Kraj

Uchodźcy na polskie studia? Tak, ale…

Kilkadziesiąt polskich uczelni zadeklarowało pomoc przybyszom. Ale od deklaracji do konkretów daleka droga.

Miniony rok przyniósł zaskakująco dużo kryzysów, ale najbardziej brzemienny w skutki był (i będzie) masowy exodus uchodźców z Bliskiego Wschodu. Będziemy go odczuwać także w sferach, które w Polsce wydawały się bardzo dalekie od polityki migracyjnej. Mam tu na myśli nasze dotychczas skromnie umiędzynarodowione szkolnictwo wyższe.

Ponad milion przybyszów w krajach UE działa na wyobraźnię. 18 września, kiedy już dla wszystkich stało się jasne, z jak wielką i niepowstrzymaną falą uchodźców z Syrii, Afganistanu i Afryki Północnej trzeba będzie sobie „poradzić”, portal University World News opublikował frapujący artykuł. Philip Altbach i Hans de Wit, profesorowie Boston College, przekonywali w nim, że uczelnie Zachodu powinny spojrzeć na uchodźców nie tylko jak na problem humanitarny, ale również jak na edukacyjną szansę – bo obecna fala jest prawdopodobnie najlepiej wyedukowana w historii globalnych kryzysów migracyjnych.

Dużym pozytywnym zaskoczeniem był równoległy rozwój wypadków w Polsce. W tym samym czasie ówczesna minister nauki i szkolnictwa wyższego, Lena Kolarska-Bobińska, w towarzystwie rektora UW Marcina Pałysa i przedstawicielki AGH ogłosiła, że pierwsze dwie polskie uczelnie zdecydowały się pomóc uchodźcom. Zadeklarowano przyjęcie odpowiednio 10 i 20 uchodźców na studia, zapewnienie im stypendiów i dostępu do kursów języka i kultury. Za deklaracjami dwóch ważnych polskich uczelni poszedł apel minister do pozostałych szkół wyższych o analogiczne działania oraz zapowiedź zmian w ustawie, ułatwiających uznawanie kwalifikacji zagranicznych w przypadku uchodźców. Tak, wszystko  to w Polsce szykującej się do wyborów i Polsce uchodźcom niechętnej (z wzajemnością).

Ale na tym nie koniec. W ciągu następnych sześciu tygodni apel minister, a później Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polski (KRASP) zaowocowały reakcją 21 publicznych szkół wyższych i jednej prywatnej. Doliczyłem się 155 miejsc na kursach języka polskiego, 200 miejsc na studiach (czasami też po angielsku), 90 miejsc w akademikach i 73 stypendiów (ze środków własnych uczelni). Należy to uznać za osiągnięcie, biorąc pod uwagę klimat polityczny we wszystkich krajach Grupy Wyszehradzkiej. Tutaj Polska okazała się liderem, bo niemal co piąta uczelnia publiczna zaoferowała jakiś rodzaj pomocy dla części z 7500 uchodźców, których rząd Ewy Kopacz zgodził się przyjąć.

Mało kto o tym wiedział. Żadne źródło nie zebrało wszystkich informacji o zadeklarowanej pomocy. Ministerstwo nie pociągnęło tematu, natomiast KRASP – organizacja środowiskowa – w ostatnim tygodniu października opublikowało tabelę zawierającą oferty większości instytucji, opracowane metodą kopiuj-wklej. Z 19 wymienionych przez KRASP instytucji tylko cztery wydały oficjalne komunikaty na stronach internetowych: UW, AGH, UJ i UŁ. Media zainteresowały się siedmioma uczelniami z listy KRASP oraz trzema, o których KRASP nie informuje.

W dobie mediów społecznościowych tylko AGH skorzystała z tej odważnej drogi głoszenia dobrego PR-u: polecam gorąco komentarze.

Tylko cztery uniwersytety zaoferowały „pełny serwis”: kurs językowy, miejsce na studiach i zakwaterowanie lub stypendium. Wśród nich wyróżnił się UŚ, gdzie znajdzie się miejsce dla 24 uchodźców oraz kurs językowy otwarty także dla ich rodzin, baza danych o tłumaczach oraz wydarzenia akademickie (konferencje i warsztaty w regionie). Kolejne cztery uczelnie zadeklarowały ogólną chęć pomocy bez podawania szczegółów.

Były niespodzianki. Wyższa Szkoła Policji w Szczytnie zaprosiła 15 uchodźców na kursy językowe. Wyższa Szkoła Biznesu w Dąbrowie Górniczej jako jedyna prywatna uczelnia wykonała analogiczny ruch, sugerując możliwość późniejszej kontynuacji studiów. Karkonoska Państwowa Szkoła Wyższa w Jeleniej Górze oraz Politechnika Poznańska skupiły się na kadrze: w sumie gotowe są przyjąć 8 naukowców-uchodźców, oczywiście o ile środki na to wyłoży ministerstwo albo UE. Na siedem uczelni religijnych do miłosierdzia poczuwają się trzy, z tym że jezuicka Akademia Ignatianum wybiera pomoc katolickim szkołom w Libanie.

Wreszcie, doliczyłem się przynajmniej 8 warsztatów i wykładów we Wrocławiu, Poznaniu, Opolu i Warszawie, niektórych pod sztandarem #refugeeswelcome. Zastanawia natomiast brak zbiórek – darów i pieniężnych – które w tym samym czasie organizowane były na uczelniach od Węgier po Wyspy Brytyjskie.

Zastanawia tylko umiarkowanie w dostarczaniu wyjaśnień dla tych potencjalnie niepopularnych w społeczeństwie ruchów. AGH i UŚ przedstawiły swoje działania jako naturalne dla międzynarodowych uczelni; KUL i UW przypomniały, jak wcześniej już pomagały uchodźcom (z Haiti i Iraku oraz Syrii). Rektor Pałys wziął na siebie zadanie wytłumaczenia, że publiczna rola uniwersytetów wymaga przeciwstawiania się nietolerancji, a najnowsza historia obejmuje pomoc krajów Zachodu dla polskiej inteligencji uciekającej z PRL. Uniwersytet Zielonogórski ogłosił z kolei, że edukacja to najlepsza droga integracji uchodźców – a deklaracja ta padła kilka dni po antyimigranckim marszu w tym mieście. Reszta uczelni obyła się bez tego rodzaju wyjaśnień.

Głos w debacie publicznej na temat uchodźców najpierw zajęli politycy i ludzie kultury.

Dopiero w połowie października KRASP opublikował deklarację potępiającą mowę nienawiści w stosunku do uchodźców, idąc w ślady środowisk akademickich Niemiec, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii i Holandii.

Oświadczenie KRASP opublikowało na swoich stronach 26 uczelni, nie wszystkie z listy „pomocowej”.

Tyle deklaracje. Rektorzy mogą mówić różne rzeczy, ale kiedy decyzje mają charakter budżetowy, zazwyczaj potrzebują zgody senatów uczelni. Wygląda na to, że na razie tylko UŁ podjął stosowne uchwały.

Problemy nie kończą się jednak na politycznej woli, bo nie jest wcale jasne, co rektorzy mieli na myśli w praktyce. Zasadniczo obywatele państw spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego są jedyną grupą płacącą czesne na polskich uczelniach publicznych. Dopiero kiedy uzyskają status uchodźcy, studiują na takich samych zasadach jak polscy obywatele, czyli za darmo i z prawem do stypendiów socjalnych. Uzyskanie statusu uchodźcy trwa obecnie minimum kilkanaście miesięcy od przybycia do Polski, a przyjazdy się jeszcze nie rozpoczęły. Może więc ta pomoc to dopiero pieśń przyszłości.

Jeszcze ciekawsze są te „miejsca na studiach”. Jeśli kierunek nie cieszy się dużą popularnością, to przy obecnej demografii uchodźca pewnie dostanie się na niego niezależnie od wyników na świadectwach. A w przypadku bardziej obleganych kierunków – czy „miejsca” oznaczają akcję afirmatywną nad Wisłą? Coś nie chce mi się w to wierzyć, zarówno ze względu na złe doświadczenia z „punktami za pochodzenie” i łatwy do przewidzenia szum medialny, jak i z bardziej prozaicznego powodu: zasady rekrutacji opracowują rady wydziałów z kilkunastomiesięcznym wyprzedzeniem. Tak więc „miejsca” mogą pozostać niezapełnione, nawet jeśli będą chętni.

Być może jednak nie ma nad czym dumać. Jest styczeń, a od końca października, kiedy opadł tradycyjny szał inauguracyjny, w temacie zapanowała wiele mówiąca cisza. W wielu krajach Europy podobny efekt miały zamachy w Paryżu, które na polskich uczelniach przeszły prawie bez echa. Swój udział mógł w tym mieć też wynik wyborów: kiedy Konrad Szymański ogłaszał, że Polska za uchodźców ze względów bezpieczeństwa jednak podziękuje, uczelnie nie protestowały. Pracujący na dzienną zmianę rząd PiS i jego parlamentarny nocny zmiennik zajmują się ciekawszymi tematami. Niektóre uczelnie rozprawiają teraz na senatach o Trybunale Konstytucyjnym. Wartość uchodźców – edukacyjna, humanitarna czy PR-owa – mogła się po prostu już wyczerpać.

Kiedy holenderskie, niemieckie i austriackie uczelnie rozmawiają z rządami o wspólnych, strukturalnych działaniach, by poradzić sobie z nową sytuacją, Jarosław Gowin marzy o likwidacji lobby gejowskiego na polskich uniwersytetach. A poparcie polskich rektorów, studentów i organizacji środowiskowych zdobywa, zawieszając program Studia dla wybitnych, który miał finansować studia magisterskie na najlepszych uczelniach świata.

Wygląda więc na to, że po obiecującym początku będzie jak zwykle – bo i „zagranica”, i uchodźcy istnieją w Polsce tylko teoretycznie.

***

Daniel Kontowski – doktorant, prowadzi badania europejskiej edukacji liberalnej, więcej informacji na jego stronie.

**Dziennik Opinii nr 6/2016 (1156)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij