Kraj

Stawiszyński: Kościół, którego nie ma

Takiego Kościoła, o jakim ksiądz Lemański pisze i jaki reprezentuje, nigdy nie było, nie ma i nie będzie.

Ksiądz Wojciech Lemański przegrał. Nie jest już proboszczem w Jasienicy, nie może kontaktować się z mediami, zepchnięto go na całkowity margines. Watykan – czemu, nawiasem mówiąc, trudno się dziwić – kompletnie zignorował jego odwołania. Przenikliwie pisał o tym jakiś czas temu Tadeusz Bartoś, w tonie głęboko realistycznym, pozbawionym złudzeń co do natury owej osobliwej instytucji (którą Bartoś zna, jak mało kto). Wkrótce – najprawdopodobniej – Lemański nie będzie mógł nawet odprawiać mszy.

O tym jak kuriozalna jest to sytuacja – że człowiek naprawdę głęboko wierzący, otwarty na ludzi o odmiennych poglądach, niebojący się krytykować instytucji, która daje mu zatrudnienie, lojalny wobec swoich parafian (którzy po dziś dzień stoją za nim murem – chyba o czymś to świadczy, nieprawdaż?), traktowany jest przez Kościół niczym renegat albo przestępca – nie trzeba przekonywać już dzisiaj chyba nikogo. No, może poza twardogłowymi katolickimi publicystami, pojmującymi religię na sposób totemiczny, traktującymi ją jak bejzbola, którym można skutecznie dyscyplinować inaczej myślących. Ten model pojmowania religii staje się w Polsce coraz bardziej popularny.

Dlatego być może Lemański, ze swoim niedzisiejszym chrześcijaństwem, kompletnie nie pasuje do tego tłumu kiboli, który przejął stery w polskim Kościele, tłumu kiboli skandującego stadionowe hasła o „ideologii dżender” i rzucającego się z pałami na każdego, kto nie obnosi pokornie ich klubowych barw.

Z krwi, kości i wiary, wywiad-rzeka przeprowadzony z księdzem Lemańskim przez Annę Wacławik-Orpik, to lektura o tyle istotna, a nawet obowiązkowa, że jest być może jego ostatnią publiczną wypowiedzią. Publikacja książki – szczęśliwie – nastąpiła jeszcze przed ogłoszeniem watykańskiego stanowiska co do sporu na linii Lemański – arcybiskup Hoser. Czy jeszcze kiedykolwiek usłyszymy księdza Lemańskiego w mediach – tego nie wiadomo. Wszystko wskazuje jednak, że nie – o ile, rzecz jasna, nie zdecyduje się on na zrzucenie sutanny i wystąpienie z Kościoła. Szczerze mu tego życzę – choć doskonale rozumiem, dlaczego nie chce tego zrobić.

Wbrew temu, co można było przeczytać na wielu prawicowych portalach – ksiądz Lemański nie dokonuje tutaj żadnych bulwersujących transgresji, nie kwestionuje nauczania Kościoła, nie głosi heretyckich poglądów. Nie – on po prostu (naprawdę, nic więcej, tylko tyle) – mówi normalnym językiem. Językiem, który nie wyklucza, nie piętnuje, nie ocieka lśniącą, tłustą pewnością. Językiem, który jest świadomy własnego ograniczenia i uwikłania.

Pisałem już na łamach Dziennika Opinii, że z księdzem Lemańskim mam jeden podstawowy problem – nie ma, nie było i najprawdopodobniej nie będzie nigdy takiego Kościoła, którego on chciałby być reprezentantem. Gdyby tylko taki Kościół istniał – nie tylko ja, ale wielu moich odległych dzisiaj od instytucji Kościoła przyjaciół na pewno przynajmniej spróbowałoby znaleźć tam dla siebie miejsce. Spróbowałoby przynajmniej porozmawiać – bo szansa i gotowość do rozmowy, autentycznej, głębokiej, szczerej, z poszanowaniem różnych doświadczeń i różnych stanowisk, niewątpliwie tutaj jest. A to już bardzo dużo.

Oczywiście – przekonani katolicy, zwłaszcza ci ze stronnictwa kibolskiego, powiedzą od razu, jak to często czynili: „A co nas to obchodzi? Kościół jest wieczny, Bóg jest jeden, trzeba się przed nim pokłonić i bez szemrania przyjąć wszystko, co jego delegatura ziemska do wierzenia i praktyki podaje”. Otóż – nic podobnego. Delegatura ziemska jest zmienna, działa w jak najbardziej ziemskim, bo głównie własnym, interesie, Jezus Chrystus zaś przyszedł do wszystkich i każdy ma prawo w taki czy inny sposób się nim zajmować, szukać do niego drogi, albo też zanegować kompletnie jego znaczenie w swoim życiu. Każdy również ma prawo krytykować instytucję, która w polskim – i światowym – życiu publicznym od początku istnienia tej cywilizacji gra nieustająco pierwsze skrzypce.

Trzeba to powtarzać do znudzenia – że także niewierzący mają prawo Kościół krytykować, dopóty, dopóki uczestniczy on w życiu publicznym, a także głosi nauki odnoszące się rzekomo do wszystkich.

Ksiądz Lemański to rozumie. Rozumie także, jak splątane i trudne potrafią być drogi do tak czy inaczej pojmowanej transcendencji. Tym większa szkoda, że musi milczeć. Dopóki się zatem coś nie zmieni, pozostaje nam ta znakomita książka.

Ale ostrzegam – lektura Z krwi, kości i wiary niebezpiecznie grozi nawróceniem. Rzecz tylko w tym, że nie wiadomo na co. Bo – powtórzę – takiego Kościoła, o jakim ksiądz Lemański pisze i jaki reprezentuje, otóż takiego Kościoła nigdy nie było, nie ma i nie będzie.

Wojciech Lemański, Anna Wacławik-Orpik, Z krwi, kości i wiary, Agora, Warszawa 2013

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Stawiszyński
Tomasz Stawiszyński
Eseista, publicysta
Absolwent Instytutu Filozofii UW, eseista, publicysta. W latach 2006–2010 prowadził w TVP Kultura „Studio Alternatywne” i współprowadził „Czytelnię”. Był m.in. redaktorem działu kultura w „Dzienniku”, szefem działu krajowego i działu publicystyki w „Newsweeku" oraz członkiem redakcji Kwartalnika „Przekrój”. W latach 2013-2015 członek redakcji KrytykaPolityczna.pl. Autor książek „Potyczki z Freudem. Mity, pokusy i pułapki psychoterapii” (2013) oraz oraz „Co robić przed końcem świata” (2021). Obecnie na antenie Radia TOK FM prowadzi audycje „Godzina Filozofów”, „Kwadrans Filozofa” i – razem z Cvetą Dimitrovą – „Nasze wewnętrzne konflikty”. Twórca podcastu „Skądinąd”. Z jego tekstami i audycjami można zapoznać się na stronie internetowej stawiszynski.org
Zamknij