Kraj

Tomasik: Szantaż Tochmana

Mocne słowa, których używa Tochman, nijak się mają do treści listu otwartego "Polski i Polacy, wyjdźcie z szafy".

To zapewne przypadek, że felieton Wojciecha Tochmana Ton ukazał się w „Dużym Formacie” w Dzień Ojca. Jest to jednak zbieżność znacząca, Tochman przyjmuje bowiem patriarchalny ton i z wyżyn autorytetu moralnego poucza sygnatariuszy i sygnatariuszki listu otwartego Polski i Polacy, wyjdźcie z szafy opublikowanego 11 czerwca. Ja też go podpisałem, ale nie chcę rozwodzić się nad zarzutami autora dotyczącymi tonu apelu i użytych w nim słów, każdy i każda na swój użytek może stwierdzić czy list zachęcający osoby publiczne do coming outu rzeczywiście jest „paskudny”, „mierzi”, stosuje się w nim „etyczny szantaż” i wyczuwa „cień przemocy”.

Mocne słowa, których Tochman używa, nijak się mają do treści listu. Ciekawszy do analizy jest ton samego autora, który mianuje się sędzią od decydowania, co jest słuszne, a co nie do przyjęcia. Na przykład dyskusji nie podlega kwestia, że wypowiadających się homofobicznie gejów czy lesbijki należy outować. Natomiast zachęta do publicznego coming outu jest już nie do przyjęcia. „Nikt nie ma prawa oczekiwać od kogokolwiek publicznych deklaracji w sprawach tak prywatnych”, zawyrokował Tochman. Najwyraźniej te kwestie już z kimś przegadał, nie wiadomo tylko z kim. Wbrew temu, co pisze, pole do dyskusji jest całkiem spore. Oczywiste nie są nie tylko wnioski, ale nawet założenia, z których wychodzi, choćby przekonanie, że orientacja psychoseksualna to „najintymniejsza sprawa”.

To podejście jest dyskryminujące, bo wymusza na osobach LGBT milczenie. Tak się bowiem składa, że heteroseksualiści nie mają problemu z eksponowaniem swojego współmałżonka, obejmowaniem się na ulicy, noszeniem obrączki i wieloma innymi praktykami „obnoszenia się”.

Być może nieświadomie Tochman utożsamia orientację psychoseksualną z praktykami seksualnymi. O ile trudno kogoś zachęcać do opowiadania o tych drugich w przestrzeni publicznej, nie ma potrzeby, żeby robić tajemnicę z tej pierwszej. Chyba, że nieheteronormatywność traktuje się jako coś gorszego.

W liście zainicjowanym przez Roberta Rienta dość dokładnie określone jest, z jakiego punktu wychodzą popierający apel, którzy coming out mają już za sobą. Natomiast nie wiadomo, w czyim imieniu Tochman się wypowiada i kogo chce reprezentować. Chyba te „tysiące osób LGBT”, które „w dyktaturze homofobii” jako „dyskryminowani ludzie zbudowali sobie bezpieczne klosze, a teraz jacyś inni dyskryminowani ludzie ich proszą, by je zbili”. Nawet w tak opisanej sytuacji jest pole do negocjacji, a przynajmniej zastanowienia. Czy rzeczywiście owe „klosze” to optymalne rozwiązanie? Na czym ich bezpieczeństwo polega? Co faktycznie grozi, gdy zostaną zbite? I czy nie ma szansy, żeby pozytywy wówczas przeważyły? A może tę cenę należy zapłacić w imię przeświadczenia, że osoby publiczne mają nie tylko przywileje, ale też obowiązki? Na te pytania warto szukać odpowiedzi w każdym konkretnym przypadku, do tego namawia właśnie krytykowany list. Tochman mógłby zapytać jednego z owych „Znajomych i Przyjaciół”, którzy go podpisali, jaki był efekt „zbicia klosza”. Problem w tym, że autor felietonu nie chce rozmawiać, a raczej kneblować i ucinać dyskusję. Zarzucając szantaż innym, sam się nim posługuje. Zawstydza, wmawia protekcjonalizm, a apel porównuje do tego, co robi Jarosław Kaczyński (!).

Co w ten sposób osiąga? Z pewnością nie zmniejsza ilości homofobii w Polsce, za to bardzo realnie wpływa na demobilizację społeczności LGBT, która ma siedzieć cicho i nie chcieć zmian na lepsze, bo przecież zmiana już się dokonuje: „Może nie wszędzie, może zbyt powoli, ale jednak”. Więc po co coś robić? Następca Roberta Rienta będzie mieć dużo trudniej z namówieniem ponad stu osób do podjęcia tego rodzaju akcji. W tyle głowy będzie świadomość, że bez względu na to, jak bardzo łagodny ton się przyjmie i jak bardzo będzie się ważyć zdania, ile razy użyje słowa „proszę”, zawsze może wyskoczyć ktoś taki, jak Wojciech Tochman, który zacznie atakować za niedostatek wrażliwości, empatii i zrozumienia dla siedzących w szafie. I jeszcze zawstydzi, że nie zauważono jakiegoś wydarzenia, które on uznał za homofobiczne. Wtedy należało walczyć, pisać i wydawać odezwy! Ale nie, na apel Tochmana związany z teledyskiem aktorów Teatru Studio nie odezwali się sygnatariuszki i sygnatariusze listu, więc teraz nie mają moralnego prawa w ogóle wypowiadać się w kwestii homofobii. To prawo autor przyznaje tylko sobie. I tak ma zostać.

**Dziennik Opinii nr 182/2016 (1382)

Teczowa-książeczka-Poradnik-LGBTQ-nastolatki

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Krzysztof Tomasik
Krzysztof Tomasik
Publicysta, biografista
Publicysta i biografista, działacz LGBT, członek zespołu Krytyki Politycznej. Autor książek "Homobiografie. Pisarki i pisarze polscy XIX i XX wieku" (2008), "Gejerel. Mniejszości seksualne w PRL-u" (2012), "Seksbomby PRL-u" (2014), "Demony seksu" (2015), "Grażyna Hase. Miłość, moda, sztuka (2016). Redaktor tomu "Mulat w pegeerze" (2011). Prowadził seminaria biograficzne na Uniwersytecie Krytycznym Krytyki Politycznej.
Zamknij