Kinga Dunin czyta

Polityka historyczna na Tasmanii i nie tylko

Richard Flanagan „Księga ryb Williama Goulda”, Aleksandra Zielińska „Bura i szał”, Małgorzata Czyńska „Kobiety Witkacego”, Herta Müller, „Moją ojczyzną była pestka jabłka”

Właściwie każda powieść w jakiś sposób tworzy politykę historyczną (oraz geografię). Nie ma powieści – jakkolwiek byłaby odleciana, postmodernistyczna i dziejąca się głównie w języku – bez żadnych realiów. Ich wybór i stylizacja nie są obojętne i bez znaczenia. Nawet jeśli to powieść współczesna – jutro dzisiaj stanie się wczoraj.

Richard Flanagan, Księga ryb Williama Goulda, przeł. Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Literackie 2016

Nadal odczuwam zdumienie, które ogarnęło mnie po odkryciu Księgi Ryb, świetliste niczym marmurkowe smugi, jakie rzuciły mi się w oczy tamtego dziwnego poranka, migotliwe jak niesamowite wiry, ubarwiające moje myśli i oczarowujące duszę, które tam i wtedy zaczęły otwierać mi serce, a co gorsza, życie, aby utworzyć tę nędzną, licha gmatwaninę, czyli czytaną teraz przez was opowieść.

Już pierwsze zdanie mówi jasno – jestem arcydziełem. Trochę się na to jeżę, ale przecież wiem, bo czytałam dwie poprzednie powieści tego autora . Wiem też, że nie będzie to lektura łatwa, lekka i przyjemna, na pewno nie do połknięcia w jeden wieczór (czyli warto zainwestować – starczy na długo). Tym razem to nie drobiazgowy realizm, tylko fantazja, parabola, powieść łotrzykowska.

Męczyła mnie ta powieść, ale i fascynowała. Odkładałam, a potem jednak koniecznie musiałam do niej wrócić.

Drobny oszust przypadkiem znajduje stary notes z rysunkami ryb i zapiskami więźnia z początków XIX wieku z kolonii karnej na wyspie u wybrzeży Tasmanii. Jeśli ktoś miał obraz Tasmanii jako rajskiej wyspy gdzieś na końcu świata, to już poprzednie powieści musiały rozwiać te złudzenia. Poza tym wiemy przecież, że Australia to kraj budowany przez brutalną kolonizację i więźniów. A Tasmania to miejsce, gdzie holokaust powiódł się w 100 procentach. Wszystkich jej mieszkańców albo wymordowano, albo zagłodzono, albo umarli w wyniku chorób. Garstka, która przeżyła, wymieszała się z nową populacją. Ostatnia rdzenna Tasmanka zmarła w roku 1876.

Przypuszczam, że Księga ryb została napisana dla Australijczyków jako alegoryczna rewizja własnej historii.

Szalony komendant kolonii, który próbuje zbudować tam utopijne miasto, w istocie wciela w życie karykaturalne i niedostosowane do realnych warunków marzenia Oświecenia, głównie te związane z twardą modernizacją oraz kapitalistyczną żądzą zysków. Kompleksy i wyobrażenia na temat Europy odbijają się w krzywym zwierciadle obozu. Krytyka postkolonialna ma tu czym się zająć!

Z kolei intendent w swoich raportach na użytek władzy pisze fałszywą historię wyspy, która po latach stanie się prawdą, zaś narrator, w oczywisty sposób bliski obłędu, fantazjuje, rozmawiając z trupem. Poznajemy więc nie fakty, ale narracje, obrazy i emocje – okrucieństwo, cynizm, chciwość, ducha przygody, wolę przetrwania…

Kiedy bohater niszczy swoją księgę, myśli tak: Byłem przeszłością, którą chłostano pod skrzyżowanymi belkami, ale jestem też katem, który zanurza kańczug w kuble z piaskiem, by chłosta była jeszcze boleśniejsza; byłem przeszłością, która ze zduszonym okrzykiem wpadła w zielone zapadkowe drzwi na szubienicy, lecz jestem także oprawcą uwieszonym u nóg konającego zesłańca; byłem przeszłością, którą kupiono i skuto łańcuchami, gwałconą przez łowców fok, teraz jednak sam jestem myśliwym, każącym czarnej kobiecie zjeść swoje udo i uszy.

Tak chyba wygląda prawda, którą Australia musi zaakceptować, myśląc o swojej przeszłości. I nie chodzi tu o drobiazgowo zbadaną prawdę historyczna, tylko kształt zbiorowej świadomości.

A w co w tym wszystkim robią ryby? To alegoria „nagiego życia”, które samo w sobie jest jednak wartością i nie da się jej pominąć. Człowiek jest czymś więcej niż tylko splotem okoliczności historycznych.

Może obyłabym się bez tego morału, ale jedynie on niesie jakieś pocieszenie.

***

Aleksandra Zielińska, Bura i szał, W.A.B. 2016

Proszę, Bura, weź to i powiedz, co widzisz.

Widzę, że ktoś rozlał atrament na białej planszy, ale nie widzę, w jaki sposób ma to rozwiązać moje problemy? Magiczny?

Jedyne zastrzeżenia, a może raczej niepokój, jaki mam w związku z tą książką, to to, że jest zbyt podobna do poprzedniej, chociaż dojrzalsza i lepiej skrojona. Czy autorka już zawsze będzie pisała o kobietach zaburzonych, chorych psychicznie? A zresztą niech i tak będzie, póki robi to dobrze.

Podczas szalejącej burzy wraca do domu siostra marnotrawna. Zawsze była niezrównoważona, czasem niebezpieczna, mimo to dostała się na studia i z rodzinnej wioski wyjechała do Krakowa. Nie uleczyło jej to – leki, psychoterapia, szpital psychiatryczny. Siostra i szwagier najchętniej by o niej zapomnieli, jednak pojawia się, a już następnego dnia zarzyna wszystkie kury, zostawiając ich truchła na podwórku. Thriller? To raczej schemat psychothrillera. Polega on na tym, że bohaterka (częściej występują tu bohaterki) zachowuje się jak wariatka, a w końcu okazuje się, że nie zwariowała, tylko jako jedyna znała prawdę. W innej wersji musi przejść bolesny proces przypominania sobie traumatycznych wydarzeń. Zazwyczaj towarzyszy temu atmosfera, w której rzeczywistość miesza się z fantazjami, ale nawet jeśli są to urojenia, mają one swoją przyczynę w prawdziwych wydarzeniach.

Nie wiem, czy autorka świadomie sięgnęła po tę konwencję, ale oczywiście podtrzymuje to napięcie czytelnicze. Wciąga! Nie jest to jednak powieść sensacyjna, raczej rozliczeniowa – z przeszłością, rodziną, siostrą, wsią. Z psychiatrią i terapią. To może nie jest najistotniejsze, ale ucieszyłam się, że wieś pokazana jest bez nostalgii i egzotyki. Oczywiście na wsi żyje się inaczej niż w mieście, ale to nie znaczy, że wszyscy mówią gwarą, nie znają komputerów i są jak przeniesieni z przeszłości – a to często się w polskich powieściach zdarza.

***

Małgorzata Czyńska, Kobiety Witkacego. Metafizyczny harem, Znak 2016

Nocny pociąg z Zakopanego wjeżdża na Dworzec Główny w Warszawie o godzinie szóstej rano. W drzwiach wagonu staje postawny, przystojny pięćdziesięciolatek – Stanisław Ignacy Witkiewicz, w skrócie Witkacy.

Ładnie wydane, świetne zdjęcia, kolorowe reprodukcje wspaniałych kobiecych portretów. Przedwojenna bohema w Zakopanem i Warszawie. Mnóstwo romansów. Jedna żona (chyba aseksualna, ale i tak nie miała lekko).

Czy w tych romansach chodziło o seks? Metafizykę erotyzmu i kobiece demony, do czego Witkacy dorabiał mętną filozofię?

Po lekturze doszłam do wniosku, że chodziło raczej o pewne zaburzenie osobowości. Chętnie przeczytałabym na ten temat jakąś analizę psychologiczną czy, jeszcze lepiej – psychoanalityczną. Witkacy po prostu notorycznie i szaleńczo zakochiwał się w kolejnych kobietach – i to je brało. Oczywiście był też fascynującym, przystojnym mężczyzną, absolutnie nieznośnym. Nie wiem, dlaczego, ale to także działa na kobiety. A potem umiał się przynajmniej z niektórymi z nich przyjaźnić. No cóż, może lepiej z Witkacym stracić niż z niejednym nudziarzem znaleźć.

Dziś powiedziałybyśmy, że był łatwym facetem. Prawie każda kobieta mogła go mieć.

***

Herta Müller, Moją ojczyzną była pestka jabłka. Rozmawia Angelika Krammer, przeł. Katarzyna Leszczyńska, Czarne 2016

Krajobraz dzieciństwa – czytamy w jednym z Pani esejów – odciska się na postrzeganiu wszystkich innych, późniejszych. Krajobraz dzieciństwa socjalizuje niepostrzeżenie. Wślizguje się w nas”.

Przyznaję, nie przepadam za prozą tej autorki. Tak, tak, to bardzo ważne doświadczenia w historii naszej środkowoeuropejskiej wspólnoty, ale już chyba nie mam na to siły, a jej książki nazwałabym „dręczliwymi”. Mam z tego powodu jednak drobne wyrzuty sumienia, bo to jednak noblistka i pięknie pisze. Dlatego sięgnęłam po rozmowy z nią i to mnie wciągnęło!

Zaciekawiły mnie jej opowieści o stosunku do natury wynikającym z dzieciństwa spędzonego na wsi, historia przyjaźni z Jenny, która nie interesowała się ani literaturą, ani polityką, to, co mówi o swoich kolażach… Poza tym to, co wiemy – ojciec esesman, matka zesłana na roboty do Rosji, Securitate… Dramatyczna biografia, ale opowiadana już w bezpiecznym miejscu w Europie, więc mniej boli.

Jacek-Melchior-Kochanek

**Dziennik Opinii nr 273/2016 (1473)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij