Kinga Dunin czyta

Kochasz kapitalizm? Jedź do Finlandii!

Postępowe kraje nordyckie to nie są żadne państwa opiekuńcze, tylko uczciwe państwa kapitalistyczne, które tworzą przyzwoite warunki równego startu i zdrowej konkurencji.

***

Ameryka po nordyckuAnu Partanen, Ameryka po nordycku, przeł. Aleksandra Czwojdrak, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego 2017

Bill Clinton rozsiadł się wygodnie i w zamyśleniu spoglądał znad  oprawek okularów.

To prolog tej książki. Jest rok 2010 i Clinton bierze udział w debacie na temat przyszłości Ameryki i świata po kryzysie 2008. Obok niego siedzą przedstawicie amerykańskiej elity, a on zwraca się głównie do jednej kobiety. Pyta ją o radę: co ma robić rząd, co ma robić sektor prywatny, co w ogóle powinniśmy zrobić? A ona odpowiada: „Jakie proste pytanie.” Tą kobietą była Tarja Halonen, prezydent Finlandii. Kraju podziwianego za cud w edukacji, przodującego w wielu wskaźnikach pomiaru dobrobytu i szczęścia, a więc może znającego receptę na bolączki kapitalizmu.

Nic nie wskazuje na to, by Stany Zjednoczone postanowiły z tej recepty skorzystać, ale Anu Partanen powtarza ją, odnosząc do własnego doświadczenia – Finki, która z powodów romantycznych postanowiła przenieść się do Stanów. Jest dziennikarką, a jej narzeczony nauczycielem w szkole i początkującym pisarzem – czyli ich sytuacja finansowa nie należy do najlepszych.

Wcześniej Ameryka była dla niej krajem innowacji, wielkich osiągnięć w rozmaitych dziedzinach; krajem ludzi wolnych, optymistycznych, mobilnych. Kiedy musi jednak zacząć w nim żyć na co dzień, zderza się z niezrozumiałą dla niej rzeczywistością. Ochrona zdrowia, oświata, system podatkowy – nie dość że są niesprawiedliwe i nieefektywne, to tworzą przeraźliwy labirynt, po którym poruszanie się wymaga niesłychanie dużo wysiłku, przemyślność, a i tak łatwo w nim pobłądzić. A w krajach nordyckich wszystko jest takie proste i oczywiste jak powietrze, którym się oddycha. Kiedy rodzi się dziecko, to dostaje od państwa wyprawkę, a rodzice odpowiednio długie płatne urlopy. Potem są przedszkola, szkoły, najlepsze na świecie, i ciepły posiłek dla każdego dziecka, a następnie darmowe studia. Kiedy jesteś chory, idziesz do najbliższej przychodni, a jeśli potrzebujesz leczenia szpitalnego, to znajduje się dla ciebie łóżko. Formularz podatkowy ma jedną stronę i kiedy go dostajesz, jest już wypełniony, musisz tylko sprawdzić i podpisać. Oczywiście i ten system ma swoje niedociągnięcia, ale jest powszechny – w Stanach nic nie jest tak zestandaryzowane, wciąż jesteś zmuszony do dokonywania wyborów, ale ich zakres jest poważnie ograniczony możliwościami finansowymi. Powoduje to nieustanny stres. Jak znaleźć prace, która daje odpowiedni pakiet ubezpieczenia i ile do niego dopłacić, żeby objęło żonę, a ile, żeby dzieci, który lekarz mi przysługuje, jakie dodatkowe opłaty poniosę w szpitalu, a to też zależy od szpitala. Gdzie przenieść się, żeby dziecko poszło do lepszej szkoły. Ile trzeba zaoszczędzić na jego studia. Do podatków potrzebny jest specjalista. Wszystko to sprawia, że Amerykanie żyją w nieustannym napięciu.

O tym, jak Finowie reformowali swoje szkolnictwo… i dlaczego im się to udało

Tyle zwykle sami wiemy – system amerykański, jeśli chodzi o usługi publiczne, prawa pracownicze, funkcje opiekuńcze, różni się od europejskich, a najlepsze udogodnienia znajdziemy w krajach skandynawskich. W książce Partanen możemy to zobaczyć na konkretach i przykładach z życia. I poznać więcej szczegółów, ja np. dzięki temu zrozumiałam, jak mało w gruncie rzeczy daje Obamacare. A poza tym te opisy kulturowego szoku Europejki w Ameryce bywają zabawne.

Z jakich jednak pozycji autorka przeprowadza swoją krytykę? Otóż jest ona gorącą zwolenniczką wolnego rynku, konkurencji i indywidualnej wolności. To według niej obiecują Stany Zjednoczone i wcale tej obietnicy nie spełniają, są po prostu krajem zacofanym, jeśli chodzi o rozwój nowoczesnego kapitalizmu.

Szokują ją ogromne różnice majątkowe, ale jeszcze bardziej to, jak bardzo są one dziedziczone – to przecież jakiś feudalizm, a nie równość szans! Mobilność ogranicza przywiązanie pracownika do pracodawcy przy pomocy oferowanych ubezpieczeń zdrowotnych, które traci się, kiedy prace się zmienia, a potem wszystko trzeba negocjować od nowa. I w ogóle, co to za pomysł, żeby przedsiębiorcy zajmowali się zdrowiem pracowników, oni mają prowadzić działalność gospodarcza, a od zdrowia jest państwo! Amerykańskie małżeństwa są dla niej kontraktami finansowymi (znowu te ubezpieczenia) ukierunkowanymi na nieustanne inwestowanie w dzieci i planowanie ich przyszłości, przez co dzieci zbyt długo zależne są od rodziców, a potem starzy rodzice od dzieci. Nawet pierścionek zaręczynowy z diamencikiem ją dziwi, jest zbyt materialistyczny.

Przeciwstawia temu „nordycką teorię miłości”, której symbolem jest Pippi Langstrumpf. Pippi mieszka sama, jest niezależna, ma wszystko, czego jej potrzeba do życia, a swoją przyjaźnią obdarowuje bezinteresownie. W Finlandii ludzie są ze sobą dlatego, że chcą, a nie dlatego, że muszą.  Nie ma wspólnego opodatkowania małżeństwa, zamiast zbierać na studia, zabiera się dzieci na wycieczki, a one wyprowadzają się z domu, kiedy tylko osiągną pełnoletność. Są też od początku dużo bardziej samodzielne od amerykańskich. Mogą pójść na bezpłatne studia, zamieszkać w akademiku… Ze starymi rodzicami spotykamy się, bo ich lubimy, a nie dlatego, że musimy świadczyć im usługi opiekuńcze. I w takich warunkach wreszcie można powiedzieć, że każdy jest kowalem swojego losu. Nie to, co w Ameryce. Postępowe kraje nordyckie to nie są żadne państwa opiekuńcze, tylko uczciwe państwa kapitalistyczne, które tworzą przyzwoite warunki równego startu i zdrowej konkurencji. Nikt nie jest pozbawiony szans przez urodzenie czy stan zdrowia, a jak jest, to i tak państwo się nim zajmie.

Wygląda na to, że autorka postanowiła zabić amerykański mit jego własną bronią – nasz kapitalizm jest bardzie kapitalistyczny! Jednak są rzeczy w Stanach, które jej się podobają – więcej tu niż w Finlandii entuzjazmu dla pracy, optymizmu, poczucia, że każdemu może się udać, pewności siebie, różnorodności, otwartości wobec innych ludzi, za to mniej skandynawskiego konformizmu i niechęci do wyróżniania się. No i fińskie uniwersytety są gorsze.

Drogie Współssaki! Drogie Współstworzenia!

(W tym miejscu przypomina mi się ciekawa fińska powieść – Jussi Valtonen, Nie wiedzą, co czynią. I zgryźliwe opisy miejscowego uniwersytetu, gdzie po korytarzach snują się, szurając filcowymi kapciami, odwieczni asystenci.)

***

FakapDan Lyons, Fakap, przeł. Monika Skowron, Znal 2017

Ostatnie dziesięć lat życia poświęciłem pisaniu satyry na przemysł technologiczny – najpierw powstał blog, potem powieść, a niedawno program telewizyjny. Jednak żaden wytwór mojej wyobraźni, który znalazł wyraz w tych fikcyjnych produkcjach, nie może równać się z absurdem pracy w prawdziwej firmie nowych technologii, u producenta oprogramowania zwanego HubSpotem.

Tak, ta firma – w zasadzie – sprzedaje oprogramowanie pomagające w marketingu. Programy, które rozsyłają mailowy spam, pewno wysyłają coś na Twittera, Instagram itp., śledzą tych, którzy kliknęli na reklamy, pozycjonują w sieci – w każdym razie coś w tym rodzaju, a wszystko jest w chmurze. Mają kilkanaście tysięcy klientów, głównie drobnych przedsiębiorców. W zasadzie, bo jest to najmniej istotna część tego projektu. Oprogramowanie jest słabe, w działy inżynieryjne nie inwestuje się zbyt wiele, a firma nigdy nie przyniosła zysku. Wzrastają jednak jej obroty, wchodzi na giełdę. Inwestorzy i zarząd zarabiają grube miliony. Czyli jest to po prostu bańka i instrument finansowy.

Głównym zajęciem w firmie nie jest tworzenie oprogramowania tylko sprzedawanie tego, co się ma. Czyli agresywny marketing, który jednak jest dość nieefektywny, mimo że to właśnie obiecuje się klientom – efektywny marketing. Poza promowaniem produktu równie ważnym, a może ważniejszym zadaniem jest promowanie samej firmy jak prężnej, przodującej, nowoczesnej, wyjątkowej i, czyli wartej swojej giełdowej ceny.

Dan Lyons miał pięćdziesiąt lat, był znanym i doświadczonym dziennikarzem zajmującym się nowymi technologiami, kiedy nieoczekiwanie został zwolniony z pracy w „Newsweeku”. Ma niepracującą żonę, małe dzieci, szybko więc musi znaleźć nową pracę – chociażby ze względu na ubezpieczenie zdrowotne. Dla HubSpota jest nabytkiem, który ma podnieść jego prestiż i wytwarzać kontent. I tak autor trafia do świata, którego istnienia mimo wszystko sobie nie wyobrażał. To start-up, w którym realizuje się amerykański mit Krzemowej Doliny, który w gruncie rzeczy tak podobał się Fince.

Nie bójmy się start-upów, tylko „Doliny Krzemowej nad Wisłą”

Zespół jest młody i prężny. Młody także dlatego, że co chwilę wymieniany. Z pracy można wylecieć z dnia na dzień, bez prawa do czegokolwiek. Zresztą z pracy nikt nie zostaje wyrzucony ani nie odchodzi, w korporacyjnym slangu nazywa się to ukończeniem szkoły, a byli pracownicy to absolwenci. Tym, co ma czynić pracę atrakcyjną, to jej wyjątkowość – specyficzna kultura korporacyjna, która sprawia, że twoja praca w istocie jest zabawą i jest inna niż wszystkie inne. Pomarańczowe gadżety, pufy wypchane grochem i wielkie piłki do siedzenia, pijaństwa w piątki, automaty ze słodyczami, hamaki, w których można się zdrzemnąć i gra w piłkarzyki. Nieustanne zebrania, motywacyjne przemowy, psychologiczne testy i kursy komunikacji. Lojalność wobec firmy na pierwszym miejscu. Własny slang i nowomowa, która nic nie znaczy. Pluszowy miś na zebraniach zarządu, uosabiający klienta, o którym wszyscy mają pamiętać. Oraz o tym, że „pracujemy, by świat stał się lepszy”. Nieustanny obowiązek powtarzania, że wszystko jest boskie, super i wyjątkowe. W sumie jest to skrzyżowanie jakiejś sekty z przedszkolem Montessori.

Nowa generacja rentierów. Evgeny Morozov o cyfrowym kapitalizmie, danych i smart cities [WYWIAD]

Lyons jest w tym wszystkim ciałem obcym i opisuje swoje doświadczenia jak antropolog i satyryk, więc się śmiejemy z tego egzotycznego plemienia, chociaż wygląda to raczej na koszmarny sen. A i autorowi trudno zachować dystans. Doświadcza ageizmu oraz brutalnego mobbingu. Odkrywa, że wbrew pozorom tym młodym obiecującym start-upem nie rządzi ani innowacyjność, ani szacunek dla kompetencji, a jego podstawę stanowi bardzo staroświeckie call center, gdzie za grosze ludzie wydzwaniają całymi dniami do klientów.

Czego się uczy, o ile tego wcześniej nie wiedział? Że biznes to też cyrk. Że stabilność miejsc zatrudnienia jest coraz mniejsza. Że jedni zarabiają miliony, a inni dają się wyzyskiwać za grosze oraz za zabawki i darmowe drinki, a w końcu zapłacą za to nabywcy akcji. Że wszyscy chcą wierzyć, że ich indywidualny sukces jest możliwy. Powszechna jest dyskryminacja z powodu wieku, płci i rasy – pracownicy firmy to nie tylko w przeważającej mierze młodzi, ale także biali mężczyźni. I jeszcze jedno – trzeba chronić swoje dane osobowe! Ale w końcu istnieją też fajne miejsca pracy – np. bycie scenarzystą w Hollywood, gdzie siedzisz sobie z kolegami i możecie swobodnie dowcipkować o dużych kutas i suchych cipkach. Bosko! Ulubione słówko w HubSpocie.

Jak widać, wnioski autora nie sięgają zbyt daleko, np. do Finlandii.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij