Kinga Dunin czyta

Art i hard(core)

Kobiety łatwo przegapić i pewno dlatego przegapiłam wcześniejsze powieści Hustvedt. Żałuje i z pewnością to nadrobię, bo jest niezwykłą pisarką. Jej mężem jest Paul Auster (nie przepadam), którego nie dało się przegapić. Tak to już jest. Kinga Dunin czyta „Historię moich zębów” Valerii Luiselli, „Świat w płomieniach” Siri Hustvedt, „Swing time” Zadie Smith i „Księgę nocnych kobiet” Marlona Jamesa.

Valeria Luiselli, Historia moich zębów, przeł. Tomasz Pindel, W.A.B. 2017

historia-moich-zebowJestem najlepszym licytatorem na świecie, ale nikt o tym nie wie, bo zarazem jestem człowiekiem bardzo skromnym.

Zanim o zębach – historia tej książki. Powstała ona jako projekt towarzyszący wystawie Myśliwy i fabryka. Wystawa miała miejsce w galerii Jumex, na przedmieściach Meksyku, finansowanej przez znajdującą się w tej samej dzielnicy rozlewnię soków Jumex. Tam artyści, a tu robotnicy. Artyści chcieli zastanowić się nad „mostami”, czyli drogami przejścia między galerią a szerszym kontekstem społecznym.

Czy takim pasem transmisyjnym może być literatura? Historia moich zębów odwoływała się do kubańskiego pomysłu na czytanie robotnikom w trakcie, gdy skręcali cygara. Podobno ich ulubionymi autorami byli Zola i Hugo. Druga ludowa tradycja to popularne niegdyś powieści zeszytowe. I Historia moich zębów powstała właśnie w takiej formie – powieści zeszytowej w odcinkach, którą robotnicy mieli czytać i omawiać. Znalazła się mała grupa chętnych. Autorka słuchała nagrań z ich spotkań i pisała kolejne odcinki, kierując się uwagami czytelników.

Myślę, że musiała to być naprawdę mała grupa, bo jakoś inaczej wyobrażam sobie wciągającą powieść, na której kolejne odcinki czeka się z niecierpliwością. A ta w zamierzeniu zabawna historia o samochwale prowadzącym aukcje rozmaitych przedmiotów, a przede wszystkim zębów sławnych ludzi (sam wstawił sobie zęby Marilyn Monroe), zawiera mnóstwo odniesień do filozofii i literatury. A jej kolejne rozdziały nazywają się np. Hiperbole, Alegorie, Elipsy

Powiedzmy, że jest to forma postmodernistyczna, zawierająca podwójne kodowanie – pierwsza warstwa dla zwykłych miłośników opowieści, druga – czytelników z większymi kompetencjami kulturowymi.

Czy jest mostem? I czy taki mosty między współczesną sztuką a fabryką są możliwe? Współczesna sztuka to dość elitarne pole, więc na początek można zacząć budować mosty między galeriami i tymi, którzy rzadko je odwiedzają, chociaż pewno to do nich bardziej jest w stanie przemówić ich przekaz.

Zatem powieść, dzięki której czytelnik odwiedzi kilka galerii. I – jak sądzę – będzie usatysfakcjonowany.

Dla ludzi, wdów i babsztyli

***
Siri Hustvedt, Świat w płomieniach, przeł. Jerzy Kozłowski, W.A.B. 2017

swiat-w-plomieniach„Wszelkie poczynania intelektualne i artystyczne, nawet o charakterze żartu, ironii i parodii, wypadają lepiej w umyśle tłumu, gdy ów tłum wie, że gdzieś za tym wielkim dziełem lub wielką mistyfikacją kryje się fiut z jajami”.

Ten cytat pochodzi ze wstępu redaktora, który oczywiście nie jest prawdziwym wstępem, tylko częścią powieści. To cytat z listu do elitarnego interdyscyplinarnego periodyku, który napisał niejaki Richard Brickman, cytując z kolei fragment listu, jaki sam otrzymał od Harriet Burden – wówczas mało znanej artystki wizualnej.

Mamy tu więc cytat w cytacie, a wszystko w fałszywej przedmowie. To ważne dla tej powieści, która mnoży punkty i metapunkty widzenia i opowiada o wielopiętrowej mistyfikacji. Składają się na nią wyrywki z dzienników nieżyjącej już Harriet Burden i świadectwa ludzi, którzy mają o niej coś do powiedzenia – rodziny, przyjaciół, krytyków.

Szybko przekonamy się, że Richard Brickman to pseudonim, maska Harriet Burden. Nie jedyna. Jej najważniejsze maski to trzech innych mężczyzn, bardziej realnych od Brickmana. Chodzi o trzech artystów wizualnych, których wystawy odbyły się w nowojorskich galeriach, a których autorką była w istocie Burden. Częścią tej artystycznej prowokacji były nie tylko te wystawy, ale również reakcje na nie oraz reakcja na oświadczenie Burden, że to ona naprawdę jest twórczynią.

Co kierowało Harriet? Czemu potrzebowała mężczyzn, żeby się wypowiedzieć? Sama wylicza to w punktach:

1. ogólne pragnienie zemsty na palantach, cymbałach i kretynach
2. samotność wywołana przeciągającą się bolesną izolacją intelektualną, ponieważ poruszałam się wśród zbyt wielu tytułów, o których z nikim nie mogłam porozmawiać
3. pogłębiające się wrażenie, że zawsze byłam niezrozumiana i rozpaczliwie pragnęłam, żeby mnie zauważono, naprawdę zauważono, a wszelkie moje starania spełzały na niczym.

Rozpoczynając swoją grę, Harriet była wdową, która wiele lat spędziła w cieniu męża, bogatego marszanda i zdradzającego ją biseksualisty. Choć niezwykle inteligentna, przy nim milczała, była właściwie niewidzialna. I sądziła, że dzieło podstarzałej kobiety będzie przyjęte inaczej niż młodego czy modnego artysty. Nad takim eksperymentem nie sposób jednak zachować pełnej kontroli, więc też nie wszystko poszło tak, jak bohaterka sobie zamierzyła. Nie jest to prosta przypowieść feministyczna. Przybierając męski pseudonim, współpracując z mężczyznami, którzy byli gotowi udzielić jej swoich tożsamości, uruchamiała w sobie swoją „męską część”, tak że Richard Brickman nie był tak całkiem nierealny. Zresztą szczególnie z trzecim z artystów – potem nie będzie chciał oddać jej dzieła – współpracuje szczególnie intensywnie i dochodzi między nimi do swoistej wymiany. Np. odgrywają scenki, w których zamieniają się rolami płciowymi. Mężczyźni, których używa jako masek, nie są pustymi skorupami.

W tym czasie poddaje się też długoterminowej psychoterapii i tworzy na nowo swoją życiową narrację, rozliczając się nie tylko ze swoim mężem, ale także z ojcem.

Siri Hustvedt jest naukowczynią, eseistką i pisarką. Zajmuje się literaturą, filozofią, ale także czymś takim jak neuropsychologia i neuropsychoanaliza. Przez lata pisywała o sztuce. Opisywane i recenzowane w powieści dzieła, instalacje, podobnie jak całe to artystyczne środowisko, wyglądają więc bardzo realistycznie. O ile można tak powiedzieć o współczesnej sztuce. Jej książka to także esej o patrzeniu, które współtworzy dzieło. O tym, jak moda i sława, płeć i orientacja seksualna wpływają na wartościowanie.

Tytuł, który może nie budzić zaufania, jest przywołaniem książki z roku 1666 autorstwa Margaret Cavendish, ekscentrycznej filozofki, prefeministki i prekursorki literatury naukowo-fantastycznej. Jednej z wielu zapomnianych czy niedocenionych kobiet.

Kobiety łatwo przegapić i pewno dlatego przegapiłam wcześniejsze powieści Hustvedt. Żałuje i z pewnością to nadrobię, bo jest niezwykłą pisarką. Jej mężem jest Paul Auster (nie przepadam), którego nie dało się przegapić. Tak to już jest.

Budujemy świat, którym rządzić będą kobiety

***
Zadie Smith, Swing time, przeł. Tomasz Kłoszewski, Znak 2017

Smith_Swing-TiimeTo był pierwszy dzień mojego poniżenia.

Pierwsza rzecz, która mnie zastanowiła w tej powieści, to jak można aż tak dobrze znać się na musicalach, krokach tanecznych, stepowaniu itp. Sprawdziłam – autorka interesowała się tym od dziecka, stepowała, a jako studentka zarabiała jako piosenkarka jazzowa. Dużo jest tego w tej powieści, co dla niektórych czytelniczek może być zaletą, a dla mnie niekoniecznie, bo to jakieś zupełnie obce mi klimaty.

Znajdujemy w niej także inne autobiograficzne tropy. Matka głównej bohaterki i narratorki, podobnie jak matka autorki, pochodzi z Jamajki. Bohaterka, podobnie jak Smith, wychowuje się w robotniczo-imigranckiej części Londynu. Spotkamy więc tu wszystkie znane nam z jej dotychczasowej twórczości problemy powstające na przecięciu rasy i klasy. Kwestie awansu społecznego i jego kosztów. Ciekawa jest postać matki – czarnej, aspirującej kobiety, która zaniedbuje męża i dziecko, ale mnóstwo czyta, angażuje się w ruchy lewicowe i w końcu zostaje polityczką.

Co więcej? Jest to historia trudnej i zawiłej przyjaźni bohaterki – od dziecka – z dziewczynką również mierzącą wyżej, ale dla której większą jeszcze barierą jest pochodzenie. W relacji tej przywiązanie i fascynacja mieszają się z rywalizacją i zazdrością. Ten wątek chyba najbardziej do mnie przemówił.

Główna historia dotyczy jednak pracy bohaterki dla oszałamiająco bogatej gwiazdy show biznesu. Częścią jej pracy jest zajmowanie się działalność charytatywną w Afryce (przy okazji zastanawia się nad własnymi korzeniami), w kraju rządzonym przez dyktatora, w którym rodzi się islamski fundamentalizm. Wydaje się, że jego źródła zostały całkiem dobrze pokazane. Podobnie jak przyczyny nielegalnej emigracji.

W małej wiosce gwiazda tworzy wzorcową szkołę dla dziewcząt. (A co z chłopcami? Ich szkoła upada). W dużej mierze są to jednak działania niedostosowane do potrzeb lokalnej społeczności i bez zrozumienia, jak naprawdę wygląda życia ludzie, którym usiłuje się pomóc. Ale w końcu można sobie tam kupić urocze czarne niemowlę.

Zamiast bać się imigrantów i snuć na ich temat rozmaite fantazje, może warto zajrzeć do takiej wioski?

Dunin: Klasa, rasa, płeć…

***
Marlon James, Księga nocnych kobiet, przeł. Robert Sudół, Wydawnictwo Literackie 2017

James-Ksiega-nocnych-kobietLudziom widzi się, że krew jest czerwona, ale nie ma w niej nijakiego koloru. Nie ma, jak chlusta na podłogę, co dziewczyna na niej leży i wyje, żeby z niej kurewstwo wylazło, samotne dzieciątko roku 1785.

Jamajka. Wielkie plantacje trzciny cukrowej. Handel niewolnikami. Koło 90 procent ludności to niewolnicy.

Księga nocnych kobiet to historia przygotowywanego w tajemnicy przez kilka kobiet powstania niewolników. A przede wszystkim historia Lilit, córki zgwałconej przez okrutnego nadzorce dziewczynki, która jako nastolatka morduje próbującego ją zgwałcić czarnego. Bierze udział w spisku, jest związana z białym mężczyzną i mimo wszystko trzyma swój los we własnych rękach.

Mordy, tortury, gwałty, przemoc. Biali znęcają się nad czarnymi, czarni nad innymi czarnymi, potem czarni nad białymi, a potem znowu biali… Życie niewolników toczy się w błędnym kole przemocy. Język tej powieści jest równie brutalny jak to, o czym opowiada .

Kraj wolności – czarna opowieść

To chyba dobra – literacko – powieść, napisana przez pisarza z Jamajki, autora Krótkiej historii siedmiu zabójstw. Nie przeczytałam jej dokładnie, bo jednak nie byłam w stanie znieść takiej dawki okrucieństwa. Koszmar. I nie wiem, czy należy aż tak daleko się posuwać, nawet jeśli to prawda.

W każdym razie można się zastanowić nad tym, co to znaczy pochodzić z Jamajki. Ostatnio, przy okazji traum poholacaustowych, sporo pisało się o tym, że dziedziczone są one nie tylko poprzez rodzinny przekaz, ale także na poziomie genetycznym, a może epigenetycznym. Jeśli tak, to Jamajka też musi być poważnym obciążeniem.

Gdzie jest Polska?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij