Kraj

Rasistowskie imperium Lechitów

Kłopot z turbolechickimi rewelacjami nie leży w tym, że opierają się na nieprawdziwych lub błędnie zinterpretowanych źródłach i badaniach. Zasadniczy problem polega na tym, że wraz z mrzonkami o starożytnych imperiach i aryjskiej tożsamości ze szpalt gazet i monitorów sączy się ideologia, która łączy w jedno tożsamość genetyczną i etniczną oraz poczucie związanej z nią wyższości. Taka ideologia ma swoją bardzo konkretną nazwę – to rasizm. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu.

„Najwyższy Czas!” wrócił na lechickie szlaki. Wczoraj ukazał się na jego internetowych łamach kolejny artykuł poświęcony temu zagadnieniu – „Skąd pochodzą Polacy? Jesteśmy potomkami potężnego ludu, twórców starożytnych cywilizacji!”. Pod tym wyważonym tytułem kryje się obszerny wywód podpisany nazwiskiem dr hab. Mariusza Kowalskiego, naukowca Zakładu Przestrzennego Zagospodarowania PAN (w pracy naukowej zajmuje się zupełnie innymi zagadnieniami) oraz autora wydanej poza naukowym obiegiem książki Ariowie, Słowianie, Polacy. Pradawne dziedzictwo Międzymorza (godne polecenia krytyczne omówienie tutaj.)

W poszukiwaniu czystej krwi

„Niektórzy entuzjaści doszli nawet do wniosku, iż cywilizację indyjską i cywilizację w ogóle stworzyli Polacy” – ogłasza Kowalski w jednym z pierwszych akapitów. Na szczęście zaraz tłumi nieco entuzjazm: „Oczywiście w czasach gdy nad Gangesem osiedlali się Ariowie (1200-1500 lat prz. Chr.) Polaków w sensie dosłownym jeszcze nie było.”

Co można wyczytać w genomie Polaków?

Ale byli w sensie niedosłownym. Czyli nie Polacy, ale nasi bezpośredni przodkowie, którzy nazywali się nieco inaczej. Ale w zasadzie byli Polakami, czego ma rzekomo dowodzić genetyka: „Najnowsze odkrycia podważają również poglądy wielu uczonych z końca XIX i początków XX wieku, głoszących, iż najbliższymi krewnymi Ariów były ludy germańskie. Genetyka i językoznawstwo są w tej kwestii jednomyślne: Germanowie powstali jedynie w wyniku oddziaływania pra-Ariów na mieszkańców północnej Europy, podczas gdy zamieszkujący środkowo-wschodnią Europę ludy słowiańskie (Polacy, Ukraińcy, Białorusini) są tych pra-Ariów bezpośrednimi potomkami”.

W tym fragmencie kryje się ważna wskazówka. Jacyż to naukowcy poświęcali sto lat temu tyle uwagi kwestii aryjskości Germanów? Gdzie się w tej rekonstrukcji podziało ostatnie sto lat badań? Otóż Kowalski przejmuje pałeczkę wprost z rąk „badaczy”, którzy tworzyli podbudowę pod dwudziestowieczny rasizm, w tym jego nazistowską odmianę. (Dziś takie dociekania uważa się za bezcelowe, bo genetyka nie mówi nic o tożsamości kulturowej czy „cywilizacyjnej”.)

Czy lepiej być czarnym i bogatym, czy biednym i białym?

„Zupełnie nic wspólnego z Ariami nie mają natomiast pozostali Europejczycy (Francuzi, Włosi, Hiszpanie), w przeważającej części wywodzący się od spokrewnionych ze sobą ludów celtyckich i italskich oraz zasymilowanych przez nie ludów zachodniej Europy (m.in. Iberów). Rosjanie natomiast wykazują znaczną domieszkę ludów fińskich i turańskich”.

Cóż to za pomieszanie! Rozliczanie poszczególnych nowoczesnych narodów (ukształtowanych raptem kilkaset lat temu) z ich pokrewieństwa z Ariami. A w dodatku wytykanie niektórym domieszek, a więc mniej czystej krwi?

Gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, oto kolejny fragment: „Zmieszanie się Arainów [nazwa wprowadzona w toku wywodu, a nie literówka – M.N.] z ludnością wschodniej Europy spowodowało natomiast powstanie typu subnordycznego, w najczystszej postaci występującego w Polsce. Mylili się więc naziści, uważając nordyków za najczystszych Aryjczyków. Najbardziej charakterystycznym dla Ariów typem rasowym musiał być bowiem typ subnordyczny”.

Czyli naziści się mylili. Ale tylko troszeczkę. Bo prawdziwym czystym aryjczykiem okazuje się Polak.

Otóż przerażający błąd ideologii nazistowskiej nie polegał na błędnym zidentyfikowaniu najczystszej rasy. Polegał na tym, żeby w ogóle opisywać świat w kategoriach rasowej czystości i hierarchizowania nowoczesnych narodów z wykorzystaniem pseudonaukowych fantazji o starożytnym dziedzictwie. Co z tego wynikło – wszyscy wiemy.

A co wynika z rewelacji publikowanych przez „Najwyższy Czas!”?

Co z tego wynika?

Nasze (zapomniane i zafałszowane) genetyczne dziedzictwo przesądza o całej naszej historii, a także o współczesności: „Rzymianom nigdy nie udało się podbić europejskiej kolebki Ariów. Sukcesu na tym polu nie odniosło również Cesarstwo Niemieckie (I Rzesza) i Cesarstwo Francuzów (Napoleon), uważające się z kontynuacje tradycji imperium rzymskiego. Kolejne Rzesze Niemieckie (II i III) potrafiły narzucić swoją dominację narodom Europy Wschodniej jedynie na chwilę. Nie wydaje się również, by długotrwały sukces mógł być udziałem kolejnego europejskiego imperium, czyli biurokratycznej Unii Europejskiej”.

Kraj wolności – czarna opowieść

A więc prawdziwi Ariowie opierają się od tysiącleci nawałowi obcej (bo zanieczyszczonej genetycznie?) cywilizacji, która jest wciąż tym samym czającym się u granic chaosem, choć przybiera nowe nazwy. Genetyczno-cywilizacyjne fantazje usprawiedliwiają nawet zestawienie w jednym szeregu nazistowskich Niemiec i Unii Europejskiej.

Ale to nie koniec. Kowalski w swoich badaniach (także tych recenzowanych i publikowanych) już od dawna inspiruje się teorią cywilizacji rozwijaną m.in. przez Samuela P. Huntingtona. (Kowalski habilitował się cztery lata temu na podstawie książki Księstwa Rzeczpospolitej. Państwo magnackie jako region polityczny, gdzie wykorzystywał kategorię cywilizacji do interpretacji czasów Rzeczpospolitej Obojga Narodów). Genetyczne rewelacje służą mu więc ostatecznie do wysnucia wizji na przyszłość. Oto bowiem reprezentujemy odmienną od Zachodniej Europy cywilizację, która twórczo przekształci łacińskie dziedzictwo, niosąc dalej płomień cywilizacyjnej pochodni.

„Bezpośredni potomkowie europejskich Ariów-Słowian, czyli my, Polacy, dobrowolnie przyjęliśmy cywilizację łacińską i uczyniliśmy z niej podstawę swego rozwoju, bez wątpienia dodając do niej również pewne nowe elementy. Mimo to zawsze byliśmy uważani za gorszą część Europy. Być może dla tego, iż nasze pochodzenie od Ariów poszło w zapomnienie (pochodzenie to próbowali natomiast przywłaszczyć sobie inni) lub dlatego, że pochodząc od Ariów, byliśmy po prostu inni niż romańsko-celtycko-germańsko-baskijscy mieszkańcy Europy Zachodniej.

Przez wieki wytworzyliśmy swoją własną cywilizację, powstałą z połączenia kultury europejskich Ariów (czyli Słowian) z kulturą łacińskiej Europy Zachodniej. Wobec pogłębiającego się kryzysu duchowego na Zachodzie, wydaje się również, że to właśnie Europa Wschodnia (z Polską na czele) staje się ostatnią nadzieją tej ostatniej”.

Zanim przyjrzę się uważniej jakości poszczególnych argumentów wysuwanych przez autora, chciałbym zaproponować czytelnikom mały eksperyment myślowy, który wydaje mi się ważniejszy niż polemiki z poszczególnymi twierdzeniami tropicieli „potężnych cywilizacyjnych korzeni Polaków”.

A co, jeżeli oni mają rację?

Załóżmy przez chwilę, że to Mariusz Kowalski i Janusz Bieszk mają rację, a dziesiątki zajmujących się zagadnieniem historyków i archeologów publikujących swoje prace w recenzowanych czasopismach mylą się. Że naprawdę istniało na naszych ziemiach starożytne imperium albo – jak twierdzi Kowalski – że naprawdę profil genetyczny Polaków jest najbliższy temu reprezentowanemu przez prastary lud Ariów. Niech się okaże, że nasi przodkowie podbili Persję i Indie i co tam jeszcze. Co z tego wynikłoby dla naukowców badających zagadnienie, dla mnie osobiście i dla Państwa – czytelników?

Otóż dla naukowców byłaby to faktycznie sensacja, która zmusiłaby ich do radykalnego zrewidowania metod, źródeł uznawanych za wiarygodne, a także postawienia i weryfikowania nowych hipotez. Nie byłby to pierwszy raz w historii nauki i nie ostatni. Sporo pracy, ale w zasadzie wszystko pozostaje po staremu.

Dla mnie osobiście byłaby to gorzka pigułka – co tu ukrywać. Trzeba by założyć pokutny worek, napisać oficjalne listy z przeprosinami i dodać obszerne sprostowania do publikowanych dotychczas tekstów na ten temat. Musiałbym w nim napisać, że chociaż Janusz Bieszk w dalszym ciągu myli się w odczytywaniu łacińskich inskrypcji, mapy z internetu wciąż są fałszywkami zrobionymi w programie MS Paint, a Himalaje wypiętrzyły się jednak na długo przed tym nim w ogóle możemy mówić o jakichkolwiek cywilizacjach i wędrówkach ludów, to okazało się, ze Wielka Lechia istniała, a ja nie miałem racji. A potem życie toczyłoby się dalej.

A dla zwykłego czytelnika? Dla niego nie zmieniłoby się absolutnie nic. Jeden powód mniej do śmieszkowania, trzeba odlajkować „Imperium Lechickie to bzdura” i nauczyć się na nowo jednego rozdziału z podręcznika do historii.

Coś tak jak wtedy, kiedy Międzynarodowa Unia Astronomiczna uznała, że Pluton jednak nie będzie planetą. Zmieniły się trochę definicje i sposób, w jaki opisujemy świat, ale w kosmosie wszystko jest po staremu. Bo odkryte nagle genetyczne pochodzenie czy plemienno-imperialne dziedzictwo ma na nasze codzienne życie taki sam wpływ, jak zmiana definicji planety. No chyba, że ktoś wierzy w horoskopy. Wówczas detronizacja Plutona zmienia wszystko, otwierając całkiem nową historię o przeznaczeniu.

Problem z różnymi formami ideologii turbosłowiańskiej nie dotyczy poszczególnych historycznych, genetycznych i geograficznych bzdur i nieścisłości. Leży znacznie głębiej. Jej zwolennicy zachowują się właśnie jak ludzie głęboko wierzący w horoskopy, dla których rzekome rewelacje dotyczące starożytności zmieniają nie szczegóły z przeszłości, lecz naszą tożsamość i przeznaczenie.

Dla Mariusza Kowalskiego i Janusza Bieszka starożytne dziedzictwo dowodzi bowiem naszej wyższości nad innymi. Jednoznacznie i ostatecznie rozstrzyga, że jesteśmy lepsi i bardziej wartościowi. Dowodzi też istnienia spisku, w ramach którego przez wieki niższe (młodsze, bardziej zanieczyszczone) rasy fałszowały i ukrywały nasze prastare dziedzictwo.

Bo turbosłowiańskie opowieści łączące genetykę i tożsamość cywilizacyjną są na wskroś rasistowskie. Pora to powiedzieć wprost.

Niezależnie od dowodów (których wciąż brak, o czym dalej), sam fakt, że ktoś szuka starożytnego genetycznego i cywilizacyjnego dziedzictwa po to, żeby udowodnić wyższość jednej grupy nad inną, jest skandalem i nie powinien być w XXI wieku akceptowany w przestrzeni publicznej.

A gdzie dowody?

Kowalski wielokrotnie w swoim tekście pisze o „faktach”, czy „nowych odkryciach”, które mają jednoznacznie potwierdzać jego tezy. Jakie to dowody?

Otóż w liczącym dobrych kilka stron tekście pojawia się tylko jeden wymieniony z nazwiska „badacz”. To Anatole Klyosov, przedstawiony przez Kowalskiego jako „amerykański badacz rosyjskiego pochodzenia”. Większość wywodu opiera się na jego „odkryciach”.

Otóż Klyosov (nie wiem, czemu Kowalski upiera się przy angielskiej transkrypcji rosyjskiego nazwiska, ale zostanę już przy tej wersji) to faktycznie naukowiec. Ale biochemik zajmujący się enzymami (faktycznie ma w tej dziedzinie publikacje). Obecnie jednak Klyosov jest jednym z najpopularniejszych w Rosji… pseudonaukowców. Stworzył tam nową „patriotyczną genetykę”, która udowadnia, że pierwszy człowiek narodził się w Rosji. Można o nim poczytać np. tutaj.

Tutaj można znaleźć list grupy rosyjskich uczonych, którzy sprzeciwiają się pseudonaukowym bzdurom Klyosova, zwracając uwagę także na ich rasistowskie, nacjonalistyczne podłoże, w ramach którego mania wielkości zastępuje dowody i weryfikację źródeł. W odpowiedzi zamiast dowodów Klyosov opublikował pracę pod tytułem Kłamstwa, insynuacje i rusofobia w nowoczesnej nauce rosyjskiej, w której atakuje swoich przeciwników jako część wielkiego antyrosyjskiego spisku. Brzmi znajomo?

Nie wiem, czy Władimir Putin powinien się martwić, że Polacy podkradają mu pseudonaukowca, wychwalając własną rasową czystość, czy raczej cieszyć się, że te teorie służą do podbudowania niechęci do Unii Europejskiej.

* * *

Drugi konkret pojawiający się w tekście, do którego w ogóle można się w jakikolwiek sposób odnieść, dotyczy niedawnych odkryć archeologicznych na górze Zyndrama w Maszkowicach (Małopolskie). To faktycznie ciekawe miejsce (można poczytać m.in. tutaj). Ale oczywiście w żadnej poważnej naukowej publikacji nie przeczytamy nic na temat potężnych prastarych imperiów i ich rasowej czystości.

Dobre i złe wieści na koniec

A więc na koniec dobre wieści. Nie ma powodu zakładać pokutnego wora. Turbolechickie imperia wciąż pozostają mrzonką. Ale nie stają się od tego wcale mniej niebezpieczne. Pod pozorem historycznych rewelacji mamy tu bowiem do czynienia z wyjątkowo niepokojącą odmianą wyższościowej ideologii.

I to są złe wieści. Turbolechityzm to nie komiczny margines współczesnej debaty publicznej, lecz karykaturalne odbicie jej głównego nurtu! Bo coraz częściej trafić można próby wykorzystywania zmyślonych lub fałszywych wydarzeń z przeszłości jako prostych analogii dla współczesności. Staje się to rysem rozpoznawczym sporego nurtu polskiego patriotyzmu, który pod płaszczykiem godnego pochwały zaciekawienia historią czy szacunku dla bohaterów przemyca treści rasistowskie, dyskryminacyjne czy antyeuropejskie. Niezliczone facebookowe profile w rodzaju „W Imieniu Polski Podziemnej Jesteś Skazany Na Śmierć Za Zdradę Ojczyzny” wyglądają jak talia kart, w której przetasowano reklamy odzieży patriotycznej, obrazki upamiętniające żołnierzy wyklętych i linki do szemranych stron z fake newsami na temat imigrantów. Turbolechityzm doskonale się w tę mieszankę wpisuje. Nie dziwi więc, że na profilu znaleźć można i odnośnik do rewelacji Kowalskiego.

Taki patriotyzm – poszukujący wszechobecnego wroga, dowodzący naszej genetycznej wyższości, promujący spiskową wizję dziejów – przez analogię z turbolechitami można by nazwać turbopatriotyzmem.

O naszej wartości nie przesądza pakiet genów ani narodowa czy etniczna tożsamość. Nikt nie jest lepszy ani gorszy, bo urodził się pod jakąś flagą, albo miał tego nie innego pradziada. Nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej!

EDIT: Polecam także artykuł z bloga Sigillum Authenticum, którego autor już dwa lata temu rozprawiał się z tezami Kowalskiego, również wprost formułując pod jego adresem oskarżenie o rasizm: „Cóż, widocznie M. Kowalski chce poprzez genetykę uzasadniać dawność i wielkość Polaków. Przecież jest to budowanie teorii rasistowskiej! Przynosi to bardzo złe skojarzenia i konotacje do jednego z najbardziej zbrodniczych systemów politycznych i prawnych. Podporządkował on wysiłki naukowe pod najbardziej zwulgaryzowane teorie rasistowskie i genetyczne z eugeniką na czele! Taki sens przynosi nie tylko zakończenie, ale też kilka innych sformułowań pojawiających się w tekście, z których wynika, że teraz to Polska i Polacy mają być rasą dominującą w ramach naprawy krzywd wyrządzonych przez germańszczyznę”.

**
Tekst ukazał się na stronie mitologiawspolczesna.pl.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marcin Napiórkowski
Marcin Napiórkowski
Semiotyk kultury, mitologiawspolczesna.pl
Semiotyk kultury, zajmuje się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną. Autor książek Mitologia współczesna (2013), Władza wyobraźni (2014), Powstanie umarłych. Historia pamięci 1944-2014 (2016) i Kod kapitalizmu. Jak Gwiezdne Wojny, Coca-Cola i Leo Messi kierują twoim życiem (2019). W latach 2013 i 2014 stypendysta programu START Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, w latach 2014-2016 laureat stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego dla wybitnych młodych naukowców. Autor bloga „Mitologia Współczesna” poświęconego semiotycznej analizie zjawisk kultury pełniących dziś funkcję mitów (www.mitologiawspolczesna.pl).
Zamknij