Film

Sokurow: Mogę żyć bez kina

Na tym polega sekret mojej niezależności – mówi rosyjski reżyser.

Piotr Czerkawski: Ukończył pan studia historyczne. W swoich najważniejszych filmach – takich jak Smutna obojętność, Rosyjska arka czy Moloch – często odwołuje się pan do minionych epok. W jaki sposób inspiruje pana przeszłość?

Aleksander Sokurow: Jestem zdania, że kino historyczne to znacznie więcej niż tylko ładne kostiumy i salonowe intrygi. Z drugiej strony jeszcze bardziej szkodliwe wydaje mi się podejście, zgodnie z którym przenosi się akcję filmu do dawnych czasów po to, by w zawoalowany sposób i tak opowiadać o współczesności. To zbyt proste, kino zostało stworzone do celów wyższych niż doraźna publicystyka. Prawdziwe wyzwanie stanowi zrozumienie specyfiki czasów, które przedstawia się na ekranie, i dostrzeżenie ich wpływu na dzisiejszą rzeczywistość. Właśnie dzięki historii zrozumiałem bowiem, że świat rządzi się pewną logiką, a nasze czyny i decyzje mają swoje daleko idące następstwa. Doskonale rozpoznało to zresztą polskie kino, które od dawna potrafi przedstawiać jednostkowe losy na tle ogólniejszych procesów społecznych.

Wielokrotnie podkreślał pan swój podziw dla filmów realizowanych przez polskich reżyserów. Którzy należą do pana ulubionych?

Na pewno Andrzej Wajda i mój przyjaciel Krzysztof Zanussi. Niedawno obejrzałem zrealizowane przez tego drugiego Obce ciało i uważam, że to naprawdę dobry film. Słyszałem, że w Polsce przyjęto go chłodno i nie bardzo rozumiem dlaczego. Zanussi ma ponad 70 lat, jest inteligentnym i doświadczonym życiowo człowiekiem, więc nic dziwnego, że stawia się wobec publiczności w pozycji mentora. Ludzkość od zawsze potrzebuje przecież tych, którzy wiedzą lepiej i służą radą innym, nawet jeśli w naszych egocentrycznych czasach coraz trudniej się do tego przyznać.

Przez lata kręcił pan filmy niewygodne dla komunistycznej cenzury, dziś należy pan do krytyków Kremla, ale dysponuje nieograniczoną wolnością twórczą. Na czym polega sekret pańskiej niezależności?

Proszę mi wierzyć, że nie ma w tym żadnego heroizmu. Wręcz przeciwnie, moja postawa wynika z pewnej nonszalancji.

Nie należę do tych natchnionych, zdeterminowanych artystów, którzy nie mogliby żyć bez tworzenia. Do filmu trafiłem właściwie przypadkiem i do dziś nie jestem wielkim koneserem kina. Nie miałbym problemu z tym, by wyrażać siebie w zupełnie inny sposób.

Tą drogą zyskuję poczucie wolności. Skoro właściwie niczym nie ryzykuję, jako twórca mogę mówić i robić, co mi się podoba.

Wielu artystów z krajów postkomunistycznych twierdzi, że dawne trudności polityczne zastąpiła dziś cenzura ekonomiczna. Są uzależnieni od wymogów rynku.

Zgadza się, ale stosowana przeze mnie strategia bynajmniej nie uległa przez to zmianie. Dawniej komuniści straszyli, że odeślą moje filmy na półki. Spodziewali się histerycznych protestów albo gotowości na kompromisy. A ja mówiłem po prostu: „Nie ma pośpiechu, poczekam”. Wzbudzało to konsternację i prędzej czy później, najczęściej po kilku latach, filmy trafiały w końcu na ekrany. Dziś w rozmowach z rosyjskimi albo zachodnimi producentami postępuję podobnie. Gdyby nie ta cierpliwość i pewność siebie, nigdy nie ukończyłbym na przykład Rosyjskiej arki. Przez długi czas nikt nie wierzył w powodzenie tak ekscentrycznego projektu. A potem okazało się, że to mój najbardziej rozpoznawalny film.

Porównywalnym sukcesem okazał się Faust, za którego otrzymał pan w 2011 roku Złotego Lwa w Wenecji. Film ten wieńczy tetralogię, na którą składają się również Moloch, Cielec i Słońce. Dzieła te są osadzone w odmiennych realiach historycznych. Czy mają jednak jakiś wspólny motyw?

Według mnie tetralogia opowiada przede wszystkim o zawiłościach męskiej psychiki. Zarówno Hitler, jak i Lenin, cesarz Hirohito czy Faust potrafią być na przemian niezłomni i delikatni, mądrzy i głupi, okrutni i kochający. Wszyscy dzierżą też pewną władzę nad otoczeniem. Choć daje ona iluzję wielkości, w rzeczywistości psuje, uzależnia i przejmuje kontrolę nad człowiekiem. To nie przypadek, że ani historia, ani sztuka przez tyle lat nie potrafiły podać przykładu kogoś, kto nie zostałby przez władzę ani trochę zdeprawowany.

W trakcie kariery wypracował pan własny, radykalnie minimalistyczny styl. Czy można powiedzieć, że pana ambicją jest poszerzanie granic filmowego języka?

Nie sądzę. Kino, tak jak zresztą wszystkie inne formy sztuki, dawno już określiło swe ramy. Nie widzę wielkiej przyszłości dla awangardzistów i innowatorów. Nie ma jednak nad czym rozpaczać, nie grozi nam też popadnięcie w banał. Przynajmniej dopóty, dopóki kino wciąż pozostanie domeną autorów, a narracyjne i fabularne schematy będą przełamywane przez indywidualną wrażliwość konkretnych reżyserów. Każde pokolenie ma swoje własne zainteresowania, przemyślenia i spojrzenie na świat. Właśnie dlatego tak ważne jest, aby kino pozostało domeną młodych. Z drugiej strony nie wolno jednak zapominać o szacunku wobec tradycji. Gdy zabraknie go debiutantowi, jego bunt będzie pusty i efekciarski, a twórczość zostanie zatruta przez pychę.

Niedawno został pan bohaterem biograficznego dokumentu Głos Sokurowa. Jednym z najważniejszych wątków filmu pozostaje pańska relacja z Petersburgiem, w którym mieszka pan i pracuje od wielu lat. Dlaczego to miasto okazało się dla pana tak inspirujące?

Gdy spaceruje się ulicami Petersburga, nie sposób zapomnieć o poświęceniu, determinacji i cierpieniu, które były potrzebne, aby umożliwić jego przetrwanie w czasie II wojny światowej. Podczas trwającego dwa i pół roku oblężenia zginęło wtedy półtora miliona ludzi. Właściwie każdy mieszkaniec Petersburga ma w rodzinie kogoś, kto został wówczas zabity. Czasem człowiek może poczuć się, jakby mieszkał na cmentarzu. Jednocześnie Petersburg to stolica rosyjskiej kultury, centrum wszystkiego, co w niej najbardziej eleganckie i wyrafinowane. Nie bez powodu właśnie to miasto inspirowało geniuszy w rodzaju Czajkowskiego czy Dostojewskiego.

W Petersburgu urodził się także Władimir Nabokow.

To na pewno jeden z moich ulubionych pisarzy. W całej historii rosyjskiej literatury nie ma lepszego stylisty językowego. Może z wyjątkiem Andrieja Płatonowa, którego twórczość zekranizowałem w swoim debiutanckim Samotnym głosie człowieka. U Nabokowa interesuje mnie szczególnie namysł nad relacją estetyki i etyki. Zaburzenie proporcji między tymi dwiema kategoriami to jedna z najważniejszych pułapek, które czyhają na artystę. Każdy reżyser chciałby przecież olśnić widza pięknem zdjęć, scenografii czy kostiumów. Tyle tylko, że w ten sposób bardzo łatwo odwrócić jego uwagę od przekazywanej w filmie treści.

W jaki sposób radzi pan sobie z tym dylematem we własnej twórczości?

To bodaj najważniejsze pytanie, które stawiam sobie przy każdym projekcie. Oczywiście dbam o filmową formę, ale najważniejsza pozostaje dla mnie realizacja konsekwentnej zasady etycznej opierającej się na poszukiwaniu w człowieku dobra.

Portretuję ludzi zagubionych i błądzących, ale nigdy z gruntu złych, bo tacy mnie po prostu nie interesują.

Kiedy w 2003 roku kręciłem Ojca i syna, nie chciałem robić jeszcze jednego filmu o konflikcie między tytułowymi bohaterami. Znacznie bardziej interesowała mnie opowieść o poświęceniu, którego wymaga ich wzajemna miłość.

Czy łatwo utrzymać ten programowy optymizm, gdy żyje się pod rządami coraz bardziej autorytarnego reżimu Putina?

Rządy Putina to żadna nowość, lecz produkt patologii, które towarzyszą rosyjskiej rzeczywistości od stuleci. Mój kraj jest ogromny, a przez to zróżnicowany i niezwykle chaotyczny. W Rosji mieszkają przedstawiciele ponad dwustu narodowości, a swoich reprezentantów mają tu wszystkie religie, które istnieją. Urządzonemu w ten sposób państwu brakuje stabilności, bez przerwy towarzyszą nam tylko reformy, zmiany i przebudowy. Patrzę na to wszystko z krytycyzmem i niepokojem, który wynika z poczucia odpowiedzialności za kraj. Nie demonizowałbym jednak rosyjskiej rzeczywistości. Jestem przekonany, że Polska ma nie mniej problemów niż Rosja, i mam nadzieję, że wasi filmowcy również czynią je przedmiotem swojej troski.

Aleksander Sokurow – rosyjski reżyser i scenarzysta, zdobywca Złotego Lwa podczas 68. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji za adaptację Fausta.

***

Wywiad odbył się w trakcie Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu, która zorganizowała retrospektywę Aleksandra Sokurowa.

**Dziennik Opinii nr 238/2015 (1022)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Czerkawski
Piotr Czerkawski
Dziennikarz kulturalny
Dziennikarz kulturalny. Publikuje w „Kinie”, „Filmie”, „Dzienniku”, „Odrze”, a także w portalach internetowych Filmweb.pl i Dwutygodnik.com
Zamknij