Kraj

Wujec: Są jeszcze sądy w Poznaniu

Skoro Pinior został zatrzymany i grozi mu areszt, uznałem za obowiązek, że jadę złożyć poręczenie.

Michał Sutowski: Spodziewał się Pan, że w 2016 roku spędzi pół dnia na korytarzu sądu, wspierając zatrzymanego kolegę z opozycji?

Henryk Wujec: Takiego napięcia nie oczekiwaliśmy. Jednak skoro Pinior został zatrzymany i grozi mu areszt, uznałem za obowiązek, że jadę złożyć poręczenie. Skądinąd w jego wypadku areszt był absurdem – nie mówię o samych zarzutach, bo nie mnie, lecz sądowi wypadnie je ocenić – ale zastosowaniu tego akurat środka zapobiegawczego. Nie tylko dlatego, że kwota, o którą chodzi, brzmi niepoważnie w kontekście całej biografii Piniora, ale przede wszystkim o to, że sprawa toczy się od ponad roku, wszystkie materiały są ponoć zgromadzone, świadkowie przesłuchani… Mimo to adwokat poprosił nas o poręczenie.

Po to pojechaliście do Poznania?

Poręczenie można dziś złożyć elektronicznie – tzn. poświadczyć, że oskarżony na pewno stawi się na rozprawy – ale ze względu na fakt, że sąd może chcieć przesłuchać osobiście poręczycieli, musieliśmy rzucić wszystko i udać się na rozprawę. W pociągu spotkałem Karola Modzelewskiego, no i pojechaliśmy…

Przesłuchiwano was?

Nie, cała rozprawa odbywała się w trybie niejawnym, w osobnym pokoju, a wszyscy przybyli czekali na korytarzu. Do tego okazało się, że sprawa wcale nie jest prosta, bo wraz z wnioskiem o areszt dla podejrzanych prokuratura dostarczyła sądowi stos dokumentów.

Czyli dużo dowodów?

Nie bardzo, bo to były dokumenty zupełnie nieuporządkowane, w ilości praktycznie uniemożliwiającej zapoznanie się z nimi w krótkim czasie – nie tylko obronie, która musi je znać, żeby móc się odnieść do wagi zarzutów, ale przede wszystkim sądowi.

Prokuratura była wyraźnie nieprzygotowana, co wydaje się bardzo dziwne w kontekście zapewnień o tym, że śledztwo rozpoczęło się jeszcze przed rządami PiS.

Skąd ta nerwowa atmosfera w sądzie? W pewnym momencie pojawiła się tam policja…

Faktycznie, wszystko się przedłużało, nie mogliśmy Piniora zobaczyć, bo był za zamkniętymi drzwiami i w końcu ludzie na korytarzu zaczęli skandować „Józek, jesteśmy z tobą!”. Policja – bardzo grzecznie, co trzeba przyznać – w pewnym momencie poprosiła nas o opuszczenie budynku sądu, między innymi ze względu na godziny jego pracy: sąd zamyka się o 16, choć rozprawa trwała do 23. Powiedzieliśmy jednak, że jesteśmy tu po to, by złożyć poręcznie. Uwzględnili to i zostaliśmy na miejscu, razem z dość liczną prasą.

My, to znaczy?

Danusia Kuroń, Karol Modzelewski, ja i jeszcze Janusz Pałubicki. Trwało to wszystko strasznie długo, także dlatego, że było trzech podejrzanych – obok Józka, także jego asystent i jeden biznesmen. Każda sprawa była rozpatrywana oddzielnie i było ryzyko, że nie skończy się w przepisowym terminie 24 godzin. Byliśmy pełni obaw, bo sprawa zaczęła wyglądać bardzo poważnie i jeśliby zapadły w tej sprawie jakieś polityczne decyzje, trudno było ocenić, jak to się skończy. Pierwszym sygnałem, że powinno być jednak dobrze, było rozstrzygnięcie w sprawie pierwszego podejrzanego – jego adwokat oświadczył, że sąd uznał materiał dowodowy za niewystarczający.

To napięcie trwało jednak do samego końca?

Tak, dopiero kiedy Józek wyszedł z sali, powitany zresztą bardzo gorąco, jakoś odetchnęliśmy.. On sam w pierwszych słowach po wyjściu powiedział: „Są jeszcze sądy w Rzeczpospolitej i są w Poznaniu”. I faktycznie, sąd pod niesłychaną presją okazał się niezawisły, a orzeczenie wydał po starannym zbadaniu tego, co właściwie prokuratura miała do dyspozycji. Stwierdził, że materiały nie świadczą o dużym prawdopodobieństwie popełnienia przestępstwa korupcji i płatnej protekcji, a do tego, że nie ma obaw co do utrudniania śledztwa, bo i materiały – nagrania i zeznania – są już zabezpieczone w aktach. Do tego sama osoba oskarżonego nie wskazuje na to, że mógłby coś utrudniać, wreszcie, że nawet w razie udowodnienia winy realnie możliwa kara nie byłaby bardzo wysoka.

Ma Pan poczucie sukcesu? Że ta okazana Piniorowi solidarność przyniosła efekt?

Na pewno czuliśmy dużą radość, że tak to się skończyło. Sam Józef Pinior mówił, że w ostatnich dniach czuje się jak w powieści Kafki, bo musi udowadniać, że nie jest wielbłądem… Sąd na szczęście przyznał, że w państwie prawa nie jest rolą oskarżonego dowodzić niewinności, tylko prokuratury – dowodzić winy. Oczywiście to nie koniec, a dopiero początek batalii. Na pewno będzie odwołanie prokuratury od tej decyzji sądu, ale najważniejsze, że Józek jest już na wolności i będzie mógł spokojnie przygotować się do obrony.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij