Film

Czy istnieje kobieca krytyka filmowa?

Co drażniło kobiety w filmie polskim lat 30.? Kino ułana i kanapy, powracające do problematyki patriotycznej w starym stylu.

Na debacie Kobiety w kinie na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni padło pytanie, bynajmniej nie retoryczne, czy kobieca krytyka filmowa w ogóle istnieje i czy między tekstami autorek różnych pokoleń zachodzi jakikolwiek związek. Odpowiedź rodziła się równolegle w galerii Gdyńskiego Centrum Filmowego, gdzie odbywały się spotkania wokół książek: Modernistki kina Małgorzaty Radkiewicz i Sejsmograf duszy. Kino według Marii Kornatowskiej, pod redakcją Tadeusza Szczepańskiego. Od razu powiem, że odpowiedź jest twierdząca. Istnieje, a łączy je ostrość widzenia, szczególnie kwestii płci oraz niezależność sądów.

Prawo głosu, także o kinie

Modernistki… są odpowiedzią Małgorzaty Radkiewicz na postulat powrotu do archiwów. Autorce udało się odzyskać polskie dwudziestolecie międzywojenne dla kobiet kina, mimo że na palcach jednej ręki można policzyć reżyserki i scenarzystki, a na drugiej krytyczki filmowe tego okresu. Przypomnę: Stefania Zahorska, Leonia Jabłonkówna, Stefania Heymanowa, Wanda Kalinowska, Zofia Dromlewiczowa. Jak to zatem możliwe, że Modernistki… pękają w szwach od głosów kobiet? Małgorzata Radkiewicz, profesorka Uniwersytetu Jagiellońskiego, badaczka od lat zajmująca się problematyką gender w kinie, wzięła na warsztat badawczy prasę społeczno-kulturalną z lat 1918-1939: „As”, „Kino”, „Kurier Literacko-Naukowy”, „Kulturę”, „Pion”, „Prosto z mostu”, „Reportera Filmowego”, „Światowida”, „Wiadomości Literackie”, „Kino dla Wszystkich”, „Kino Teatr” i miesięcznik „Skamander”. Poszukiwała tekstów autorstwa kobiet, ale w rezultacie nie ogranicza się w swej książce do krytyczek i publicystek, włącza do grona modernistek także bywalczynie kin, amatorki w przemyśle filmowym, jego gwiazdy i kinofilki, także te „ze schodów kuchennych”, które z zaciekawieniem chłonęły filmy, miasto, ogłoszenia o pracę, modę, wieści ze świata, nowinki kosmetyczne. Grono modernistek tworzą krytyczki, dziennikarki, rywalki lub przyjaciółki, ukryte w stopkach pomocnice-redaktorki, korespondentki zagraniczne, kiniarki wydające swoje tytuły, aktorki, statystki, wreszcie czytelniczki.

Czytając Modernistki… odnosi się wrażenie, że była to epoka pod tym względem wyjątkowa, a zdobyte w 1918 prawo głosu Polki wykorzystały z powodzeniem także w innych dziedzinach.

Co więcej, kino okazało się kluczowym miejscem ich kontaktów społecznych i kształtowania tożsamości. Chodząc do kina, negocjowały między fantazją o byciu piękniejszą, bardziej sprawczą i mobilną a realiami, w których przyszło im funkcjonować.

Co ceniły w międzywojennym polskim kinie, a co je drażniło? Przede wszystkim wściekały się na tzw. kino ułana i kanapy, powracające do problematyki patriotycznej w starym stylu. Orientowały się w osiągnięciach światowego kina, dlatego były świadome, jak dalece polskie kino, produkowane przez tzw. branżę, obliczone na szybki zysk i niski koszt, pozostaje w tyle wobec osiągnięć światowej awangardy, a nawet po prostu filmu dobrze zrobionego. Ich komentarze odnoście wizerunków kobiet na ekranie brzmią tak, jakby były pisane w latach 70. XX wieku, a nie w 30! Na główną bohaterkę książki wyrasta Stefania Zahorska, historyczka sztuki, krytyczka filmowa pisząca dla „Wiadomości Literackich”. Aktywna i na łamach czasopisma, i w sferze kultury filmowej (organizowała poranki filmowe), była zarazem pierwszą, którą wprowadziła problematykę filmową w obieg refleksji naukowej. Wychowała przy tym swojego „Zastępcę”, czyli Leonię Jabłonkównę, także piszącą dla „Wiadomości Literackich”. Indeks nazwisk Modernistek kina jest oczywiście znacznie dłuższy. A wybór cytatów – pierwszorzędny!

Pełnym głosem, bez tłumika

Podobnie w drugiej połowie XX wieku krytyczki stale gościły na łamach prasy filmowej i społeczno-kulturalnej. Nie ma jednak wątpliwości, że z tego grona postacią ikoniczną stała się jedynie Maria Kornatowska. Łodzianka zadebiutowała w 1958 roku w „Odgłosach”. W 1961 roku opublikowała na łamach łódzkiego dwutygodnika dwa pamflety: Bez tłumika, czyli o tzw. „krytyce warszawskiej” oraz O krytykach i recenzentach warszawskich. W pierwszym dokonała bardzo surowej oceny prasy filmowej w Polsce, i tej popularnej, i fachowej, od „Filmu” po „Kwartalnik Filmowy”, przeciwstawiając im tradycje włoskiej i francuskiej krytyki filmowej. Nie oszczędziła ani starych, ani młodych krytyków: „Nic bardziej paradoksalnego niż określenie naszych 9 wybitnych krytyków mianem «9 gniewnych». Czytacie przecież ich cenzurki. Oni i gniew? A nasi młodziankowie? Czy któryś z nich ośmieliłby się powiedzieć, że im się Wajda albo Munk nie podoba, albo powiedzmy Fellini, Bergman albo Kurosawa? Strach pomyśleć. To nie Francja, panowie, to nie «Cahiers du Cinéma»”.Demaskowała schematy recenzenckie (na przykładzie tekstów Jerzego Płażewskiego) i kryptocytaty z André Bazina (w recenzjach Bolesława Michałka), bezideowość i brak koncepcji artystycznej dzieła filmowego. Stawiając wysokie wymagania kolegom, sama starała się im sprostać. Z powodzeniem.

Tych tekstów pisanych ostrym pazurem nie znajdziecie jednak w tomie Sejsmograf duszy. Niemniej teksty wybrane przez Tadeusza Szczepańskiego, historyka kina, profesora Szkoły Filmowej w Łodzi i przyjaciela Marii Kornatowskiej, są najwyższej próby. Wyłania się z nich autorka dojrzała, nastawiona na czuły odbiór kina, a nie sianie fermentu w prasie filmowej. Formułą „sejsmograf duszy” Kornatowska wyjaśniała zdolność kina do odbierania fal nastrojów społecznych:

„Kino, ten szczególnie czuły sejsmograf duszy społecznej, notuje owe podziemne wstrząsy i niepokoje, nadając im specyficzny kształt, odzwierciedla istotne i głębokie zaburzenia relacji jednostka – świat”.

Byłaby więc krytyka swoistym sejsmogramem, rodzajem zapisu drgań wywołanych wstrząsami własnymi i sztucznymi, pokrywającym się ze źródłem filmowym lub przeciwnie. Sejsmogram Kornatowskiej obejmuje zapis drgań w okolicach Morza Śródziemnego (przede wszystkim kino włoskie), Bałtyckiego (kino polskie z obowiązku) oraz obu wybrzeży Stanów Zjednoczonych (i popularne, i autorskie). Ponad pięciusetstronicowa księga, bogato ilustrowana portretami autorki w barwnych kolażach, uzmysławia, że mamy do czynienia z niebagatelnym dorobkiem. Genderyzując klasyka, chciałoby się powiedzieć: „My wszystkie z niej!”

Kornatowska wypracowała sobie wyjątkowy punkt widzenia na kino. Po pierwsze, zakotwiczony w filmowej Łodzi, w środowisku studentów i wykładowców Szkoły Filmowej, a więc niejako po drugiej stronie barykady. Po drugie, miejsce ruchome między kinami w kraju a festiwalami na południu Europy i alejami Nowego Jorku; po trzecie, co najważniejsze, spojrzenie otwarte na problematykę kulturowej tożsamości płci. Bywalczyni świata nie była obojętna na jeden z najważniejszych ruchów społecznych i krytyki kultury, który rozwijał się równolegle do jej biografii, czyli prawa kobiet oraz prawa mniejszości. Napisała m.in. kapitalny esej o historii kina amerykańskiego, stworzonego przez żydowskich imigrantów z Europy. Była znawczynią filmów o miłości, przenikliwą tropicielką śladów Erosa w kinie, mistrzynią portretowania aktorek. W eseju z 1979 roku o obliczach miłości w polskim filmie wyliczała i uzasadniała powody, dla których spełnienie w tym względzie jest pod naszą szerokością geograficzną i kulturową właściwie niemożliwe: „z powodu historii, z powodu niedojrzałości, z ogólnej atrofii uczuć, z powodów ostatecznych, z powodu chorobliwej natury, z powodu niedoceniania sensualności”. Trzymając w rękach tom jej tekstów, nie sposób odgonić myśli o tym, co powiedziałaby o Zjednoczonych stanach miłości? Jak skwitowała Zaćmę? Czy urzekłaby ją Ostatnia rodzina? Filip Bajon powiedział, że połączyła się w swoim czasie z kinem „tajemną pępowiną rozczytywania”. Nie przecinajmy jej, czytajmy Kornatowską.

***

Monika Talarczyk-Gubaładr hab., prof. PWSFTviT w Łodzi, historyczka kina, badaczka kina kobiet. Autorka książek: PRL się śmieje! Polska komedia filmowa 1945–1989, Wszystko o Ewie. Filmy Barbary Sass a kino kobiet w drugiej połowie XX wieku, Biały mazur. Kino kobiet w polskiej kinematografii, Wanda Jakubowska. Od nowa. Członkini Stowarzyszenia Kobiet Filmowców i współpracowniczka Krytyki Politycznej.

Czytaj także:
Monika Talarczyk-Gubała, Gdynia kobiet
Małgorzata Radkiewicz, „Doświadczenia filmowe” kobiet

PRO-aborcja-ksiazka-katha-pollit

 

**Dziennik Opinii nr 298/2016 (1498)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Monika Talarczyk
Monika Talarczyk
Historyczka kina, badaczka kina kobiet
Dr hab., prof. PWSFTviT w Łodzi, historyczka kina, badaczka kina kobiet. Autorka książek: „PRL się śmieje! Polska komedia filmowa 1945-1989” (2007), „Wszystko o Ewie. Filmy Barbary Sass a kino kobiet w drugiej połowie XX wieku” (2013), „Biały mazur. Kino kobiet w polskiej kinematografii” (2013, Nagroda PISF), „Wanda Jakubowska. Od nowa” (2015). Członkini Stowarzyszenia Kobiet Filmowców i współpracowniczka Krytyki Politycznej.
Zamknij