Kraj

Środa: Obrona praw kobiet pod władzą PiS, Kukiza i Korwina będzie trudniejsza

PO pada ofiarą własnej uległości wobec prawicy i Kościoła.

Cezary Michalski: Chciałbym zapytać o pojawiający się w tej kampanii pakiet bardzo istotny dla Ciebie, dla Kongresu Kobiet, który powinien też być istotny dla tego zbioru wspólnego – o ile on w Polsce istnieje – lewicowości i liberalizmu. Konwencja antyprzemocowa i ustawa o in vitro. Komorowski i platformersi sięgnęli do tego w kampanii, bo obie kwestie wydawały się stosunkowo najmniej „kontrowersyjne”, 70 proc. sondażowego poparcia itp. Tymczasem Kościół ukarał Komorowskiego zupełnie jednoznacznym poparciem Andrzeja Dudy. A ze strony lewicowej i liberalnej opinii publicznej nie było wyraźnego zwrotu, „nagrody”. Czy liberalno-lewicowy elektorat i opinia publiczna w ogóle jeszcze w Polsce istnieją, czy są zdolne do zawierania paktów, do negocjowania w granicach tego, co jest realne w naszym „kraju bez lewicy”? Elektorat kościelny precyzyjnie karze i nagradza za podejmowanie najbardziej fundamentalistycznych haseł, co uczy polityków oportunizmu w jedną tylko stronę.

Magdalena Środa: Istnieją co prawda cuda w polityce, ale niezbyt często. Trudno oczekiwać cudu wyborczego dzięki jednej ratyfikowanej ustawie, jeśli przez wiele lat oddawało się przestrzeń polityczną prawicy. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Za późno, za mało. A na dodatek prawicowe skrzydło PO interpretuje teraz porażkę Komorowskiego właśnie jako skutek ratyfikowania konwencji antyprzemocowej, która „rozdrażniła Kościół”. Oczywiście z ich punktu widzenia lepiej by było, gdyby Komorowski nie zajmował się przemocą wobec kobiet, tylko zradykalizował ustawę antyaborcyjną i udzielał wywiadów Radiu Maryja. Czym jednak wtedy PO różniłoby się od PiS-u? A rozsądek prezydenta od szaleństwa zaścianka? Ostatnie wybory pokazały, że PO nie potrafi nas obronić przed PiS-em, bo za bardzo boi się mitu o katolickim kraju.

A jeśli to już nie jest mit? Komorowski nie bał się wystarczająco i został ukarany, a mobilizacja liberalnego elektoratu nie nastąpiła.

Porażka prezydenta to porażka wieloletniej prokościelnej i lękowej polityki PO wobec Kościoła, bo przecież rosną nam pokolenia wychowane na katechezie i nienawiści Kościoła do wszystkiego, co nowoczesne. Rosną pokolenia, które nie wiedzą, co to rozdział Kościoła od państwa, a autorytet biskupów mylą z autorytetem politycznym. Kościół wziął wszystko, co mu Platforma dała, a teraz zażądał więcej. I to więcej da mu PiS. Po co więc wspiera go PO?

Z powodu braku jakiejkolwiek siły równoważącej siłę Kościoła?

To jest jednak lawina, której Komorowski już jedną czy drugą ustawą nie zatrzyma. Trzeba też pamiętać, że nawet z tą jedną konwencją nie poszło gładko. Konwencja zagorzałych przeciwników miała przecież także w PO, o ileż miesięcy opóźnił wszystko Gowin i jego koledzy z kościelnych organizacji, którymi wypełnił ministerstwo sprawiedliwości? Kongres Kobiet jest oczywiście wdzięczny panu prezydentowi za ratyfikację konwencji, ale przecież to żadna zasługa. To coś normalnego. Tylko, że w Polsce normalne staje się nadzwyczajne, wobec zalewu zaścianka.

Znasz jednak ten model polityczny Obamy/Tuska, który właściwie jest powszechnym modelem sprawowania władzy w liberalnej demokracji: „zmieńcie układ sił na poziomie metapolityki, w dyskursie społecznym, w układzie sił społecznych, to ja się chętnie dostosuję, bo jestem liberalny i nowoczesny, ale nie jestem samobójcą. Dostanę osłonę od silnego liberalnego lub lewicowego elektoratu, to podejmę wasze tematy”.

Na razie nie ma elektoratu lewicowego, nie ma w każdym razie żadnej siły politycznej, która by ten elektorat potrafiła zmobilizować. On się tak niewiarygodnie skurczył, że nikt dziś w Polsce nie wierzy, aby było możliwe przeforsowanie pakietu ustaw stricte lewicowych. Czy to w obszarze kulturowym, czy społeczno-ekonomicznym. Wszyscy już nauczyli się tej prostej techniki: „nie ma lewicy, więc popierajmy PO, bo ono nas obroni przed PiS-em”. Zresztą co to jest lewica? Nie ma swojego politycznego przedstawicielstwa, nie generuje żadnego nacisku. Straciła pazury i język. Jest niema. Zmiana po tej stronie musi być więc głęboka, wymiana całej formacji, wymiana słownika. Musimy zrobić to sami, nie wierzę w żadne lewe skrzydła w PO. A jeśli są, to wyłącznie jako element gry politycznej, która nie budzi głębokiego zaufania. Biedna ta lewica, dawniej skutecznie skażona PRL-em, potem nieusuwalnym narcyzmem Millera, szaleństwami Palikota (a właściwie jego radykalną niestabilnością, zeligowatością) – teraz znalazła się na politycznym dnie.

Obaj działali jednak w sytuacji, kiedy przeciwko wszelkiej lewicowości prawica i Kościół używały coraz silniejszego argumentu „historycznego”. „PRL było lewicowe, wobec czego wszelka lewicowość powinna być z tego kraju usunięta na zawsze”. Przy wszystkich wątpliwościach, jakie można mieć do całego tego rozumowania i każdej jego przesłanki z osobna.

Dziś każde odchylenie od prawicowej hegemonii jest już dziwactwem, „lewactwem”, jakimś kuriozum, które nie ma prawa bytu. A cała obrona przed tym, przez ostatnich 10 lat, to był albo nieszczęsny Miller, którego język nasiąkał seksizmem, a nie lewicowym dziedzictwem, albo kokietowanie lewicowego elektoratu przez PO: „my to wam załatwimy: ustawę o związkach partnerskich, suwak, in vitro”. Ale nie załatwili, choć mieli większość i mogli. Bronili status quo.

Ja sam jestem dziś ostrożniejszy w krytykowaniu tego status quo, bo nastąpił właśnie wielki wybuch różnych energii politycznych pozornie „antysystemowych”, skierowanych przeciwko status quo, które są jeszcze bardziej prawicowe. Na poziomie ekonomicznym to jest libertarianizm – od Dudy (kiedy nie kłamie), poprzez Korwina, skończywszy na Kukizie. Połączony z radykalnym nacjonalizmem i elementami zideologizowanej religijności typu: „dzieciaczki nam demoralizują, a Kościół uczy jednak dyscypliny, a poza tym żadnej innej tradycji Polacy nie mają”. W porównaniu z „antysystemowością” Dudy, Kukiza i Korwina, „status quo” i tak gwarantuje nieco więcej wolności, równości i prawa.

Ja wcale nie jestem przekonana do powszechnej interpretacji Kukiza jako buntownika. To jest postać, która się doskonale wpisze w programy PiS-owskie. A nawet w całą tę prawicową hegemonię, sięgającą od PO po PiS.

Kukiz rzeczywiście był członkiem komitetów poparcia Tuska i PO, jak jeszcze uważał ich za wystarczająco „patriotycznych” i „libertariańskich”. Potem się rozczarował.

On jest po prostu bardziej radykalnym reprezentantem tego, co jest dziś w Polsce naprawdę szeroką prawicową hegemonią. Nawet Korwina, który jest żałosnym pajacem, trudno traktować jako „antysystemowca” (bo pajace nie są ani systemowe, ani antysystemowe). Przeciwnie, potencjał antysystemowy miałaby dziś w Polsce wyłącznie jakaś lewica. A nawet jeśli nie antysystemowy, ale na pewno przeciwukładowy, przeciwzaściankowy.

Lewica, której nie ma dziś już prawie zupełnie w wymiarze politycznym.

Nie ma, ale nie zmienia to faktu, że spora część Platformy, Kukiz, Korwin i Duda, to różne odmiany tego samego. To elementy jednej układanki, która, jak tylko się dobierze w parlamencie, będzie wyglądać jak średniowieczny zamek. Z naciskiem na średniowieczny.

Jednak robi różnicę, czy mamy konwencję antyprzemocową, czy też ją przyszły Sejm uzna za „niebyłą”. Czy mamy in vitro legalne, czy zakazane. Czy mamy ustawę antyaborcyjną z wyjątkami, czy bez wyjątków, bo wszystkie zostaną konstytucyjnie uznane za „morderstwo”.

To prawda, ale ta gra, szczególnie w tej kampanii, przybrała całkowicie zrytualizowany kształt personalny. Komorowski jest w tej grze jowialnym łagodnym panem, a Kukiz odlotowym rockmenem. Ludzi ta gra wciąga, ale ja na zapleczu nie widzę prawdziwych systemowych różnic.

To prawda, jednak jak Kongres Kobiet będzie negocjował pakiet równościowy, emancypacyjny, prokobiecy z koalicją partii i elektoratów PiS, Kukiza i Korwina? O tym, jak negocjował z Platformą i jej elektoratem, opowiadałaś na tych łamach. Czy w tej nowej sytuacji takie negocjacje będą w ogóle możliwe?

Według mnie, na dzień dzisiejszy, taki lobbing nie jest możliwy. Nawet te nieliczne osoby, które w przeszłości czasami wchodziły z nami w dialog – jak np. posłanka PiS Małgorzata Sadurska, która teraz stała się gwiazdą Kaczyńskiego – bardzo mocno się zradykalizowały. Nas może śmieszyć kampania Kościoła przeciwko tzw. ideologii gender…

Mnie jakoś nie śmieszy…

… ale to się osadziło w mentalności prawicowej bardzo głęboko, na ogromną skalę. I teraz my mamy już nie tylko nieprzewidywalnych liderów politycznych prawicy i potężny Kościół, ale mamy też zupełnie nowe zmiany w mentalności społecznej, które zostały wytworzone niedawno, ale pozostaną na długo.

To, co dla Jacka Kurskiego czy samego Kaczyńskiego jest czysto instrumentalne, dla tych milionów ludzi stało się autentycznym lękiem  że będą im demoralizować dzieci, zmieniać płeć, niszczyć rodziny? Zarówno na poziomie tego, co Ludwik Dorn nazywał „pisowskim ludem”, jak też większości posłanek i posłów?

Na poziomie „PiS-owskiego ludu” tak, natomiast jeśli chodzi o posłanki, to także one często już podchodzą do tego instrumentalnie. One wiedzą, że pozostaną w tej partii i na tych stanowiskach tylko wtedy, kiedy będą mówiły to, co Kaczyński i tak, jak Kaczyński. W pewnej debacie powiedziałam do jednej z posłanek PiS, że „przecież Kaczyński zmienił w jakiejś sprawie zdanie”. I ona wpadła w kompletną panikę, że może nie być na bieżąco i nie mówić tego, co mówić należy. Cynizm i konformizm jest totalny. Ja w tej sytuacji pomostów do negocjacji z PiS-em nie widzę, choć niczego nie wykluczam. Jednak ci, którzy zyskują więcej siły i władzy, mają proporcjonalnie mniejszą skłonność do dialogu. To oczywiście nie tylko PiS-u dotyczy. Ale w tej sytuacji możliwości negocjacji będą raczej żadne. Pozostanie sprawdzian podstawowy – czy potrafimy się zmobilizować, kiedy staniemy pod ścianą. Czy potrafimy się wówczas przeciwstawić ograniczaniu kobiecych praw, czy będziemy musiał zejść do podziemi. I rządzić tam jak bogini Hekate.

DZIENNIK OPINII O WYBORACH:
Kinga Dunin: Nie ten człowiek roku
Cezary Michalski: Jak prowadzić spór z populizmem?
Witold Mrozek: Komorowski niec nie rozumie
Maciej Gdula: Kukiz to jednorazowy trybun, uwierzcie w politykę!
Sławomir Sierakowski: Czy elektorat lewicowy tym razem wyjdzie z domu i zdecyduje, kto wygra?

**Dziennik Opinii nr 133/2015 (917)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij