Czytaj dalej

Bożek: W Strefie X

VanderMeer sprawia, że nie tyle zapominamy o tajemnicy, co przestajemy się jej bać i godzimy się na życie w jej ruchliwym cieniu. To wspaniałe uczucie.

Strefa X, tajemniczy i odcięty od reszty świata fragment wybrzeża gdzieś w Ameryce Północnej, miejsce akcji Unicestwienia Johna VanderMeera, od samego początku powieści przywodzi na myśl Zonę z Pikniku na skraju drogi braci Strugackich. Zarówno Strefa, ja i Zona są dzikie i niebezpieczne, pełne fizycznych i biologicznych anomalii, a przy tym obie mają w sobie magnetyzm przynależny wyłącznie pograniczom opuszczonym przez cywilizację. Obie są też obiektem zainteresowania awanturników, łowców przygód, którzy przybywają do nich, by coś odnaleźć bądź, wręcz przeciwnie, coś zgubić.

 

Jedną z tych archetypicznych stalkerek jest biolożka, narratorka Unicestwienia, uczestniczka dwunastej wyprawy badawczej do Strefy X zorganizowanej przez organizację Southern Reach. Choć sama organizacja ma w książce raczej status kafkowski, czytelniczka może domyślać się, że podstawową wartością jej kultury jest skrytość posunięta do granic paranoi. I tak uczestniczki wyprawy niemal nic o sobie nie wiedzą, nie znają nawet swoich imion, funkcjonują zaledwie jako przedstawicielki swoich specjalizacji naukowych, użyteczne dla misji i dla organizacji. Poza biolożką mamy więc przewodzącą misji psycholożkę, geodetkę i antropolożkę. Dość szybko okazuje się jednak, że w Strefie X ich kwalifikacje nie mają aż takiego znaczenia. Gdy biolożka bada fragment jednego z niecodziennych organizmów zamieszkujących strefę, nie pozostaje jej nic innego jak skapitulować: „Próbki opowiedziały mi szereg zagadkowych dowcipów z niezrozumiałymi puentami”.

 

Poza tym chociaż Unicestwienie to po części powieść science fiction, bohaterki nie mogą liczyć również na nowoczesną technologię. Zgodnie z wymaganiami Southern Reach do Strefy X nie można bowiem wnieść ani telefonów, ani komputerów, ani kamer cyfrowych. Wszystko przez straszliwy wypadek, który przydarzył się drugiej z kolei ekspedycji, o którym jednak niczego się nie dowiemy. Wiadomo natomiast, że inne zespoły badawcze też na ogół nie kończyły dobrze: członkowie trzeciej powystrzeliwali się wzajemnie, a członkowie jedenastej co prawda wrócili do domów, ale niepokojąco odmienieni i chorzy na nieuleczalnego raka. Szanse dwunastej ekspedycji również wyglądają marnie od samego początku. Kobiety trafiają bowiem na głęboki pionowy tunel – biolożka uporczywie nazywa go wieżą – zamieszkiwany przez stworzenie zapełniające jego kręte ściany ezoterycznym niebiblijnym psalmem: „Tam, gdzie spoczywają dławiące owoce, które pochodzą z ręki grzesznika, przyniosę nasiona śmierci…”. Słowa ciągną się w głąb ziemi, są żywe, żarzą się bioluminescencyjnym światłem.

 

Jeff VanderMeer to – obok Chiny Miéville’a, autora Dworca Perdido – jeden z najbardziej znanych twórców literatury z gatunku „New Weird” łączącego elementy fantastyki, horroru, noir.

 

W zredagowanej wspólnie z żoną antologii The New Weird VanderMeer pisał, że bodaj najważniejszym z wyznaczników gatunku jest „poddanie się niesamowitemu”: „dosłowna kapitulacja autora przed materiałem, bez żadnego ironicznego dystansu”. Dokładnie tak należy czytać Unicestwienie, by wynieść z niego najwięcej.

 

Nie jest to łatwe, w końcu autor z powodzeniem wykreował tajemniczy i piękny świat, który wręcz domaga się nieufności. Przewodniczką po nim jest zresztą postać, która właściwie jest szkolnym przykładem narratora niegodnego zaufania, mylącego tropy, przemilczającego najważniejsze fakty. (Jej wielkim literackim poprzednikiem jest choćby James Sheppard z Zabójstwa Rogera Ackroyda Agathy Christie). A jednak VanderMeerowi jakoś się ta sztuczka udaje, w końcu sprawia, że nie tyle zapominamy o tajemnicy, co przestajemy się jej bać i godzimy się na życie w jej ruchliwym cieniu. To wspaniałe uczucie.

 

Unicestwienie Johna VanderMeera (Wydawnictwo Otwarte, przeł. Anna Gralak, Kraków 2014) to pierwsza część Trylogii Southern Reach. Kolejna część Ujarzmienie jest już dostępna na rynku. Na sam koniec chciałbym zaś serdecznie polecić ścieżkę dźwiękową do Unicestwienia skompilowaną przez polskiego producenta muzyki tanecznej Kixnare’a. Można ją znaleźć tutaj.

 

Jeff VanderMeer, Unicestwienie, przeł. Anna Gralak, Wydawnictwo Otwarte 2014

 


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Bożek
Jakub Bożek
Publicysta, redaktor w wydawnictwie Czarne
Publicysta, redaktor inicjujący w wydawnictwie Czarne, wcześniej (do sierpnia 2017) redaktor prowadzący w Wydawnictwie Krytyki Politycznej. Absolwent Centrum Kształcenia Międzynarodowego Politechniki Łódzkiej i socjologii na Uniwersytecie Łódzkim. Redagował serwis klimatyczny KP. Otrzymał drugą nagrodę w konkursie w Koalicji Klimatycznej „Media z klimatem!”. Współtworzył Klub Krytyki Politycznej w Łodzi.
Zamknij