzymał się z dala od mainstreamu. Kim Gordon miała pomysł na sparodiowanie choreografii teledysków MTV i zaproszenie do współpracy cheerledarek, ale zamiast nich w klipie pojawia się Hanna tańcząca wokół zespołu. Nie wiem, czy dla kogoś intencje zespołu są czytelne, ale w środowisku, z którego Hanna wyrastała i które tworzyła, pojawienie się w teledysku emitowanym w MTV, było aktem odwagi.

Na kartach Dziewczyny z zespołu pojawiają się oczywiście Kurt Cobain (w Kim wywoływał raczej matczyne uczucia), Courtney Love (Kim uważała ją od początku za szczwaną manipulatorkę) czy Bill Corgan („straszny mazgaj”). Gordon umie być ostra, ale nie często korzysta z tej umiejętności. Na pewno jest niezłą obserwatorką i sporo jest w jej opowieści celnych uwag na temat ludzi. Po prostu.

O serialu Dziewczyny pisze np. że podoba się wielu ludziom, bo „pokazuje ten etap życia, gdy starsi od nas uznają, że wiemy, kim jesteśmy lub co robimy, tylko dlatego, że skończyliśmy koledż, podczas gdy większość z nas nie ma o tym bladego pojęcia”. Kim Gordon pojawia się w jednym z odcinków tego jakże nowojorskiego i dziewczyńskiego serialu.

„Girls”. Głos pokolenia dziewczyn

Książka Kim Gordon pokazując odchodzenie ludzi, zespołów, uświadamia nam, jak się starzeje ten świat, a my razem z nim. Nirvana trafiła do Rock And Roll Hall Of Fame i z tej okazji do jej kawałków podskakiwały panie w szpilkach i panowie w garniturach. Na szczęście Kim Gordon ratowała honor rock’n rolla i tarzała się po scenie.

**

Kim Gordon, Dziewczyna z zespołu, przeł. Andrzej Wojtasik, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij