Kraj

Witkowski o Amazonie: Albo pracujesz więcej, albo nie pracujesz wcale

Idą święta w megasortowni.

„Jeśli masz wrażenie, że Twoje doświadczenie nie zasługiwało na pięć gwiazdek, to pozwól mi to naprawić. To wszystko, o co proszę” –

– z listu do klientów, dołączanego do przesyłek Amazona.

Sytuacja w podpoznańskim centrum logistycznym Amazona jest bardzo napięta. OZZ Inicjatywa Pracownicza ogłosiła tam pogotowie strajkowe. Ciężkie warunki pracy, brak stabilności zatrudnienia i rosnące normy a do tego antyzwiązkowe działania firmy, to norma w halach Amazona. Czy już niedługo dojdzie w Sadach do strajku?

***

Hale, hale i jeszcze raz hale. Metalowe stelaże i wielkie połacie blachy wrzucone w środek pól uprawnych, sztuczne jak makieta na stole projektanta. Na ich tle wyraźnie prezentują się podświetlone logotypy firm: MAN, Volkswagen, Amazon. Architektura „nowego przemysłu”. Za mną stoi wiejska chata – ruina przeznaczona do wyburzenia. Przede mną duma kolejnych polskich rządów – konglomerat fabryk i fabryczek, filii zachodnich koncernów i zgrupowanie ich polskich podwykonawców – tereny nowych inwestycji. Wielka fabryka wszystkiego, w samym sercu niczego. Tuż obok samochody pędzą drogą krajową 92, przewożąc towary ze wschodu na zachód.

Na parking wjeżdżają tymczasem autokary z pracownikami. O 16.30, po kolejnym w ciągu doby fajrancie, ludzie wylewają się z budynków. Kolejni śpieszą się do pracy, bo przed nimi jeszcze kontrola na bramkach. Zaraz zacznie się kolejna zmiana. Sady są bardzo dobrze położone logistycznie, dość blisko niemieckiej granicy. Zalet jest więcej: leżą niedaleko od poznańskiej metropolii, a do tego mają spore zaplecze rekrutacyjne w postaci wielkopolskich wsi i małych miasteczek, gdzie ciągle jeszcze trudno o pracę. Pobliska droga szybkiego ruchu ułatwia spedycję i obsługę zachodnich gospodarek przez polskich podwykonawców.

Podwrocławskie Kobierzyce, podpoznańskie Sady, w zasadzie w okolicy każdej z metropolii zachodniej Polski powstała lub powstaje podobna strefa lokalizacji nowych inwestycji. W obu największych miastach na ścianie zachodniej flagowym przedsięwzięciem są centra dystrybucyjne giganta handlu internetowego – Amazona. W Sadach zatrudnienie w sortowni wzrosło w okresie przedświątecznym o kilka tysięcy osób, łącznie prawie 14 tysięcy stanowisk. Centrum spedycyjne bije kolejne rekordy – ponad milion przyjęć i milion wysyłek.

***

Pracownicy poza pensją otrzymują darmowy transport do i z pracy, obiad za złotówkę, prywatną opiekę medyczną, ubezpieczenie na życie i Amazon pokrywa 95% kosztów ich edukacji, tłumaczy mi Marzena Więckowska z działu PR tej firmy. Skąd więc napięcie w zakładzie? Pierwszy problem to dojazd. Sady leżą pod Poznaniem. Autobus z poznańskiego osiedla Ogrody wyjeżdża z ulicy Nowina, obok placu Waryńskiego. Ludzie w autobusie mają zaczerwienione oczy, siąkają nosami, grypa zbiera swoje pierwsze żniwa. Niektórzy przysypiają.

Przed wejściem na halę bronią zakładu metalowe bramki i czujniki metalu. Żeby dostać się do budynku, trzeba mieć magnetyczny identyfikator z nazwiskiem i zdjęciem. Na ścianie, za bramką namalowany jest schemat przeszukania osobistego. Nie można na teren budynku wnosić portfeli, komórek, komputerów, kart kredytowych, zegarków, zapalniczek i pendriveów. Palić można tylko w jednym miejscu na terenie zakładu, w palarni. Jeśli zapalisz przed wejściem, natychmiast pojawia się ochrona i tracisz cenną przerwę. Tych przerw w ciągu dnia pracownicy mają trzy: dwie 15-minutowe i jedną półgodzinną. Oczywiście, nie wliczają się one do czasu pracy. Po planowanym podwyższeniu norm z dziesięciu na jedenaście godzin, zmiany realnie trwać więc będą już prawie dwanaście. Ludzie z tej o 6.30 wchodzą do hali, kiedy jest jeszcze ciemno. Kiedy wychodzą około 17.00, znów jest ciemno. Mogą tak nie widzieć światła dziennego cztery albo pięć dni z rzędu. Zależy, ile zmian mają pod rząd, w ciągu. Ostatnio mają ich jednak coraz więcej.

Jedna z pracownic, Alicja dzwoni przy mnie na infolinię Państwowej Inspekcji Pracy. Ma mieć zmianę piąty dzień z rzędu. Źle się czuje, wygląda na zmęczoną i niewyspaną. Chcę wziąć urlop na żądanie. Kierownictwo hal spedycyjnych Amazona mówi jej i jej koleżankom i kolegom, że muszą przyjść do pracy. Nie opiera tego o zapisy ich umów. Po prostu są święta i jest więcej pracy, musi przyjść. Jeśli odmówi, będzie zwolniona. Było już wiele takich przypadków. Alicja nie znajduje jednak pomocy ze strony Inspekcji. Dopóki nie wyrzucą jej z pracy, ta nie może nic zrobić. Nadgodziny są przecież dobrowolne, a ona sama dokonuje wyboru. Wybór jest jednak między zwolnieniem, a pracą nad siły. Może oczywiście wejść na drogę sądową. Jak pokazuje przykład wrocławskiego LG, ostatecznie można wygrać z koncernem w sądzie pracy. Po drodze czeka nas jednak bezrobocie, wiele miesięcy oczekiwania na proces i walka z dobrze opłacanymi korporacyjnymi prawnikami. Mało kto się decyduje na taką batalię. Nie każdy wytrzyma ją psychicznie. Mało kto ma tyle czasu, zasobów i cierpliwości. Ostateczne Alicja idzie oddać krew do punktu PCK. Dzięki temu nie będzie musiała być w pracy w czasie „dobrowolnych” nadgodzin.

Jej koleżanka, Kasia, ma gorzej. Znów zemdlała w pracy. Pochodzi z małej, wielkopolskiej miejscowości. Codziennie godzinę jedzie do pracy. Tyle samo z niej wraca. Jest samotną matką. Jeśli skończy o szóstej trzydzieści, wraca do domu i na dziewiątą odprowadza syna do szkoły. Wraca do domu, kładzie się na trzy godziny i idzie go odebrać. Potem robi mu jedzenie, odrabia z nim lekcje, je obiad i znów jedzie do pracy. I tak cztery dni z rzędu. Po dziesięć godzin. Ostatnio ogłoszono, że czas pracy wzrośnie do jedenastu, bo zbliżają się święta i niemieccy klienci Amazona kupują masę prezentów. Bez zwiększenia norm suta świąteczną akumulacja Amazona byłaby mniejsza. Łącznie z dojazdem do pracy i przerwami, sortownia zabierze jej po podwyższeniu norm już czternaście godzin z doby. Sama nie wie jak da sobie radę tak pięć dni z rzędu.

Podobny problem z ilością czasu pracy dotyczy większości pracowników Amazona. Stoję przy wyjeździe z terenu firmy. Kolejno, w rządku powoli opuszczają go autobusy: Nowy Tomyśl, Międzychód, Luboń, Śrem, Konin, Swarzędz, Wronki, Września, Gniezno, Szamotuły. Same małe wielkopolskie miasteczka. Często z dwucyfrowym bezrobociem. Tylko co dziesiąty nie ma tabliczki. Można wnioskować, że to te na Poznań. 140 km – taką odległość każdego dnia pokonują pracownicy Amazona z Wągrowca w drodze do i z pracy. 4.05 – o tej godzinie odjeżdża autobus do Amazona z Wągrowca.

„Ty, jaki dziś jest dzień tygodnia?”, pyta mnie jeden z pracowników, kiedy wracam zakładowym autokarem Amazona do Poznania. Mówię, że piątek. „Acha”, mówi nieco nieobecny i zapada znów w letarg, gapiąc się na drogę, za okno.

Kiedy czas wyznaczają zmiany, a nie dni tygodnia, rzeczywiście można się zgubić. „Piąteczek” nie istnieje dla pracowników z centr dystrybucyjnych Amazona.

Inna pracownica, Marta, kiedy ze mną rozmawia, jest półprzytomna. Biega po kuchni, robiąc sobie kawę i śniadanie. Jest trzynasta. Właśnie wstała po zmianie, która skończyła o 6.30. Za chwilę ma zajęcia na uczelni, potem znów zmianę na hali. Oddział bije kolejne korporekordy w przesłanych paczkach. Może dlatego, że codziennie wywalają kolejnych pracowników, którzy nie mogą wyrobić dziennej normy, albo za wzięcie L4. Wysyłają ci smsa w stylu „więcej nie przychodź”. To i tak nie jest najgorsze. „Czasem przychodzą do ciebie podczas zmiany i mówią ci, że od dwóch godzin nie wyrabiasz normy, więc nara”, mówi mi Marta. Stałych pracowników jest cztery tysiące. Tych z agencji czasowych ponad dziewięć. Ci z tej drugiej grupy pracują tak Alicja, Kasia i Marta. To tyle, jeśli chodzi o stabilność zatrudniania w centrum logistycznym Amazona.

***

Pracownicy napisali petycję, w której żądają stałego i bezpośredniego zatrudnienia: „Amazon zatrudnia poprzez agencje więcej ludzi, niż potrzebuje, a później wyrzuca nas z dnia na dzień. Chcą wywrzeć na nas wszystkich jak największą presję, żebyśmy walczyli ze sobą o każdy dzień pracy, wyrabiając 200% normy. Nie liczą się z tym, jak ci pracownicy i ich rodziny poradzą sobie przed świętami”, stwierdzają w swojej petycji. 8 grudnia 2015 r Inicjatywa Pracownicza w Amazonie wystąpiła do trzech agencji pracy tymczasowej  – Manpower Group sp. z o.o.; Adecco Poland sp. z o.o.; Randstad Polska sp. z o.o. – które dostarczają pracowników do centrów Amazon w Poznaniu i Wrocławiu, z żądaniami: podwyżki godzinowej stawki podstawowej do co najmniej 16 zł brutto, wprowadzenia umów o pracę na czas określony nie krótszy niż 3 miesiące, wprowadzenia rocznych grafików pracy, wprowadzenia regulaminu w sprawie przerw urealniającego ich czas trwania.

Firmy nie spełniły żadnego z żądań załogi. Związkowcy nie widzą już wyjścia z tej sytuacji. Ogłosili pogotowie strajkowe.

„Amazon zatrudnia najlepszy zespół prawniczy od prawa pracy, płaci jego szefowi 20 tyś miesięcznie. Straszenie, szykany, zwolnienia, zastraszanie pracowników, nieuczciwe interpretacje sytuacji, że kto może, a kto nie może strajkować, to norma”, mówi mi Jarosław Urbański z OZZ Inicjatywa Pracownicza. „To nie jest łatwa sytuacja. Pogotowie strajkowe to próba odnalezienia się w tej sytuacji. Rozdystrybuowaliśmy trzy tysiące ulotek, że będzie referendum strajkowe. Jeśli to nic nie da, będzie strajk po świątecznym szczycie.”, dodaje.

Tymczasem pod inwestycję przygotowywane są w okolicy nowe tereny. Widać szyldy na sprzedaż, widać prace budowlane. Widać rozwój.

Część imion opisanych osób została na ich życzenie zmieniona. Zdjęcia (c) Parlament Europejski 2013. 

 

**Dziennik Opinii nr 358/2015 (1143)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Przemysław Witkowski
Przemysław Witkowski
Historyk idei, badacz ekstremizmów politycznych
Przemysław Witkowski – poeta, dziennikarz i publicysta; dwukrotny stypendysta Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu; absolwent stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Wrocławskim; doktor nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce; opublikował „Lekkie czasy ciężkich chorób” (2009); „Preparaty” (2010); „Taniec i akwizycja” (2017), jego wiersze tłumaczono na angielski, czeski, francuski, serbski, słowacki, węgierski i ukraiński.
Zamknij