Film

3/45 do Gdyni

Kobiety w kinie odnoszą albo sukcesy, albo porażki. Nie ma miejsca na średnie kino kobiet.

W anglojęzycznych raportach monitorujących pozycję kobiet w kinematografii globalnego Hollywoodu cyfry fruwają przed oczami, a wyniki badań prezentują się czytelnie w formie wykresów, diagramów, rankingów. Kładą kres stereotypom, ale też rozwierają mgliste przekonania o tym, że wszyscy mają równe szanse w tej najbardziej demokratycznej z rozrywek.

W Polsce nie prowadzi się takich badań. Być może nie ma potrzeby (?). Na czele PISF-u stoi Magdalena Sroka, Europejskiej Akademii Filmowej przewodniczy Agnieszka Holland, nagrody na krajowych i międzynarodowych festiwalach zbierają Małgorzata Szumowska i Agnieszka Smoczyńska, a Kinga Dębska zdobyła serca publiczności. Jednak kiedy organizatorzy ogłosili listę filmów zakwalifikowanych w tym roku do Konkursu Głównego na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych Gdyni, w środowisku rozgorzała dyskusja. Nie znalazł się w nim żaden film wyreżyserowany przez kobietę (ani napisany przez scenarzystkę), co nie przeszkodziło dyrektorowi festiwalu polecać ten wybór jako „bardzo zróżnicowany zestaw, w którym odbija się całe bogactwo naszego kina”.

Czy winić za ten stan selekcjonerów, dyrekcję, organizatorów? Bynajmniej. Konkurs Główny festiwalu w Gdyni to meta, do której żadna kobieta w tym roku nie dotarła.

Sztuka znikania

Do Konkursu Głównego w 2016 roku zgłoszono zaledwie trzy filmy reżyserek: Dzikie róże Anny Jadowskiej, Kolekcję sukienek Marzeny Więcej i Zud Marty Minorowicz. Ten ostatni znalazł się w Konkursie Inne Spojrzenie, tam też od początku kwalifikowało się Biuro budowy pomnika Karoliny Breguły. Przepadł film Jadowskiej (Dotknij mnie, Teraz ja, Generał. Zamach na Gibraltarze, Z miłości) oraz Więcek (debiut fabularny z nagrodami w Singapurze i Dhace, inicjatywa Lubuskiej Szkoły Telewizji i Filmu). Owszem, wystarczą trzy filmy, by zebrać główne nagrody. W 2015 roku były to Body/Ciało (Złote Lwy), Córki dancingu (Najlepszy Debiut) i Moje córki, krowy (Nagroda Publiczności). Taki rok szybko się nie powtórzy, choć wkład kobiet podwoił się w stosunku do lat, kiedy reżyserki nagrodzonych filmów przychodziły na świat, z 5% w latach 70. do 10% produkcji fabularnej w ostatnich latach. W 2016 roku, choć jeszcze nie minął, już sytuacja przedstawia się lepiej, bo na 28 wyprodukowanych filmów aż 7 zrealizowały kobiety (Baba Vanga, Dzikie róże, Kochaj, Kolekcja sukienek, 7 rzeczy, których nie wiecie o facetach, #Wszystko gra, ZUD), co daje 25%. A jednak to nadal zero w Konkursie Głównym, a jedynie dwa filmy w Innym Spojrzeniu. To pierwszy taki rok od 2001. Nawet w trudnych dla polskiej kinematografii latach 90. tylko raz reżyserki nie były obecne w Konkursie Głównym (w 1997 roku). Poza tym średnio zawsze do policzenia na palcach jednej ręki, niezależnie od tego, czy konkurs obejmował wszystkie, czy wybrane fabuły.

Cofnijmy się do etapu produkcji. Głównym graczem na rynku w Polsce pozostaje Polski Instytut Sztuki Filmowej, bez którego dofinansowania produkcja filmowa nie może się obejść. Kryteria, składy komisji, wyniki poszczególnych sesji są przejrzyste. To, co możemy obejrzeć w Gdyni, jest wyborem spośród produkcji aplikujących o dofinansowanie w ostatnich latach, od stypendium scenariuszowego, przed development, po produkcję. Zacznijmy od tego, że komisje przyznające dofinansowania w dziedzinie fabuły składają się z samych mężczyzn, reżyserki zasiadają w nich w 1 osobie obok 2 lub 5 kolegów, zwykle dopiero w ostatniej fazie, czyli dofinansowania produkcji.

Na etapie przygotowania scenariusza i developmentu prace autorstwa kobiet stanowiły w 2014 i 2015 roku jedną czwartą dofinansowanych projektów – sporo.

Na etapie przygotowania scenariusza i developmentu prace autorstwa kobiet stanowiły w 2014 i 2015 roku jedną czwartą dofinansowanych projektów – sporo. W 2014 roku w grupie 24 filmów, które otrzymały dofinansowanie, znalazły się jedynie 3 filmy reżyserek (Pokot, Niewinne, Zagubieni). Za to w 2015 roku dofinansowano produkcję 9 filmów reżyserek, czyli 1/3 z 28 dofinansowanych. W 2016 roku, jak dotychczas, produkcje sygnowane przez nazwiska reżyserek stanowią już 42% ogółu dofinansowanych tytułów (Gareth Jones A. Holland, Sztuka kochania M. Sadowskiej, Biuro odbudowy pomnika K. Breguły, Nina O. Chajdas, Pomiędzy słowami U. Antoniak)! Z kolei liczba stypendiów scenariuszowych i wsparcia developmentu dla kobiet spadła do 16%. Ta sinusoida mogłaby przekładać się wprost na widzialność kobiet-filmowców w Gdyni, gdyż w kolejnych etapach projekty poddawane są eksperckiej ocenie. Nie ma takiej sytuacji, w której poza komisjami eksperckimi kobiety byłyby nieobecne pośród aplikujących w dziedzinie fabuły. A jednak po drodze gdzieś znikają. Dlaczego?

Wystarczająco dobre

Kobiety dają radę w gatunkach, czego dowodzi musical Agnieszki Glińskiej #Wszystko gra czy komedia romantyczna Kochaj Marty Plucińskiej. Co do wyzwań stricte artystycznych, tu możemy ze spokojem czekać na filmy laureatek Nagrody PISF i MSN: Anny Molskiej (2012), Katarzyny Kozyry (2013), Agnieszki Polskiej (2014), Jaśminy Wójcik (2015). W konkursach towarzyszących Konkursowi Głównemu radzą sobie doskonale. W Konkursie Młodego Kina w tym roku w Gdyni na 14 filmów aż 8 to dzieła młodych kobiet-filmowców.

Czy zapowiada to zmianę warty? Nie sądzę. Tak jak dla filmowca generalnie barierę stanowi drugi film pełnometrażowy, tak dla kobiet-filmowców właśnie przejście od krótkiego bądź średniego do pełnego metrażu, który jest największym wyzwaniem budżetowym i osiągnięciem wizerunkowym.

Przypomnę sytuację z Festiwalu Młodzi i Film w Koszalinie z ubiegłego roku, gdzie jak wyliczyła Agnieszka Wiśniewska, filmów wyreżyserowanych przez Grzegorzów było więcej niż zrobionych przez kobiety. Co istotne, kobiety nadal stanowią mniejszość w liczbie przyjętych na studia reżyserskie w Łodzi. W tym roku przyjęto 2 kobiety i 6 mężczyzn, a opuściła Szkołę jedna reżyserka i 7 kolegów. Podobnie w poprzednich latach: jedna absolwentka reżyserii w 2015 (i 5 kolegów), dwie w 2014 (i 4 kolegów). Ale do półfinału studenckich Oscarów zakwalifikowały się Lokatorki Klary Kochańskiej-Bajon! Znowu nieliczne: najlepsze lub żadne, a nie wystarczająco dobre.

Gdynia jest o tyle dobrym punktem wyjścia do tej analizy tego problemu, że to właśnie film fabularny odbija najsilniejsze tendencje swoich czasów. W moim odczuciu wyjaśnienie leży po środku, w centrum uwagi, w głównym nurcie polskiego kina, w gatunku, który pochłania najwięcej pieniędzy, zbiera największą publiczność, najmocniej angażuje opinię publiczną, stawia twórcę w świetle reflektorów i odzwierciedla konsensus co do tego, jak jest poza kinem – w pełnometrażowym realistycznym filmie fabularnym. Tu w większym stopniu niż w innych konkursach gra toczy się o główną stawkę.

Stawiam tezę, że w polu festiwalu idzie też o dominację (męskiego) kontekstu – jak w całej kulturze – a nie tylko główną nagrodę. Aby o tym, jak jest, opowiadali nam mężczyźni. Najlepiej w grupie. I to wyjaśnia, dlaczego kobiety odnoszą albo sukcesy, albo porażki.

Dzieła kobiet-filmowców nie mogą być średnie – muszą być bardzo dobre, żeby przebić sufit z celuloidu albo wydadzą się dużo gorsze w swej przeciętności od prac mężczyzn. Kobiety-filmowcy przeczuwają, jak wyśrubowane są te kryteria. Powtarzają, że muszą być zdolniejsze od kolegów, bardziej zdeterminowane, że po jednej porażce nie będzie dla nich drugiej szansy. To wiemy. Dzieła nie powstają jednak w próżni. Idzie o przestrzeń, w której można by prezentować także prace porównywalne z pracami innych, a nie tylko arcydzieła tej klasy co Body/Ciało, bomby w stylu Córek dancingu czy pewne hity jak Moje córki, krowy. Kiedy już wiemy, że potrafią być najoryginalniejsze na styku sztuki i kina, błyskotliwe na poziomie krótkiego metrażu, sprawne w gatunkach, że bywają mistrzowskie w głównym konkursie, chciałoby się jeszcze, by okazały się wystarczająco dobre, by towarzyszyć swym kolegom w głównym konkursie, one ze swoimi średnio udanymi filmami razem z ich nie do końca spełnionymi dziełami.

Nie wiem, czy Kolekcja sukienek zasługuje na pierwszą szansę. Ale z pewnością Anna Jadowska zasługuje na „widzenie” w tym miejscu, z uwagi na filmy, które stanowiły jedne z najoryginalniejszych propozycji ostatnich lat. Nie ma w polskim kinie w ogóle tematu emigracji zarobkowej kobiet i mężczyzn, matek i ojców, mężów i żon w okresie reprodukcji i aktywności zawodowej, chociaż tyle Polek i Polaków regularnie jeździ lub na stałe wyjechało do pracy za granicę. Jej Dzikie róże są właśnie o tym. Propozycja scenariusza filmu Agnieszki Trzos ukazującego przemoc ekonomiczną wobec żony ze strony męża z klasy średniej i jej próbę ucieczki do Wielkiej Brytanii przepadła w pierwszym czytaniu. Czy jest bardziej palący temat dla kina głównego nurtu niż eurosieroty i związki wystawione na próbę Skype’a? Nie żyjemy jeszcze na planecie singli czy sług bożych.

Przecież producentki, dyrektorki, selekcjonerki

Michał Oleszczyk, dyrektor artystyczny festiwalu, zalecił komentującym jego wpis na FB szersze spojrzenie, które oprócz znakomitych ról aktorek uwzględniłoby fakt, że znaczącą liczbę filmów z Konkursu Głównego wyprodukowały kobiety. Rzeczywiście, Czerwony pająk to produkcja Agnieszki Kurzydło, Fale Ewy Jastrzębskiej i Jestem mordercą Renaty Czarnkowskiej-Listoś i Marii Gołoś, Kamper Natalii Grzegorzek, produkcją Królewicza olch kierowały Agata Szymańska i Magdalena Kamińska, za Zjednoczone stany miłości odpowiadała Agnieszka Drewno, a za Ostatnią rodzinę Aneta Hickinbotham. Imponujące. Aczkolwiek zgodzimy się chyba, że w naszej kulturze filmowej nadal największym prestiżem cieszy się zawód reżysera, to jego nazwisko utożsamiane jest z sukcesem filmu, a kinematografia producencka to co najwyżej pieśń przyszłości.

Za producentkami i kierowniczkami produkcji stoi tradycja całych rzesz kobiet, które uwijały się w na różnych szczeblach administracji państwowego producenta w poprzedniej epoce. Ale z czego wynika przewaga kobiet na studiach producenckich i w zawodzie w nowych warunkach ustrojowych? Ceni się ich predyspozycje do podejmowania kilku zadań naraz, komunikatywność, skuteczność i pracowitość. Nie liczą się już tak bardzo, jak niegdyś, kontakty towarzyskie i wpływy w branży, ale umiejętność skorzystania z niekonwencjonalnych źródeł finansowania i orientacja na rynku europejskim. Z obserwacji kandydatek na produkcję w Szkole Filmowej w Łodzi wnioskuję, że większość z nich ma jednak aspiracje artystyczne, nie menadżerskie, ale woli zorientować się najpierw we wszystkich etapach produkcji. Nie mają śmiałości przyznać, że chciałyby tworzyć. Raczej wspierać. Organizować. W ogóle być.

Oleszczyk zwraca też uwagę, że kobiety przewodniczą i zasiadają w Komitecie Organizacyjnym Festiwalu Filmowego w Gdyni (rzeczywiście, w liczbie 3 na 10 członków), w radzie programowej (podliczmy: 12 kobiet na 52 osoby) oraz w zespole selekcyjnym (w tym roku 2 selekcjonerki, Katarzyna Klimkiewicz i Kinga Dębska w 5-osobowym zespole). Jako ciekawostkę przypomina się, że w 2015 roku, kiedy zespół był całkowicie męski, w konkursie głównym kobiety stanowiły jedną czwartą i zgarnęły najważniejsze nagrody. Cóż, nasuwa mi się tu też inny komentarz. Kobiet kwalifikujących się do zespołu jest tak niewiele, że być może niemożliwe byłoby obsadzenie nimi i zespołu, i konkursu głównego. Katarzyna Klimkiewicz, reżyserka (Hanoi-Warszawa, Zaślepiona), członkini zespołu selekcyjnego, poproszona przeze mnie o komentarz do tegorocznej selekcji, powiedziała:

„Jako selekcjonerka nie chcę wspierać kobiet tylko dlatego, że są kobietami. Wybieramy najlepsze filmy i dobieramy do nich te, które zasługują na pokazanie w konkursie głównym. Raczej mam dylemat, czy pokazać niezbyt udane dzieło debiutanta czy uznanego reżysera, a nie czy kobiety, czy mężczyzny. O ileKolekcja sukienek, mimo dobrych intencji, od razu wydała mi się filmem niedopracowanym, o tyle dziś żałuję, że bardziej nie broniłam Dzikich róż Anny Jadowskiej – filmu cichego i spokojnego, być może dlatego nie wystarczyło mi na niego energii? A może sama uległam przeświadczeniu, że należy się liczyć bardziej z mężczyznami i obawie, że zostanie mi przypięta łatka reżyserki walczącej o kobiety dla zasady? To nie jest tylko problem kina, w naszej kulturze od podstawówki uczymy się braku zaufania do kobiet. Nie uczymy się krytycznego myślenia pod tym kątem, czy dajemy wszystkim równe szanse. Zaś ostateczny program festiwalu to efekt bardzo wielu czynników, przede wszystkim tego, że filmów kobiet jest tak mało”.

Wiemy, że kobiety wybrane do decydujących gremiów, a zwłaszcza na wysokich stanowiskach, starają się zachowywać jak najdalszy obiektywizm, być poza wszelkim genderowym podejrzeniem. Agnieszka Odorowicz, w rozmowie z Anną Serdiukow, komentując sukcesy producentek, stwierdziła: „Irytuje mnie pewien sposób myślenia, na jaki – zdarzało się, niestety – pozwalali sobie czasami mężczyźni producenci: «Tak dobrze jej idzie, dostaje dofinansowanie, bo dogaduje się z Odorowicz. Typowe, jak to między kobietami»” (Anna Serdiukow, Zawód producentka, „Kino” 2014, nr 3) . Znamienne, że Magdalena Sroka, tuż po objęciu stanowiska Dyrektora PISF, zdeklarowała, że będzie „ślepa na płeć”.

Chciałabym wierzyć, że nie znalazłam się „na produkcji” w Łodzi przypadkiem. Tak jak w globalnym Hollywood działania na rzecz wyrównania szans podjęły aktorki, tak w Polsce inicjatywa wyszła ze strony producentek. Studentki chcą pisać prace dyplomowe o swoich starszych koleżankach, czerpać z ich doświadczeń i zyskać samoświadomość w swoim zawodzie. Mieć oko także na kobiety w innych zawodach filmowych, bo w końcu to producent podpisuje z nimi umowę, ustala wynagrodzenie. Być może pomaga im w tym właśnie „kobiecy kontekst” w tej sferze. Na panelu o kobietach-filmowcach na tegorocznej Script Fieście usłyszałyśmy od starszego pana spośród publiczności: „Hello, sisters! Kino to nie jest zabawa dla dziewczynek”. Siedząca w jego pobliżu dziewczyna ze spokojem odpowiedziała: „To może niefortunnie sformułowane, ale zgadzam się z panem. Kino jest dla dojrzałych kobiet i my też chcemy się w nie bawić”. Po panelu podeszła do mnie młoda producentka, Magdalena Puzmujźniak z propozycją, od której zaszumiało mi w głowie. Wiadomość dnia jest następująca: Międzynarodowy Festiwal Filmowy Full Spectrum, upowszechniający równość w świecie filmowym i promujący talenty kobiet, ma ruszyć we wrześniu 2017 roku w Poznaniu.

***

Monika Talarczyk-Gubałahistoryczka kina, badaczka kina kobiet, krytyczka filmowa, prof. PWSFTviT na Wydziale Organizacji Sztuki Filmowej. Autorka książek:Wszystko o Ewie. Filmy Barbary Sass a kino kobiet w drugiej połowie XX wieku (Szczecin 2013),Biały mazur. Kino kobiet w polskiej kinematografii (Poznań 2013), Wanda Jakubowska. Od nowa (Warszawa 2015). Laureatka Nagrody PISF dla najlepszej książki filmowej (2014), dwukrotnie nominowana do Nagrody im. Bolesława Michałka (2014, 2016). Członkini Stowarzyszenia Kobiet Filmowców.

***

Komentarz Kingi Dębskiej, drugiej, obok Katarzyny Klimkiewicz, z kobiet w zespole selekcyjnym Festiwalu Filmowego w Gdyni:

Chciałabym się wypowiedzieć, mimo to, że nie poproszono mnie o komentarz. Podobnie jak Kasia Klimkiewicz bardzo żałuję i uważam, że film Anny Jadowskiej Dzikie róże powinien znaleźć się w konkursie. Ten film jest dobry, choćby ze względu na świetną kreacją Marty Nieradkiewicz i ja za nim głosowałam. Niestety nasz komitet selekcyjny był tylko pierwszym etapem selekcji. Myśmy zarekomendowali film Dzikie róże, ale w kolejnych etapach uznano, że film się nie nadaje. Ja się z tym nie zgadzam i życzę Ani Jadowskiej dalszych wielkich sukcesów. Wiem z doświadczenia, że nam kobietom jest trudniej, ale nie możemy się poddawać.

Wydawnictwo-Krytyki-Politycznej-Promocja-Wakacyjna

**Dziennik Opinii nr 202/2016 (1402)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Monika Talarczyk
Monika Talarczyk
Historyczka kina, badaczka kina kobiet
Dr hab., prof. PWSFTviT w Łodzi, historyczka kina, badaczka kina kobiet. Autorka książek: „PRL się śmieje! Polska komedia filmowa 1945-1989” (2007), „Wszystko o Ewie. Filmy Barbary Sass a kino kobiet w drugiej połowie XX wieku” (2013), „Biały mazur. Kino kobiet w polskiej kinematografii” (2013, Nagroda PISF), „Wanda Jakubowska. Od nowa” (2015). Członkini Stowarzyszenia Kobiet Filmowców i współpracowniczka Krytyki Politycznej.
Zamknij