Kraj

Zaród: Pułapki potencjału

Problemów w polskiej nauce jest dużo więcej niż możliwości politycznych i finansowych. Co mogłaby zrobić prof. Lena Kolarska-Bobińska?

Zmiana na stanowisku ministra nauki i szkolnictwa wyższego powinna budzić optymizm. Prof. Barbara Kudrycka wywodziła się ze środowiska uczelni prywatnych, co było przyczyną konfliktów z uczelniami państwowymi. Nominacja dla prof. Leny Kolarskiej-Bobińskiej może oznaczać zwrot w stronę szkolnictwa publicznego. Zamiast logiki prawniczki administracyjnej mamy otrzymać wyobraźnię socjolożki. Niestety nie umiem wykrzesać z siebie optymizmu.

Tniemy

Najważniejszą tego przyczyną jest długofalowa strategia finansowania nauki ze środków Unii Europejskiej. Barbara Kudrycka, zanim zdecydowała się na rezygnację, zadbała o to, żeby w latach 2014-2020 większość środków było przeznaczanych na naukę mającą bezpośredni skutek biznesowy. W tym samym duchu utrzymywana jest proporcja finansowania między Narodowym Centrum Nauki (badania podstawowe) a Narodowym Centrum Badań i Rozwoju (badania stosowane). Przykładowo przez dwa lata (2011 i 2012) na badania podstawowe przeznaczono 1,53 mld zł, kiedy tylko w samym 2012 roku badania stosowane pochłonęły 3,74 mld zł.

W tym samym czasie dotacje statutowe (czyli na utrzymanie infrastruktury) i dydaktyczne dla uczelni publicznych są stopniowo redukowane. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego chwali się wzrostem wydatków na naukę (pochodzącym głównie z „końcówek” dotacji UE, bo poprzednia transza finansowania kończyła się właśnie w 2012), skrzętnie ukrywając cięcia w obu dotacjach.
Uczelnie publiczne nie są oczywiście bez winy. Obrośnięte siecią interesów, sparaliżowane niemocą dyplomacji akademickiej i zmagające się z niżem demograficznym, nie zawsze potrafią odnaleźć się w rzeczywistości grantowej równie sprawnie co sektor prywatny.

Niestety – aby uczelnie publiczne mogły stanowić równorzędnych partnerów dla biznesu, muszą najpierw rozwiązać problemy wewnętrzne, na przykład korupcję. Kudrycka zrezygnowała z prób naprawy „bagna akademickiego” i po prostu przekierowała środki do podmiotów prywatnych. W efekcie coraz bardziej widoczny staje się paradoks: publiczne ośrodki mają aparaturę i kontakty naukowe, sektor prywatny zaś ma sprawniejszą administrację grantową i coraz mniejsze ograniczenia formalne.

Receptą na problemy sektora publicznego według Kudryckiej była więc głodówka, oparta na stopniowych cięciach dotacji podstawowych.

Nawet studia zamawiane – flagowy projekt minister Kudryckiej – budzą wątpliwości. Co z tego, że płacimy części młodzieży za studia ścisłe, skoro program nauczania matematyki i fizyki w edukacji powszechnej jest stopniowo ograniczany? Sytuację dostrzegli rektorzy uczelni technicznych i pojawiły się postulaty dodatkowego semestru studiów inżynierskich (w połączeniu z dodatkowymi kursami matematyki i fizyki na tzw. roku zerowym). Brak koordynacji działań między edukacją powszechną a wyższą wciąż pozostaje problemem.

Cięcia w dotacjach dydaktycznej i statutowej odbiły się również na sytuacji uczelni technicznych, tak faworyzowanych przez Kudrycką. Nawet najlepsze z nich mają problem z domknięciem budżetu w 2013 roku.

Osobny problem to marna sytuacja najmłodszych badaczy i badaczek. Prof. Kudrycka lubiła chwalić się grantami dla młodych naukowców, zapominając, że zmniejszanie dotacji dydaktycznej nie pozostaje również bez wpływu na sytuację osób rozpoczynających karierę naukową. Efekty widać w makroskali – średni czas realizacji doktoratu rośnie (bo badania wymagają czasu, którego nie ma, jeśli trzeba łatać budżet chałturami), coraz więcej osób decyduje się też na rezygnację z rozpoczętej kariery naukowej.

Uczelnie wyższe wciąż traktują doktorantów jako źródło dotacji ministerialnej i tanią siłę roboczą. Przykładowo: 16 spośród 24 osób przyjętych w 2013 na studia doktoranckie w Instytucie Socjologii UW (skąd wywodzi się nowa ministra) najbliższy rok spędzi pracując naukowo bez wynagrodzenia.

Cudze błędy

Wspólnym mianownikiem wszystkich tych problemów jest nastawienie na szybkie i bezpośrednie rezultaty. W efekcie, pomimo wzrostu finansowania w ostatnich latach, Polska wciąż znajduje się w ostatniej lidze nauki europejskiej. Tymczasem nawet kraje z „wzorcowymi” systemami grantowymi („stara UE” lub USA) zaczynają dostrzegać ograniczenia systemu opartego na finansowaniu krótkoterminowym. Mariana Mazzucato, brytyjska ekonomistka specjalizująca się w ekonomii rozwoju, pokazała, jak środki publiczne przyczyniły się do powstania fenomenu Doliny Krzemowej. Począwszy od rządowych programów edukacyjnych (na jednych z takich zajęć spotkali się twórcy Apple), po nietypowe i nieschematyczne badania naukowe finansowane m.in. przez wojsko i departament energetyki USA.

Nauka zachodnia już od dawna wie, jak używać badań społecznych i humanistycznych do wzmacniania potencjału naukowego kraju (w roli bezpiecznika lub katalizatora nowych odkryć). W Polsce badania między różnymi dziedzinami pozostają w domenie teorii. Przykładowo w ostatnim rozdaniu w NCN granty na teologię były większe niż granty związane z badaniami nauki i techniki (Science and Technology Studies). W Polsce badania empiryczne socjologii nauki i techniki stanowią raczej niszę niż normalną praktykę.

Wymuszona konieczność współpracy z biznesem skutkuje też coraz mniejszą pulą wiarygodnych ekspertów publicznych. W efekcie pojawiają się w USA postulaty „korpusu cywilnego naukowców”, którzy w zamian za dożywotne zrzeczenie się dodatkowych dochodów od sektora biznesowego otrzymywaliby dodatkowe środki publiczne w zamian za pełnienie roli ekspertów publicznych.

W Polsce „obrotowe drzwi” między biznesem a nauką wciąż są postrzegane jako ideał, a nie potencjalne zagrożenie. Tylko skąd brać na przykład wiarygodne ekspertyzy geologiczne lub górnicze, skoro chcemy, aby firmy opłacały pracownie studenckie i możliwie dużo badań naukowych? Nie jest to hipotetyczny problem, co pokazały badania socjologiczne Janusza Muchy przeprowadzone na kadrach AGH.

Strategie finansowania MNiSW nie biorą pod uwagę tego problemu – goniąc „naukowe centrum”, nie widzimy, jak zmienia ono swoje strategie, opierając się na wzorcach historycznych i bieżących analizach. Wszyscy szukają patentów i wdrożeń, zapominając o tworzeniu „tkanki społecznej”, na której wyrasta twórczość. Przykładem mogą być nowoczesne sale laboratoryjne zamknięte po godzinach dla młodych pasjonatów z obawy o zbyt wysokie koszty prądu i ochrony. 

Rozwiązania

Wachlarz możliwości nowej ministry jest ograniczony. Długofalowe perspektywy finansowania są już przygotowane, próba ingerencji mogłaby oznaczać opóźnienia w „dojeniu Unii”. Prawdopodobnie więc nowa kandydatka będzie zmuszona firmować stare pomysły.

Nie ma też dobrych ekspertyz podsumowujących efekty funduszy UE na cele badawcze w skali całego kraju i pojedynczych regionów. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, chociaż ma budżet większy niż NCN, publikuje mniej kompletne raporty (podobnie jak np. Państwowa Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości). Nie wiemy, jakie narzędzia działały, a jakie nie. W MEN znana jest przynajmniej ocena NIK (miażdżąca), w MNiSW nie mamy nawet tego. Strategia rozwoju nauki (za którą zapłaciliśmy firmie konsultingowej ok. 1 mln złotych) nie doczekała się „raportu zamknięcia”. Znamy tylko cząstkowe raporty związane z kierunkami zamawianymi i bezlitosny wyrok Eurostatu, plasujący naukę polską obok łotewskiej, rumuńskiej i bułgarskiej (chociaż każdy z tych krajów ma mniejsze PKB w przeliczeniu na liczbę ludności). Fundusze krótkoterminowe (z wpływów publicznych) będą prawdopodobnie coraz bardziej ograniczane, pod dyktando nowego ministra finansów. 

Dla jasności powtórzę jeszcze raz: współpraca nauki z przemysłem nie jest niczym złym tak długo, jak nauka zachowuje swoją niezależność. Część zysków z nowych wdrożeń powinna wracać do budżetu państwa.

Jak widać, problemów jest dużo więcej niż możliwości politycznych i finansowych. Mając do dyspozycji skromne środki administracyjne i finansowe, można by spróbować:

  • Zrobić pełny i rzetelny raport zamknięcia perspektywy finansowania 2007-2013. W cyklu konsultacji społecznych (korzystając z dobrych praktyk, np. komisji akredytacyjnej) wybrać przykłady wzorcowych działań i wypracować mechanizmy ich rozpowszechniania.
  • Stworzyć system wsparcia dla osób aplikujących o granty na szczeblu unijnym (wzorcowe granty do Europejskiej Rady Badań Naukowych).
  • Uruchomić mechanizmy ciągłego finansowania mikrograntów przeznaczonych do testowania wstępnych hipotez (zanim pochłoną one większe pieniądze).
  • Dofinansowanie administracji i kadr recenzenckich agencji grantowych powinno wyeliminować część patologii (urealni to też możliwość pozyskania recenzentów zagranicznych, co obecnie pozostaje w sferze fikcji z powodu niskich stawek). Być może dzięki temu uda się uniknąć części błędów we współpracy z biznesem.
  • Ograniczyć fundusze na inwestycje w infrastrukturę. 
  • Uruchomić publiczny program kursów internetowych wzorowany na programach francuskim lub chińskim. Podciągnęłoby to dydaktykę w słabszych jednostkach i wzmocniłoby kształcenie ustawiczne.
  • Wypracować nowe ścieżki współpracy między szkolnictwem powszechnym a wyższym, w szczególności w obszarze szkolnictwa praktycznego. Najzdolniejsi absolwenci i absolwentki techników powinni mieć specjalne stypendia na kierunkach zamawianych – politechniki zawsze potrzebowały praktyków!
  • Być może udałoby się część wydatków na zbrojenia (ok. 100 mld złotych planowanych w ciągu najbliższej dekady) przeznaczyć na stworzenie polskiej agencji zaawansowanych technologii obronnych. Polskie zespoły badawcze z sukcesem brały udział w konkursach amerykańskiej agencji tego typu – może najwyższa pora pomyśleć nad tym, jak ich know-how zatrzymać w Polsce. 
  • Kryzys nauki polskiej doprowadził do powstania ruchów społecznych (podobnie jak w przypadku kultury) i struktur nieformalnych. Potęga nauki zachodniej wzięła się również z umiejętności wychwytywania wiedzy pasjonatów, hakerów i majsterkowiczów. Potrzebujemy następczyń Adama Słodowego i Jana Czochralskiego równie bardzo, co następców Marii Curie-Skłodowskiej lub Marii Janion.
  • Nie marnujmy sił na jałową debatę o habilitacji. Opór środowiska jest zbyt duży, a czasu na reformy jest zbyt mało. Lepiej szukać partnerów – korzystając z faktu, że nowa kandydatka wywodzi się z tego samego sektora.

Czytaj także:

Edwin Bendyk: Rząd ten sam, ale nie taki sam

Artur Wieczorek: Korolec może odejść

Piotr Kuczyński o nowym ministrze finansów: Jedna wielka niewiadoma

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marcin Zaród
Marcin Zaród
Fizyk, socjolog
Doktor inżynier, wykładowca socjologii na Uniwersytecie SWPS w Warszawie. Specjalizuje się w badaniach socjologii nauki i techniki. Z pierwszego wykształcenia fizyk i inżynier OZE. Członek partii Razem.
Zamknij