Kraj

Sens? Tego w szkole nie przerabialiśmy

Prace domowe muszą czemuś konkretnemu służyć, pokazywać dzieciom formą i treścią sens tej roboty. Uzupełnianie tabelek, wypełnianie arkuszy pracy czy nadrabianie materiału, którego nie udało się zmieścić na lekcji – nie służy rozwojowi.

To, co najważniejsze dla młodego człowieka, to osobisty rozwój kompetencyjny oraz społeczny. Spokojna pewność, że znam siebie, rozumiem świat, jestem twórcza/y, współpracuję z innymi, umiem się komunikować. Jestem elastyczna/y w działaniu i rozwijam zaufanie do innych, umiem selekcjonować informacje, chronię się przed manipulacją.

A jak działa szkoła? Czego uczy? Głównie posłuszeństwa, tego, że indywidualizm nie jest oczekiwany, a rozwiązywanie zadań powinno przebiegać zgodnie ze standardami zaproponowanymi przez nauczycieli – odpowiedź na końcu podręcznika. Młody człowiek trafia na rynek pracy, który często oczekuje pomysłowości, kreatywności, elastyczności, a przede wszystkim umiejętności pracy zespołowej – a tego w szkole „nie przerabialiśmy”.

Sens i cel prac domowych

Z perspektywy ucznia niezwykle istotne są dwa czynniki motywacyjne. Pierwszy: jaki jest cel i sens zadań, które wykonuję, jaką osobistą korzyść będę mieć z tego, że znajdę czas i odrobię pracę domową? To dziecięce pytanie „a po co?”. Jeśli nie znajdę osobistej odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, odczuwam wielką niechęć i zaczyna się stosowanie presji. A uczenie pod przymusem to strata czasu.

Zdzisław Hofman, nauczyciel, trener.

Drugi niezwykle ważny czynnik motywacyjny, który pcha nas do rozwoju i poznawania, to ciekawość. Czy treści, które poznaję, są intrygujące, czy sposób, w jaki są podane, jest atrakcyjny. Jest taka myśl prof. Aleksandra Kamińskiego – wybitnego pedagoga, autora Kamieni na szaniec – „Kiedy wędkarz idzie na ryby, to zabiera taką przynętę, która smakuje rybie, a nie wędkarzowi”.

A jak jest skonstruowana szkoła? Ma „smakować” dorosłym, twórcom licznych reform, nadzorowi pedagogicznemu, tym, którzy nią zarządzają jak przedsiębiorstwem z czasów gospodarki nakazowo-rozdzielczej. Gdyby współczesny duży biznes był tak zarządzany jak szkoła…? Wiemy, co się stało z gospodarką kierowaną centralnie.

Prace domowe muszą czemuś konkretnemu służyć, pokazywać dzieciom formą i treścią sens tej roboty. Uzupełnianie tabelek, wypełnianie arkuszy pracy czy nadrabianie materiału, którego nie udało się zmieścić na lekcji – nie służy rozwojowi.

Uważam, że praca domowa ma sens, o ile:
– rozbudza i podtrzymuje dziecięcą ciekawość;
– rozwija poszukiwane kompetencje, np. współpracę;
– rozwija poczucie osobistej tożsamości ucznia, jego własny wizerunek – wiedzę o sobie i innych;
– jest twórcza
– i oczywiście jej forma jest niezwiązana z jakimś koszmarnym wysiłkiem, trudem, zaangażowaniem rodziny i wielu godzin, które powinny być przeznaczone na odpoczynek, zabawę, spotkania z kolegami.

Przymus i presja

Człowiek dla swojego życiowego dobrostanu potrzebuje tzw. wewnątrzsterowności – zdolności do samodzielnego podejmowania decyzji, kierowania własną motywacją, wyznaczania sobie celów i zadań.

Chcemy szkoły życia, nie przeżycia

Tego oczekuję od współczesnej szkoły, a nie tego, co ona robi z dziećmi, ucząc typowej zewnątrzsterowności. Przymus i presja rodzą bunt albo ucieczkę, na dłuższą metę odbierając motywację i samodzielność.

Przymus i presja rodzą bunt albo ucieczkę, na dłuższą metę odbierając motywację i samodzielność.

Warto pamiętać, że w Polsce nadal obowiązuje ośmiogodzinny dzień pracy. Ile pracuje uczeń obecnej 8 klasy, cofnięty ze ścieżki edukacyjnej, na którą wchodził jako dziecko na początku swojego cyklu edukacyjnego?

Przypomniał mi się taki wierszyk z dzieciństwa – zamierzchłe czasy – „Bądź posłuszny i uległy, umiej niechęć swą ukrywać, jeśli umiesz spełnić rozkaz, będziesz umiał rozkazywać” – paskudna, straszna pedagogika nacisku.

Czy teraz mamy wrócić do  dawnych standardów szkoły niemal schreberowskiej, tu zacytuję fragment artykułu Anny Bikont Skąd się biorą tyrani: „W swojej książce Alice Miller (Zniewolone dzieciństwo) opisuje, jak wychowywano dzieci według zaleceń Daniela Schrebera, którego książki miały w Niemczech na początku XX wieku około 40 wydań. Przedstawiały system wychowania dziecka od jego przyjścia na świat.

Jest 2018 rok. Czego uczy polska szkoła?

Schreber twierdził, że krzyki to tylko fanaberie, przejaw uporu, który stanowczo trzeba złamać. Noworodek miał być poddawany wojskowemu drylowi i bity przy pierwszym płaczu, aż oduczy się płakać. Przytulanie i okazywanie emocji uznawał Schreber za przejaw słabości, który może spaczyć charakter na całe życie. Uczył, jak ćwiczyć dziecko w sztuce rezygnowania. Opisywał sceny z własnego domu, jak to kazał niani położyć sobie dziecko na kolanach, samej jeść gruszkę i nie dać dziecku ani kawałka. Jednak się ugięła, podała kęs gruszki malcowi i została natychmiast zwolniona z pracy. – Z takich niemowląt wyrastali oprawcy w obozach śmierci – mówi Alice Miller”.

Czy faszyzm rozpowszechniłby się, gdyby nie wskazówki pedagogiki Schrebera? Szaleńcy trafili na podatny grunt mody na wychowanie bez emocji, bez refleksji, w posłuszeństwie.

Sfrustrowany konsument

System, w którym dzieci mają po prostu spełniać oczekiwania, sprzyja formowaniu posłusznego obywatela, który ma być niezaspokojonym klientem galerii handlowych, podatnym na reklamy i promocje. Piszą o tym autorki książki Neoliberalne uwikłania edukacji Eugenia Potulicka i Joanna Rutkowiak.

Liczne braki polskiego społeczeństwa są drastycznie widoczne w porównaniu ze społecznościami starych demokracji europejskich. Między innymi niski poziom empatii, agresja wypowiedzi, nieumiejętność prowadzenia sporów, podatność na manipulacje, brak akceptacji dla siebie i brak akceptacji dla innych.

Urzędnicy systemu edukacji w Polsce akcentują: sfera wychowania należy do rodziny. Z perspektywy pedagogicznej nie da się oddzielić uczenia od wychowania, każde uczenie wychowuje, każdy proces wychowawczy uczy. Jaka jest skuteczność ? Bez refleksji. Myślenie magiczne – przeprowadziłem lekcję, dzieci są znudzone i zmęczone, ale za tydzień sprawdzam,  „znowu się nie uczą”. Rozwijająca się demokracja wymaga aktywnych postaw, wrażliwości na potrzeby i ograniczenia innych, rozumienia procesów, rozwijania zdolności liderskich i ponad wszystko kompetencji współpracy i radzenia sobie w sytuacjach konfliktowych (bez przemocy). Czy szkoła się w to angażuje? Czy raczej powiela dawno zgrane modele autokratycznej, scentralizowanej władzy?

Bajka o ziarnie, czyli o polskiej edukacji

Jaka szkoła jest dobra

Skuteczność szkolnictwa w pokonywaniu etapów edukacyjnych przez dzieci nie zależy od ogłaszanych rankingów, zdawalności i średnich ocen czy wysokości czesnego – to legendy.

Efekty kształcenia powinny być mierzone po latach poziomem zaradności życiowej, zawodowej i społecznej absolwentów. Czy są spełnionymi ludźmi, jak radzą sobie na rynku pracy, czy tworzą udane związki i potrafią być obywatelami.

Strajk. Jak to się robi? [archiwalna rozmowa z Pawłem Adamowiczem]

Wykształcić prymusów i prymuski z tzw. czerwonymi paskami nie jest wcale trudno, czasem to kwestia selekcji, zdolności, presji.

Ale czy absolwenci z czerwonymi paskami odnoszą życiowe sukcesy? Czy są szczęśliwi? Adam Mickiewicz w I księdze Pana Tadeusza pisze „Ale co dzień postrzegam, jak młódź cierpi na tem, Że nie ma szkół uczących żyć z ludźmi i światem” i słowa te mimo upływu czasu nie straciły na aktualności.

Nie ma edukacji bez wymagań, ale kluczowe jest, aby „przyjaźnie wymagać” okazać szacunek, bliskość, być wzorcem dla młodzieży, bo uczymy tym, jacy jesteśmy w kontakcie, a nie tym, co deklarujemy. „Istotą edukacji jest relacja pomiędzy uczniem a nauczycielem – mówi Ken Robinson. – Jeśli relacja nie działa, system nie działa. Jeśli uczniowie się nie uczą, edukacja się nie odbywa. Być może odbywa się coś innego, ale nie jest to edukacja”.

Absolwent szkoły powinien być wyposażony także w mocną samowiedzę, zdolność rozpoznawania zasobów osobistych, wiedzieć, co jest jego mocną stroną, a co ograniczeniem. Jak rozwijać osobiste zdolności oraz jak to połączyć z ofertami pracy czy studiów. Tak, by docenić zainteresowania, hobby, pasje  – bo to one najczęściej stymulują rozwój.

Sadura: Zerwijmy z tradycją zaczynania każdej reformy edukacji od zaorania tego, co zbudowali poprzednicy

Stale rozwijająca się neurobiologia podpowiada, że mózg uczy się, gdy:

– zadajemy pytania (dzieci zadają ich ok. 400 dziennie), a w szkole pytanie to narzędzie kontroli, zwykle do sprawdzenia przyswojenia materiału dla mózgu, dziecięcy mózg używa pytań jako narzędzi ciekawości poznawczej (rozbudzają i uczą);

– gdy zaangażowane jest jak najwięcej zmysłów, w szkole nadal fetyszyzuje się słuch i wzrok, pomija się rolę emocji;

– pyta „czy to, czego się uczysz, jest ci do czegoś potrzebne?”, po co ja się tego uczę. Czy nauczyciel potrafi odpowiedzieć sensownie uczniowi, co da mu wiedza o mitozie i mejozie?

– dokonuje selekcji informacji, wyszukuje, segreguje, porządkuje, dobiera do zmiennych kryteriów;

– ucząca się osoba zmienia aktywność ciała, miejsce, czas, robi przerwy. Cały system klasowo-lekcyjny działa na niekorzyść centralnego układu nerwowego;

– gdy znajdujemy swoją własną motywację (poczucie głodu odczuwamy sami, nikt go nie wzbudza).

Wielu słyszało takie powiedzenie: „Jesteś tym, co jesz”, ja stosuję się do nieco zmodyfikowanej sentencji: „Stajesz się tym, czego się uczysz” (Robert Kiyosaki).

Gray: Szkoła nie musi być obowiązkowa!

Filozofia edukacji

Struktura szkolnictwa nie jest moim zdaniem tak ważna jak stosowana filozofia i socjologia edukacji; cele, misja i wizja w spójnym dążeniu do realizacji wymagań współczesnej demokratycznej organizacji grup w zrównoważonym rozwoju, dbaniu o przyszłość młodych ludzi i świata.

Szczęście, szkoła, klasy…

Skrótowo: wychowanie powinno przebiegać w poszanowaniu korzeni i skrzydeł. Szczególnie pomocna jest tu pedagogika dialogu, pełna autentyzmu, uważnego spotkania i zaangażowania. Taka filozofia wcale nie wyklucza rywalizacji. Po prostu uczeń jest do niej lepiej przygotowany. Mogę rywalizować, gdy jestem w pełni świadomy swoich mocnych stron, wiem, w czym jestem dobry, wierzę w to, że umiem, że dam sobie radę.

Taka konkurencja pomaga skonfrontować się z innymi, ocenić swoje możliwości, uzupełnić kompetencje. Stała i ciągła rywalizacja uczy walki, wyścigu szczurów, wzmaga stres. Silny stres niszczy neurony, osłabia możliwości poznawcze.

Depresja nauczyciela

Myślenie, że oceny motywują, że są niezbędne, tak jak rankingi, staninySkala staninowa stosowana w pomiarze dydaktycznym odpowiada nam na pytanie, jaką pozycję zajmuje wynik osiągnięty przez ucznia, szkołę na tle wyników osiągniętych przez całą badaną populację. – to mit.

Mózg nie potrzebuje ocen, potrafi wytwarzać wewnętrzne, osobiste nagrody. Najważniejszych i często najtrudniejszych rzeczy uczymy się poza systemem oceniania.

Polityka „bata i marchewki” na dłuższą metę nie działa. Stałe porównywanie i stosowanie presji ocen frustruje i obrzydza radość uczenia się. Marzena Żylińska podsumowuje to jednym zdaniem: „Od samego mierzenia jeszcze nikt nie urósł”.

Czarna legenda gimnazjów [rozmowa z Przemysławem Sadurą]

Dobra, dostępna dla wszystkich edukacja jest źródłem sukcesów społecznych i gospodarczych.  Za Ritą Pierson powiem, że „Każde dziecko zasługuje na mistrza” – na jego wsparcie i wiarę w możliwości.

Duża partia, która w Polsce zarządza wszystkim, nie jest zainteresowana tym, by młodzi ludzie umieli się sprawnie poruszać we współczesnym, dynamicznym świecie. Tak sprawne osoby są niebezpieczne. Dużo wiedzieć, mieć otwarte spojrzenie na rzeczywistość – to zagraża autokratycznym  przywódcom.

Czas na zmianę

Zmiana musi nastąpić poprzez proces systemowy, konsekwentny, sprawdzalny merytorycznie, poprzez dostępne narzędzia badawcze. Należy zaprosić szerokie grono ekspertów, badaczy, specjalistów i praktyków.

Homofobia zabija po cichu

czytaj także

Homofobia zabija po cichu

Cecylia Jakubczak

To truizm. Ale ciśnie się takie oto porównanie: jak bardzo zmieniła się polska pediatria, gdy przejął za nią odpowiedzialność ruch społeczny Jurka Owsiaka. Edukacja jest zbyt ważną dziedziną, aby pozostawić ją tylko urzędnikom i politykom.

To, co się stało z polską szkoła po 2015 roku, to wielki regres, cofnięcie się o co najmniej 20 lat. Wiele z tego, co było skuteczne, sprawdzalne, tak jak gimnazja, zostało bezpowrotnie zniszczone.

Na koniec powiem o pewnym poważnym paradoksie. Każdy menedżer wyższego szczebla wie, co to znaczy strategia rozwojowa, misja, wizja, cele biznesowe, zadania i harmonogramy, że te procesy muszą być spójne i „w górę” i „w dół”.

Jeśli relacja ucznia z nauczycielem nie działa, system nie działa. Jeśli uczniowie się nie uczą, edukacja się nie odbywa. Być może odbywa się coś innego, ale nie jest to edukacja – mówi Ken Robinson.

Szkoła deklaruje misję dobra i rozwoju dziecka. W praktyce wszyscy wszystkich rozliczają z tzw. podstawy programowej, tak jakby to ona była celem strategicznym szkoły, a przecież to tylko narzędzie. Kiedy narzędzie staje się celem i traci logiczne z nim powiązanie, katastrofa gwarantowana. Nadzieja w mądrości nauczycieli i rodziców.

Pozostaje pytanie: co zrobić, by szkoła była nie tylko centrum edukacyjnym, ale także miejscem cudownych spotkań, trwałych przyjaźni, budowania relacji bliskości i ciepła. Uczyć można się wszędzie, ale znaleźć przyjaciół już nie. Na razie trwa spór, dwa nurty w edukacji polskiej toczą bój o to, czy ma dominować pedagogia wdrażania do posłuszeństwa, czy pedagogia zachęcająca do indywidualnej pomyślności? Edukacja niedyrektywna, poszukująca, zorientowana na rozwój, zmianę, wychowanie jednostki otwartej, gotowej do dokonywania samodzielnych wyborów – czy wróci?

W demokratycznej szkole nie ma planu lekcji [rozmowa]

**
Zdzisław Hofman jest  nauczycielem,  socjoterapeutą, założycielem Fundacji Rozwoju Wolontariatu, trenerem i współpracownikiem Stowarzyszenia Szkoła Liderów oraz trenerem biznesu, przez wiele lat był prezesem Stowarzyszenia KLANZA.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij