Czytaj dalej

Głupota – społeczny przywilej białych, heteroseksualnych mężczyzn

Trump wzbudza zaufanie właśnie dlatego, że nie jest wystarczająco sprytny, żeby manipulować porządkiem społecznym. Reprezentuje siłę chaosu, improwizowanego nonsensu. Ale ponieważ jest bogaty, dla wielu Amerykanów stanowi symbol tego, czego naprawdę pragną od życia. A pragną bogactwa – mówi Jack J. Halberstam, autor książki „Przedziwna sztuka porażki”, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.

Jędrzej Burszta: W Przedziwnej sztuce porażki, książce zadedykowanej „wszystkim przegranym historii”, podważasz dominujące w amerykańskiej kulturze wyobrażenie o sukcesie i sile oraz „masowo urojoną” potrzebę pozytywnego myślenia. Zamiast tego proponujesz alternatywę – queerowy gest obejmowania tego, co negatywne.

Fot. Assaf Evron / jackhalberstam.com
Jack Halberstam (urodzony jako Judith Halberstam) – amerykański kulturoznawca. Profesor Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku. Fot. Assaf Evron / jackhalberstam.com

Jack J. Halberstam: Logika sukcesu to dosyć konwencjonalny sposób myślenia. Uważam, że osoby queer powinny walczyć o prawo do życia wedle innych zasad niż te, które proponuje nam sztywna heteronormatywna wizja. Wiele z tego, co potocznie nazywamy sukcesem, rozwojem czy korzyścią, jest elementem ściśle politycznego scenariusza. Pojęcie sukcesu, podobnie jak pojęcie zdrowia, nigdy nie jest neutralne – a już z pewnością nie w społeczeństwie, w którym sukces rozumiany jest w kategoriach ekonomicznych. Staram się pokazać, że mogą istnieć alternatywne scenariusze życia queerowego, nienormatywnego, którym warto się przyjrzeć. Istnieje możliwość łączenia queerowej krytyki normatywności z antykapitalistyczną krytyką dominującego modelu sukcesu finansowego.

Z perspektywy polskiego ruchu na rzecz praw LGBT trudno nie zauważyć, że pod wieloma względami organizacje te nie odniosły zbyt wielu sukcesów w ostatnich 25 latach – przynajmniej jeśli chodzi o uzyskanie znaczących praw politycznych, przede wszystkim możliwości zawierania związków partnerskich.

To stwierdzenie jest prawdziwe jedynie wtedy, kiedy zgadzamy się mierzyć sukces ruchu queer jego zgodnością ze społeczną normą. Z tego powodu o wiele ciekawsza jest dla mnie perspektywa skupiona nie na sukcesie, ale na porażce. Większość z najbardziej interesujących mnie organizacji politycznych w Stanach Zjednoczonych nie dąży do asymilacji życia queerowego w formie małżeństw jednopłciowych czy związków partnerskich, ale zajmuje się rozwijaniem takich alternatywnych instytucji społecznych jak przyjaźń, anonimowy seks, związki seryjne zamiast monogamicznych.

Trzy lata złej zmiany – rządy PiS pod lupą LGBT

czytaj także

Trzy lata złej zmiany – rządy PiS pod lupą LGBT

Karolina Gierdal, Cecylia Jakubczak

Mamy dostęp do wielu prac naukowych analizujących alternatywne modele życia, uwzględniające rzeczywistą inność czy odmienność życia nienormatywnego. Jednocześnie w ostatnich latach większość politycznej aktywności społeczności LGBT została nakierowana na realizację scenariusza sukcesu, którym w tym wypadku jest małżeństwo. Ale to nigdy nie była jedyna trajektoria polityczna ruchów queerowych. W przypadku Polski, gdzie społeczeństwo być może nadal nie jest jeszcze gotowe na akceptację małżeństw osób tej samej płci, zamiast zostawać w tyle bez tak rozumianego sukcesu, warto może myśleć o tym, w jaki sposób alternatywny, queerowy styl życia może pomóc w krytyce heteronormatywności całego społeczeństwa.

Czyli osoby heteroseksualne mogłyby się czegoś nauczyć od osób queer?

Tak. Szczególnie dzisiaj, kiedy dość powszechne jest przeświadczenie, że małżeństwa wcale nie są trwałą instytucją. Większość ludzi nie potrafi żyć w długotrwałym związku przez całe swoje życie. A jeśli im się to udaje, to pod koniec życia niekoniecznie muszą być pozytywnie nastawieni do siebie nawzajem, ponieważ jedną z cech natury ludzkiej jest zmienność. W czasach nieustannej stymulacji ekranami smartfonów i tego, co nazywam rynkiem zabaw (marketplace of amusements), ta potrzeba zmiany, zwracania uwagi na różnice i inność, może być jeszcze wyraźniejsza niż kiedyś. Przekonanie, że w życiu emocjonalnym i intymnym powinniśmy być usatysfakcjonowani tylko jedną relacją – to po prostu nie ma sensu. Idea pozostawania w jednym związku przez 65 lat jest dla mnie co najmniej wątpliwa. Uważam, że ważnym celem dla ruchu queer powinna być refleksja nad korzyściami płynącymi z innych form bliskości niż małżeństwo.

W queerowej Przedziwnej sztuce porażki piszesz też o strategii „nietraktowania się poważnie”. W tym kontekście analizujesz m.in. filmy animowane tworzone z myślą o dzieciach.

Od dawna interesuję się figurą dziecka – ale nie dlatego, że chciałbym ją romantyzować. Jako odbiorca treści kulturowych dziecko nie jest jeszcze w pełni ukształtowane, a przez to reprezentuje rodzaj anarchistycznego załamania normatywności. Dlatego szczególnie interesują mnie filmy animowane dla dzieci. Młody odbiorca nie jest traktowany jako poważny podmiot polityczny, więc twórcy filmów mogą kierować do niego najróżniejsze narracje, nie przejmując się ich potencjalnie rewolucyjnym przesłaniem. Sama idea rewolucji często traktowana jest jako coś niepoważnego, z czego należy wyrosnąć. Rewolucja to coś, w co dorośli nie wierzą. Tymczasem ja staram się pokazać, że filmy animowane dla dzieci – w odróżnieniu od większości innych gatunków filmowych – przekazują niezwykle rewolucyjne narracje, a jednocześnie pokazują różne oblicza porażki. Bohaterowie Uciekających kurczaków, jednego z filmów, który analizuję w swojej książce, mają świadomość, że ich praca jest wyzyskiwana, i przedstawiają bardzo radykalną krytykę kapitalizmu wydobywczego, zawartą w prostym, zdawałoby się, scenariuszu. Fakt, że docelowym odbiorcą filmu jest „niepoważny” odbiorca dziecięcy, do pewnego stopnia rozbraja zagrożenie, jakim jest serwowanie tak radykalnych politycznie treści.

Duże znaczenie ma sposób, w jaki młody odbiorca przyswaja treści kulturowe.

Tak. Dzieci widzą i doświadczają inaczej niż dorośli. Jeśli na przykład przesłaniem filmu jest hasło „Bądź sobą!” albo inny wyświechtany, idiotyczny slogan, to dziecko odbiera to inaczej – ono przecież jeszcze nie jest w pełni uformowane. „Nie jest sobą”, więc jak może „być sobą”? Jego osobowość nadal się kształtuje. Dzieci doświadczają obrazu filmowego w specyficzny sposób, np. lubią w kółko oglądać ten sam film czy nawet wybrany fragment, podczas gdy dorosłych strasznie nuży powtarzalność. W pewnym sensie dzieci oglądają film w sposób fetyszystyczny: nie są aż tak mocno zainteresowane samym scenariuszem, przebiegiem akcji; śmieszą albo nudzą je zupełnie inne rzeczy niż dorosłego widza.

Inną jeszcze queerową formą oporu wobec heteronormatywności może być zapominanie.

Kiedy pisałem o queerowej strategii zapominania, próbowałem podważyć tradycję badań nad pamięcią i ideologię never forget – przekonanie, że nigdy nie powinniśmy zapominać. Oczywiście aparat państwowy często uruchamia różne formy amnezji. Mimo tego uważam, że binarne rozgraniczenie pomiędzy pamięcią i zapominaniem nie odpowiada temu, jak w rzeczywistości funkcjonuje nasza pamięć. Nietzsche pisał, że zapominanie jest równie ważną funkcją co pamiętanie. W badaniach nad traumą olbrzymia część pracy polega właśnie na zapominaniu, aktywnym niepamiętaniu o traumatycznych przeżyciach.

Społeczne i polityczne projekty dotyczące pamięci zazwyczaj podlegają ideologii konserwatywnej. W ostatnim czasie zajmujemy się usuwaniem pomników generałów Konfederacji w południowych stanach USA – niekwestionowanych symboli rasistowskiej przeszłości kraju. Ale przecież w tej akcji nie chodzi o to, żeby zapomnieć o tej przeszłości, tylko żeby nie upamiętniać tych ludzi. Kwestie związanie z przeszłością i tym, jak chcemy ją pamiętać, zawsze są o wiele bardziej złożone, niż wskazywałoby na to proste oddzielenie od siebie dwóch wymiarów: pamiętania i zapominania.

Polski rząd przeprowadza właśnie akcję „dekomunizacji” przestrzeni publicznej.

W moim odczuciu nie chodzi tu tylko o usunięcie pamięci o zbrodniach popełnionych przez reżim komunistyczny. Wydaje mi się, że ostatecznym celem jest całkowite wymazanie socjalizmu jako pewnego utopijnego projektu. W swojej książce proponuję inne spojrzenie na kwestie związane pamięcią i zapominaniem. Także w tym przypadku próbuję odejść od impasu binarnych opozycji, takich jak wygrana/niepowodzenie, wiedza/głupota, sukces/porażka, dziecko/dorosły. Przede wszystkim interesuje mnie, co się stanie, jeśli spróbujemy skomplikować obraz, rozłożyć elementy tych opozycji w duchu Derridiańskiej dekonstrukcji i ze szczególną uwagą przyjrzeć się tym z nich, które uznawane są za poniżające, nieakceptowane, symbolizujące przegraną, odstawanie, unicestwienie.

Latający Cyrk Donalda Trumpa

Kiedy Nietzsche pisze, że zapominanie jest absolutnie niezbędne do osiągnięcia szczęścia, chodzi mu o to, że ludzki umysł po prostu nie jest w stanie zachować wspomnień wszystkich rzeczy, które nam się przydarzyły w życiu. Pamięć zawsze jest selektywna. Ale to nie oznacza, że zapominanie jest porażką umysłu – przeciwnie, może nieść ze sobą wartości profilaktyczne, lecznicze, pozytywne. Skupiam się na przemyśleniu negatywnych elementów tych logicznych opozycji nie po to, żeby uczynić je pozytywnymi, ale żeby wskazać, że również one niosą ze sobą różne znaczenia i strategie, z których możemy korzystać.

W książce piszesz o głupocie jako pewnym społecznym przywileju, który akceptuje się u białych heteroseksualnych mężczyzn. Pod tym kątem analizujesz m.in. prezydenturę George’a W. Busha. Czy ten sam model odnosi się do Donalda Trumpa?

Wydaje mi się, że w krytycznym dyskursie publicznym mamy do czynienia z dwoma odmiennymi sposobami tłumaczenia sukcesu Trumpa. Pierwszy zakłada, że jest to po prostu kontynuacja istniejącego politycznego układu, który pozostaje skorumpowany w swoim rdzeniu. To dalszy ciąg polityki, w ramach której na stanowiska rządowe wybierani są bogaci biali ludzie, a nie utalentowani politycy reprezentujący interesy różnych grup obywateli. Czyli, paradoksalnie, największym problemem związanym z Trumpem nie jest sam Trump.

Miłość nie jest mięsem – LGBTQ w Rosji

Oczywiście to nikczemny człowiek, w żaden sposób nie jest przygotowany do pełnienia funkcji prezydenta, ale fakt jego zwycięstwa więcej mówi nam o dominującej logice, w którą wierzą amerykańscy wyborcy. Bycie bogatym jest jedynym wyznacznikiem sukcesu, nawet dla ubogich ludzi, dla których dostęp do jakiekolwiek formy awansu ekonomicznego został całkowicie zablokowany przez obecny system społeczno-polityczny. Z drugiej strony mówi się, że Trump jest przypomnieniem, że system ten uległ dalszemu przekształceniu. Ubiegający się o urząd nie muszą już w ogóle prezentować jakiegokolwiek stanowiska politycznego. Polityka stała się w zasadzie sferą autonomiczną od poglądów.

Nie ma już nic wstydliwego w byciu głupim – w tym, że się nie zna podstawowych faktów, nie ma wykształcenia.

To jest wierzchołek tradycji antyintelektualizmu w Stanach Zjednoczonych, w ramach której posiadanie wiedzy jest czymś podejrzanym. To właśnie brak wiedzy sprawia, że stajesz się godnym reprezentantem społeczeństwa. Amerykanie naprawdę uwielbiają tę narracją. Polityk, który ma zbyt rozległą wiedzę, jest o wiele bardziej podejrzany niż taki, który nie wie nic i nie ma wykształcenia.

Obama o małżeństwach LGBT: Ameryka może być dumna

Trump wzbudza zaufanie właśnie dlatego, że nie jest wystarczająco sprytny, żeby manipulować porządkiem społecznym. Reprezentuje siłę chaosu, improwizowanego nonsensu. Ale ponieważ jest bogaty, dla wielu Amerykanów stanowi symbol tego, czego naprawdę pragną od życia. A pragną bogactwa. Nie zależy im na etyce w polityce, na politykach walczących o takie wartości, jak równość czy sprawiedliwość – po prostu chcą pieniędzy. Dla mnie casus Trumpa w ogóle nie wiąże się z głupotą. Pokazuje coś o wiele bardziej przerażającego – triumf jedynego możliwego modelu sukcesu.

W pierwszym roku rządów Trump rzadko poruszał publicznie kwestie związane z amerykańską społecznością LGBT. Ale kiedy zabierał głos, zdawał się atakować jedną grupę – osoby transseksualne.

To czysty przypadek. W rzeczywistości nikt nie forsuje zakazu służby osób trans w armii. To był jedynie rzucony na Twitterze komentarz, a nie element jakiekolwiek przemyślanej polityki. Nie uważam, żebyśmy mieli do czynienia z jakimś szerszym spiskiem – poza tym oczywiście, że wiceprezydent Pence jest osobą o skrajnie homofobicznych i transfobicznych poglądach.

Nie oznacza to oczywiście, że nie pojawiają się nowe pomysły na to, jak ograniczać prawa osób LGBT, ale w odróżnieniu od chaotycznych deklaracji Trumpa stanowią one część szerszej agendy podejmowanej obecnie przez środowiska konserwatywne. Niedawno Sąd Najwyższy zajmował się głośną sprawą cukiernika z Kolorado, który nie chciał się zgodzić na przygotowanie tortu weselnego dla pary narzeczonych tej samej płci. Odmowa wykonania usługi warunkowana była poglądami religijnymi. Część sędziów Sądu Najwyższego chciała przyznać rację cukiernikowi, tym samym uznając, że homofobia jest poglądem chronionym przez wolność słowa. Środowiskom konserwatywnym nie chodzi więc o to, żeby zakazać małżeństw jednopłciowych, ale żeby ustawić dyskusję w nowym kontekście, jakim jest walka w obronie wolności wypowiedzi. W USA obserwujemy dziś, że prawo broniące tej wolności sprzyja konserwatystom, którzy posługują się mową nienawiści – a nie lewicującym demonstrantom, którzy organizują protesty przeciwko nienawistnym wypowiedziom. Myślę, że to część szerszego problemu mającego związek z istotą prawa. Dlatego nie powinniśmy wymagać, żeby to prawo służyło nam do naprawiania błędów historycznych. Prawo ostatecznie zawsze jest po stronie konserwatystów.

**
Jack Halberstam (urodzony jako Judith Halberstam) – amerykański kulturoznawca, bada między innymi kulturę wizualną, media, sztukę queer i subkultury. Profesor Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku. Opublikował między innymi Female Masculinity oraz Gaga Feminism. Niedawno nakłądem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka Przedziwna sztuka porażki.

Autor dziękuje organizatorkom konferencji „New Gender/Queer Archives”, która odbyła się w dniach 7-8 grudnia 2017 r. w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW, za możliwość przeprowadzenia wywiadu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij