Film

„Dzikie róże”, czyli trzy kobiety w różnym wieku

Dziewczynka, Ewa i matka Ewy to trzy pokolenia kobiet w Polsce. Młoda nie jest jeszcze utemperowana przez szkołę i konwenanse, Ewa została przez konwenanse przeczołgana i zgnojona, a matka Ewy sama jest chodzącym konwenansem.

Kłopot z filmem Dzikie roże mam taki, że jest on naprawdę dobry, ale, niestety, zawiera wszystko to, co już wiem o świecie, a od dobrego filmu oczekuję, że pokaże mi coś nowego.

Dzikie róże w reżyserii Anny Jadowskiej są bardzo kobiece. Główną bohaterką jest Ewa, młoda żona i matka. Jest cicha i wycofana. Fascynuje mnie, jak grająca tę rolę Marta Nieradkiewicz snuje się po ekranie wyglądając jak cień człowieka, a mimo to cały czas przykuwa uwagę.

Ewa mieszka na wsi. Jej mąż pracuje za granicą. Wykańczają dom, na który on zarabia, a którego budowy ona dogląda. Młodzi mają ambicje, chcą być niezależni od rodziny, osiąść na swoim. Za realizację tych planów muszą zapłacić rozłąką. Pamiętacie pewnie Cichą noc i narzekania bohatera: ojciec zasuwał za granicą, nie było go nigdy w domu, nie ma go na żadnym rodzinnym zdjęciu, no i to nie on ostatecznie wychował dzieci, tylko matka, sama, choć teoretycznie nie samotna.

Noc nie będzie ani cicha, ani święta

I to jest właśnie ten moment w Dzikich różach, w którym myślę, że już to wszystko wiem i już to widziałam. Tyle że w filmach chłopackich, w których syn się rozlicza z ojcem. Tu opowieść, jaką znam, widzę z perspektywy zostawionej w Polsce żony.

Dziewczyna zostaje sama we wsi. Z dziećmi i z domem w budowie. Niedaleko mieszkają jej rodzice, mama zajmowała się dziećmi pod nieobecność Ewy. Do końca nie wiemy, gdzie Ewa była. Dziewczyna mało mówi i głownie przytakuje innym. Z czasem tajemnica powoli się wyjaśnia, choć chyba zamierzeniem filmu było, żeby widz do końca nie domyślał się o co chodzi. To niestety, podobnie zresztą, jak we wspomnianej Cichej nocy, raczej się nie uda. Sorry, ale zbyt cwani widzowie chodzą dziś na ambitne polskie filmy.

Rodzice dziewczyny starają się jej pomóc, ale – jak to rodzice – mają swoje przekonanie na temat tego, co jest najlepsze dla wnuków. Ewie nie przeszkadza, jak córka ogląda telewizję, ale babci już tak.

Relacje pomiędzy trzema kobietami – Ewa, jej córką i matką – jak w pigułce pokazują wszystko, z czym zmaga się bohaterka.

 

W domu trwają przygotowania do pierwszej komunii córki Ewy. Z zagranicy wraca mąż. Widać od razu, że wielkiej chemii między parą nie ma. Ojciec dzieci jest w domu gościem. Na co dzień to matka i pomagająca jej babcia dzieci ogarniają domową codzienność.

Ewa jest najcichsza z trzech wspomnianych kobiet. Matka próbuje ją ustawiać, zadbać o to, by Ewa żyła tak, jak nakazują normy społeczne. W jakimś sensie głos matki jest bliski głosowi mieszkańców wsi, którzy potępiają Ewę za romans z młodym chłopakiem. Matka jednak nie potępia córki, stara się jej pomóc. Martwi się i chce, żeby córka nie narobiła sobie problemów.

Córka Ewy jest dzieckiem. Ma może z 10 lat. Nie bardzo wie, o co chodzi z tą całą komunią świętą, a w domu nikt jakoś nie umie jej tego wyjaśnić. Dziewczynka ucieka od matki i młodszego brata, kiedy we trójkę idą na spacer, jest wyraźnie zła na matkę. Wykrzykuje jej to w twarz. Krzyk dziecka wyraźnie kontrastuje z milczeniem i wycofaniem Ewy.

Dziewczynka, Ewa i matka Ewy to trzy pokolenia kobiet w Polsce. Młoda nie jest jeszcze utemperowana przez szkołę i konwenanse, więc potrafi nieźle przygadać matce. Ewa została przeczołgana i zgnojona przez konwenanse. Także przez codzienność – choć jest młodą dziewczyną, to ma już doświadczenie macierzyństwa, małżeństwa, rozłąki, romansu. Takie czasy. Matka Ewy sama jest chodzącym konwenansem. Choć nie strofuje córki i staje po jej stronie, to wie przecież, że Ewie byłoby łatwiej, gdyby postępowała tak, jak wspólnota oczekuje.

Ewa jednak wspólnotę zawodzi. Najmocniejszym momentem filmu jest zaginięcie jej malutkiego synka. Chłopiec znika matce z oczu. Ewa dzwoni do męża, mąż do kolegów. Chłopca szuka w pewnym momencie spora grupa mężczyzn. Przeczesują las i poletko tytułowych dzikich róż. Krzyczą. Ewa też krzyczy. Milczała przez niemal cały film, a teraz musi krzyczeć. Wszyscy patrzą na nią, jak na zbrodniarkę – zgubiła dziecko, nie dopatrzyła, co ona ma w głowie itp.

Dzikie róże opowiadają historię, jakich setki można przeczytać w gazetach. I nie zawiłość fabularna ma przykuwać uwagę widzów. To, co skupia uwagę, to Ewa – cicha, wycofana. Nieradkiewicz skonfrontowana jest z Michałem Żurawskim, który gra w Dzikich różach rolę podobną do granej w show Azja Express, a więc bucowatego maczo.

No cóż, piosenki w stylu „bo męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać” powinny wreszcie trafić do lamusa. Filmy takie, jak Dzikie róże pokazują, że nawet cicha i spokojna dziewczyna ma wreszcie dość czekania. Że nie chce żyć tak, jak by sobie tego życzyła matka czy sąsiedzi. Może jej córka nigdy nie wyrośnie z tego wspaniałego etapu w życiu dziewczynki, kiedy można krzyczeć pełną piersią, i nigdy nie zostanie cichą, tłumiącą w sobie każde słowo kobietą.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij