Kraj

Wpływ polityczny farmazonów Janusza Korwin-Mikkego

JKM zagra rolę wschodnioeuropejskiej małpy, którą holenderskie, francuskie czy włoskie lewica i centrum bawić i straszyć będą wyborcę-obywatela „cywilizowanego świata”.

Czy Korwin-Mikke cierpi na zwapnienie mózgu albo inną straszną chorobę, która w którymś momencie odbiera człowiekowi zdolność sensownego odbioru rzeczywistości? Pomijając fakt, że tak postawione pytanie byłoby tylko trochę mniej prostackie od niedawnej wypowiedzi polskiego europosła (na temat rzekomej niższości intelektualnej kobiet, z której wynikać ma uzasadniony dysparytet zarobków), kierowałoby ono nas na zwyczajne manowce. Problemem nie jest bowiem stan psychiki wybitnego skądinąd brydżysty, ale funkcja polityczna i moment tej wypowiedzi.

Nie znam osobiście Janusza Korwin-Mikkego, a dywagacje, czy naprawdę myśli on to, co mówi (o kobietach, o niepełnosprawnych, o ucisku podatkowym w III RP i w III Rzeszy), wydają mi się jałowe. Ciekawsze jest to, co jego wypowiedź powoduje: na podwórku lokalnym i za granicą.

Na użytek wewnętrzny, a więc wyborczy, logikę XIX-wiecznej opowieści o mniej inteligentnych kobietach, łatwo zestawić z badaniami opinii publicznej. Wedle raportu Instytutu Spraw Publicznych partię „Wolność”, kojarzoną głównie z osobą jej lidera, pokolenie najmłodszych wyborców (18-24 lata) popiera 2,5-krotnie częściej niż wyborcy ogółem. W badaniu obejmującym ludzi jeszcze młodszych (15-24 lata) oddanie głosu na Korwin-Mikkego dopuszcza aż 18 procent wyborców, a jego głównym konkurentem w tej grupie jest Paweł Kukiz (27 procent). Nietrudno zgadnąć, że to wśród tych wyborców, mowa „niepoprawna politycznie” (bardziej zresztą na Zachodzie niż u nas) i „bezkompromisowa” (nawet jeśli wobec rozumu i ludzkiej przyzwoitości) ma stosunkowo największe wzięcie, a obydwaj prawicowi liderzy – Kukiz i JKM – prześcigają się w „epatowaniu elit” rozmaitymi kontrowersjami. Wypowiedzi takie jak ta ostatnia nadają się idealnie do konkurowania o rząd dusz prawicowej rzeszy młodych „niepokornych”, gwarantując jednocześnie, że poziom poparcia wystarczy na wygodne życie bez politycznej odpowiedzialności za cokolwiek. Proste, prawda?

Ale jest jeszcze drugi wątek, dużo ciekawszy. Kika lat temu jeden z prawicowych publicystów ubolewał, że Korwin-Mikke kompromituje ciekawą skądinąd opcje wolnorynkową różnymi głupotami w rodzaju pochwał polityki podatkowej Hansa Franka. Myśl była mniej więcej taka: Korwin czasem mówi mądre rzeczy, ale takimi wyskokami pozbawia się realnego wpływu na cokolwiek. Akurat moim zdaniem Korwin-Mikke pieprzy od rzeczy na dosłownie każdy temat, ale ważne jest tu co innego: wpływ polityczny bądź jego brak.

Moim zdaniem Korwin-Mikke pieprzy od rzeczy na dosłownie każdy temat, ale ważne jest tu co innego: wpływ polityczny bądź jego brak.

W warunkach polskich Hitler ze swoimi autostradami i niepełnosprawne dzieci budowały JKM tak wygodny szklany sufit poparcia nieco tylko powyżej poziomu politycznego folkloru. Dwa lata temu w Parlamencie Europejskim żarty o wyborze jakiegoś Żyda na skarbnika frakcji były grubym przegięciem dla najsilniejszej dziś zawodniczki skrajnej prawicy, czyli Marine Le Pen. Ale dziś rola i funkcja JKM w Europie jest zupełnie inna.

Tym razem nie chodzi o głosy, koalicje, frakcje ani mobilizacje prawicowych wyborców. Korwin-Mikke, którego tyradę przełożono już na wszystkie chyba ogólnodostępne języki Europy, zagra rolę wschodnioeuropejskiej małpy, którą holenderskie, francuskie czy włoskie lewica i centrum bawić i straszyć będą wyborcę-obywatela „cywilizowanego świata”. Na unijnym stole leżą obecnie scenariusze rozwoju „przyspieszonej integracji”. W Polsce przeważa pogląd, że nic takiego nie nastąpi, bo ludzie w Europie mają dość brukselskiego molocha. Kłopot (nasz) w tym, że dylematy rozwoju UE nie ograniczają się już do kwestii „więcej czy mniej Europy”, ani nawet „w którą stronę”; kluczowym pytaniem staje się: „w jakim składzie”.

Korwin-Mikke, którego tyradę przełożono już na wszystkie chyba ogólnodostępne języki Europy, zagra rolę wschodnioeuropejskiej małpy

Drodzy wyborcy, oto barbarzyńcy ze Wschodu, których fundusze unijne nie zdołały ucywilizować, powie holenderska lewica, a duńska prawica doda: niczym nie różnią się od bydła z Bliskiego Wschodu. Bo w sumie co za różnica: napalony na nordyckie piękności młodzian z Syrii, czy obleśny staruch z Polski, pewnie obydwaj wyceniają kobietę na równi z wielbłądem?

Polskie państwo i partia rządząca mają wiele za uszami, gdy chodzi o równouprawnienie płci – mogłyby jednak spróbować redukować szkody, potępiając haniebne głupoty, jakie Korwin wypowiedział w PE. Najgorszy bullshit o „tradycyjnym polskim szacunku do kobiet” byłby lepszy od milczenia, które sugeruje zachodniej opinii publicznej zbieżność poglądów między naszym rządem a europosłem. Wiem, że istotna część wyborców ma głęboko w dupie, „co w Europie o nas powiedzą”, ale nasz rząd już niedługo może się przekonać, że to jednak ma znaczenie – niejedna partia polityczna w Europie Zachodniej, skądinąd pro-integracyjna, bez wahania skorzysta z pretekstu, by polski balast wypchnąć z unijnej szalupy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij