Czytaj dalej

Wiśniewska: Położne

Jako 32-letnia kobieta powinnam chyba wszystko wiedzieć o porodzie. Czyżbym nie uważała na biologii w ósmej klasie?

Po rozmowie z Justyną Dąbrowską odkryłam, że nic nie wiem o porodach. I o położnych. „Dlaczego położne nie są w oczach ludzi bohaterkami, jak na to zasługują? Powinny być wychwalane przez wszystkich pod niebiosa. Nie sposób zmierzyć odpowiedzialności, jaka spoczywa na ich barkach, ich umiejętności i wiedza nie mają sobie równych”, pisze w Zawołajcie położną Jennifer Worth.

Zawołajcie położną to historia dziejąca się w latach 50. XX wieku w Londynie. „Żałuję, że nie poznałam lepiej mężczyzn z East Endu, ale nie było to możliwe – mówi narratorka. – Należałam do świata kobiet, do zakazanej strefy porodów i połogu”. Wspomnienia położnej, która w młodości pracowała w portowej dzielnicy, pozwalają lepiej poznać warunki, w jakich żyli wtedy jej mieszkańcy. Położna ma okazję wejść do czyjegoś domu, zajrzeć do każdego niemal kąta, żeby zagrzać wodę, sięgnąć po ręcznik czy inny materiał. Narratorka odwiedza mieszkania kobiet, których porody będzie przyjmować. Najpierw ocenia, czy poród może odbyć się w domu, potem wpada, żeby zbadać ciężarną, przyjmuje dziecko, waży, mierzy, myje i oddaje matce, a następnego dnia i przez kolejne odwiedza ich, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku.

Z ciekawości podpytałam kilku znajomych, którzy mają dzieci, jaka jest procedura teraz – i nie jest taka jak w książce Jennifer Worth. O tym, jak dziś w Polsce wygląda praca położnych, opowiadają dwie inne wydane w tym roku książki: Mundra Sylwii Szwed oraz Położna Jeannette Kalyty. Z obu książek wyłania się obraz przerażającej przeszłości i dużej zmiany, jaka dokonała się na polskich oddziałach położniczych w ciągu ostatnich 30 lat.

O wywiadach zebranych w tomie Mundra pisała Natalia Sawka, więc dodam tylko, że to najciekawsza z tych trzech książek o położnych. Bohaterki rozmów to położne w różnych wieku, pracujące nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Wywiady Sylwii Szwed dają szansę poznania specyfiki pracy położnej dziś – takiej położnej, którą mamy realnie szansę spotkać na swojej drodze.

Z kolei opowieści Kalyty i Worth to autobiografie, siłą rzeczy są więc bardziej osobiste. Ale też dzięki temu bardzo przystępne. To, co bohaterkom Mundry wydaje się oczywiste, w dwóch pozostałych książkach jest szczegółowo opisane. Nie bez znaczenia jest może to, że rozmowy w Mundrej przeprowadzała kobieta, która miałą za sobą doświadczenie porodu, więc na pewno pewna wiedza była dla pytającej i pytanych wspólna. Worth niczego nie uznaje za oczywiste. Pewnie dlatego jej opis porodu pośladkowego jest tak bardzo drobiazgowy.

O ile Mundra jest dla mnie bardziej socjologiczna, o tyle obie autobiografie położnych nazwałabym fizjologicznymi. Zawołajcie położną jest wprawdziwie wypełniona opisami tego, jak wyglądało codzienne życie w dzielnicy, jak mieszkano, jak wyglądały domy i podwórka. Ale przede wszystkim to opis pracy bohaterki. A ta praca to ciągły kontakt z fizjologią: masą wydzielin, zapachów, krwią, strupami, kałem, moczem. To różnego koloru i różnej konsystencji mazie, wycieki. Także Jeannette Kalyta, pisząc, kim jest położna, mówi, że to ta, która ma „wspierać rodzącą, służyć jej wiedzą i fachowością, być strażniczką fizjologii”.

Bo poród to fizjologia. Fizjologię staramy się ukryć, nie mówimy o niej. Ale jak się pisze o pracy położnej, to fizjologii ukryć się nie da.

I właśnie to było chyba dla mnie najbardziej zaskakujące, kiedy czytałam te dwie książki. A potem odkrycie, że jako 32-letnia kobieta jednak powinnam to wszystko już wiedzieć. Czyżbym nie uważała na biologii w ósmej klasie? Nie, wtedy chyba nie mówiliśmy o tym, jak wygląda poród, wystarczyło, że zawstydzeni i rozchichrani oglądaliśmy w podręczniku obrazki plemnika. A może nie uważałam na lekcjach wychowania seksualnego? Nie. Nigdy w szkole, do której chodziłam, nie było takich lekcji.

Sporo zmienia się w zakresie tego, jak wyglądają sale porodowe, jak traktuje się rodzącą. Kalyta wspomina oddział położniczy, na którym pracowała w połowie lat 80.: „Dwadzieścia łóżek w dwóch salach plus kilka na korytarzu […] na cały oddział jedna łazienka […] intymność miały zapewniać zasłony z folii, któe ciągle pourywane niczego nie osłaniały”. Do tego wypełniony zakrwawionymi podpaskami kosz, zakaz noszenia majtek i wiadro na podłodze, do którego „sączyła się nieustannie krew”. Kalyta opisuje zmiany, jakie zaszły od tamtego czasu. Choć nie wszędzie. Kalyta pracowała w jednym z pierwszych w Polsce domów porodu, gdzie były pokoje z łazienką, potem przyjmowała porody w domach, była zatrudniona w dobrym warszawskim szpitalu. Nie wszystko, co opisuje, jest dziś standardem, o czym autorka niestety często zapomina.

Nigdy nie byłam przy porodzie. Raz byłam w szpitalu u koleżanki, która urodziła dzień wcześniej. Miałą ładną jedynkę z zielonymi drewnianymi mebelkami. Za dopłatą oczywiście. Kilka moich koleżanek urodziło już jedno lub dwoje dzieci, kilku kolegów było przy porodach. Dopiero teraz zaczęłam ich pytać o ich doświadczenia. Są różne. Nie wszystkie różowe. Daleko im do historii z Położnej, gdzie w oparach olejków i w przyćmionym świetle świec dokonuje się cud narodzin.

Położną z okładki zachwalają cytaty z wypowiedzi znanych mam: Agnieszki Grochowskiej, Anny Marii Jopek czy Kayah. Kalyta – czego też dowiedziałam się z wywiadu środowiskowego wśród znajomych z dziećmi lub właśnie do porodu się szykujących – znana jest jako „położna gwiazd”. Sama się od tego dystansuje. Ale ponieważ dużo miejsca poświęca porodom domowym, nie można nie zauważyć, że doświadczenia, które jej są najbliższe, nie są reprezentatywne dla większości osób w Polsce.

Mimo tych zastrzeżeń obie autobiografie dają szansę poznania bliżej sfery życia, która jest nam najczęściej zupełnie nieznana. Obie też skierowane są do masowego odbiorcy. Książka Worth jest bestsellerem, na jej podstawie powstał serial Z pamiętnika położnej.

Wszystkie trzy książki dają szansę na przypomnienie, że porody odbierają położne, że to nie jest zadanie lekarza; że zawód położnej jest szalenie odpowiedzialną i trudną pracą.

I wszystkie trzy każą pomyśleć o tym, jak traktowane są rodzące kobiety. Nadal – o ile nie dopłacą – nie najlepiej.

Sylwia Szwed, „Mundra”, Wydawnictwo Czarne 2014

Jeannette Kalyta, „Położna”, Wydawnictwo Otwarte 2014

Jennifer Worth, „Zawołajcie położną”, przeł. Marta Kisiel-Małecka, Wydawnictwo Literackie 2014

Czytaj także:

Justyna Dąbrowska: Nic cudownie nie spływa na nas podczas porodu

Jola Petersen: Przyjmowac poród po ludzku

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij