Film

Debiuty w polskim kinie? Tylko Klimkiewicz!

„Zaślepiona” Katarzyny Klimkiewicz ma w sobie to, czego brakuje innym filmom polskich reżyserów – czyli prawdziwy świat.

Katarzyna Klimkiewicz uratowała festiwal „Młodzi i Film” w Koszalinie. O Zaślepionej już pisaliśmy, ale jeśli ktoś o tym filmie nie słyszał albo go nie widział, powinien to zmienić. Do kin!

Narzekanie zawsze wygląda na łatwiznę i opatrywane jest komentarzem „To takie polskie”. Narzekanie na pełnometrażowe debiuty fabularne łatwo zbyć powiedzeniem, że krytycy się czepiają i że jak im się nie podoba, to po co jadą do Koszalina dziesięć godzin pociągiem i siedzą pięć dni w kinie? Żeby potem zakrzyknąć niczym Joey z Przyjaciół w swoje trzydzieste urodziny: „Why, God why, why are you doing this to us?” – „Polskie kino, czemu nam to robisz?”

Podczas festiwalu w Koszalinie kilkakrotnie podczas seansów widownia reagowała nie tak, jak zaplanowali twórcy. W momentach, które miały być wzruszające, ludzie się śmiali; w scenach, które miały przerażać, żartowali. Nie dlatego, że są złośliwi. Raczej dlatego, że nie wierzyli we wzruszenia bohatera, że nie przejęli się jego losem na tyle, żeby się zasmucić. Publiczność reaguje emocjonalnie. Dobry reżyser kieruje tymi emocjami. Jeśli nie kieruje, to znaczy, że coś zostało źle zrobione.

To zapewne trudny moment dla twórcy. Podczas festiwalu w Koszalinie nie wszyscy twórcy byli w stanie znieść to napięcie i podczas jednego z seansów kolega, który się zaśmiał w „nieodpowiednim momencie”, usłyszał od operatora filmu, że gdyby nie siedzieli w kinie, toby oberwał. Jeśli więc ktoś myśli, że oglądanie filmów to taka niewinna sprawa, grubo się myli.

Piszę o narzekaniu po to, żeby się od niego odbić do Zaślepionej Katarzyny Klimkiewicz. Ten film ma w sobie to, czego brakuje innym – czyli świat. W polskim kinie bohaterowie żyją w dekoracjach i unoszą się w bańce próżniowej. Nie dotyka ich kryzys, bezrobocie, nie pochodzą z żadnej klasy społecznej, nie ma w ich świecie wojen, głodu, a nawet korków. W Zaślepionej jest cały świat z jego problemami społecznymi i politycznymi. Wiemy, że czterdziestoparoletnia pani inżynier, mieszkająca w pięknym apartamencie z widokiem na całe miasto i pracująca dla rządu, musi uważać na to, z kim się zadaje. Wiemy, że jej romans z młodym Algierczykiem jest źle oceniany przez jej otoczenie, bo dla tego otoczenia Algierczyk równa się terrorysta. Rozumiemy, że bohaterowie są, jacy są, bo tak ich wychowano, bo w takich warunkach żyją, bo takie, a nie inne, możliwości życiowe mają.

Ale to osadzenie w realiach nie oznacza, że powstał film publicystyczny. A tego chyba obawiają się twórcy. A przecież „świat” nawet nie musi być „ten”. Niech to będzie choćby Avatar ze światem wymyślonym, ale nie zmyślonym, ze światem nierealistycznym, ale jednak mającym jakąś strukturę, relacje społeczne, historię, przeszłość. Bo bez tego powstanie film Stacja Warszawa, w którym niby jesteśmy w stolicy, pod krzyżem, ale ten krzyż wyprany jest z wszelkich znaczeń. Pod krzyżem teatralne miniatury odgrywa dwóch panów w strojach papieży. A przecież krzyż w Warszawie stał. Ludzie się pod nim spotykali. Po coś. Czy trzeba ten krzyż wyprać ze społeczno-politycznego kontekstu, żeby móc pokazać go w filmie? Budka z kebabem w Zaślepionej znaczy więcej niż krzyż w Stacji Warszawa

Hanna Krall powiedziała kiedyś, że Krzysztof Kieślowski najpierw zaczął do realizmu dodawać pewien „naddatek” (wieloznaczny obraz, nierealistyczne zdarzenie), a później został u niego już tylko „naddatek”. Stacja Warszawa to właśnie film zbudowany z „naddatków”.

W ważnej scenie filmu Magdalena bohaterka – młoda organistka szukająca w małej miejscowości schronienia przed traumatycznym wydarzeniem z przeszłości – opowiada przyjacielowi, księdzu, o tym wydarzeniu: chłopak z zespołu muzycznego, w którym śpiewała, chciał ją zaciągnąć do łóżka. Sala pęka ze śmiechu. Ale nie dlatego, że uważa, że obowiązkiem dziewczyny jest iść do łóżka z każdym facetem, który tego chce. Sala się śmieje, bo Magdalena zamiast na wrażliwą dziewczynę wychodzi na naiwną i niewiele wiedzącą o świecie. Magdalena jest jak Kaspar Hauser: nie wiadomo skąd się wzięła, czemu jest, jaka jest. Strasznie ciężko się z nią dogadać, strasznie ciężko rozumieć. Właśnie dlatego polskie kino Kasparów Hauserów śmieszy wtedy, kiedy ma wzruszać.

Ktoś mi ostatnio powiedział, że twórca, aby zrobić autentyczny film, musi przepuścić bohatera i historię przez siebie. Tego podobno uczą w szkole filmowej. Mam wrażenie, że najczęściej nauka ta oznacza dla naszych reżyserów, że powinni zrobić film o kimś ze swojego najbliższego otoczenia i o problemie, jaki właśnie przeżywają. Dosłownie. Tymczasem Zaślepiona pokazuje, że stworzenie pełnokrwistych postaci nie oznacza wcale pokazania osób w podobnym do reżysera wieku i z podobnym doświadczeniem. „Przepuścić przez siebie” nie oznacza wcale napisać o sobie. Jak Andrzej Wajda wkurzył się na kobiety, to sięgnął po prozę Janusza Głowackiego i nakręcił Polowanie na muchy. Autentycznie mizoginiczny i prawdziwie z serca reżysera w tamtym momencie wypływający film.

Co jeszcze ma Zaślepiona, czego nie mają inne filmy z konkursu w Koszalinie? Zadaje pytania. Stawia widza w sytuacji, w której musi się on skonfrontować ze swoimi odruchowymi reakcjami. Młody Algierczyk coś wyraźnie ukrywa. Przegląda w sieci dziwne strony. Może jednak coś jest na rzeczy z tym terroryzmem? Pani inżynier taka piękna i elegancka, a projektuje samoloty bezzałogowe, które zabijają cywili. Pewnie rodzinę jej kochanka. Może więc to ona jest tą złą? Reżyserka zastawia na nas kolejne pułapki. Każe wątpić.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij