Kraj

Vetulani: Historia hipokryzji

Jednym z głównych argumentów przeciwko marihuanie było przekonanie, że jej stosowanie prowadzi do rozwiązłości.

Książka, którą właśnie zaczynasz czytać, to chyba pierwsze w Polsce tak szczegółowo udokumentowane, a jednocześnie przystępnie napisane kompendium wiedzy o medycznych zastosowaniach marihuany, jej wskazaniach, przeciwwskazaniach i niebezpieczeństwach związanych z jej używaniem. Stosowanie marihuany w naszym kraju jest, poza bardzo nielicznymi wyjątkami, nielegalne, a świadomość wielu osób, że ta zakazana substancja może pomóc im lub ich bliskim w wielu schorzeniach, często budzi sprzeciw wobec istniejącego prawa.

Kto tego nie doświadczył, może mieć trudności z wyobrażeniem sobie sytuacji, w której potencjalna terapia jest stosunkowo łatwo dostępna, ale jej podjęcie grozi więzieniem. Nie jest to sytuacja znacząco różniąca się od tej, gdy lek jest dopuszczony do obrotu, ale tak drogi, że nie jest dostępny nawet dla osób dość zamożnych, a jego tani odpowiednik jest zakazany.

Wytwarzana od tysięcy lat z kwiatów konopi marihuana jest tania, ale od kilkudziesięciu lat uprawianie konopi i posiadanie marihuany jest nielegalne na prawie całym świecie. Spowodowane jest to tym, że marihuana została, wbrew temu, co powszechnie wiadomo, uznana za odurzający środek znacznie niebezpieczniejszy od alkoholu i tytoniu, a narkotyk to problem. Amerykański dziennikarz Henry Louis Mencken zauważył kiedyś trafnie, że dla każdego ludzkiego problemu zawsze istnieje gotowe rozwiązanie – schludne, wiarygodne i błędne. Takie właśnie jest ogólnie uznawane za jedyne słuszne rozwiązanie problemów z narkotykami – ich delegalizacja.

W pierwszej połowie XX wieku, gdy powstawały prawa delegalizujące narkotyki, największymi mocarstwami były państwa Zachodu. Gdyby było inaczej, to obecnie legalnymi narkotykami byłyby zapewne opium, marihuana, haszysz oraz być może tytoń. Alkohol, którego szkodliwe dla organizmu ludzkiego działania są bardzo dobrze znane, po którym stosunkowo często wpada się w morderczy szał i który dla pewnej części ludzi Wschodu jest zabójczy nawet w małych dawkach, byłby zakazany.

Lęk przed narkotykami można zaliczyć do panik moralnych — nieproporcjonalnie silnych reakcji histerycznych społeczeństwa na zjawiska postrzegane jako wyjątkowo zagrażające moralności. Dla twórcy amerykańskiej polityki antynarkotykowej w latach 30., Harry’ego J. Anslingera, jednym z głównych argumentów przeciwko marihuanie było przekonanie, że jej stosowanie prowadzi do rozwiązłości, a jej szczególnie groźną konsekwencją było to, że po jej użyciu białe kobiety będą częściej uprawiały seks z Murzynami.

Przykładem paniki moralnej były powszechne w latach 80. i 90. w USA oskarżenia o odprawianie rytuałów satanistycznych, często na dzieciach. Do paniki tej walnie przyczynił się sukces psychoanalitycznej terapii „odtworzenia wypartej pamięci” [recovered-memory therapy], wedle której wszelkie zaburzenia psychiczne dorosłych brały się z wykorzystywania seksualnego w dzieciństwie. Posługując się hipnozą, farmakoterapią i kontrowersyjnym technikami przesłuchiwania rzekomych ofiar, terapeuci wywoływali u swoich pacjentów fałszywe wspomnienia traumatycznych wydarzeń. Późniejsze badania pokazały, że zdecydowana większość z kilkudziesięciu tysięcy oskarżeń była absurdalnie bezpodstawna. Pomimo to tysiące osób zostało niesłusznie skazanych i spędziło wiele lat w więzieniu.

Nieco później, w 90. pojawiły się niepokojące trendy w psychoterapii: pacjenci zaczęli oskarżać swoich rodziców i bliskich krewnych o wykorzystywanie seksualne w dzieciństwie. I znów było to wynikiem stosowania technik narzucania fałszywych wspomnień przez psychoterapeutów. Techniki te zostały zdyskredytowane, o czym opowiada książka Try to remember [Spróbuj pamiętać] amerykańskiego psychiatry Paula R. McHugh, ale społeczne fobie związane z niebezpieczeństwem wykorzystania seksualnego są często bardzo silne. Ich efekty nierzadko obracają się przeciw dobru osób potencjalnie zagrożonych (chociaż oczywiście istnienia niebezpieczeństwa nie można negować, a tylko umiejętnie dobierać środki prewencji).

Paniki moralne, najczęściej dotyczące narkotyków i seksu, ale również zdrowia (na przykład w związku z AIDS), są niekorzystne społecznie. Wyrządzają więcej szkody, niż przynoszą pożytku. Obronę przed takimi panikami daje nauka, która może beznamiętnie opisać obserwowane zjawiska, poznać ich mechanizmy i zasugerować oparte na danych praktyczne rozwiązania problemów. W niniejszej książce dość często pojawia się zwrot: „Potrzeba więcej badań”. Naukowcy znajdują się jednak w sytuacji przypominającej Paragraf 22 – nie mogą stwierdzić, na ile niebezpieczne są narkotyki, ponieważ są one zbyt niebezpieczne, by móc z nimi swobodnie eksperymentować.

Badania prowadzone przed rozpętaniem „wojny z narkotykami” w roku 1980 pozostawiły wiele wątpliwości i pytań. Jeszcze pod koniec lat 70. Bruce K. Alexander przeprowadził eksperyment ze „szczurzym parkiem”. Zamiast w standardowych klatkach, umieścił on szczury w pomieszczeniu o powierzchni prawie 9 metrów kwadratowych, w którym miały swobodny dostęp do jedzenia, wody, zabawek oraz osobników płci przeciwnej. Uzależnione wcześniej od morfiny zwierzęta w nowych warunkach nie wykazywały szczególnego zainteresowania morfiną, do której nadal miały dostęp. Ten eksperyment przywodzi na myśl problem żołnierzy amerykańskich powracających z wojny w Wietnamie. Około 20% z nich uzależniło się tam od heroiny – do czego przyczynił się fakt, że łatwiej było zdobyć heroinę (a także marihuanę) niż ominąć surowe przepisy ograniczające dostęp do alkoholu. Jednak w ciągu 3 lat od powrotu do domu zaledwie 12% uzależnionych w Wietnamie nadal zażywało narkotyki w Stanach Zjednoczonych – niektórzy tylko przez krótki czas. Obecnie specjaliści od uzależnień zgadzają się co do tego, że głównym powodem odejścia od narkotyku była zmiana środowiska na o wiele mniej stresujące. Warto pamiętać, że narkotyki mają długą tradycję związaną z wojskiem. Amfetamina była (i nadal jest) podawana pilotom po to, by ułatwić im przeprowadzanie długotrwałych misji, a marihuana pozwala potem odreagować stres bojowy. Jak dowiadujemy się z tej książki, autorzy badań nad amerykańskimi żołnierzami stacjonującymi w bazach w Tajlandii na początku lat 70. opisali „swoje nieustanne zadziwienie tym, jak wiele można wypić alkoholu, wypalić marihuany, użyć heroiny, i nie odbija się to na wykonywanej pracy”.

Na pożądaną zmianę podejścia do narkotyków źle wpływają powszechnie panujące mity na ich temat.

Na pożądaną zmianę podejścia do narkotyków źle wpływają powszechnie panujące mity na ich temat. Spotkałem się z sytuacją, gdy rodzina chorego na raka kłóciła się z lekarzami, uważając, że to ona ma wyłączne prawo do wyrażenia zgody na podawanie pacjentowi, skądinąd zupełnie świadomemu, morfiny, w obawie przed uzależnieniem. Stosowane terapeutycznie narkotyki rzadko kiedy uzależniają. Chorująca przez wiele lat na raka znajoma miewała kilkutygodniowe okresy nawrotu choroby, podczas których dostawała morfinę w bardzo dużych dawkach. W trakcie kilku- czy nawet kilkunastomiesięcznej remisji nie czuła żadnej potrzeby zażywania morfiny, choć miała do niej dość swobodny dostęp. Jednak mit o łatwości uzależnienia rozpowszechniony jest wśród większości lekarzy niespecjalizujących się w bólu. To powoduje, że przeciętny polski pacjent dostaje o wiele mniej środków przeciwbólowych niż pacjent w krajach Zachodu.

Podobnie wygląda sprawa ze stymulantami. Dawniej wielu studentów używało przepisywanej przez lekarzy psychedryny (racemat amfetaminy) w okresie sesji egzaminacyjnych (bywało tak i w Polsce w latach 60.). Nie mamy danych mówiących o tym, jaki był odsetek uzależnionych, ale na podstawie obserwacji można wywnioskować, że większość naukowców, lekarzy, inżynierów i nauczycieli kształcących się wówczas nie wpadła w szpony nałogu.

Wracając do problemu panik moralnych, wydaje się, że wiele z nich jest obciążanych elementami hipokryzji, definiowanej jako zachowanie lub sposób myślenia i działania charakteryzujący się niespójnością stosowanych zasad moralnych. W wielu sytuacjach oburzamy się, udając troskę o szczęście i zdrowie społeczeństwa, a tak naprawdę szukamy możliwości wzbogacenia się lub podniesienia statusu społecznego. Na myśl przychodzi szczepionka przeciwko świńskiej grypie czy ekrany akustyczne ustawione wzdłuż autostrad. Hipokryzja króluje też w poglądach i działaniach dotyczących uważanych za niebezpieczne substancji uzależniających. Walka z alkoholem, promocja alkoholu, walka z nikotynizmem, przemysł tytoniowy oraz ochrona producentów tytoniu to przykłady hipokryzji jawnej. Substancje nielegalne to trochę inna sprawa – warto sprawdzić, jakie korzyści i komu przynosi penalizacja marihuany. Wszyscy rozsądnie myślący wiedzą, że marihuana jest najbezpieczniejszą substancją psychotropową, jeżeli chodzi o bezpośrednie skutki zdrowotne (praktycznie nie można się jointami „napalić” na śmierć, a zapicie się alkoholem to żaden problem), ale cały biznes czerpiący zyski z „walki z marihuaną”, od policji i sądów po terapeutów, oparty jest na rozpowszechnianiu informacji, jak niebezpieczny jest to związek. Jak podaje książka, marihuana została zdelegalizowana na konferencji opiumowej w 1925 roku. Stało się tak na wniosek przedstawiciela Egiptu – kraju, który ze względu na prawo podatkowe delegalizował haszysz i marihuanę już w XIX wieku. Teraz walka z marihuaną ma nowego poplecznika – narkobiznes. Ceny marihuany znacznie by spadły, gdyby substancja była legalna. Jestem przekonany, że rekiny czarnego rynku aktywnie, chociaż niewidocznie, promują argumenty moralne, mające na celu utrzymanie fobii antymarihuanowej. Co gorsza, fatalnie odbija się to na dobrostanie tych, którym marihuana jako lek pomogłaby skutecznie walczyć o zdrowie.

Hipokryzja – fałszywe oskarżenia i przeinaczanie faktów – nie omija środowiska medycznego i akademickiego.

Hipokryzja – fałszywe oskarżenia i przeinaczanie faktów – nie omija środowiska medycznego i akademickiego. Ostatnim tego przykładem może być oficjalna nagonka na pioniera stosowania medycznej marihuany w neurologii dziecięcej, doktora Marka Bachańskiego. Bachański to lekarz rzeczywiście oddany sprawie leczenia dzieci z silnymi zaburzeniami neurologicznymi. Zaczął on stosować marihuanę w przypadkach lekoopornej padaczki u dzieci, w szczególności zespołu Draveta, którego jednym z objawów są bardzo częste i długotrwałe ataki, praktycznie uniemożliwiające prawidłowy rozwój mózgu. Badania swoje Bachański przeprowadził w Instytucie „Pomniku – Centrum Zdrowia Dziecka” w Warszawie. Uderzająco korzystne wyniki leczenia preparatami marihuany, zamawianymi oficjalnie przez Instytut, spowodowało duże zainteresowanie kuracją i osobą doktora Bachańskiego. Dyrekcja Instytutu, kierowanego przez doktor habilitowaną Małgorzatę Syczewską, uznała to za rzecz niewłaściwą. Z wypowiedzi, że doktorowi Bachańskiemu chodzi głównie o własną sławę, można wnioskować, że w grę wchodziły sprawy ambicjonalne. Kolejno ograniczano możliwości działania lekarza, zakazano mu publicznych wystąpień, a w końcu skierowano sprawę do prokuratury, oskarżając go o narażanie pacjentów na utratę zdrowia i życia.

Nie ulega wątpliwości, że oskarżający wiedzą, że marihuana jeszcze nikogo bezpośrednio nie zabiła, dodano więc formalne argumenty, które są jednak nieprzekonujące, a dzieci pozbawiono skutecznej terapii. Jak głosi w oświadczeniu pani dyrektor: „Wszyscy pacjenci, którymi opiekował się doktor Marek Bachański, mają zapewnioną opiekę zgodną z aktualnymi standardami postępowania medycznego i wiedzą medyczną”. Oznacza to klasyczne, nieskuteczne leczenie. Bachański może nie podobać się dyrekcji, ale zwalczanie go przy pomocy tego typu argumentów zamiast oświadczenia: „Zwijaj manatki, bo na twoim tle wypadamy słabo” to właśnie hipokryzja.

 

Tekst jest przedmową do książki Doroty Rogowskiej-Szadkowskiej Medyczna marihuana. Historia hipokryzji, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.

Zapraszamy też 30 marca o godz. 18.00 na spotkanie „Miała być jazda, a jest zjazd”. Skuteczniejsze strategie wobec dopalaczy w ramach Uniwersytetu Krytycznego.

 

**Dziennik Opinii nr 87/2016 (1237)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij