Czytaj dalej

Kącki: Nikt na pogrzebie Stasia nie zagrał, tylko Michał się popłakał

„Ta sprawa to porażka. Ale mam wrażenie, że doszliśmy z nią do ściany, że więcej się nie dało. Dlaczego? Zaczęły się pojawiać nazwiska innych gejów, którzy mają żony, dzieci, są szanowanymi obywatelami Poznania. Więc... jakoś wszystko utknęło”. Fragment „Poznania” Marcina Kąckiego.

Po Białymstoku Marcin Kącki przygląda się kolejnemu polskiemu miastu – a może nie tylko jemu? Publikujemy fragment reportażu Staś z książki Poznań. Miasto grzechu, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Czarne.

***

Zaginięcie

Początek listopada 2004 roku, wieczór. Michał dzwoni do Stasia, by jak co dzień przed snem pogadać z przyjacielem o mijającym dniu. Ale czuje, że Staś chce szybko odbyć tę rozmowę, mieć ją z głowy. Michał się niepokoi, bo to jednak rzadkie u Stasia, więc dzwoni jeszcze po chwili, ale nikt już nie odbiera. Dziwne, zawsze odbierał. Może chodzi o nową znajomość?

Następny dzień jest bardzo ważny dla NFZ w Poznaniu. Ma odbyć się konkurs ofert na świadczenia lekarskie, a Staś to szef komisji konkursowej. Zbliża się ósma rano, Stella szykuje kawę, czeka ze śniadaniem, robi jego ulubione kanapki z leberką1 – jest to ceremoniał odbywający się każdego poranka.

Ale Staś nie przyjeżdża przez godzinę, dwie. Nie odbiera telefonu w domu ani komórki. Gdy ktoś o niego pyta, Stella nie zdradza, że go nie ma, nie chce go wkopać. To się nigdy nie zdarzyło, a ta jego skrupulatność, punktualność obrosła w mity. Zadzwoniłby, powiedział, że się spóźni. Stella idzie do Michała kilka pokoi dalej, ale ten też nie może się dodzwonić i jeszcze mówi, że ma złe przeczucia.

Stella jedzie do domu Stasia, bo czuje, że coś się stało. Widzi w oknach zaciągnięte żaluzje, a to znaczy, że nie wstał z łóżka, bo zawsze, gdy wstawał, to od razu je odsłaniał. Zagląda przez otwór na listy w drzwiach i widzi, że drugie drzwi są otwarte, a w nich klucze, w środku pali się światło. Dzwoni do Michała. Co robić? On też nie wie. Stella naciska klamkę – otwarte. Wchodzi powoli, skrada się, ze strachu nawołuje głośniej, niż wypada: Sta-siu, Sta- siu. Jest pewna, że jak wejdzie do sypialni, to zobaczy w łóżku coś strasznego. Wchodzi. Na łóżku siedzi kot i się na nią patrzy. Stella wycofuje się do kuchni, nadal na palcach, jakby nie chciała obudzić złego. Ale mieszkanie jest puste. Idzie do piwnicy, jeszcze wolniej i ciszej, po omacku. To listopad, po południu, szaro, prawie ciemno. Piwnica pusta. Dobija się do garażu – zamknięty. Nie wie, czy stoi w nim samochód. Wraca do mieszkania, szuka kluczyków od auta. Nie widzi. Rozgląda się, czy coś nie zginęło, ale wokół porządek, jak zwykle. Sprzęty stoją, grafiki wiszą, na stole leży nieotwarte zaproszenie do Teatru Ósmego Dnia.

Jest pewna, że jak wejdzie do sypialni, to zobaczy w łóżku coś strasznego. Wchodzi. Na łóżku siedzi kot i się na nią patrzy.

Siada, zbiera myśli. Co robić, gdzie dzwonić. Znajduje notes Stasia, w nim telefon do brata. Wie, że nie utrzymywali zbyt ciepłych kontaktów. Brat mówi, że nie może przyjechać.

– Ale Staś zniknął, a ja jestem w zasadzie… obca – mówi mu.
– Wypiłem już wino, nie mogę.

Dzwoni do pracownika NFZ, który był kiedyś policjantem. Myśli, że przyjedzie sam, a on zjawia się całą ekipa policyjną. Przyjeżdża też brat, przywozi go żona.

Za chwilę cały dom jest w proszku do zdejmowania odcisków palców, a na podłodze tylko ślady butów Stelli. Policja bierze ją w obroty.
Kim był dla pani?
Dlaczego pani przyjechała?
Pani tu nie spała?
Nie była kochanką?
Czy coś zginęło?
Stella patrzy na brata, przecież to rodzina, powinien lepiej wiedzieć.
Nie, chyba nie zginęło.
Wtedy brat mówi:
– Nie ma komputera.
Skoro zginął, a Stella była tu pierwsza, zabierają ją na komisariat.
– Dlaczego?
– Bo zataiła pani brak komputera.
– Przecież nie wiedziałam!
Nie wierzą. Stella, otępiała, przestraszona, siedzi w komisariacie naprzeciwko policjanta i czeka, aż ją zakują w kajdanki.

Wpada inny policjant, szepcze coś pierwszemu na ucho.
– Dobra! Dosyć tego! Gdzie masz ten komputer? – krzyczy na nią pierwszy
– Nic nie wiem, jestem znajomą, bywałam tam tylko…
– No to inaczej pogadamy!
Nagle wchodzi kolejny, nachyla się, szepcze.
– Czy pani przyjaciel był innej orientacji seksualnej? – pyta pierwszy.
– A jakie to ma znaczenie?
– Proszę odpowiedzieć.
– Tak.
– Dobra… puśćcie ją.
– Ale o co chodzi?
– W tym świecie dzieją się ostatnio różne dziwne rzeczy, dla pani raczej nie do wyobrażenia.

Wychodzi struchlała. Zastanawia się, czy to nie przez ten konkurs w NFZ. Może Stasia ktoś szantażował. Ale nie, niemożliwe, przecież sam nie mógł podjąć konkursowej decyzji. Przypomina sobie sprawę z wuefistą i jego siedemnastoletnim synem, który kilka dni wcześniej przyjechał do Stasia i stanął w drzwiach. Staś nie wiedział, co zrobić z tym podwójnym romansem.

Cholernie mocna miłość, cholernie mocny strach

czytaj także

*
Policja przesłuchuje sąsiadki Markiewicza. Mówią, że zawsze wyjeżdżał z domu o wpół do ósmej, był miły, uczynny. Dzień przed zniknięciem wrócił jak zwykle o siedemnastej i jak zwykle zaparkował przed domem, ale wyjątkowo nie wstawił później samochodu do garażu. Na pewno był w domu do dwudziestej trzeciej, a potem jego samochód zniknął. Nikt nie widział, czy odjechał sam.

Dwa dni po zaginięciu ktoś dzwoni na policję z informacją, że widział porzucony samochód na drodze leśnej pod Poznaniem. To czerwony hyundai dwieście metrów od drogi głównej. Pies podejmuje trop, ale gubi go w lesie. Nie da się zdjąć odcisków palców, bo pada deszcz. Policja przeszukuje las w pobliżu samochodu, ale nic nie znajduje. Operator komórkowy informuje policję, że ostatni raz telefon Markiewicza logował się niedaleko, tam gdzie stoi szkoła podstawowa z przylegającymi budynkami. Tam też nie ma śladu

*

Brat Stasia zeznaje, że widział się z nim dwa tygodnie wcześniej, a porozumiewali się najczęściej przez Skype’a. Nie wie jednak zbyt wiele. Staszek oddzielał życie towarzyskie od rodzinnego. Brat tylko domyśla się, że Staś miał inne preferencje seksualne, ale nigdy z nim o tym nie rozmawiał. Rodzina nie miała wstępu do jego życia prywatnego. Czy coś jeszcze zginęło? Aż tak dobrze nie zna mieszkania brata. Co podejrzewa? Może Staszek trafił na jakieś nieprawidłowości w pracy.

*
Policja uznaje, że więcej o Markiewiczu dowie się od jego partnerów, a wersję o problemach w pracy szybko odrzuca.

Damian, dwudziestoczterolatek, poznał Stasia przez internet kilka lat wcześniej. Mieszka w Pile i początkowo dojeżdżał do Stasia, ale rodzice się niepokoili, że nie wraca na noc. W weekendy podróżowali do miejscowości uzdrowiskowych, czasami też z Michałem i Jackiem. Nie chodzili w Poznaniu do klubów gejowskich, bo takich nie było. Staszek nie eksponował jakoś specjalnie tego, że są gejami, może krępował się ze względu na pracę w urzędzie. Damian widział go kilka dni przed zaginięciem w jego w domu. Poszli na piwo, kebab, rano Staś odwiózł go na dworzec.

Dzień przed zaginięciem dzwonił do Staszka, rozmawiali o rzeczach najzwyklejszych, wyczuł lekką irytację w jego głosie, jakby zadzwonił w złym momencie. Mówił, że idzie spać. Następnego dnia Damian zadzwonił na komórkę, ale odebrał już policjant.

Damiana niepokoi, że Jacek, który jest żonaty i ma kilkoro dzieci, był Stasiowi winien jakieś dziesięć tysięcy złotych. Staszek robił mu wyrzuty, że Jacek kupił samochód, drogi zegarek, a nie chciał oddać pieniędzy. Rok wcześniej ktoś groził Staszkowi z anonimowego telefonu, że powie w jego pracy o homoseksualizmie, i to pewnie Jacek, sądzi Damian, bo jest chorobliwie zazdrosny. A Stasiu nie wpuszczał obcych do mieszkania, zwłaszcza wieczorem, i nie miał powodu, by znikać bez słowa. Pieniądze? Staszek nosił przy sobie karty bankowe, kilkaset złotych gotówki, w szafie może miał z tysiąc złotych. Syn wuefisty? Damian nie poznał go, Staszek mu o nim nie mówił.

Dobrowolski: Jako gej nie czuję się wyrzucany z Kościoła

*
Jacek, czterdziestotrzylatek, który ma żonę i dzieci, przyznaje, że znali się ze Staszkiem od dziesięciu lat, byli ze sobą przez siedem, łączyło ich uczucie, ale nie mieszkali razem. Wiedział, że Staszek utrzymuje kontakty z innymi, ale tolerował to, choć przez te zdrady Staszka zerwali i zostali tylko przyjaciółmi. Ostatnio widział Staszka na premierze w operze.

Staszek lubił zmiany. Jeździł do parku koło PKS, na Cytadelę, poznawał mężczyzn na Gejowo.pl, Gay.ru, przyjmował w mieszkaniu. Bał się czegoś? Nie. Powiedziałby pewnie. Ale Damian oskarżał Staszka na czacie, że go zdradza.

Coś się chyba stało, bo Staszek nigdy by nie pozwolił, by kot został sam tak długo w domu. Jacek pomagał Staszkowi rozliczać PIT, więc wie, że mógł mieć jakieś sto tysięcy złotych oszczędności.

*
Michał zeznaje, że spotykali się ze Staszkiem, ale nie mieszkali wspólnie, bo Staszek miewał przygody z innymi mężczyznami. Ich związek był raczej otwarty, przyjacielski. Michał ma klucze od jego mieszkania, bywał tam kilka razy w tygodniu. Dziwna sprawa z tym ojcem i synem. Staszek miał romans z obydwoma, a oni udawali przed sobą, że nie są gejami. Kim jest ten syn wuefisty? Michał nie wie.

*
Z kalendarza Markiewicza policjanci wynotowują namiary do ponad stu mężczyzn. W billingach wpadają na ślad policjanta z Leszna. Przesłuchany twierdzi, że pisali do siebie, mieli wspólne zainteresowania, że bywał u Markiewicza w domu, ale nic ich nie łączyło. Policja w to nie wnika.

Na numer telefonu Staszka już po zaginięciu przychodzą SMS-y: „Cześć, Staszek, masz chęć się spotkać? Pamiętasz, poznaliśmy się na czacie. Daj znać”; „Dzięki za zaproszenie. To mimo wszystko miłe, choć wiesz, jakie mam zdanie na temat spotkań raz na miesiąc w konkretnym celu. Może to staroświeckie. Trudno. Cześć :)”.

Bank, w którym Staś ma konto, informuje policję, że nikt nie dokonywał na nim operacji.

Trzy tygodnie po zaginięciu policjanci biorą psa, szukają znów tam, gdzie znaleźli samochód. Ślad prowadzi ich do okolicznej jednostki wojskowej. Pies nie podejmuje dalej tropu, wojskowi nic nie wiedzą.

Michał jedzie do jasnowidza z Człuchowa, który mówi, że Staszek nie żyje, że leży obciążony w jakimś zbiorniku wodnym koło Poznania.

Gang

„Różne dziwne rzeczy w tym świecie”, o których policjant mówi Stelli, to świeża sprawa, ledwie kilka miesięcy przed zaginięciem Markiewicza trafiła na policyjne biurko.

Policjanci pokazują przyjaciołom Stasia zdjęcie pewnego mężczyzny. Ci poznają go – to Włodek. Przychodził do parku na randki z gejami, gdy odwoził żonę i dzieci na wakacje. Staszek też go znał.

Policji Włodek zeznaje, że jest szkolnym psychologiem, byłem dyrektorem szkoły podstawowej pod Poznaniem. Staszka poznał pod koniec lat siedemdziesiątych, gdy leżał w szpitalu, w którym ten był młodym lekarzem. Nie byli razem. Czasami widywali się na ulicy. Rozmawiali raz, Staszek mówił mu wtedy, że jest dyrektorem w NFZ.

Włodek, gdy przesłuchuje go policja, jest skrępowany, nie chce podać domowego telefonu, twierdzi, że nie kontaktował się z Markiewiczem przez internet i nie zna jego przyjaciół. Bywał w parku, przyznaje, a w zasadzie przechodził przez park w drodze na PKS. W czasach PRL legitymowała go tam milicja, od nich dowiedział się, że to miejsce spotkań homoseksualistów. No dobrze, zachodził tam jeszcze potem kilka razy i znów legitymowała go milicja. Ostatni raz? Przed dwoma miesiącami. Siedział w samochodzie, podszedł jakiś chłopak, zaproponował „numerek”, ale Włodek odmówił. Potem podszedł inny, Włodek pozwolił mu usiąść na siedzeniu pasażera. Chłopak opowiadał o swoich problemach, że nie ma pieniędzy, dał numer telefonu.

O tym, że Staszek zaginął, Włodek dowiedział się z prasy. Denerwuje się, przyznaje, bo sam miał problemy, gdy pod koniec października jeden z tych z parku na niego napadł. Zażądał pieniędzy, samochodu, bo jak nie, to powie żonie Włodka, że żyje z mężem-pedziem. Włodek oddał samochód, pieniądze, ale tamci chcieli jeszcze. Kiedyś przejeżdżał Staszek tym swoim czerwonym samochodem i Włodek powiedział szantażyście: „O, to lekarz, dyrektor z NFZ”. Ale przysięga policji, że nie podawał namiarów na Staszka, choć zna. Skąd? Z pieczątki lekarskiej.

Co trzecia osoba LGBTQI była ofiarą przemocy

czytaj także

*
Niejaki Artur, którego policja znajduje swoimi metodami, mieszka i pracuje w rzeźni. W 2003 roku, jak zeznaje, był w burdelu w Poznaniu, poznał tam Asię. Polubił ją, zaczęli się spotykać, ale gangsterzy kazali zapłacić Asi karę – dziesięć tysięcy złotych – za spotykanie się z klientem po godzinach. „Pomogę jej spłacić dług” – powiedział Artur gangsterom i kara przeszła na niego.

Został w tym burdelu kierowcą, dowoził klientom dziewczyny. Jeździł z Wojtkiem, zakolegowali się, ale bank zabrał Arturowi samochód za zaległości kredytowe. Gdy przestał spłacać karę, gangsterzy zażądali, by wziął lewy kredyt, ale nie zgodził się. Chcieli, by kupował lewe paliwo, grozili, że go zabiją, ale i z tego udało mu się wymigać.

Wojtek pojawił się nagle w domu Artura pod koniec listopada 2004 roku, chciał, by go przenocował. Zdenerwowany mówił, że musi się ukrywać, bo zgadał się z jakimś pedałem na spotkanie, pojechali gdzieś na działkę, przystawił pedałowi nóż, zażądał kasy, zabrał samochód. To był jakiś biegły sądowy. Opowiadał też, że tak samo załatwił jakiegoś lekarza spod Poznania i nauczyciela. Że z kolegami skatowali też pedała, który nie chciał podać numeru PIN do karty.

Artur przenocował Wojtka, potem Wojtek znów przyjechał, chciał skorzystać z garażu, ale Artur się nie zgodził, bo w samochodzie miała być jakaś porwana osoba. Wojtek mówił, że czatował na pedałów w poznańskim parku, udawał męską prostytutkę, a że pedały są bardzo szczere, bogate, na stanowiskach i mają żony, to łatwo ich szantażować.

Czy to prawda? Artur nie wie, bo Wojtek lubił się przechwalać: że siedział za terroryzm, że zamierza spisać wspomnienia, że lubi się fotografować nago, bo ma bardzo dużego członka. Ale dziwne jest, że jeszcze jesienią 2004 roku Wojtek wyglądał jak menel, a chwilę później miał ubrania najlepszych marek.

*
Policja łapie gang szantażystów, o których opowiadał Włodek: Wojtka, dwóch innych i ich herszta, gangstera „Świra”. Nie ma dowodów, że coś łączy ich z zaginięciem Stasia, a żaden się nie przyznaje. Tylko Wojtek ma co nieco do powiedzenia. Pamięta, że w październiku 2004 roku to „Świr” wymyślił, by okradać homoseksualistów. Pomagać miał „Walery”, Ukrainiec, ostry gość, pracował w Specnazie. Wojtek pojechał z nim do Lubonia pod Poznań, do geja, by wziąć od niego haracz, dziesięć tysięcy złotych, za to, że nie ujawnią w szpitalu, w którym pracuje, że jest homo. „Świr” kazał zawieźć Wojtka do parku, by znalazł innego pedała, ale takiego, który ma rodzinę i się ukrywa. Pojechali. W samochodzie „Waleremu” rozwiązał się język, powiedział, że zawinęli jakiegoś faceta i jest do sprzedania „krasnyj” samochód, sportowy. Wojtek zrozumiał, że porwany nie żyje. Skojarzył to podczas rozmowy z policjantami.

*
Policja wstawia na czaty gejowskie komunikat, że mężczyzna o pseudonimie „forrest” został uprowadzony i być może zamordowany, że w Poznaniu działa grupa, która dokonuje takich przestępstw, i prosi wszystkich, którzy byli szantażowani, by zgłosili się na policję. Nikt się nie zgłasza. Ale na portalach wybucha panika, pojawiają się dyskusje, aż policjanci nie nadążają z czytaniem i proszą komendanta o wsparcie, bo do każdego portalu trzeba by jednej osoby, by to śledziła, a cały wydział ma trzy.

Policja ustala też, że tajemniczy syn wuefisty to osiemnastoletni Tomasz spod Poznania. Poznał Staszka dwa lata wcześniej, jak zeznaje, gdy miał szesnaście lat. Markiewicz znał jego ojca, leczył jego babcię. Młody kontaktował się z nim bez wiedzy ojca, dzwonili do siebie, spotykali się w domu Staszka. Ostatni raz rozmawiali przez telefon w nocy, gdy Staszek zaginął.

Ojciec Tomasza, wuefista, zeznaje policji, że znał Staszka, ale nie utrzymywali stosunków homoseksualnych. Nie mówi prawdy, ale policja nie drąży sprawy.

Michalczewski: Homofobia? To dopiero chore!

Metki

Pod koniec kwietnia 2005 roku, pół roku po zaginięciu Stasia, sołtys gminy Kliny pod Poznaniem sadzi na polu ziemniaki. Wraca ciągnikiem przez las, by skrócić sobie drogę, i z traktora widzi rozgrzebaną ziemię. Zatrzymuje się, by zobaczyć, czy to świeża lisia nora. Podchodzi, widzi wystające kości i kawałek szmaty. Wraca do domu i akurat tego dnia ogląda program 997, w którym mowa jest o zaginionym biznesmenie. Niby znaleźli jego ciało, ale okazało się, że to szczątki zwierzęce. Myśli sobie, że te, które widział, to też zwierzęce.

Tydzień później do Klin przyjeżdża dzielnicowy, więc przy okazji sołtys mówi mu, że widział kości, pewnie zwierzęce, ale dzielnicowy jest ciekawy, więc idą popatrzeć. Policjantowi szczątki przypominają raczej ludzkie nogi. Następnego dnia przyjeżdża ekipa, by to sprawdzić. Kopią, widzą strzępy czarnej kurtki, kości udowe objedzone przez zwierzęta, twarz niewyraźną, przysypaną ziemią, ręce dziwnie wykręcone. Nie wiadomo nawet, czy to kobieta, czy mężczyzna.

Biegły sądowy uznaje, że ofiarą jest mężczyzna, około pięćdziesięcioletni, a śmierć nastąpiła po co najmniej dwukrotnym uderzeniu tępym narzędziem w głowę.

Gdy Michał patrzy w prosektorium na rzeczy znalezione w dole, widzi markowe, znane sobie metki. Staś. Łzy lecą Michałowi na klinicznie czystą posadzkę. Prokurator szybko jednak umarza sprawę, „bo wyczerpano możliwości dowodowe ustalenia sprawcy zabójstwa”. Gang „Świra” się nie przyznaje, odcisków palców ani innych śladów nie ma.

Wynajęty przez brata Stasia adwokat protestuje, bo uważa, że Staszka zabito z powodu porachunków w NFZ. Nie sprawdzono rozmów Markiewicza na komunikatorach internetowych, poczty mailowej, dysku z komputera, który – okazało się – był tylko w naprawie. Sąd każe sprawę prowadzić dalej – przejrzeć wiadomości na komunikatorach i zbadać ślady na apteczce samochodowej porzuconej koło samochodu.

Biegły ustala w końcu, że z twardego dysku Markiewicza nie da się odczytać danych. A z Gadu-Gadu? Trzeba było zgłosić się wcześniej, bo jak ktoś nie korzysta przez pewien czas, to przydzielają numer konta komu innemu – informuje policję operator komunikatora.

Ślad biologiczny z apteczki i włos z samochodu nie należą do Markiewicza, ale nie można porównać ich z gangiem „Świra”, bo te materiały w całości zużyto do pierwszego badania.

Policja ustala jeszcze, że w sprawie szantażu Włodka i zabójstwa Staszka jest osiemset dwadzieścia numerów z telefonów obydwu mężczyzn. Porównują. Numer, z którego szantażowano Włodka, pojawia się też w telefonie mężczyzny, który był w notatkach Staszka. Nie trafiono na trop szantażysty. Prokurator znów umarza sprawę zabójstwa Markiewicza. Akta kurzą się w archiwum prokuratury w Poznaniu.

*
Poznańscy geje, także szanowani obywatele mający żony i dzieci, przez dłuższy czas po zabójstwie Markiewicza nie pokazują się w parku Marcinkowskiego.

Kot Forrest trafia do brata Staszka. Już kilka tygodni od zaginięcia, mimo nieznanego losu Markiewicza, z drzwi jego gabinetu w NFZ znika tabliczka z jego nazwiskiem, a pomieszczenie zostaje zagospodarowane na magazyn dokumentów.

Michał przypomina sobie na pogrzebie, że podczas stypy u innego przyjaciela przed laty Staś pytał melancholijnie: „Tak ładnie grał ten skrzypek. A u mnie ktoś zagra?”.

Grzegorz Kretkowski, przyjaciel, zamyśla się, gdy pytam go, co sądzi po latach o tej sprawie. Uśmiecha się smutno:
– Paradoks. Otwarty i żyjący w zgodzie ze sobą, co było wtedy trudniejsze niż dziś, za swoją osobistą wolność zapłacił życiem.

Nikt na pogrzebie Stasia nie zagrał, tylko Michał się popłakał.

*
Tomasz Antowski, policjant, który pracował przy wyjaśnianiu sprawy, dzisiaj jest na emeryturze.
– Ta sprawa to porażka – mówi mi. – Ale mam wrażenie, że doszliśmy z nią do ściany, że więcej się nie dało. Dlaczego? Zaczęły się pojawiać nazwiska innych gejów, którzy mają żony, dzieci, są szanowanymi obywatelami Poznania. Więc… jakoś wszystko utknęło. A też nikt bojowo nie upominał się o tego Markiewicza. Czy on oprócz brata miał jakąś rodzinę? Bo normalnie to rodzina nie daje spokoju, drąży, śle odwołania…

Z tęczową flagą na ulice [rozmowa]

czytaj także

Z tęczową flagą na ulice [rozmowa]

pyta Bartosz Ślosarski

***
poznan-okladkaMarcin Kącki (ur. 1976) – reporter, redaktor „Dużego Formatu”, zajmuje się reportażem społecznym i historycznym. Zdo­bywca tytułu Dziennikarza Roku w konkursie Grand Press 2007, dwóch nagród „Watergate” przyznawa­nych przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, nagrody Grand Press w kategorii „Dziennikar­stwo śledcze” i nagrody studentów dziennikarstwa „MediaTory”. Autor książek Lepperiada, Maestro. Historia milczenia, Białystok. Biała siła, czarna pamięć, za którą był nominowany do Nagrody Literackiej Nike oraz do nagrody MediaTory, Plaża za szafą oraz powieści Fak maj lajf.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij