Kraj

Siostrzeństwo to walka

kongres-kobiet

Debata o wyzysku ochroniarek podczas Kongresu Kobiet dobitnie pokazała, że fantazje o wszechporozumieniu i interesach „wszystkich kobiet” służą wyłącznie tym uprzywilejowanym. Liberalny feminizm nie jest w stanie odpowiedzieć na codzienne problemy pracujących kobiet. Zamiast budowania pozornej wspólnoty ponad podziałami musimy walczyć. O nasze prawa – pracownicze, lokatorskie czy reprodukcyjne.

Maria Świetlik na łamach portalu gazeta.pl ujawniła skandaliczne warunki pracy ochroniarki zatrudnionej przez firmę, która świadczyła usługi na ostatnim Kongresie Kobiet. Pracownica zmuszona była stać przez kilkanaście godzin, bez przerwy na posiłek. Prezeska Stowarzyszenia Kongres Kobiet Dorota Warakomska odpowiedziała autorce tekstu, że trzeba było zgłosić sprawę organizatorkom (co ta swoją drogą zrobiła), zamiast ją nagłaśniać. Świetlik natomiast – napisała Warakomska – „nie czuje się częścią ruchu kobiecego”. Prezeska Kongresu dodała, że ochroniarka nie chciała przenieść się w spokojniejsze miejsce, na końcu hali, więc właściwie sama jest sobie winna. Tylko czy w innym miejscu nie stałaby kilkunastu godzin?

Przy polemice, którą wystosowała Magdalena Środa, tekst Warakomskiej wydaje się bardzo wyważony. Środa stwierdziła bowiem, że ona również nie miała chwili, by usiąść, zaś na co dzień, w pracy, musi siedzieć niemal bez przerwy. Porównywanie wyzysku i pracy ponad siły do brylowania na panelach pokazuje całkowite oderwanie od codziennego życia i pracy milionów kobiet w Polsce.

Magdalena Środa biega na panele, bo chce i może. Pracownica ochrony stoi, bo musi. Wykonuje niewidzialną, wycieńczającą pracę, a Środa licytuje się, która z nich jest bardziej uciśniona. Robi to za pośrednictwem mediów, do których „dojścia” nie ma pracownica ochrony. W jej imieniu występuje Świetlik. Środa, drwiąc ze Świetlik, w istocie drwi z ochroniarki i jej prawa do godnej pracy. Tworzenie pozornej równości między nimi, symulowanie rywalizacji o to, kto ma gorzej, służy ukrywaniu realnego problemu – wyzysku i przymusu ekonomicznego.

Wszystkie jesteśmy kobietami

Ani Środa, ani Warakomska nie brała udziału w marcowym Socjalnym Kongresie Kobiet w Poznaniu. Była tam za to Joanna Jaśkowiak, notariuszka, żona prezydenta Poznania. Po opowieściach niezamożnych kobiet, pracownic i działaczek o bezdomności, bezrobociu, wykorzystywaniu w pracy i w domu, eksmisjach, braku opieki dla dzieci, braku dostępu do ochrony zdrowia i edukacji, Jaśkowiak oznajmiła, że sama świetnie rozumie te problemy. Że wszystkie jesteśmy w tym razem i wszystkie doświadczamy tego samego – jako kobiety. Wyjaśniła, że jako przedsiębiorczyni także odczuwa niestabilność, bo nigdy nie ma pewności, czy jej firma dalej będzie istnieć. Że również musiała pracować, kiedy źle się czuła, więc ma podobne doświadczenia jak kobiety, które nie mogą wziąć wolnego, bo zostaną z pracy zwolnione.

Wolność matek

Tyle że Jaśkowiak nikt nie zwolni, bo to ona może zwalniać, nie musi też przejmować się opieką nad dzieckiem, bo ma pieniądze na opiekunkę. Jej los nie jest zależny od decyzji szefa, nie pracuje na niego. Pracuje na siebie. Wszystkie jesteśmy kobietami, ale nie wszystkie doświadczamy tego samego. Wyzyskująca szefowa nie walczy o to samo, co wyzyskiwana przez nią pracownica.

Wszystkie jesteśmy kobietami, ale nie wszystkie doświadczamy tego samego.

Gdy wśród uczestniczek Socjalnego Kongresu pojawił się sprzeciw, Jaśkowiak tłumaczyła, że fakt, że „coś jej się udało osiągnąć”, nie znaczy, że jest wrogiem pracownic. Mówiła to żona prezydenta Poznania do kobiet walczących z eksmisją i wyzyskiem, kobiet-superbohaterek, którym udało się wygrać z bezdomnością, przemocą i bezrobociem. Jej zdaniem to ona pracuje na „swoich” pracowników. Podsumowała, że nie ma co się „targować”, kto ma gorzej, bo nasze – kobiet – problemy są wspólne i tylko wspólnie możemy je rozwiązać.

W ten sposób przez lata wyzyskujący tworzyli fałszywą solidarność z pracownikami, a swój „sukces” przypisywali własnej pracy, choć w dużej mierze zawdzięczali go rodzinie, wpływowym znajomym, szczęściu, a przede wszystkim niewidzialnej pracy innych osób.

Wszystkie, czyli kto?

Po tekście Świetlik o warunkach pracy na Kongresie Kobiet kolejne ochroniarki opowiedziały Idze Dzieciuchowicz z „Codziennika Feministycznego”. Mówiły, że to jedna z organizatorek kazała im stać na baczność i nie ruszać się z miejsca, a gdy ruszyły się chociaż o krok, wyzywała je od „głąbów” i „idiotek”. Ochroniarki nie mają żadnego interesu, żeby razem z nią walczyć o „wszystkie kobiety”. Jeśli walczą, to przeciw organizatorce i systemowi, w którym codzienny wyzysk jest niewidoczny, bo to rzekomo „kobieta sukcesu” pracuje na „swoje” pracownice, a nie na odwrót. Przeciw systemowi, w którym to pracownice w swoich relacjach muszą ukrywać się pod pseudonimami, a upokarzające je kobiety publicznie się licytują, kto ma gorzej. Przy okazji robiąc sobie na tym kampanię polityczną – Joanna Jaśkowiak prawdopodobnie będzie liderką jednej z list do Rady Miasta Poznania. Instrumentalne wykorzystywanie praw kobiet, by zdobyć poparcie, jest nam dobrze znane – przez lata robili to konserwatywni i liberalni politycy.

Po wypowiedziach organizatorek i po tekście Dzieciuchowicz Kongres Kobiet wystosował oświadczenie, w którym wyraził ubolewanie wobec sytuacji, w jakiej znalazły się ochroniarki. Dodał też, że Kongres to demokratyczny i samorządny ruch społeczny, którego wszystkie jesteśmy współgospodyniami. Ale skoro tak jest, dlaczego to Środa odpowiedziała w imieniu Kongresu na tekst Świetlik? Dlaczego to tekst Świetlik albo opowieść ochroniarek nie była reprezentacją stanowiska Kongresu? Kto napisał oświadczenie Kongresu Kobiet i dlaczego jego „współgospodynie” – kilkaset kobiet biorących udział w panelach – w większości nawet o nim nie wiedziały? To nie jest ich narracja, nie mają na nią żadnego wpływu.

Owszem, na Kongresie znalazło się miejsce na panele poświęcone prawom pracowniczym. Tyle że odbywały się równocześnie z ośmioma innymi panelami. Nie można było uczestniczyć i w panelu o prekarnej pracy kobiet, i w panelu o sytuacji opiekunek i osób z niepełnosprawnościami. Zapewne gdyby rzeczywiście mogły zadecydować o tym uczestniczki, związkowczynie oraz opiekunki i osoby z niepełnosprawnościami wolałyby jednak wysłuchać siebie nawzajem, a nie być ustawiane w pozycji rywalizujących „tematów” do wyboru. Za to przed panelami równoległymi i po nich na scenie głównej debatowały uznane kobiety kultury, przedsiębiorczynie i liberalne celebrytki-feministki. W tym czasie nie odbywało się nic więcej. Tylko te wydarzenia były w całości transmitowane, to na nich były media, to je później opisywano w relacjach z Kongresu. Władza jest po bardzo konkretnej – neoliberalnej, nie socjalnej – stronie. Ukrywanie tego pozwala dalej narzucać kierunek pod hasłami oddolności i samorządności.

Opieka to praca, nie zasób naturalny

Nie wszystkie uczestniczki mają wpływ na kształt Kongresu. Nie wszystkie w ogóle mogą być uczestniczkami – wiele kobiet nie ma czasu i możliwości, by przez dwa dni nieodpłatnie debatować. Na przykład dlatego, że w weekendy muszą pracować – podobnie jak ochroniarki. To tu kształtuje się feminizm – w codziennej walce o lepszy byt.

Niekobiecy wyzysk

Na ile linia Kongresu Kobiet obejmuje „wszystkie kobiety”, pokazała niedzielna rozmowa Grzegorza Sroczyńskiego z Dorotą Warakomską w TOK FM. Warakomska zapewniała, że rozmawiała z wszystkimi osobami, które były w gronie organizatorek Kongresu, i informacja o wyzysku nie potwierdziła się. Sroczyński zapytał, czy rozmawiała też z ochroniarkami. Warakomska zaprzeczyła i stwierdziła, że to szefowie i szefowie szefów są jej „partnerami do rozmowy”. I zaczęła tłumaczyć, że trzeba brać pod uwagę wszystkie punkty widzenia. Dla prezeski Stowarzyszenia Kongres Kobiet „wszystkie punkty widzenia” to perspektywa zatrudniających. Nie obejmują one za to perspektywy wyzyskiwanych ochroniarek.

Warakomska wyraziła też ubolewanie, jeśli „ktokolwiek źle odczytał słowa wzywające do tego, żeby wykonać pracę”. Przekazała również, że kobieta, która w relacji ochroniarek upokarzała je, planuje wejść na drogę sądową, bo czuje się nękana. Znamy to dobrze z #metoo: ustawianie wersji sprawców jako rozstrzygającej czy „potwierdzającej”, ignorowanie i kwestionowanie słów skrzywdzonych, non-apology, pozywanie za zniesławienie kobiet ujawniających przemoc od lat służą legitymizacji przemocy – ekonomicznej i seksualnej. W ten sposób ucisza się osoby ujawniające i zniechęca wszystkie kolejne. Przemoc, wyzysk pozostają niewidoczne i bezkarne.

Warakomska stoi po bardzo określonej stronie. Na końcu rozmowy opowiada o siostrzeństwie i „współgospodyniach” Kongresu, o wspólnocie kobiet – by skrytykować Świetlik za to, że w nieodpowiedni sposób ujawniła przemoc. I dodaje, że żałuje, że przez tę aferę nie rozmawiamy o „sprawach kobiet”. Wychodzi więc na to, że wyzysk ochroniarek nie jest „sprawą kobiet”.

Dziesiąty Kongres Kobiet, czyli jak 500+ rozgrzało nas do czerwoności

Walczmy, siostry!

Wspólnota „nas wszystkich”, o której decyduje garstka uprzywilejowanych osób, nie uwzględnia problemów i perspektywy „nas wszystkich”. Opłaca się za to decydującym: dzięki niej to ich pozycja staje się pozycją „uniwersalną”, a ich sprawy i interesy – sprawami i interesami „nas wszystkich”. Gdy nawołują o samorządności, oddolności i solidarności wszystkich kobiet, w istocie nawołują o posłuszeństwo i podporządkowanie się ich decyzjom. Każdy sprzeciw wobec ich działań okazuje się sprzeciwem wobec całego ruchu feministycznego, a w efekcie – szkodą dla wszystkich kobiet.

To dzięki temu Środa mogła licytować się z pracownicą ochrony, kto ma gorzej, a Jaśkowiak zachęcać do wspólnej walki wszystkich kobiet o lepszy los bizneswoman. To przez to Świetlik po ujawnieniu skandalicznych warunków pracy ochroniarek słyszała, że „nie czuje się częścią ruchu kobiecego” i tworzy podziały. Świetlik nie tworzy podziałów, one istnieją. „Porozumienie ponad podziałami” od lat służy osobom u władzy do narzucania swojej wizji i swoich interesów. Jest narzędziem sprawowania kontroli.

Porozumienie ponad podziałami” od lat służy osobom u władzy do narzucania swojej wizji i swoich interesów. Jest narzędziem sprawowania kontroli.

Liberalne feministki, tzw. „kobiety sukcesu”, nie reprezentują wszystkich kobiet, tylko własne środowisko i własną klasę. Mogą nie obchodzić ich warunki pracy mniej uprzywilejowanych kobiet, ich zabezpieczenia socjalne czy codzienna walka o przetrwanie. Walczą o własną pozycję i stanowiska – nie tylko kosztem mężczyzn z pozycją i na stanowiskach, ale i kosztem większości kobiet.

Same musimy wywalczyć lepszy świat dla siebie – przeciw wyzyskującym osobom każdej płci. Siostrzeństwo to walka, nie pozorne porozumienie ponad podziałami. Póki nie będzie lepszych warunków pracy, póki każda osoba nie będzie miała czasu na aktywizm, swobodnie angażować się będą tylko te, które mają ku temu możliwości. I będą mogły to robić w swoim interesie i na swoich zasadach. Dlatego walka o nasze prawa – wolność, równość, siostrzeństwo – to walka o lepsze warunki pracy, powszechną i bezpłatną ochronę zdrowia, kulturę i edukację, więc i o czas wolny i czas na aktywizm. To jest zadanie dla feminizmu, a nie więcej krzeseł w strefie VIP.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maja Staśko
Maja Staśko
Dziennikarka, aktywistka
Dziennikarka, scenarzystka, aktywistka. Współautorka książek „Gwałt to przecież komplement. Czym jest kultura gwałtu?” oraz „Gwałt polski”. Na co dzień wspiera osoby po doświadczeniu przemocy. Obecnie pracuje nad książką o patoinfluencerach.
Zamknij