Kraj

Polscy przedsiębiorcy nie chcą inwestować w pracowników

Osoby wykształcone wcale nie są tak pożądane na rynku pracy.

Paweł Pieniążek: W piątek 21 września minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka oraz minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz napisali list do rektorów o bezrobociu wśród absolwentów szkół wyższych. Jakie są główne przyczyny wysokiego bezrobocia w tej grupie społecznej?

Michał Polakowski: W dyskusji medialnej głównym argumentem jest to, że młodzi ludzie nie mają kompetencji, które pozwoliłyby im na wejście na rynek pracy. Tymczasem, gdy popatrzymy na dane statystyczne, to okazuje się, że po prostu na rynku nie ma pracy, zwłaszcza dla osób młodych, którzy są specyficzną grupą na rynku pracy. Badania wskazują, że młodzi pracownicy w największym stopniu narażeni są na negatywne zjawiska na rynku pracy: jako ostatni dostają pracę, natomiast jako pierwsi są zwalniani.

W tym roku MPiPS uruchomiło pilotażowy projekt „Twoja Kariera – Twój Wybór”, w ramach którego bezrobotni poniżej trzydziestego roku życia mogą liczyć na staże, szkolenia, studia podyplomowe, a przede wszystkim na indywidualną pomoc w poszukiwaniu zatrudnienia. Bony otrzymają też pracodawcy, którzy zatrudnią absolwenta szkół wyższych. Jak ten program radzi sobie w praktyce?

Problem polega na tym, że program cały czas skupia się na problemach młodych ludzi na rynku pracy, czyli na jego podażowej stronie. Oczywiście jest też tak, że nie posiadają oni odpowiednich kwalifikacji, które są potrzebne pracodawcom. Bardziej istotna jest jednak kwestia popytu na pracę w Polsce. Inaczej mówiąc, powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie: Dlaczego polscy pracodawcy nie chcą nikogo zatrudniać? To bynajmniej nie jest kwestia wysokich kosztów pracy, ponieważ w Polsce są one stosunkowo niskie. Mamy do czynienia z problemem strukturalnym, bo choć Polska była „zieloną wyspą” i radziła sobie dosyć dobrze w czasie kryzysu w kategoriach  makroekonomicznych to nie przełożyło się na powstawanie nowych miejsc pracy. Raczej następowała restrukturyzacja – od dobrego zatrudnienia przechodzono do coraz gorszego, czyli do umów na czas określony i umów cywilnoprawnych.

W takim razie, czy oferowany pracodawcy bon, może go zachęcić do zwiększenia zatrudnienia?

Przypuszczam, że tak, ale nie tutaj tkwi sedno problemu. Na przykład mamy do czynienia z paradoksem, że polscy pracodawcy głównie poszukują robotników wykwalifikowanych, czyli po szkole zawodowej. Tymczasem to właśnie osoby, które kończą szkoły zawodowe, mają największe problemy ze znalezieniem pracy. Przeprowadzane szkolenia na pewno w jakimś stopniu są przydatne, ale tu pojawia się pytanie, co dalej, jeśli takie osoby po ukończonym szkoleniu wciąż nie mogą znaleźć pracy.

Specyfiką polskiego rynku pracy jest też bardzo niskie zaangażowanie pracodawców w tworzenie kwalifikacji młodych osób. W związku z tym mamy taką sytuację, że pracodawcy bardzo narzekają na brak kandydatów do pracy, a jednocześnie nie chcą się w ogóle angażować w to, aby ci kandydaci mieli potrzebne kwalifikacje. Pod tym względem Polska lokuje się w samym ogonie Europy.

Brak zaangażowania oznacza właśnie brak inwestowania w szkolenia?

W innych państwach bardzo często jest tak, że pracodawca sam finansuje szkolenie lub praktykę zawodową albo istnieje systemowe rozwiązanie polegające na tym, że pracodawcy płacą specjalny podatek na ten cel. Istnienie takich mechanizmów pozwala uniknąć wielu problemów z rozdrobnieniem gospodarki i brakiem koordynacji po stronie pracodawców, którą również dla nich ma negatywne skutki.  W przypadku dużej firmy łatwiej znaleźć środki finansowe i zasoby organizacyjne do szkoleń nowych pracowników. Tymczasem gdy mamy do czynienia z wieloma małymi firmami, w skali pojedynczego przedsiębiorstwa znacznie trudniej jest takie działania prowadzić. Niektóre z nich będą inwestować w staże, inne – nie. Dlatego w wielu krajach praktykuje się rozwiązania, w których organizuje się działania pojedynczych firm na poziomie branży, regionu lub wręcz państwa. Taki system wyraża się poprzez koordynację finansowania, certyfikacji uprawnień i prowadzenia praktyk i szkoleń zawodowych.

Trzon polskiej gospodarki tworzą mikrofirmy zatrudniające do dziesięciu osób, które nie mają możliwości, aby przyjmować regularnie na staż dwie-trzy osoby. Natomiast w przypadku zinstytucjonalizowanego zaangażowania pracodawców w finansowanie, organizację i certyfikację szkoleń koszty byłyby stosunkowo równo rozłożone przy jednoczesnym zagwarantowaniu aktualności i wysokiej jakości takich działań.

Ale czy te mikrofirmy w ogóle poszukują pracowników wykształconych?

Mówiąc brutalnie: osoby z wyższym wykształceniem nie są tak pożądane na rynku pracy. To między innymi wynika z tego, że polska gospodarka jest mało innowacyjna i nie potrzeba osób, które posiadają innowacyjną wiedzę. Poszukiwani są specjaliści z dziedzin technicznych związani z procesami produkcyjnymi, a zwłaszcza robotnicy wykwalifikowani.

W tym programie kładzie się bardzo duży nacisk na doradztwo zawodowe.

Tego zawsze brakowało w Polsce – o ile kwestie te są uregulowane prawnie, podstawowym problemem jest ich niedofinansowanie. Uważam jednak, że młode osoby powinny być wspierane na najwcześniejszym możliwym etapie.

Problemem jest też sensowność szkoleń, skoro w ograniczonym stopniu pomagają one w znalezieniu pracy. Może w przypadku młodych osób powinniśmy dowartościować także subsydiowanie zatrudnienia? Po pierwsze, osoby, które by pracowały w ten sposób, miałyby regularną pracę. Po drugie, te osoby otrzymywałyby normalne wynagrodzenie, co ma bardzo duże znaczenie na przykład przy podejmowaniu decyzji dotyczących posiadania dzieci. W Polsce bardzo wiele młodych osób rezygnuje z tego, bo ich na to nie stać.

Pewną nowością w programie „Twoja Kariera – Twój Wybór” było to, że doradca ma pomóc w wyborze szkoleń.

Ta idea jest jak najbardziej słuszna, ale trzeba pamiętać, że na ten program przeznaczone jest tylko 500 milionów złotych, podczas gdy nadwyżka funduszu pracy pod koniec tego roku ma wynieść mniej więcej siedem miliardów złotych. Polska posiada środki na przeciwdziałanie bezrobociu, wspieranie zatrudnienia, natomiast na skutek presji budżetowej, to znaczy presji na to, żeby nie podwyższać deficytu i długu publicznego, nie wydaje się tych pieniędzy. Wydatki na ten program stanowią jedną czternastą nadwyżki Funduszu Pracy, przy czym plan budżetowy na 2013 rok sugeruje zmniejszenie środków na politykę przeciwdziałania bezrobociu osób młodych.

Głównym postulatem zawartym w liście, który napisali ministrowie, jest poprawienie współpracy między pracodawcami, uczelniami a władzami lokalnymi i krajowymi. To jest właściwa odpowiedź na problemy młodych na rynku pracy?

Na pewno ta współpraca powinna być lepiej realizowana. Natomiast istnieje kilka przeszkód, które stoją na drodze do realizacji tych postulatów. W tym liście mówi się o tym, żeby biura karier akademickich w skuteczniejszy sposób poszukiwały ofert pracy. Tymczasem w Polsce mniej więcej trzy czwarte ofert pracy jest rozpowszechnianych przez sieci nieformalne. To w ogóle nie trafia do oficjalnego obiegu rynku pracy.

Być może z tej perspektywy dobrym rozwiązaniem byłoby przywrócenie obowiązku, który dawniej mieli pracodawcy, to znaczy zgłaszania takich ofert do urzędów pracy. Teraz go nie mają, więc nie do końca wiadomo, jaki jest popyt na pracę. Oczywiście są badania robione przez GUS, ale nie są kompleksowe.

Co w takim razie należy zrobić, aby wesprzeć młodych ludzi, którzy wchodzą na rynek pracy?

Wszystkie strony muszą być zainteresowane takimi działaniami. Pracodawcy nie są, więc trzeba ich do tego zmotywować.

W jaki sposób?

Mówiłem już o różnych mechanizmach koordynacji. Na przykład na Węgrzech nakłada się niewysoki podatek na współfinansowanie kształcenia zawodowego. To nie jest żadne poważne obciążenie, ale w Polsce nie ma klimatu, który by sprzyjał opodatkowywaniu pracodawców. Każde wezwanie, aby stworzyć tego rodzaju instrumenty dla przedsiębiorców jest nieskuteczne. Zawsze powiedzą, że to kolejny zamach na przedsiębiorczość w Polsce, a to właśnie oni tworzą miejsca pracy. Nieprawdą jest, że dzięki mniejszym podatkom zainwestują w miejsca pracy, ponieważ wolne pieniądze wolą oszczędzać-tak przynajmniej pokazuje dotychczasowe doświadczenie.

Czy naprawdę do tego, żeby przedsiębiorcy zaczęli inwestować w pracowników, musi ich przymusić państwo?

Polska praktyka na to wskazuje.

*dr Michał Polakowski – współzałożyciel Fundacji ICRA, w której zajmuje się koordynacją działu Polityka Gospodarcza i Społeczna.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paweł Pieniążek
Paweł Pieniążek
Dziennikarz, reporter
Relacjonował ukraińską rewolucję, wojnę na Donbasie, kryzys uchodźczy i walkę irackich Kurdów z tzw. Państwem Islamskim. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książek „Pozdrowienia z Noworosji” (2015), „Wojna, która nas zmieniła” (2017) i „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii” (2019). Dwukrotnie nominowany do nagrody MediaTory, a także do Nagrody im. Beaty Pawlak i Nagrody „Ambasador Nowej Europy”. Stypendysta Poynter Fellowship in Journalism na Yale University.
Zamknij