Kraj

Sierakowski: W Polsce motorem zmiany zawsze była garstka

Z samego faktu bycia młodym nie wynika, że ma się w czymkolwiek rację.

Milena Rachid Chehab: Im szybciej przejmą rządy – od rządu RP po rząd dusz – tym lepiej dla wszystkich – pisze o młodych Jacek Żakowski.

Sławomir Sierakowski: Choć szanuję go bardzo jako dziennikarza, myślę, że dał się uwieść temu, co zazwyczaj stara się inteligentnie przejrzeć.

Czyli?

Kulturze masowej, która takimi tematami jak młodość handluje jako atutem obiecującym lepsze życie. Przecież z samego faktu bycia młodym nie wynika, że ma się w czymkolwiek rację. Jeśli jest tak, że świat młodych jest lepszy niż starszych, to dlaczego czytamy coraz mniej i oglądamy coraz głupsze filmy i telewizje niż ludzie z pokolenia Żakowskiego? Istnieje natomiast inne ciekawe zjawisko, które jeden z krytyków literackich opisał pojęciem ”dzieci gorszej koniunktury” świetnie pasującym do dzisiejszych młodych.

Koniunktury gorszej od złotych czasów początku transformacji?

Ci, którzy weszli w 1989 roku, objęli lub zbudowali prawie wszystkie instytucje tego kraju: nie tylko politykę, ale też giełdę, biznes, media itd. Na całe dekady zablokowali dostęp do tych miejsc i to jest pewnie powód frustracji w młodym pokoleniu. U nas wciąż dobrze się trzyma mit ”starej szkoły”, czyli przekonanie, że pokolenie czy dwa wstecz była wyższa jakość. Coś w tym jest. Wystarczy spojrzeć na polityków – ci młodzi są sto razy głupsi, bardziej cyniczni, gorzej zorientowani.

[…]

Swoją drogą, jedynym poważnym atutem młodości jest naiwność. Adam Michnik powiedział kiedyś w rozmowie z Danielem Cohnem-Benditem, że oni zrobili Marzec ’68, bo byli zbyt młodzi i naiwni, by wiedzieć, że się nie da.

A dzisiaj?

Spotkałem grupę prawników, którzy najpierw perorowali o potrzebie zrywu pokoleniowego, a potem przyznali, że sami nie mają czasu nawet na żaden wolontariat, bo praca, bo kredyt. Na Zachodzie młodzi ludzie w ’68 roku buntowali się, bo nie chcieli żyć tak jak ich rodzice. Dziś frustrują się, bo tak jak rodzice żyć nie mogą. Biorą więc kredyt na 30 lat, a to zamienia człowieka w konformistę.

Pan nie ma kredytu, a czasem jest pan przedstawiany jako ”Sławomir Sierakowski – przyszły premier”.

Jakiś czas temu Jan Krzysztof Bielecki zachęcał mnie: ”Ty, taki zdolny, młody, powinieneś iść do polityki, świetnie się nadajesz, a tu się marnujesz i zaraz będziesz sfrustrowanym 40-latkiem”. Wtedy przypomniałem mu, że w jakimś swoim starym tekście przytaczał rozmowę, w której dokładnie to samo tłumaczył mu jego kolega w połowie lat 80., który właśnie zapisał się do PZPR: ”Harcerzyka zgrywasz w tej opozycji, zamiast zrobić karierę i się przydać”. Ja raczej należę do tych, którzy organizują zmianę na jej początku i oswajają z nią innych. Ci, którzy przychodzą potem, mogą być dla ludzi wystarczająco swojscy, żeby na tym budować kapitał polityczny. Wyjątkowo trudna jest taka robota przede wszystkim na prowincji, ale jeszcze bardziej potrzebna, dlatego tak ważne było dla nas wyjście z Warszawy do mniejszych miast.

To znaczy?

Opowiem historię. Komorowski został prezydentem i postanowił zorganizować cykl debat dla młodych środowisk. Na zaproszenie kancelarii poszła Agnieszka Wiśniewska kierująca koordynatorami klubów KP. Zaproponowała fajnych młodych aktywistów z Kalisza, Gniezna, Lublina. Na co ludzie prezydenta zareagowali zdziwieniem, tłumacząc, że to mają być zamknięte debaty w Warszawie, a ”młodzi” to znaczy około 30-40 lat, zaś atrakcją mają być zagraniczne gwiazdy. Tłumaczyliśmy, że rozmowy najbardziej potrzebują nie warszawskie środowiska, ale te, którym trudniej trafić do debaty publicznej. Po roku urzędnicy pękli i przestali nas namawiać, a prezydent przyjechał do świetlicy w Cieszynie na debatę o naszym przewodniku dla dzieci o współpracy, który napisała Janina Ochojska.

Jest sporo ludzi, którym się coś chce, nie tylko wokół ”Krytyki Politycznej”. Wyróżnia się na przykład bardzo ciekawa grupa skupiona wokół pisma ”Kontakt”, czyli młody KIK. Wydają poważną gazetę, nie zajmują się internetowym hejtingiem, mają swoje zdanie. Ale patrząc ogólnie, młodzi, którzy coś robią, to wciąż mniejszość.

Gdyby pana środowisko coś zdenerwowało, tak jak część społeczeństwa brak koncesji dla -Telewizji Trwam, to ilu macie ludzi po swojej stronie?

Na pewno nie masy. Ale nie jesteśmy też tacy mali. Co roku organizujemy ponad tysiąc akcji społecznych i wydarzeń kulturalnych. Więcej robi chyba tylko Kościół katolicki. Jeśli zliczyć tych, którzy to organizują, i tych, którzy w tym uczestniczą, to wyjdzie całkiem sporo. Ale niesłusznie zakłada pani, że do przeprowadzenia wielkich zmian potrzeba mas.

Przecież w Polsce od filomatów i filaretów po KOR-owców motorem zmiany była garstka.

I wy jesteście takim KOR-em?

Bardzo bym chciał, żebyśmy mogli się wykazać równie romantycznie jak KOR, ale żyjemy w pozytywistycznych czasach i trzeba się wykazywać codzienną pracą, która ma być raczej efektywna niż efektowna. Nie ma czytelnego wroga ani podziału na klasę robotniczą i intelektualistów, za to jest multum rozmaitych spraw, o które trzeba walczyć częściej biurokratycznymi metodami niż ulicznymi.

Ale rezygnując z parlamentu, pozbywacie się możliwości stanowienia prawa, które to życie społeczne reguluje.

Sprawa ACTA, OFE, parytety, prawie każda większa zmiana w prawie to dowód, że polityka nie odbywa się na osi koalicja – opozycja, ale ministerstwo – organizacje pozarządowe. Podam przykład. Udało nam się jeszcze za ministra Kwiatkowskiego wraz z innymi organizacjami doprowadzić do nowelizacji ustawy narkotykowej i dać możliwość sędziom do odstąpienia od wykonania wyroku na drobnych posiadaczach, co oznaczało, że masy młodych ludzi nie będzie się z automatu wsadzało do więzień. Przyszedł Palikot i zamiast zrobić krok dalej, rzucił hasło legalizacji wszystkiego, łącznie z heroiną, i zablokował jakiekolwiek poważne działania w tej sprawie na lata. Kto więc tu robi politykę?

Czyli rzeczywista władza polega na tym, żeby tworzyć sytuacje, w których pragmatyczni z natury politycy będą robić to, na czym nam zależy?

Tak. Prawdziwa, a nie telewizyjna polityka odbywa się, zanim za sprawę wezmą się partie: musisz tak wypromować swoje stanowisko w sferze publicznej, żeby im się opłacało zbić na tym kapitał polityczny.

Jeśli chcemy, żeby w Polsce powstało prawo o związkach partnerskich, musimy zrobić z tego oczywistość w społeczeństwie. Tyle że wiele tematów związanych z wolnością zostało sprywatyzowanych: mogę sobie kupić aborcję, antykoncepcję, in vitro, związek partnerski i wychowywać w nim dzieci, tylko trzeba mieć pieniądze. Tych, którzy je mają, taka sytuacja demobilizuje od zaangażowania w zmianę prawa.

Gdyby było tak, jak pan mówi, nikt by o to nie walczył.

Za czasów Zbigniewa Bujaka udało się zebrać 1,5 miliona podpisów pod prawem dotyczącym aborcji – dziś to wynik nieosiągalny. Inny dowód: dla większości gejów i tak Platforma, która nie stanęła nigdy po ich stronie, wciąż jest partią pierwszego wyboru.

Jednak prędzej czy później zmiana będzie nieunikniona i ktoś będzie musiał wziąć odpowiedzialność za tworzenie polityki w Polsce. Kto więc z dzisiejszych ”młodych” będzie zmieniał Polskę?

Oczywiście my. I zostawmy to jako puentę.

Podrążmy.

Tak naprawdę to nie mam pojęcia, bo tego nie da się przewidzieć. Jarosław Gowin ostrzegał kiedyś swoich zwolenników, że ”Krytyka Polityczna” nie wychowuje Polaków, ale tych, którzy będą ich wychowywać. Staramy się wybijać ludzi z wybierania najbardziej pragmatycznych scenariuszy życiowych, organizować ich do bezinteresownego działania na rzecz ważnych spraw.

[…]

Gdy obserwuje się pańskie środowisko z zewnątrz, ciężko uwierzyć w zapędy jedynie społecznikowskie, a nie polityczne. Jeśli od czasu do czasu nawołujecie do konkretnych zmian o charakterze politycznym, to prędzej czy później pójdziecie w politykę.

Polityka polityce nierówna. Gdyby dziś wystawić w wyborach samego Václava Havla, przegrałby wszystkie. Ludzie coraz bardziej zdają sobie sprawę z tego, że mogą zmienić polityków, ale nie politykę, i dlatego coraz bardziej się od niej dystansują. Proszę zobaczyć: zrobiliśmy serię przewodników o podatkach, publicznej służbie zdrowia, edukacji, polityce kulturalnej – która partia zajmuje się taką żmudną pracą? A jak oni chcą rządzić, nie pracując nad takimi problemami? Programy piszą dziś organizacje pozarządowe.

Pański scenariusz jest jednak w gruncie rzeczy bardzo optymistyczny. Zakłada bowiem, że cały czas działacie, ktoś was słucha, ktoś was finansuje.

To jest oczywiście ustawiczny stres i walka, bo nie jest łatwo utrzymać tak dużą organizację. Najbardziej możemy liczyć na zagranicę, skąd pochodzi 84 proc. naszego budżetu. W Polsce płacimy wyższe podatki, niż wynoszą dotacje, które udaje nam się zdobyć. To nam gwarantuje niezależność. Ale dla Polski posmoleńskie rządy PiS to będzie masakra. Zakładam również, że zmiana w polskim życiu politycznym odbędzie się skokowo. Nie będzie tak, że któraś z partii znajdzie w swoich szeregach męża opatrznościowego, który poprowadzi nas wszystkich ku lepszej przyszłości, ale w końcu nadejdzie moment masowego przebudzenia.

Jak wyobraża pan sobie Sejm za 20 lat?

Najlepiej by było, gdyby polityka przeniosła się tam, gdzie jest dziś gospodarka, czyli na poziom ponadnarodowy.

Chciałbym, żeby był wtedy jeden prezydent Unii Europejskiej, rząd, scentralizowana władza w Brukseli i prawo jeden obywatel – jeden głos. A gdyby Unia była dodatkowo poszerzona o Ukrainę i Turcję, byłby to na tyle duży obszar w globalnej gospodarce, że my, obywatele, moglibyśmy odzyskać wpływ na własne życie za pomocą praw politycznych. W każdym razie rządy odzyskałyby możliwość prowadzenia niezależnej od rynków finansowych polityki gospodarczej.

[…]

Całość wywiadu w „Gazecie Wyborczej” z dn. 31 sierpnia 2013.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij