Kultura

Liszka: Szymborska po swojemu

Jej dystans wynikał z konieczności wytworzenia wokół siebie przestrzeni niezagospodarowywanej przez narcystycznych samców polskiej poezji przybierających pozy klasyków, metafizyków, rzeczników honoru, ogółu i prawdy. O Wisławie Szymborskiej, która jednym zdaniem załatwia Heideggera, pisze Sebastian Liszka.

Gdyby Marci Shore napisała kiedyś drugą część książki Kawior i popiół , akcja mogłaby się rozpocząć w Krakowie w zimne popołudnie w lutym 1945 roku. Przy małym stoliku w zatłoczonej kawiarni przy placu Szczepańskim siedzi Czesław Miłosz i je kotlet schabowy z kapustą. Do kawiarni, szukając kogoś innego, wchodzi biednie ubrana, ale wyglądająca na pewną siebie młoda dziewczyna. Dostrzega Miłosza, rozpoznaje go. Widok poety w prozaicznej sytuacji z kotletem trochę ją przeraża. Wychodzi z lokalu.

Scena ostatnia mogłaby składać się z dwóch migawek: 5 czerwca 1992 roku wiersz Nienawiść autorstwa wspomnianej młodej dziewczyny umieszczony zostaje na pierwszej stronie największego w kraju dziennika, jako komentarz nadzwyczajny do okoliczności odwołania rządu i politycznego kryzysu. Migawka druga: rok 2010. W wypełnionej sali kina Kijów odbywa się premiera telewizyjnego filmu, w którym zdziwaczała, starsza pani opowiada śmiesznostki i podróżuje po Europie.

Przywołuję książkę Marci Shore, gdyż sądzę, że powojenna kultura polska opisana jest wciąż bardzo fragmentarycznie, zwłaszcza pod względem zaangażowania i szybkich pokoleniowych inicjacji kolejnych grup twórców, co ważniejsze – manifestacji i działań o charakterze wspólnotowym, które do pewnego stopnia powtarzały (na ile świadomie?) gesty i działanie przedwojennych awangard, środowisk, które miały z częścią z nich kontakty, o które w małym Krakowie nie było trudno.

Nie ma opowieści o tym pokoleniu uwzględniającej różne dziedziny sztuki, choćby młodych literatów z Krupniczej i reaktywowanej Grupy Krakowskiej II, do której należeli również artyści przedwojennej awangardy – Jonasz Stern czy Maria Jarema. Twórczość Szymborskiej w takiej opowieści mogłaby być jednym z kluczowych wątków. Wbrew temu, co pisano jej twórczości w latach 90. jest ona w dużym stopniu odbiciem czasów i warunków, w jakich powstawała, a jej sukces, zbudowany na umiejętności komunikowania się przez poetkę z czytelnikiem i specyficzny rodzaj uwiązania, jakiemu Szymborska go poddaje, pozwala, jak myślę, sporo powiedzieć o charakterze ówczesnej literatury i tempa, w jakim była ona w stanie reagować i wpływać na współczesność. Kto wie, czy to właśnie nie Szymborska najpełniej zrealizowała nowoczesny postulat nadążania literatury za rzeczywistością i przekształcania jej dzięki oddziaływaniu, jakie wywierała i wciąż wywiera na odbiorcach.

Jej dystans wynikał, jak myślę, z konieczności wytworzenia wokół siebie przestrzeni zagospodarowywanej przez mniej niż ona utalentowanych, ale bardziej ekspansywnych narcystycznych samców polskiej poezji przybierających pozy klasyków, metafizyków, rzeczników honoru, ogółu i prawdy.

Trudno dziś wskazać naczelną zasadę czy regułę twórczą jej poezji. Szkolne wyjaśnienie, że jej twórczością rządzi ironia, można by chyba zastąpić sformułowaniem „zarządzanie ironią”. U Szymborskiej dotyka ona bowiem najpierw podmiotu jej poezji i dopiero przez niego dotyka czytelnika. Taki mechanizm zarządzania ironią oznacza także wzięcie świata przedstawionego w nawias (epoché) po to, by na materiale zastanym dokonać operacji świadomościowej, spuentowanej efektowną figurą bądź paradoksem, które często rozrywają utarte związki frazeologiczne jednocześnie ustanawiając nowe relacje gramatyczno-rodzajowe, nowy idiom, nowy podmiot. Szymborska była poetką słowa wyłowionego z mowy, które, żeby być zrozumiałe, musi być uprzednio „zakotwiczone”.

Ani w okresie socrealizmu, ani w okresie po 1989 roku, gdy jej poezja w dużym stopniu sprowadzona została do wymiaru paradoksalnej facecji o zsekularyzowanym charakterze, nie była poetką polityczną. Bywała jednak politycznie wykorzystywana (patrz pierwodruk Nienawiści) i bywała też poetką społecznie zaangażowaną, choć nie na pierwszej linii frontu – śmierć Ludwiki Wawrzyńskiej, problem braku pamięci o Zagładzie, zagrożenie atomowe, wojna w Wietnamie, terroryzm. Dziś widać mocniej, że Szymborską da się czytać także jako wytrawną polemistkę wobec kompromitującej się ostatecznie dopiero teraz idei końca historii, jako rzeczniczkę humanitarnego traktowania zwierząt, a nawet roślin.Jej wyczulenie na to, co nie-ludzkie, pewnie zostanie niedługo opisane. Z kolei konsekwentne czyszczenie przez Szymborską poezji ze złogów metafizycznych można ciekawie zestawiać z tendencjami postsekularnymi. Światowy rezonans jej twórczości czyni z Szymborskiej poetkę uniwersalną i demokratyczną, co ma również swoje wady. Jej wiersze w Szwecji czytane są na pogrzebach, a z polskich nekrologów niektóre z fragmentów jej wierszy zaczynają wypierać zdania księdza Twardowskiego.

Twórczość Szymborskiej wydaje się też pomocna w opisaniu specyficznego i dziwnego dla polskiej kultury czasu przed i po 1989 roku, gdy „to, co miało nadejść, nie nadeszło”. Trzeba też, jak myślę, dokonać pewnego rodzaju krytycznego wyczyszczenia twórczości Szymborskiej przefiltrowanej w ciągu ostatnich lat przez polską wersję postmodernizmu.

Na koniec wspomnienie, ale wymowne. Rok 2005. Siedzimy razem z Justyną Drath na wykładzie Cezarego Wodzińskiego z cyklu Wprowadzenie do ontologii negatywnej. Pojawia się cytat z wiersza Trzy słowa najdziwniejsze. Szymborska pisze tam o… niczym: „Kiedy wymawiam słowo NIC, stwarzam coś, co nie mieści się w żadnym niebycie”. Najwybitniejszy polski filozof spuentował je następująco: „Stara krakowska ciotka z parasolką dosiada się do stolika i jednym zdaniem załatwia całego Heideggera. Jak to jest, kurwa, możliwe?”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij