Kraj

Rodzinne ferie w Warszawie

Agata Didiuszko-Zyglewska poleca, co robić z dziećmi w ferie w Warszawie. Na łamach „Gazety Stołecznej” publicystka przekonuje, że ferie z dziećmi w stolicy naprawdę mogą być interesujące.

– Ta zima idąc za niechlubnym przykładem poprzedniej, zamiast zgodnie z polską tradycją poczciwie zaskakiwać drogowców, obfituje w gwałtowne wyładowania polityczne, wrzące erupcje postprawdy oraz, ogólnie rzecz biorąc, momenty, które w każdym komiksie niechybnie opatruje się słowem „WTEM!”. – pisze Diduszko-Zyglewska. –W tej sytuacji jedynym sposobem na uniknięcie nerwowych tików pod powieką i innych drobnych przypadłości dotykających osoby, które do tej pory heroicznie nie salwowały się ucieczką na emigrację wewnętrzną, jest stworzenie sobie sympatycznej weekendowej strefy prywatności. Za wesoło migający neon z napisem „offline” wpuszczamy tylko za zaproszeniami, zwijamy flagi, otwieramy książki, gorąca kawa już czeka, a dzieci grzecznie grają w szachy.

No dobrze – wiem, że każdy, kto miał dłuższy kontakt z małymi przedstawicielami naszego gatunku, usłyszał ten pisk gwałtownego hamowania wartkiej sielankowej narracji, która właśnie zobaczyła na środku drogi okazały baobab. Trzeba to powiedzieć wprost: dla dzieci erupcje, wyładowania oraz czynności, których charakter najcelniej określa symbol „!!!”, to cymes weekendowej strefy prywatności, więc niepotrzebnie nastawialiście tę kawę, a w książce ktoś właśnie narysował pająka mutanta pożerającego dinozaura. Ale nie trzeba się załamywać, wszystko będzie dobrze.

Agata Diduszko-Zyglewska zdecydowanie poleca pochylenie się nad strategicznymi punktami programu przed weekendem. To pozwala dobrze się przygotować do rodzinnego wypoczynku.

– Żelaznym punktem na osobistej liście przyjemności weekendowych w mojej rodzinie jest od kilku tygodni wizyta na malowniczo wkomponowanej w Rynek Starego Miasta miejskiej ślizgawce – dodaje. Przypomina także, że jeśli nie musicie państwo wypożyczać łyżew, bo macie własne, zabawa na ślizgawce jest darmowa.

Inne polecane atrakcje to basen miejski, kino Praha czy kawiarnia-księgarnia Tarabuk.

– Niestety – pisze publicystka – w oryginalnej siedzibie Tarabuka jest teraz sklep mięsny, o atmosferze krwistej, niespecjalnie cenionej przez dzieci. Z naszego ukochanego Powiśla zniknął też Czuły Barbarzyńca zastąpiony przez ponury pustostan. Nie tracimy jednak nadziei, że Jakub Bułat i jego wesoła ekipa powrócą kiedyś z uchodźstwa do dzielnicy, gdzie na przełomie wieków wszystko się zaczęło, a tymczasem odwiedzamy nową sympatyczną inkarnację Tarabuka w Teatrze Lalka.

Źródło: „Gazeta Stołeczna”

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij