Czytaj dalej

Niekonsekwentna pochwała reportażu

Granica między fiction i non-fiction jest mocno rozmyta, ale kiedy czytam „Disko” i „Mokradełko” twierdzenie to bierze w łeb. Tekst Kingi Dunin.

Teza, że polski reportaż jest lepszy od polskiej literatury, od dość dawna stała się sloganem. A może w ogóle reportaż jest lepszy? Podczas gdy ambitna literatura wikła się w rozmaite eksperymenty i nie daje podstawowej strawy zwykłych czytelników, jaką jest dobrze opowiedziana historia, reportaż zaczyna ją z sukcesem zastępować.

Poza tym podobno ludzie chcą prawdy, a nie fikcji. Mimo dyskusji, która przetoczyła się po biografii Kapuścińskiego Artura Domosławskiego, nadal kategoria prawdy służy dowartościowaniu wszelkiej non-fiction. Chociaż jest to kategoria myląca, różnica dotyczy bowiem nie prawdy, a jedynie faktów. Beletrystyka fikcjonalna, jak sama nazwa wskazuje, zmyśla fakty, od reportażu tradycyjnie oczekujemy, że będą one przedstawione wiernie.

Natomiast poczucie, czy też złudzenie, że czytamy prawdziwą opowieść, towarzyszy po prostu dobrej literaturze, bez względu na gatunek. Gra w mimetyzm odbywa się na wyższym poziomie niż uzgadnianie słów z rzeczywistością, a czytanie, choćby fantastyki, tak jakby była prawdziwa, wciąż pozostaje kwintesencją lekturowej przyjemności. Przynajmniej dla przeciętnego czytelnika, który nie zawsze potrafi rozkoszować się prozą Pereca.

Poza tym reportażyści wywalczyli już sobie prawo do kreacji i posługiwania się zbitką faktów, która ich zdaniem najlepiej przysłuży się całości wypowiedzi. A nawet jeśli tego nie robią, zebranie faktów w ramy narracji zawsze jest kreacją, stronniczą i znaczącą. Natomiast literatura piękna coraz częściej posługuje się mało przetworzonymi realnymi wątkami, szczególnie autobiograficznymi. Granica między fiction i non-fiction jest więc mocno rozmyta. Kiedy jednak na moim biurku spotykają się Disko Anny Dziewit-Meller i Mokradełko Katarzyny Surmiak-Domańskiej, wszystkie powyższe rozważania biorą w łeb.

Reportaż to po prostu kawał prawdziwego życia. I jest lepszy. Disko to wesoła historyjka o pedofilu, Mokradełko – dość skomplikowana historia o kobiecie wykorzystywanej seksualnie przez ojca.

Surmiak-Domańska może niewiele wymyśliła, ale potrafiła pokazać nieoczywistych bohaterów i zaskakujące relacje między nimi. Może nie jest zaskakujące to, że w społeczeństwie, gdzie pedofilia, szczególnie w rodzinie, uchodzi za największa zbrodnię, ofiara nie może doczekać się uznania swoich krzywd, ale też nie odgrywa swojej roli zgodnie z tanim schematem. Jest trudna w kontakcie, głośna, flirtuje, zamiast bać się mężczyzn. Nawet ojciec-potwór nie jest jednoznaczny, a jego żona kocha go aż po grób i mimo paskudnej roli, jaką odegrała w tym dramacie, budzi współczucie. Inny okrutny i molestujący ojciec, kiedy autorka do niego dociera, okazuje się nawróconym świadkiem Jehowy, odpornym na każdy atak. Jednoznaczna jest tu jedynie podstawowa sytuacja niezaprzeczalnej krzywdy, wszystko inne opiera się prostym ocenom.

I jest to książka bardzo przyzwoicie napisana. Po prostu dobra literatura, i to słowo, odwracające naszą uwagę od jej prawdziwości, niczego jej nie ujmuje. Również gdyby to była tylko, lub aż, fikcja, zderzałaby nas z prawdziwą rzeczywistością ludzkich losów i charakterów.

Natomiast Dziewit wymyśliła i zakręciła, bo Disko to powieść podobno dowcipna. Poczucie humoru jest kwestią indywidualną, więc mogę jedynie powiedzieć, że mnie ona nie rozbawiła. I nie dlatego, że niektóre tematy uznaję za nieskłaniające do śmiechu.

Śmiech bywa czasem bardzo politycznie niepoprawny, a próba ujęcia tego tematu w sposób lekki to chyba jedyna, niestety potencjalna, zaleta Disko.

Mamy tu ohydnego pedofila, ukrywającego swe wstrętne oblicze pod maską nauczyciela tańca. Nie zdradzę żadnego sekretu, jeśli powiem, że spotka go zasłużona kara. Poza tym niewinną dwunastolatkę, strasznych katolickich dewotów i nieobecnego ojca. Wszystkie te postacie są jak wycięte sekatorem z gazetowego papieru. Toporna intryga, nieciekawy język i oczywista dydaktyka również zniechęcają do lektury.

Chociaż, z drugiej strony, jest to słuszna, społecznie zaangażowana literatura drugorzędna. Taka też ma prawo istnieć i nikomu nie szkodzi. Jest może łatwym celem krytyki, ale żywa literatura ma również taki wymiar. Jest to jednak literatura, od której życie jest zdecydowanie bogatsze.

Anna Dziewit-Meller, Disko, Wielka Litera 2012
Katarzyna Surmiak-Domańska, Mokradełko, Wydawnictwo Czarne 2012

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij