Kraj

Szczuka: Prowokacja „Wprost” to durna bajka ze świata celebrytów

Tylko utwierdzono fałszywe wyobrażenia kobiet, że prostytucja to picie szampana na jachcie.

Jaś Kapela: Słyszałem plotki o Fibaku, zanim pojawiła się afera z tekstem z „Wprost”. One sięgają zresztą lat osiemdziesiątych. Dlaczego dopiero teraz to wypłynęło?

Kazimiera Szczuka: Tak, każdy słyszał te plotki. Jeszcze koszulę w zębach nosiłeś, Jasiu, kiedy mi koleżanki aktorki opowiadały, jak je Fibak wabił do De Niro do hotelu. Potem to już nie były plotki, tylko informacje. Całkiem niedawno Fibak był zamieszany w dużą sprawę o sutenerstwo w Paryżu. Jakoś się z tego wykręcił, podobno jedynie uczestniczył w eleganckim party. Nie wiem, dlaczego teraz to wypłynęło. To jest pytanie do służb, które powinny były to zrobić już dawno i w dyskrecji. No i do mediów, które takiego pięknego grzyba od dawna miały pod nosem i jakoś nikt się nie schylił. Skądinąd to, z czym można się było zapoznać na łamach „Wprost”, wzbudziło we mnie jedynie niesmak. Dwie dziewczyny, których całe ryzyko polega na tym, czy trafią we właściwy guzik dyktafonu, i bezkompromisowy redaktor śledczy naczelny, Latkowski, błagany przez Fibaka  na różne sposoby o litość. Jakoś trudno mi było temu wszystkiemu przyklasnąć. Z wielu powodów.

Ale jest raczej mało prawdopodobne, że przez trzydzieści lat tego procederu nie doszło do żadnego czynu zabronionego.

Zapewne. Sutenerstwo jest przestępstwem, trudnym do udowodnienia, ale, jak widać, nie aż tak trudnym. Redakcja musi jednak mieć w zanadrzu coś więcej, bo to, o czym czytamy, to mgliste  pogranicze przestępstwa i dyskretnego uroku burżuazji. Parokrotnie mowa jest o tym, że pan Wojtek nie czerpie korzyści materialnych z „łączenia ludzi”. Robi to z przyjaźni, jako „fajny chłopak”. Co innego znalazło się na jednym z blogów. Pisze tam dziewczyna, podobno gotowa zeznawać, że Fibak zaczepił ją w restauracji, gdzie pracowała jako kelnerka, i wysłał do jakiegoś faceta do hotelu, rzekomo w sprawie pracy, a tymczasem chodziło o seks. I to jest konkret. Ale z dziennikarkami z „Nie” było inaczej. Przyszły i powiedziały, że poznałyby panów…  

I nie ma w tym nic złego?

W samej tej sytuacji teoretycznie nie. Fakt, próbował się do jednej z nich dobierać, ale czytamy, że łatwo się odczepił. Samo to jest chyba słabym dowodem na czerpanie korzyści ze stręczenia kobiet. Pewnie w podobny sposób wybronił się we Francji. Pomijając już czysto prawny aspekt, to, co niemoralne, schowane jest tu gdzieś za kurtyną. I w moim odczuciu mglistość, nieprzejrzystość tego kontraktu sama w sobie jest złem. We współczesnym zachodnim systemie patriarchatu sprzężonego z kapitalizmem coraz bardziej zaciera się podział na to, co jest, a co nie jest płatne, legalne albo jawne. A to daje zupełnie nowe pole do wyzysku, w ramach niedookreślonych umów.

Jasne, wiem, że w dawnym świecie podziału na kobiety upadłe i uczciwe też istniał potworny wyzysk tych  „upadłych”. Ale dziś jakoś wracamy do takiego porządku, w którym kobiety są wyjątkowo łatwą zdobyczą. I nawet jeśli same są chętne, to nie one ustalają zasady. Istnieje mnóstwo różnych sytuacji z pogranicza, takich jak sponsoring, kluby, półmodelki, półasystentki, półtancerki, hostessy i tak dalej. Tak kobiety zarabiają, a mężczyźni wydają kasę. To wszystko istnieje jako wielka, neoliberalna hipokryzja. Relacje między prostytucją a nie-prostytucją są nieprzejrzyste.

I nie powstrzymamy tego umoralnianiem kobiet, mówieniem im, czym jest więź intymna, integralność cielesna i seksualność jako domena wolności, a nie komercji. Mało która dziewczyna powie: „Jestem prostytutką, bo to moja wymarzona życiowa droga”. Raczej mówią: „Dlaczego mam mieć mniej pieniędzy, jak mogę mieć więcej? Młodość i uroda to kapitał, którym dysponuję, i mogę tu coś zyskać”. Albo, bardziej filozoficznie: „Moje ciało należy do mnie i mogę z nim robić, co chcę, nawet sprzedać na korzystnych warunkach”. Piętnowanie obleśności facetów też niewiele daje. Oni naprawdę nie interesują się tym, czy my ich uznamy za obleśnych. Do tych wyższych sfer, tych „naj, naj, naj”, jak mówił Fibak, nie przenikają nasze oburzone głosy

Ale chyba dobrze, że takie sytuacje wychodzą na jaw?

To nie jest takie proste. Po pierwsze, ta sprawa nie wypływa dlatego, że ktoś się troszczy o bezpieczeństwo i morale kobiet. Wypływa dlatego, że chodzi o Fibaka i jest to komercyjna bomba.

Tymczasem to salonowe sutenerstwo, które Fibak uprawia, albo mówi, że uprawia, jest bardzo daleko od realiów prostytucji i handlu kobietami.

„Wprost” nie obchodzi ani BHP prostytucji, ani skala korupcji, jaka stoi za wyzyskiem kobiet. Hiszpański dziennikarz, Antonio Salas, napisał o tym książkę, wcieleniowy reportaż pod tytułem Handlowałem kobietami. Ryzykował życiem i opisał rzeczy wstrząsające, straszne. Prowokacja „Wprost” byłaby na tym tle śmieszna, gdyby nie była też szkodliwa. Fibak i jego „klientki” to durna bajka ze świata celebrytów.

Właśnie dlatego powiedziałam, że takie dziennikarstwo budzi mój niesmak. Wszystko zrobiono dla zysku, ale przy okazji utwierdzając totalnie fałszywe wyobrażenia kobiet. Był taki mocny  telewizyjny serial dokumentalny, ironiczna telenowela z życia wzięta, Ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym w reżyserii Jerzego i Ireny Morawskich. Występował w niej pan Mończyk z Łodzi, który zapraszał dziewczęta, niektóre nieletnie, do udziału w rozmaitych sytuacjach typu myjemy biustem samochody, tańczymy na rurze i okładamy się w kisielu. To było szokujące przede wszystkim dlatego, że dziewczyny były tak bardzo chętne. Widziały to w kategoriach kariery. Nawet ich matki uważały, że pan Mończyk jest dobrodziejem, który z mojego Kopciuszka zrobi królewnę. Mało tego – efekt wyświetlania tego reportażu był taki, że do pana Mończyka ustawiły  się długie kolejki. Tymczasem główne bohaterki Ballady jeździły do Italii i tam pracowały jako najzwyklejsze kurwy. Ludność, wbrew intencjom autorów, niewiele z tego pojęła.

Historia o Fibaku jest w gruncie rzeczy podobna. Nie musisz w ogóle nic robić, poznasz miłego pana, wystarczy, że się „kulturalnie wysłowisz” i nie będziesz jak przekupa domagała się pięciuset złotych – tak jakoś opowiada Fibak. Dajemy ci szansę, wybijesz się, jak będziesz mądra. Z tego, co pisze „Wprost” – a nie jest to jednak „Fakt” z opowieściami o wielorybie w Wiśle – wynika, że dzięki działaniom Fibaka można znaleźć się na jachcie i z milionerami pić szampana. A na koniec  ci milionerzy się z nami wszystkimi ożenią. 

To co robić?

Po pierwsze należałoby logicznie rozebrać tę dziwną gadkę Fibaka. Wszystko, co on proponuje, jest tak niekonkretne, że w gruncie rzeczy cała odpowiedzialność spoczywa na dziewczynie. „Im mniej będziesz chciała, tym więcej dostaniesz” – tak jakoś to brzmi. Pojedziesz, pokażesz się, spróbujesz. Ryzyko i odpowiedzialność dziewczyna bierze na siebie. A równie dobrze może to się skończyć bardzo źle, tak, że ktoś cię wyrzuci z hotelu w nocy, siedzisz w parku, nie masz pieniędzy, a Fibak nie odbiera komórki. Może nie aż tak źle, jak w tych opowieściach o pracy w klubie, które kończą  się gdzieś w piwnicy w Berlinie, gdzie cię dyma dziesięciu facetów po kolei. Ale, z drugiej strony,  skąd my możemy wiedzieć, co robią mili z ludzie w czasie wolnym? A ty ufasz Fibakowi, bo to jest Fibak.

Ufasz, że oni są kulturalni.

Że wpadniesz komuś w oko. Jest we „Wprost” zdjęcie pani Katarzyny Gwizdały, która wyszła za mąż w Paryżu. Jestem pewna, że dziewczyny to czytają i myślą sobie, że wcale się nie muszą zdeklarować jako prostytutki, a świat stoi przede nimi otworem. Bajka.

Ciekawe jednak, że to nie jest jakiś anonimowy pan Wojtek, tylko Wojciech Fibak, przedstawiciel polskiej elity.

Przecież wiemy, że ten świat jest taki. Co druga wielka biznesowa konferencja korzysta z usług agencji, muszą być dziewczyny na wieczór. Bardzo łatwo to sprawdzić. Tak jak zrobiły to dziennikarki z „Nie”.

Jakoś nie czytałem o tym w prasie.

I nie wiesz, że jak jest wielki mecz na stadionie, catering, alkohole i VIP-owskie trybuny, to dziewczyny, które chodzą porozbierane jako hostessy, stają przed dylematem, że są w pracy, ale ta praca jest zupełnie inaczej rozumiana przez panów?

Nie wiem.

Nawet dyskusja o aborcji nie dzieli środowisk kobiecych tak jak temat prostytucji. Wanda Nowicka, która obraca się w rozmaitych ONZ-owskich gremiach, relacjonowała nam kiedyś te spory. To jest bardzo ostra walka, na noże niemal. Pojawiają się działacze z organizacji zrzeszających ludzi, którzy pracują w seksusługach, i mówią, że tu chodzi o pracę, o podatki, o związki zawodowe, o bezpieczeństwo pracy, o świadomość swoich praw i informacje na temat zagrożeń. Chcą zrobić z tego normalny zawód, bo w przeciwnym razie nie da się walczyć o prawa tych wyzyskiwanych, i zmaltretowanych, tych, które, nie mając żadnego wyboru, pracują na samym dnie globalnego rynku seksusług. Działaczki pochodzą nie tylko z Europy, również z Indii czy tych krajów azjatyckich gdzie kwitnie turystyka seksualna. I nie są to same kobiety, istnieje też prostytucja męska przecież. Ale z drugiej strony pojawiają się inne feministki, które mówią, że to jest uprzedmiotowienie, niszczenie osobowości, clue całego patriarchatu.

A jakie jest twoje zdanie?

Gdzieś pośrodku. Ale miałam kilka zażartych dyskusji na ten temat i stawałam na ogół po stronie, można rzec, praw pracowniczych, a niekoniecznie złożonych kwestii moralnych i duchowych. Jest faktem, że mężczyźni mają pieniądze, a kobiety – przez krótki czas – młodość i niektóre urodę. Ponieważ żyjemy w świecie konsumpcji i powszechnego kapitalizmu, te fakty się łączą chyba łatwiej i szybciej niż kiedykolwiek.

Feministyczne wyjście z tej sytuacji jest chyba tylko takie, że kobiety muszą stawiać warunki. Bo co innego można postulować?

Wanda Nowicka mówiła też, że wśród osób z całego świata, które działają w przemyśle erotycznym na rzecz praw pracowników, nie ma nikogo z Polski. Po ’89 roku całkiem niezłe warunki pracy w zachodniej Europie, które wywalczyły sobie kobiety, załamały się, bo rynek zalały kobiety z bloku wschodniego, pracujące w warunkach nawet niewolniczych. Tutaj z jednej strony działa ekonomia, a z drugiej odium katolickiego potępienia kobiet upadłych. Trzeba by te dwie rzeczy opanować, żeby takie organizacje mogły zacząć w Polsce powstawać. Wówczas ani klienci nie będą tak bezkarni, ani dziewczyny takie naiwne.

Prostytucja mężczyzn zasadniczo różni się od prostytucji kobiet. Jeżeli mężczyzna pracujący w agencji dla pań przychodzi do prywatnego mieszkania, najczęściej jest z ochroniarzem. Sprawdza pokoje, czy tam nikt nie siedzi w szafie, czy ta pani nie ma jakiejś koleżanki albo kolegi zboczeńca, którzy go przywiążą do łóżka. Faceci to sprawdzają, kobiety nie. Kobieta idzie sama do jakiegoś hotelu. Dziewczyny nie umieją się obronić, przewidywać zagrożeń. „Pójdę z koleżanką”, tak sobie myślą. Chłopak, który opowiadał mi o byciu prostytutką, traktował to po prostu jak pracę. Musi się dobrze odżywiać, uprawiać sport. Godzina mija i się żegna. A kobiety wchodzą jak w masło w opowieść, że są „upadłe”. I że to jest równia pochyła. Nie oszczędzę pieniędzy, będę pić.

Myślę, że Fibak działał w Polsce, bo ma tu bardzo dobre warunki. Nie tylko dlatego, że jest Fibakiem, ale też dlatego, że kobiety są tu dużo bardziej naiwne. Może czasem jest to udawana naiwność. Ale nie zawsze. Jeżeli on im wmawia, że im mniej będą chciały, tym więcej dostaną, to znaczy, że ma na co dzień do czynienia z naiwnymi osobami.

Ewa Wanat zwróciła uwagę na jeszcze inny wątek: że dziewczyny mają prawo w taki sposób realizować się seksualnie. Że niektóre po prostu lubią być kupowane.

Niedawno wyszła u nas książka Dziewczyna, której jedno w głowie Zoe Margolis. Autorka to brytyjska blogerka, zdobyła niesłychany rozgłos i uznanie. Pisała anonimowo, z punktu widzenia politycznie świadomej, wyzwolonej dziewczyny hulającej sobie po świecie swobody i przyjemności. Ludzie dyskutowali o jej tekstach, zwierzali się, dzielili problemami najrozmaitszymi, a wszystko dotyczyło seksu. W końcu tabloidy wykryły jej prawdziwą tożsamość i miała różne kłopoty. Równocześnie bloga pisała prostytutka o pseudonimie Piękność Dnia, call girl działająca w bardzo luksusowych sferach. Jej tożsamość też próbowano odkryć, ale widocznie jacyś wpływowi klienci do tego nie dopuścili. Potem ujawniła się sama. Zoe Margolis i Piękność Dnia spotkały się i rozmawiały. Jeśli chodzi o seks za pieniądze, to nie było między nimi zgody. Margolis, która określa się jako feministka i socjalistka, mówi, że robi się to tylko dla przyjemności, że jeśli to jest za pieniądze, to przyjemność znika. Z kolej Piękność Dnia twierdzi, że tą przyjemnością są właśnie pieniądze, które się z tego ma.

Jest dużo feministek, która bardzo bronią wolności seksualnej i mówią, że prawo do przyjemności, do pożądania, jest taką cenną zdobyczą, że nie wolno tego sprzedawać. Druga strona z kolei mówi: to jest najbardziej uczciwy kontrakt w patriarchacie. Dajemy za pieniądze w określonych godzinach, na określonych warunkach. Jedna strona mówi więc, że to jest wolny wybór. Druga – że to nigdy nie jest wolny wybór. A ty co myślisz?

Że to konserwatywna utopia, że zawsze będzie patriarchat, więc jedyne, co możemy, to brać pieniądze od naszych ojców, patriarchów.

Teraz ponoć u młodzieży istnieje taki obyczaj, że się czasami daje pieniądze. Można się na coś takiego umówić. W filmie Szumowskiej Sponsoring jest taka scena, że dziewczyna uprawia seks z chłopcem w swoim wieku i on jej za to płaci. Dziewczyna czerpie z tego przyjemność. Ale pieniądze też. No nie wiem. Dziwne. Ale istnieje.

Czytaj także:

Roman Kurkiewcz, Fałszywe oburzenie w sprawie Fibaka ukrywa przemoc

Agata Szczęśniak, Latkowski, pisz wiersze

Tomasz Stawiszyński , Cudowni ludzie z klasą

Kinga Dunin,  Tenis w porcie

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jaś Kapela
Jaś Kapela
Pisarz, poeta, felietonista
Pisarz, poeta, felietonista, aktywista. Autor tomików z wierszami („Reklama”, „Życie na gorąco”, „Modlitwy dla opornych”), powieści („Stosunek seksualny nie istnieje”, „Janusz Hrystus”, „Dobry troll”) i książek non-fiction („Jak odebrałem dzieci Terlikowskiemu”, „Polskie mięso”, „Warszawa wciąga”) oraz współautor, razem z Hanną Marią Zagulską, książki dla młodzieży „Odwaga”. Należy do zespołu redakcji Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Opiekun serii z morświnem. Zwyciężył pierwszą polską edycję slamu i kilka kolejnych. W 2015 brał udział w międzynarodowym projekcie Weather Stations, który stawiał literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. W 2020 roku w trakcie Obozu dla klimatu uczestniczył w zatrzymaniu działania kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Drzewce.
Zamknij