Czytaj dalej

Czerwone goździki od Martina Luthera Kinga

Po zabójstwie prezydenta Kennedy'ego Martin Luther King, wpatrując się w ekran telewizora, powiedział rzeczowym tonem: „To samo stanie się ze mną”. Fragment książki Hamptona Sidesa „Ogar piekielny ściga mnie”, reportażowego portretu Martina Luthera Kinga i jego zabójcy.

– Dostałaś? – zapytał Martin Luther King swoją żonę, do której zadzwonił z biura. – Dostałaś kwiaty?
Była zima i King wybierał się w kolejną podróż. Coretta Scott King, jego żona od piętnastu lat, dochodziła do siebie po niedawno przebytej operacji usunięcia macicy, w której wykryto zmiany nowotworowe. King, wiedząc, że jest osłabiona i czuje się źle, postanowił zamówić kuriera z kwiatami. Ten przybył do niewielkiego dwupoziomowego domu przy Sunset 234, stojącego pośród wzgórz z czerwonej gliny w dzielnicy Atlanty Vine City, niedaleko od Alma Mater Kinga Morehouse. Dom był oszczędnie urządzony (głównie meblami odziedziczonymi po rodzicach), na ścianie wisiał portret Gandhiego.

King wysłał żonie ciemnoczerwone goździki.
– Są przepiękne… ale sztuczne – powiedziała Coretta.
Mnóstwo razy dostawała od męża kwiaty, ale zawsze żywe. Nie pogniewała się ani nie obraziła, tylko zaciekawiła.
– Dlaczego?
– Chciałem ci dać coś trwałego – odpowiedział po dłuższej chwili milczenia. – Coś, co będziesz mogła zachować na zawsze.

Coretta uznawała swojego męża za „człowieka trawionego poczuciem winy”. King miał poczucie, że nie nadaje się do roli symbolu, przedstawiciela czarnej Ameryki. „Nigdy nie uważał się za właściwego człowieka na zajmowanym przez siebie miejscu”, napisała. Często powtarzał, że jego kariera jest dla niego „zagadką”, od momentu, kiedy trafił na czołówki światowych gazet jako jeden z architektów protestu przeciwko segregacji rasowej w komunikacji miejskiej w Montgomery. W ostatnich latach działalność w ruchu praw obywatelskich całkowicie go pochłonęła, oddaliła od żony i dzieci, co podsyciło w nim wyrzuty sumienia. King był poślubiony ruchowi. „Pragnę złożyć ślubowanie – oznajmił kiedyś publiczności złożonej z członków SCLC (Southern Christian Leadership Conference – Konferencja Chrześcijańskiego Przywództwa Południa, jego organizacja obrony praw człowieka – przyp. red). – Ja, Martin Luther King, biorę sobie ciebie, bierny oporze, za żonę”.

Max Weber w czarnym getcie

Tej zimy, tuż po świętach, poprosił Corettę, by usiadła, i przyznał się jej do jednej z kilku kochanek. Chodziło o absolwentkę Fisk University w Nashville, dystyngowaną panią, która mieszkała teraz w Los Angeles i była żoną znanego murzyńskiego dentysty. Romans trwał od kilku lat i King nie obiecywał zerwania z tą kobietą. Nie powiedział Coretcie o pozostałych kobietach obecnych w jego życiu – kochankach w Louisville, Atlancie i Nowym Jorku, a także innych, z którymi sporadycznie sypiał. W kazaniach coraz częściej napomykał o swoich słabościach. „Każdy z nas ma w sobie dwóch ludzi – powiedział kiedyś do zgromadzonych w kościele wiernych. – Naszym wielkim zadaniem życiowym jest dążenie do tego, aby zawsze rządziło nami to lepsze ja”.

Coretta z pewnością była zdruzgotana, chociaż niewątpliwie od dawna coś podejrzewała. Od wielu lat oddalali się od siebie i napięcia były coraz bardziej wyczuwalne. „Ten biedak był nękany u siebie w domu – powiedział pewien członek SCLC. – Gdyby przeżył, jego małżeństwo by się rozpadło. Coretta King była wdową na długo przed śmiercią doktora Kinga”.

Romanse i eskapady Kinga były tylko jednym z wielu źródeł małżeńskich napięć. Coretty nie zadowalała rola tradycyjnej gospodyni domowej, która siedzi w domu z czwórką dzieci, podczas gdy jej mąż paraduje po światowej scenie. Rzadko miała okazję wykorzystać swoje niemałe talenty – jako piosenkarka i mówczyni – na korzyść ruchu. Nie da się ukryć, że King chciał, aby jego żona siedziała w domu. Był tradycjonalistą, a niektórzy powiedzieliby nawet, że męskim szowinistą, ale poza tym bał się o dzieci, gdyby oboje zostali zamordowani. „Martin przez całe życie miał ambiwalentny stosunek do roli kobiet – powiedziała później Coretta. – Wprawdzie uważał, że kobiety są równie inteligentne i zdolne, jak mężczyźni, że powinny zajmować najwyższe stanowiska […], ale w odniesieniu do własnej rodziny myślał zupełnie inaczej, traktował żonę jako gospodynię domową i matkę swoich dzieci. Zanim się ożenił, nie ukrywał, że od kandydatki na żonę oczekuje, żeby po ślubie siedziała w domu i na niego czekała”.

Jak większość małżeństw kłócili się o pieniądze. Kiedy się poznali na początku lat pięćdziesiątych na Uniwersytecie w Bostonie, King był trochę dandysem – mieszkał w luksusowym mieszkaniu, jeździł ładnym samochodem i elegancko się ubierał. Teraz żył prawie jak asceta. Jego pensja jako drugiego pastora w kościele baptystycznym wynosiła zaledwie sześć tysięcy dolarów rocznie, a za swoją pracę dla SCLC nie otrzymywał żadnych pieniędzy. Ku wielkiej frustracji Coretty na działalność ruchu przeznaczał prawie wszystkie dodatkowe dochody – honoraria za przemówienia, stypendia, a nawet pięćdziesiąt cztery tysiące dolarów z Nagrody Nobla.

Nie tylko Rosa Parks

czytaj także

Prawie nigdy nie wychodzili razem wieczorami i rzadko wyjeżdżali na wakacje. Przez większość małżeństwa mieszkali w małym wynajmowanym domu, nie mieli służących i jeździli jednym samochodem. Dom przy Sunset kupili dopiero niedawno i nie sposób go było nazwać luksusowym. „Absolutnie nie była to modna dzielnica – powiedział Andrew Young. – W gruncie rzeczy można ją nazwać slumsem”. Coretta złościła się na Kinga, że nie odłożył żadnej sumy na edukację dzieci. Nie spisał nawet testamentu. „Nie zostawię po sobie żadnych pieniędzy – powiedział King w swoim baptystycznym zborze. – Nie zostawię po sobie pięknych i luksusowych rzeczy. Chcę zostawić po sobie tylko zaangażowane życie”.

Kiedyś powiedział o swoich słabościach: „[…] nie dotyczą żądzy bogactwa i moja żona dobrze o tym wie. Uważa nawet, że z tym przesadzam”. Miał świadomość, że Coretta chciałaby zaznać w życiu trochę przyjemności – to również pogłębiało w nim poczucie winy.

Coretta zauważyła, że odkąd wymyślił Kampanię Biednych Ludzi, zmienił się, że jest coraz bardziej rozgorączkowany i napięty. „Mieliśmy poczucie, że los nas osaczył – napisała później. – Można było odnieść wrażenie, że Martina napędzają jakieś wielkie siły. Pracował tak, jakby to miało być jego ostatnie zadanie”.

W tych ostatnich miesiącach często wspominała, jak jej mąż zareagował na wiadomość o zamachu na prezydenta Kennedy’ego w 1963 roku. Wpatrując się w ekran telewizora, skwitował rzeczowym tonem: „To samo stanie się ze mną”. Coretta nic na to nie odparła. Nie umiała go pocieszyć. Nie powiedziała: „Nie stanie się”. Już wtedy czuła, że jej mąż ma rację. „To milczenie było przejmujące – napisała później. – Przysunęłam się do niego i ścisnęłam go za rękę”.

przeł. Tomasz Bieroń

*
ogar-piekielny-okladkaFragment książki Hamptona Sidesa Ogar piekielny ściga mnie. Zamach na Martina Luthera Kinga i wielka obława na jego zabójcę, która ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne. Pominięto przypisy.

***
Hampton Sides (ur. 1962) – amerykański historyk, dziennikarz i pisarz specjalizujący się w książkach historycznych i literaturze faktu. Absolwent Uniwersytetu Yale oraz stypendysta Instytutu Santa Fe. Autor bestsellerów Żołnierze widma. Zapomniana historia jednej z najbardziej dramatycznych akcji w czasie II wojny światowej, W królestwie lodu. Tragiczna wyprawa polarna USS Jeannette oraz Krew i burza. Historia z Dzikiego Zachodu. Publikuje m.in. w „National Geographic”, „The New Yorker”, „Esquire”. „Men’s Journal” i „The Washington Post”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij