Czytaj dalej

Shore: Dzieci rewolucji

Bracia Jakub i Adolf Bermanowie. Nic w ich życiu nie było z góry przesądzone; i ostatecznie złożyło się na nie wiele wyborów. Czytaj fragment najnowszej książki Marci Shore.

W późnych latach 40. Jakub Berman, jeden z trójki stalinowskich przywódców powojennej Polski, tańczył w Rosji z sowieckim ministrem spraw zagranicznych Wiaczesławem Mołotowem. Tańczyli do muzyki gruzińskiej, ponieważ właśnie taką Stalin szczególnie lubił – choć sam tańczył nieczęsto. „Ma Pan oczywiście na myśli panią Mołotow?” – dopytywała Teresa Torańska, rozmówczyni Jakuba. Ależ nie, bynajmniej, z całą pewnością chodziło o jej męża; pani Mołotow z nimi nie było, przecież skazano ją wcześniej i trafiła do gułagu. To właśnie z panem Mołotowem tańczył Berman, jak sam wspominał, najprawdopodobniej walca, w każdym razie coś bardzo prostego, ponieważ o tańcu nie miał najmniejszego pojęcia. Poruszał tylko lekko stopami, starając się utrzymać w rytmie, a Mołotow prowadził, ponoć nie najgorzej [1]. Stalin nakręcał korbką gramofon. Zdaniem Bermana uważał on ten rytuał za rodzaj swojego obowiązku obywatelskiego. […]

***

24 grudnia 1943 roku Stalin przyjął Polaków na Kremlu. To był początek epoki, w której Jakub Berman miał częściej gościć u Stalina. Zawierzył wówczas los swojego kraju człowiekowi, którego musiał przynajmniej podejrzewać o zgładzenie zarówno wielu spośród jego towarzyszy z KPP, jak i ponad stu tysięcy Polaków posiadających sowieckie obywatelstwo. Stalin pozostawał jednak dla niego „uosobieniem zwycięstwa. Dźwigał na swoich barkach ciężar całej walki z Hitlerem i był nadzieją na przeobrażenia w Polsce […]. Dla mnie był człowiekiem, z którego imieniem na ustach miliony ludzi szło do walki i ginęło” [2]. Całe dekady później Jakub wciąż był przekonany, że historia któregoś dnia doceni Stalina jako głównego reżysera klęski nazistów – jako niewysokiego reżysera z twarzą pokrytą bliznami, który po rosyjsku mówił powoli i ze złym akcentem, oraz jako wybitnego taktyka, który doświadczał chwil uniesienia, gniewu i głębszej refleksji, a także przebłysków czystego geniuszu. Jego dacze były pełne sprzętu sportowego, a jego goście grali tam w kręgle (do których Jakub, jak sam przyznał, nie miał krzty talentu); ale sam Stalin nigdy z niego nie korzystał, o czym później wspominał Berman. Stalin pojawiał się raczej w trakcie kolacji albo już po niej, na prywatnych pokazach filmowych, gdzie nieraz oglądano „ultrapolityczne” filmy amerykańskie. Kolacje zaczynały się późno i trwały do świtu. Jakub zapamiętał wyborną pieczeń z niedźwiedzia. Stalin lubił jeść, pić i słuchać gruzińskiej muzyki, choć – jak powiedział Berman – lekarze zaczęli go w pewnym momencie ostrzegać przed nadmiarem alkoholu, toteż zaczął rozcieńczać go wodą. Kiedy wśród biesiadników obecny był także Bolesław Bierut, sadzano go między Stalinem a Bermanem. Stalin wznosił toasty za swoich gości. „Potrafił być człowiekiem pełnym uroku – mówił Jakub, wspominając Stalina – a kiedy liczył, że ktoś będzie z nim współpracować, wykazywał w stosunku do niego dużo serdeczności, a nawet troskliwości […]. Drobne, ludzkie rzeczy, które człowieka zawsze niezwykle ujmują i do siebie zbliżają”[3].

Najmłodsza siostra Jakuba, Irena, również skierowała się do Rosji – a później przeniosła na południe, gdzie wraz z mężem omal nie umarła z głodu, ale gdzie przynajmniej było ciepło. Po amnestii i utworzeniu Armii Polskiej pod dowództwem generała Władysława Andersa mąż Ireny został polskim żołnierzem. Irena również spędziła kilka dni w armii, zanim Jakub zabrał ją do Moskwy, gdzie zaczęła pracować dla wojskowej stacji radiowej. Kiedy Jakub i Irena przebywali w dalekiej Rosji, Adolf i Mieczysław znaleźli się wewnątrz zamkniętego getta warszawskiego. Nic, czego Adolf dokonał w latach 20. i 30., nie mogło równać się z rolą, którą odegrał w czasie wojny. Ten najmłodszy z braci Bermanów tak naprawdę rozwinął skrzydła, kiedy naziści zaatakowali Polskę. Gdy na Warszawę spadała jedna bomba za drugą, wyciągał dzieci spod ruin i gruzów, organizując dla nich pomoc żywnościową i schronienie [4]. Po utworzeniu warszawskiego getta jesienią 1940 roku zakładał tam podziemne szkoły, sierocińce i jadłodajnie. Kiedy w lipcu 1942 roku masowe transporty odjeżdżały z getta do Treblinki,

Adolf widział, jak słynny pedagog Janusz Korczak idzie na czele procesji swoich podopiecznych z sierocińca w kierunku placu załadunku, Umschlagplatz, gdzie już czekał na nich pociąg.

Za nim szła Stefania Wilczyńska, nauczycielka z sierocińca, „z bladym uśmiechem na twarzy”. Mówiła dzieciom, że wyjadą za miasto, aby zobaczyć pola, lasy i kwiaty.

Dla Wandy Wasilewskiej i Jakuba Bermana, ale i jego młodszego brata Adolfa, nazistowski atak na Związek Radziecki w czerwcu 1941 roku zlikwidował wiele bolesnych sprzeczności. Dręczące spory i burzliwe dyskusje na żydowskiej lewicy, które rozpoczęły się wskutek podpisania paktu Ribbentrop–Mołotow, zostały niejako zamknięte. Adolf nieraz widział, jak ortodoksyjni Żydzi modlą się do Armii Czerwonej, aby wybawiła ich z nazistowskiego piekła. W styczniu 1942 roku, kiedy Jakub szkolił kadry działaczy PPR, do warszawskiego getta przybył komunista Józef Lewartowski, aby organizować tam działaczy lewicowych. Adolf przypisywał mu potem zasługę nadania bezpośredniego impulsu do sformowania Bloku Antyfaszystowskiego (BA) na początku 1942 roku – z myślą o połączeniu szerokich sił politycznych i w końcu zorganizowaniu zbrojnego oporu. Adolf popierał BA od początku; jego relacje z komunistami w getcie były generalnie bardzo bliskie. Do Adolfa Bermana oraz Józefa Lewartowskiego dołączyła wkrótce także trójka młodych działaczy syjonistycznych, którzy mieli stać się czołowymi postaciami powstania w warszawskim getcie: Mordechaj Anielewicz, Icchak Cukierman i jego żona Cywia Lubetkin. Bund, niechętny współpracy z syjonistami i komunistami, przez pewien czas trzymał się na dystans.

5 września 1942 roku Adolf i Basia uciekli z getta i przeszli na tak zwaną stronę aryjską. Nawiązali kontakty z Armią Krajową, a także z Armią Ludową […]. Po tym, jak uciekli na stronę aryjską, załatwili fałszywe dokumenty i kryjówkę dla Mieczysława Bermana (który opiekował się postrzelonym w grudniu 1942 roku Cukiermanem) i jego żony. Gdy Adolf skontaktował się ze swoim bratem, ten powiedział, że jego teść jest chory i żona nie chce go teraz zostawiać, więc niech Adolf poczeka na nich jeszcze kilka dni. Dwa albo trzy dni później, gdy zadzwonił, nikt już nie odebrał. W styczniu 1943 roku Mieczysława i jego żonę, lekarkę, zagazowano w Treblince. Jednak Mieczysław nie był pierwszym z rodziny Bermanów, który zginął w komorze gazowej. Jego siostra Anna, piękna i spokojna germanistka, nigdy nie angażowała się politycznie. Ona, jej ojciec, mąż i sześcioletnia córka Lena pojechali jednym z wcześniejszych transportów.

Na początku września 1942 roku, krótko po wspólnej z Basią ucieczce z getta, Adolf spotkał młodego działacza katolickiego Władysława Bartoszewskiego. Znaleźli się w mieszkaniu Marii Ossowskiej, koleżanki Adolfa z lat studenckich i byłej nauczycielki uniwersyteckiej Bartoszewskiego, która przedstawiła ich sobie, nie używając oczywiście ich prawdziwych nazwisk. Nie rozmawiali w ogóle na temat getta, ale Bartoszewski od pierwszej chwili zrozumiał, że ma do czynienia z Żydem. Zaczynał się już czwarty rok nazistowskiej okupacji; Bartoszewski był jeszcze nastolatkiem, kiedy na początku wojny aresztowano go i wysłano do Auschwitz. Jednak to doświadczenie go nie złamało i kiedy zwolniono go w 1941 roku, wrócił do Warszawy, gdzie zaczął szukać dojścia do podziemnego ruchu oporu. We wrześniu 1942 roku działaczka Armii Krajowej Zofia Kossak-Szczucka poprosiła go o włączenie się do organizowanej przez nią akcji ratowania Żydów z getta. Zgodził się od razu. Tym sposobem Bartoszewski po raz drugi spotkał Bermana w ciągu zaledwie kilku tygodni, w październiku 1942 roku, acz teraz już w innych okolicznościach i w innym kontekście: tworzenia Żegoty, Rady AK ds. Pomocy Żydom. Bartoszewski stał się „Ludwikiem”, a Berman „Adamem Borowskim”; aż do końca wojny nie poznali swoich prawdziwych tożsamości. Żegota zebrała się formalnie w grudniu 1942 roku: z Bartoszewskim wśród jej najważniejszych działaczy, Adolfem jako sekretarzem i bundowcem Leonem Fajnerem jako przewodniczącym. „Związanie się na co dzień ze sprawami żydowskimi – opisywał później Bartoszewski – to był rodzaj tańca nad przepaścią”[5] .

Mimo odmiennych orientacji politycznych doświadczenia Bartoszewskiego z Auschwitz oraz te Fajnera i Adolfa z getta dostarczyły, jak później tłumaczył sam Bartoszewski, „całkiem niezłych kwalifikacji psychologicznych dla zrozumienia i współodczuwania trudnych sytuacji”[6]. Fajner, Adolf i Basia przychodzili do Bartoszewskiego z wiadomościami, które zdobywali różnymi sposobami, w tym od Cukiermana. Składali z tego apele i telegramy do rządu polskiego na uchodźstwie w Londynie – apele, które Bartoszewski zapamiętał jako „do głębi dramatyczne, przejmujące teksty […]”, teksty „apelujące o ratunek”[7]. Żegota nie miała kontaktów z Żydowską Organizacją Bojową, która przygotowywała powstanie, ponieważ podlegały one kompetencjom innej struktury AK. Adolf pełnił jednak wiele funkcji i w imieniu ŻOB-u utrzymywał kontakty również z podziemiem komunistycznym. Znajdował się zatem w logistycznie i etycznie kłopotliwym położeniu między dwoma zwaśnionymi podziemiami, które wówczas balansowały na krawędzi wojny domowej.

Czy Bartoszewski o tym wiedział? Adolf mógł równie dobrze zostać zastrzelony przez Armię Krajową jako zdrajca. Bartoszewski był świadomy, że wpływy komunistów wśród Żydów w getcie są znacznie większe niż wśród ludności nieżydowskiej za okupacji. Co więcej, wiedział – albo raczej przeczuwał, podejrzewał – w co jest uwikłany „Adam Borowski”. Opisując swoje ówczesne przeczucia, stwierdził: „Ale wiedziałem i to mi przeszkadzało, bardzo wewnętrznie, że Berman najprawdopodobniej współpracuje z komunistami w podziemiu antynazistowskim… Cóż, tłumaczyłem to sobie w ten sposób, że Żydzi są w tak rozpaczliwej sytuacji, że szukają jakichś kontaktów gdziekolwiek tylko możliwe. Ale muszę powiedzieć, że był to dla mnie problem. Oczywiście to nigdy nie zostało powiedziane wprost, ale przecież różne rzeczy wie się, chociaż nie są wypowiadane otwarcie”[8].

Nic podobnego nie mogło się zdarzyć w przypadku Fajnera, który, mówiąc w rosyjskim stylu, czyli półsłówkami, powiedział Bartoszewskiemu, odnosząc się do Sowietów, „Panie Ludwiku, niech Pan nie zapomina że jestem towarzyszem Erlicha i Altera”. Adolfa podejrzewano, że w czasie wojny był sowieckim agentem, grającym na obie strony antynazistowskiego podziemia. Jednak podejrzenia te są niewątpliwie bezpodstawne; był tylko zuchwały i idealistyczny, być może naiwny, z pewnością pełen energii i zdeterminowany. Wierzył w solidarność wszystkich, którzy są po dobrej stronie, i był zdolny w tych trudnych czasach dokonać naprawdę wiele. Niezależnie od jego wysiłków i osiągnięć Marek Edelman, bundowski członek ŻOB-u, będący jednym z dowódców powstania, po latach z niechęcią wyrażał się o człowieku, który tak aktywnie angażował się na rzecz sprawy żydowskiego oporu w getcie. Dla Edelmana nieszczerość Adolfa w relacjach z obiema stronami podziemia – nawet jeśli motywowana szlachetnymi pobudkami – pozostała niewybaczalna. „On był idiotą – stwierdził Edelman – nie można tańczyć jednocześnie na dwóch weselach”.

W mieście spalonym na popiół

W sierpniu 1944 roku, kiedy Armia Czerwona znalazła się w odległości paru godzin marszu od Warszawy, Armia Krajowa rozpoczęła powstanie w celu wyzwolenia stolicy. Przez sześćdziesiąt trzy dni Armia Czerwona stała na drugim brzegu Wisły, oglądając sukcesywnie podpalane miasto, które ostatecznie nie zdołało samo się wyzwolić. Jakub twierdził później, że zarówno on, jak i inni komuniści daremnie prosili Sowietów o wysłanie pomocy do Warszawy.

Wanda Wasilewska usłyszała o powstaniu od Stanisława Mikołajczyka, premiera rządu polskiego w Londynie.

Mocno poruszona tym faktem zwróciła się do Stalina, który miał odpowiedzieć, że nic o powstaniu w Warszawie nie wie. Kiedy dwa miesiące później Armia Krajowa poddawała się Niemcom, miasto leżało w gruzach. Armia Czerwona przekroczyła Wisłę i zajęła Warszawę dopiero 17 stycznia 1945 roku; do tego czasu Jakub Berman został już podsekretarzem stanu w ministerstwie spraw zagranicznych rządu lubelskiego. Dwa dni po wkroczeniu Sowietów do miasta Wasilewska i Berman przyjechali z Lublina na Pragę, na drugim brzegu rzeki, gdzie spędzili noc. Rankiem 19 stycznia przekroczyli most pontonowy w kierunku lewobrzeżnej Warszawy. Niektóre części miasta jeszcze się tliły i płonęły, mimo to pierwsi warszawiacy zaczynali wracać. Wasilewska z Jakubem zostali tylko na jeden dzień.

W Polsce rozpoczęły się dni pełne chaosu. Wasilewska zdecydowała się nie wracać do kraju po wojnie, pozostając w Kijowie razem ze swoim nowym mężem, dramaturgiem i aparatczykiem Aleksandrem Korniejczukiem, którego poślubiła w Związku Radzieckim. Jakub wraz z Bolesławem Bierutem i Hilarym Mincem tworzyli odtąd trójkę stalinowskich władców powojennej Polski. Niegdyś „szara eminencja” przy Wasilewskiej, Berman odgrywał teraz podobną rolę przy dużo mniej wyjątkowej postaci, jaką był Bierut [9]. Do tego zdobył pozycję powojennego dyktatora polityki kulturalnej w najgorszych latach realizmu socjalistycznego. Połączenie należących do niego obszarów kompetencji było dość perwersyjne, ponieważ podlegał mu również aparat bezpieczeństwa w czasie najbardziej krwawych lat stalinizmu. Bierut mu ufał. W swych wspomnieniach Chruszczow pisał, że Jakub i Minc „bili na głowę innych członków Biura Politycznego swoim talentem organizacyjnym, wykształceniem, wiedzą marksistowsko-leninowską” [10]. Jednak niezależnie od szacunku, który żywił dla inteligencji Bermana, to właśnie Chruszczow krótko po wojnie ostrzegał Bieruta w kwestii doboru doradców, wskazując na ciche głosy niezadowolenia z pochodzenia etnicznego przywódców partyjnych – obaj, Berman i Minc, byli przecież Żydami. Według wspomnień Chruszczowa Bierut spojrzał na niego ze specyficznym uśmiechem i poprosił o zrozumienie. Był świadom, że obecność Żydów na tak wysokich stanowiskach może rodzić resentyment, ale Jakub był mu potrzebny.

Nie tylko Chruszczow był niezadowolony ze składu etnicznego grupy przywódców nowego reżimu. W październiku 1945 roku Adolf Berman otrzymał długi list od jednego ze swych dawnych uczniów, Aleksandra Masiewickiego. Przed wojną Masiewicki wraz z żoną byli komunistycznymi działaczami studenckim, a po inwazji Armii Czerwonej na wschodnie tereny Polski deportowano ich do obozu pracy na sowieckiej prowincji, gdzie udało im się przetrwać do czasu amnestii ogłoszonej po niemieckim ataku na ZSRR. Mimo czasu spędzonego w obozie Masiewicki i jego żona wrócili do Polski jako komuniści. Rozumowali w ten sposób, że wprawdzie wielu ludzi umierało w obozie pracy, niemniej jednak inni przeżyli. W sowieckich obozach ludzi nie zabijano w komorach gazowych. Repatriowany do Polski, do tego z dobrą posadą jako dyrektor regionalnego Biura Kontroli Prasy w Olsztynie, Masiewicki pisał w zaniepokojonym tonie.

Z bólem stwierdzał, że obecne stanowiska przywódcze (zasymilowanych) Żydów polskich, takich jak on, są rezultatem słabości – albo braku – „demokratycznej polskiej inteligencji”.

W innym wypadku oni – włączając do tej grupy siebie i Jakuba Bermana – nie byliby tam, gdzie się znajdują, nie pełniliby swoich nowych funkcji i nie zajmowali swoich stanowisk. To, że byli niezbędni, to jedynie symptom chorego organizmu, zdrowy organizm by ich nie potrzebował – mówił swemu dawnemu nauczycielowi. Potrzebne było bardziej drastyczne rozwiązanie, przekraczające dyskurs teoretyczny. „Do naszej kwestii należy podejść już dziś, zaraz, z nożem chirurgicznym, a nie filozoficzną receptą” – powtórzył w swym długim liście dwukrotnie [11]. Nie podzielał też syjonistycznych nadziei pokładanych w emigracji: „A czy emigracja rozwiąże tę kwestię? Czy nawet przeflancowanie Nas do Palestyny, nawet gdybyście (nie?) było tam politycznych trudności, znajdą dla siebie Żydzi spokój i rację bytu? Wysilam ogromnie swą wyobraźnię, ale nie widzę dla siebie tam miejsca. A zresztą – nigdzie nie ma dla nas miejsca. Jesteśmy wszyscy wiecznymi tułaczami”. Najostrzejszy był jednak komentarz podsumowujący: „Dodać do tego muszę: nie lubię Żydów. Specyficznie żydowskie maniery są mi wstrętne, ich sposób zachowania razi mnie ogromnie. Wstydzę się ich często. Ale jestem jednym z nich!”.

Po wojnie Bartoszewski poszedł odwiedzić Adolfa Bermana w Centralnym Komitecie Żydów Polskich, gdzie ten przyjął go „bardzo ciepło, mimo tego, iż nie miał on wątpliwości, że jestem oficerem AK i że znajduję się w innym obozie politycznym” [12]. Basia Berman, wtedy już w zaawansowanej ciąży, również przyszła do biura męża zobaczyć się z Bartoszewskim. Ucałowali się i przywitali jak ludzie, którzy spotykają się po pożarze czy trzęsieniu ziemi, szczęśliwi, że jedni i drudzy żyją. Bartoszewski, który miał dwadzieścia trzy lata, ucieszył się, gdy usłyszał, że będą mieli dziecko. Uważał to za znak, że wraca życie. Berman spytał go o perspektywy kariery, o plany na przyszłość. Bartoszewski nie mógł – i nie chciał – mówić, że wciąż jest związany z podziemiem, przyjmując rozkazy z Londynu, powiedział zatem tylko, że sytuacja nadal jest niepewna. Kiedy Adolf dopytywał się dalej, jak Bartoszewski widzi swoją przyszłość polityczną, ten odrzekł, że nie jest działaczem politycznym i myśli raczej o powrocie na uniwersytet. Słysząc to, Adolf zaproponował mu stanowisko w CKŻP. Bartoszewski ani nie był Żydem, ani nie mówił w języku jidysz, lecz Adolf upierał się, że ponieważ ma tak wiele zaufania do swego młodszego przyjaciela z czasów wojny, Bartoszewski mógłby objąć każde stanowisko, jakiego tylko by sobie życzył. Ten jednak odmówił, stwierdzając, że byłoby niestosowne, gdyby dano mu pracę i możność zarobku z wdzięczności za jego zaangażowanie w ratowanie Żydów w czasie wojny. Podziękował zatem Bermanowi, jednocześnie odrzucając jego propozycję.

W październiku 1945 roku Bartoszewski został po raz pierwszy aresztowany przez nowe władze komunistyczne. Kiedy dostał wezwanie na przesłuchanie, poszedł do swojej przyjaciółki Zofii Rudnickiej, dawnej sekretarz Żegoty, która pracowała w tym czasie dla komunistycznego ministra sprawiedliwości Leona Chajna, i poprosił ją, żeby zajęła się jego sprawą w razie, gdyby nie wrócił. I rzeczywiście nie wrócił – jednak nagle w środku nocy go zwolniono. Wyglądało to na efekt czyjejś interwencji, w związku z czym udał się od razu do Rudnickiej, aby jej podziękować. Ta powiedziała, że interweniowali zarówno Chajn, jak i Adolf Berman. Bartoszewski z żadnym z nich nie rozmawiał na ten temat. Do roku 1946, kiedy został aresztowany po raz drugi, on i Adolf Berman znaleźli się w przeciwnych obozach politycznych. Kiedy w końcu wypuszczono go na wolność po spędzeniu półtora roku w więzieniu, Rudnicka znów robiła aluzje wskazujące na interwencję Chajna i Adolfa Bermana. Potem, w 1949 roku, Bartoszewskiego aresztowano po raz trzeci – tym razem pozostał w więzieniu przez pięć lat. W trakcie przesłuchań pojawiła się sprawa kierowanej przez AK Żegoty, wraz z oskarżeniami o współpracę Bartoszewskiego z syjonistami. W tym czasie było już jasne, kto stanowił władzę w Polsce. „A Jakub Berman był wtedy człowiekiem – komentował Bartoszewski wiele lat później – któremu podlegało bezpieczeństwo. Ja Jakuba Bermana nie znałem i nigdy nie poznałem. Ale on wiedział, cała rodzina o mnie wiedziała. Oni o mnie doskonale wiedzą” [13]. Bartoszewski pozostał w więzieniu aż do roku 1954, w którym to czasie Adolf Berman najwidoczniej milczał. Bartoszewski nie czuł jednak urazy, zwracając uwagę raczej na fakt, że nie znalazł się wśród więźniów traktowanych najgorzej – to znaczy bito go, ale nie torturowano. Wskazywał również na to, że przesłuchujący go nigdy nie byli polskimi Żydami. „Ani jeden Żyd mnie nie przesłuchiwał – mówił – nigdy nie dopuścili do mnie oficera-Żyda” [14].

Jakub Berman, mimo że odpowiadał za aresztowanie Bartoszewskiego i tysięcy innych, nie miał złudzeń co do chwiejności własnej pozycji. Zainicjowana w 1948 roku w Związku Radzieckim kampania „antykosmopolityczna” zbiegła się z utworzeniem państwa Izrael. Moskwa, która w latach 1944–1947 popierała utworzenie państwa żydowskiego, zmieniła stanowisko, gdy tylko państwo Izrael stało się faktem i nie przystąpiło do obozu komunistycznego. Sowieckie gazety zaczęły podawać oryginalne nazwiska działaczy żydowskich, drukując je w nawiasach po ich rosyjskich pseudonimach. Był to oczywiście antysemityzm, co przyznawał Berman, jakkolwiek Stalin wolał to nazywać antykosmopolityzmem. Ale Jakub akceptował współistnienie wspomnianych działań z oficjalnymi oświadczeniami potępiającymi antysemityzm; w końcu Stalin był człowiekiem pełnym sprzeczności. Mimo swych ciepłych gestów w Moskwie, za kosmopolitę uważał także Bermana. W 1949 roku, w poufnym sprawozdaniu wysłanym do Moskwy, sowiecki dyplomata w Polsce opisywał władzę trójki jako rodzaj żydowskiej mafii otaczającej Bieruta. W sprawozdaniu była także mowa o tym, że czołowi działacze aparatu komunistycznego w Polsce „nie wyzwolili się z silnych skłonności nacjonalistycznych”, co miało dotyczyć przede wszystkim Jakuba, który nawet po tym, jak został komunistą, wciąż rzekomo popierał działalność Adolfa na rzecz nacjonalizmu żydowskiego [15]. Mniej więcej w tym samym czasie Jerzy Putrament informował sowieckiego urzędnika, że młodszy z braci Bermanów naraża na szwank starszego poprzez swój syjonizm, że ich relacje stają się napięte.

Jakub zdawał sobie sprawę, że jest idealnym kandydatem do roli polskiego Rudolfa Slánský’ego,

czołowego czeskiego komunisty pochodzenia żydowskiego straconego w Pradze w 1952 roku po procesie pokazowym wzorowanym na tych z Moskwy sprzed piętnastu lat. Nad Jakubem zawisło jeszcze większe zagrożenie po tym, jak aresztowano jego sekretarkę, Annę Duracz. Działo się to niedługo po moskiewskim spotkaniu Stalina z Jakubem, w trakcie którego ten pierwszy zapytał go o Duracz. Jak się później okazało, była to ich ostatnia rozmowa. Jakub mówił dobrze o Duracz, lecz nie przyniosło to zamierzonego skutku (Anny nie wypuszczono), stąd jej aresztowanie zinterpretował jako sygnał od Stalina, że pętla zaciska się również na jego szyi. Uznał, że musiał widocznie czymś Stalina rozczarować [16]. W pewnym momencie uświadomił sobie, że Stalin używał każdej wizyty Bieruta na Kremlu do tego, aby przekonać go do „pozbycia się Bermana”, stosując w tym celu „bardzo wyrafinowane metody”: czasem zaczynał od przyjaznych gestów, ściskał czyjąś dłoń, uwodził i powracał do tematu; czasem tracąc cierpliwość, wpadał w gniew i przerywał spotkanie. W 1952 roku Wanda Wasilewska, dowiedziawszy się – być może od Chruszczowa – o woli Stalina, aby przygotować w Polsce proces na wzór sprawy Slánský’ego w Pradze i zlikwidować Jakuba, przyjechała z Kijowa do Warszawy, aby go ostrzec. Fakt, że pętli tak naprawdę nigdy mu na szyję nie założono, Jakub przypisywał lojalności Bieruta. W sytuacjach, kiedy Stalin dopytywał go,

„kto wam jest droższy – Berman czy Minc,

Bierut zdawał sobie sprawę, że jego odpowiedź będzie oznaczać zgodę na kolejne posunięcie, i odpowiedział, tak jak dzieci odpowiadają na pytanie, kogo kochasz bardziej – mamusię czy tatusia, że jednakowo”. Nigdy nie było jednak jasne, czy wsparcie Bieruta okaże się wystarczające. 

przełożył Michał Sutowski

Przypisy

[1] Teresa Torańska, Oni, wyd. 2, Agencja Omnipress, Warszawa 1990, s. 49 i nast. W wywiadzie udzielonym Teresie Torańskiej Jakub Berman powiedział, że wspomniana sytuacja wydarzyła się w 1948 roku. Najprawdopodobniej działo się to jednak rok później, ponieważ żona Mołotowa, Polina Żemczużina, pozostawała na wolności do 1949 roku.

[2] Tamże, s. 48.

[3] Tamże.

[4] Zapewniał je CENTOS, żydowska organizacja opieki nad dziećmi. Przed wojną Adolf Berman był jej głównym psychologiem, natomiast po rozpoczęciu wojny został jej dyrektorem. Sierociniec Korczaka, podobnie jak inne żydowskie sierocińce, był częścią CENTOS-u.

[5] Władysław Bartoszewski, 75 lat w XX wieku: Pamiętnik mówiony (8), dz. cyt., s. 143.

[6] Tamże, s. 137.

[7] Tamże, s. 143. Apele te były jednak w dużej mierze nieskuteczne. Kiedy w kwietniu 1943 roku rozpoczęło się powstanie w getcie warszawskim, przedstawiciel Bundu przy rządzie polskim na uchodźstwie w Londynie Szmul Zygielbojm popełnił samobójstwo w proteście przeciwko bierności świata.

[8] Władysław Bartoszewski, wywiad przeprowadzony przez autorkę, Warszawa, 23 grudnia 1997.

[9] W swych wspomnieniach Nikita Chruszczow opisuje Jakuba Bermana jako mądrego i doświadczonego polityka, który wywierał duży wpływ na Bieruta i który jednocześnie wolał pozostawać w cieniu. Chruszczow wątpił, żeby Bierut podjął jakąkolwiek decyzję polityczną bez rady Bermana. Zob.: Nikita Siergiejewicz Chruszczow, Fragmenty wspomnień N.S. Chruszczowa, tłumaczył Michał Jagiełło, „Zeszyty Historyczne” 2000, nr 132, s. 170.

[10] Tamże.

[11] W czasach stalinowskich metafory chirurgiczne nie były bynajmniej specjalnością Aleksandra Masiewickiego. Sowiecki dramaturg Aleksandr Afinogenow w przemówieniu do Stowarzyszenia Dramaturgów w Moskwie w kwietniu 1937 roku wskazywał na palącą potrzebę podniesienia noża na samego siebie i wykonania chirurgicznej operacji wycięcia starego Ja. Dziękuję Jochenowi Hellbeckowi za wskazanie mi tego przykładu. Ten sam motyw pojawia się także u Arthura Koestlera w powieści Ciemność w południe.

[12] Adolf był delegatem do wspieranej przez Moskwę KRN w Lublinie, którą współtworzył Jakub. KRN z Poalej-Syjon zaprosiła do uczestnictwa Adolfa i Polę Elster.

[13] Władysław Bartoszewski, wywiad przeprowadzony przez autorkę, Warszawa, 22 grudnia 1997.

[14] Tamże. Bartoszewski był przekonany, że przy okazji dwóch pierwszych aresztowań doszło do wspólnych interwencji Leona Chajna, Zofii Rudnickiej i Adolfa Bermana, które przyniosły mu wolność. Teresa Torańska pytając Jakuba o uwięzienie Bartoszewskiego, twierdziła, że były to interwencje samego Chajna, a Jakub tego nie kwestionował. Natomiast Chajn w wywiadzie, którego udzielił Torańskiej pod koniec życia, twierdził, że udało mu się raz wyciągnąć Bartoszewskiego z więzienia i raz doprowadzić do zwrócenia mu archiwów z czasu wojny. Mówił również, że inni dawni działacze Żegoty zwracali się do niego jako wiceministra sprawiedliwości, aby pomógł doprowadzić do wypuszczenia Bartoszewskiego z więzienia. Zob.: Teresa Torańska, Oni, dz. cyt., s. 143, 328.

[15] Raport zawierał przypuszczenie, że wszyscy delegaci żydowskich organizacji nacjonalistycznych, którzy przyjeżdżają do Polski z zagranicy, w tym z Izraela, mają dostęp do Jakuba. Dalej następowało oskarżenie Jakuba o powstrzymywanie likwidacji żydowskiej organizacji Joint (American Jewish Joint Distribution Committee). […] List wraz z kopiami wysłano między innymi do Stalina, Mołotowa, Berii, Malenkowa, Mikojana i Kaganowicza.

[16] Annę Duracz aresztowano w związku ze sprawą Noela Fielda. Była torturowana w więzieniu i nieskutecznie próbowała popełnić tam samobójstwo, podcinając sobie żyły na nadgarstkach. Teresa Torańska, Oni, dz. cyt., s. 134 i nast.

 

Fragment eseju Marci Shore Dzieci rewolucji: komunizm, syjonizm i bracia Bermanowie z książki Nowoczesność jako źródło cierpień, która ukaże się wkrótce nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Pominięto większość przypisów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij