Czytaj dalej

Zgwałcony

Kiedy myślę o krzywdzicielach Raymonda i o innych ofiarach zastanawiam się, czemu ludzie Kościoła tak mocno nimi gardzą? Za co nienawidzą ich tak, że nie tylko krzywdzą i przymykają oko na krzywdę, ale też upokarzają ich i poniżają? Za co?

Raymond był pełnym ideałów osiemnastolatkiem. Ufny i przyjazny wobec ludzi nie widział nic złego w tym, że pewnego wieczoru miejscowy ksiądz zaprosił jego i jego przyjaciół do siebie na plebanię. Znali się przecież ze szkoły, ksiądz uczył chłopców religii, wzbudzał ich zaufanie. Impreza na plebani? Dla młodych ludzi to była frajda. Kiedy gospodarz był już dość mocno pijany, chłopcy postanowili losować, który zostanie, by przy nim czuwać na wypadek, gdyby duchownego naszła ochota siąść za kierownicą. Co za paradoks – podopieczni chcieli o niego zadbać. Trafiło na Raymonda. To on miał zostać z pijanym księdzem na plebanii. Głupia zabawa zadecydowała o reszcie jego życia.

Kiedy Raymond i ksiądz zostali sami, gospodarz plebanii zamknął drzwi na klucz. Nalegał, żeby Raymond położył się obok niego w łóżku. Pomimo, że słaniał się na nogach, okazało się, że jest o wiele silniejszy o chłopaka. Raymond się opierał, ale ksiądz był jeszcze bardziej brutalny i agresywny. Bił nastolatka na oślep, a potem go ubezwładnił. Zdemolowanie psychiki chłopaka zajęło mu cztery godziny. Darujmy sobie szczegóły. Kiedy nad ranem gwałciciel zezwolił Raymondowi wyjść z plebanii, chłopak był już innym człowiekiem.

Opisane wyżej zdarzenie przytacza w swojej książce Zgwałcony Raymond M. Douglas (Media Rodzina, 2018). Autobiograficzna opowieść pokazuje, że dramat osiemnastolatka to tak naprawdę początek najciekawszej części fabuły książki. Douglasa pisze: „Gwałt to nie tylko ciężka próba, którą trzeba przejść, dla niektórych jest on wyrokiem śmieci z odroczoną egzekucją”.

Siłą tej opartej na faktach historii jest ukazanie nieodwracalnych zmian, jakie są konsekwencją przemocy na tle seksualnym, z którą spotyka się młody człowiek. W jednym momencie zmienia się myślenie o życiu, o ludziach, o przyszłości i o sobie samym. Raymond M. Douglas potrzebował kilkudziesięciu lat, by wrócić do tej sytuacji i opisać ją na chłodno. Czytając Zgwałconego mamy okazję być niemymi świadkami tego spotkania z przeszłością. Szkoda, że niemymi, bo sam w czasie lektury nie raz chciałem zadać Raymondowi kilka pytań, czasem wesprzeć na duchu, a czasem po prostu wrzasnąć do ucha, żeby nie obwiniał siebie, wniósł skargę na księdza. Ale oczywiście komuś z zewnątrz wszystko to wydaje się proste.

Bomba w głowie, czyli dzieci molestowane przez księży

Zgwałcony jest pełen emocji, to zrozumiałe przy tak trudnym temacie, ale autor nie epatuje czytelnika złością, rządzą zemsty, żalem. Autor jest zdystansowany, analizuje to, co się stało na chłodno. Jest już przecież ojcem i mężem. To konfrontacja dorosłego już, dojrzałego mężczyzny z nieopierzonym młodzieńcem.

Ofiary bardzo często wracają do dramatów dzieciństwa i młodości, żeby załatwić coś, co nie zostało załatwione. Gwałt, który przeżyły, jest w ich życiu zawsze obecny. Tego nie da się zmienić. Zwerbalizowanie oskarżenia, opowiedzenie o tym bliskim, danie świadectwa w przestrzeni publicznej jest bardzo trudne, ale miewa charakter terapeutyczny. Ma też oczywiście znaczenie społeczne – sprawcy zostają wskazani, a w tym przypadku wskazana zostaje też instytucja, która tych sprawców broni, czyli Kościół katolicki.

„Zepsucie dotarło na sam szczyt hierarchii Kościoła”

Douglas bardzo szczerze pokazuje jak mocno społeczeństwo faworyzuje sprawcę. Duchowny, który ma autorytet wśród społeczeństwa, to z zasady ustosunkowany i szanowany obywatel. Rzucone przeciwko niemu oskarżenie, szczególnie oskarżenie rzucone przez nieopierzonego podrostka jest dla tego społeczeństwa zupełnie niewiarygodne. Raymond oskarża rodziców, wychowawców, innych księży. Pisze: „Ci dobrzy Niemcy, którzy nikomu nic złego nie zrobili, ale słyszeli plotki (…) słuchali spowiedzi i przedkładali swoją potrzebę spokoju nad dobro owieczek”.

Douglas zwraca uwagę na upokorzenie, które odczuwa zgwałcony dorastający mężczyzna. Słyszy on pewnie nie tylko oskarżające ofiarę pytania: „po co tam poszedłeś?”, „czemu się obok niego położyłeś?”, ale też insynuacje odnoszące się do płci czy źle pojmowanej „męskości”: „dałeś się wykorzystać?”, „pewnie słabo stawiałeś opór, a może ci się podobało?”, „co z ciebie za facet?”. Nakładają się na siebie tabu mówienia o gwałcie, o przemocy seksualnej w Kościele katolickim i uprzedzenia wobec gejów. Myślę, że Raymondowi było po prostu wstyd.

Autor zwraca też uwagę na to, że organy ścigania, sądy, a nawet organizacje pozarządowe „podchodzą bardzo sceptycznie do raportów na temat ataków seksualnych na mężczyzn”. Mówiło mi o tym w trakcie pracy nad książką Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos wiele ofiar gwałtów. Czuli się „uszkodzeni”, „skalani na zawsze”. Z książki Douglasa dowiedziałem się o tysiącach gwałtów na mężczyznach dokonanych w obozach koncentracyjnych w Sarajewie oraz masowych gwałtach w Afryce Środkowej i na Sri Lance. To temat, o którym mało się pisze.

Odbyłem setki rozmów z pokrzywdzonymi przez duchownych Kościoła katolickiego i myślałem, że nic mnie już nie zdziwi. Myliłem się. Czytając Zgwałconego poczułem się jakby ktoś mi dał w pysk. Pod koniec sceny, w której Raymond po raz pierwszy składa swoją skargę na duchownego, relacjonując innemu duchownemu przebieg gwałtu, słyszy, że powinien się wyspowiadać ze swojego grzechu. Kiedy myślę o krzywdzicielach Raymonda i o innych ofiarach zastanawiam się, czemu ludzie Kościoła tak mocno nimi gardzą? Za co nienawidzą ich tak, że nie tylko krzywdzą i przymykają oko na krzywdę, ale też upokarzają ich i poniżają? Za co?

Kościół, lewica, dialog. Dlaczego III RP dała Kościołowi tak dużo, a dostała od niego tak niewiele

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Nowak
Artur Nowak
współautor książki „Żeby nie było zgorszenia”
Adwokat, wcześniej orzekał w sądzie. Specjalizuje się w sprawach karnych, wielokrotnie w swojej praktyce reprezentował pokrzywdzonych i sprawców w postępowaniach dotyczących czynów pedofilskich. Współautor książki „Żeby nie było zgorszenia”
Zamknij