Kraj

Jaki: Mam ofertę dla wszystkich elektoratów

„Klątwa” dla mnie była obrzydliwa. Jednak jako zasadę przyjmę, że nie będę cenzurował sztuk. Za ten obszar będzie odpowiadał kto inny – mówi Patryk Jaki w rozmowie z Jakubem Majmurkiem.

Jakub Majmurek: Panie ministrze, gdy myśli pan o Warszawie przyszłości, w jakiej światowej metropolii szuka pan inspiracji? Dla ruchów miejskich to będzie np. Wiedeń, Kopenhaga, czy Amsterdam. A dla pana?

Patryk Jaki: W Warszawie nie da się już niestety pójść drogą, jaką proponują ruchy miejskie, ani też taką, jaką poszedł Dubaj. W stolicy Polski dokonała się synteza tych dwóch modeli. Chciałbym, by Warszawa rozwijała się według własnego pomysłu. Bardzo dla mnie ważne jest to, by jej rozwój był zrównoważony. Tak, byśmy zachowali na ile to jeszcze możliwe kliny napowietrzające, zabytkową tkankę miejską – część z przedwojennej zabudowy dałoby się nawet odbudować – by wielkie biurowce były stawiane tylko w wyznaczonych miejscach, a nie „gdzie popadnie”. Uważam, że najtęższe głowy w tym mieście powinny siąść i zastanowić się, jak to wszystko na nowo zaplanować. Jeśli zostanę prezydentem, jedną z moich pierwszych decyzji będzie powołanie zespołu najlepszych architektów i urbanistów i stworzenie planu zrównoważonego rozwoju przestrzennego Warszawy w przyszłości.

Piękni czterdziestoletni idą po prezydenturę

Przywołał pan Dubaj. Do tego miasta krytycy porównywali pana projekt 19 dzielnicy, smart city nad Wisłą. Czy takiej zabudowy potrzebuje miasto nad rzeką?

Dziś na świecie wygrywają te gospodarki miejskie, które oparte są o rozwiązania innowacyjnje, smart city. Obecnie Warszawa przegrywa w rankingach innowacji i nowych technologii nawet z miastami regionu. Ranking City in Motions pokazuje, że jesteśmy nie tylko za Tallinem, który ma świetnie rozwinięty sektor nowych technologii, ale także za Wilnem, Pragą Czeską, Budapesztem. A to Warszawa ma większy potencjał budżetowy, finansowy, naukowy, ludzki. Na całym świecie inwestorzy poszukują tzw. living-labów, nowo powstających mini-miast, gdzie mogą testować swoje najnowocześniejsze technologie. To dziś właśnie ten sektor decyduje o tym, czy dane miasto ma konkurencyjną gospodarkę czy dryfującą. Takie strefy powstają Tel Awiwie, Berlinie, Wiedniu, Toronto (słynne SideWalk Labs). Jeśli zostanę prezydentem w Warszawie powstanie największy w Europie obszar nowych technologii.

Czy w Warszawie Wisła jest dobrą lokalizacją dla takiego eksperymentu? 19 dzielnica to na razie 6 terenów inwestycyjnych rozciągniętych na długości 18 kilometrów. Często są to tereny nieskomunikowane ze sobą bezpośrednio. Jak stworzyć z nich nową dzielnicę? Nie byłoby sensowniej realizować podobny projekt w zwartej zabudowie w jednym miejscu?

Jestem otwarty na dyskusję. Dzielnica Przyszłości w założeniu powstawać razem z pomysłami mieszkańców Warszawy. To ma dać synergię, która drzemie w naszym mieście. Tylko obecny samorząd nie potrafi wejść w rolę katalizatora, który zbierze te zasoby. Dziś mamy dla Wisły dwie alternatywy. Albo mój projekt albo te tereny zostaną zabudowane zgodnie z obecnymi planami. Co to oznacza? Architekturę deweloperską, czyli kolejne szkolno-betonowe pustynie. Za 10 lat zrobią się tam kolejne „Mordory”. Ja z kolei proponuję inteligentne, energooszczędne budynki z dużą obecnością zieleni. Sferę, gdzie dzięki najniższym podatkom dla biznesu, innowacyjne przedsięwzięcia będą ściągać z całej Europy. Jednocześnie dzięki akcentowi na zieleń, zeroemisyjny bądź niskoemisyjny transport – będą to nowe zielone płuca Warszawy.

Krytycy zwracają uwagę, że jak smart nie byłyby te inwestycje, to mogą odciąć mieszkańców sąsiadujących dzielnic od Wisły, odbierając im prawo do współtworzenia najbliższego otoczenia.

To jakby powiedzieć, że nowe bulwary i Centrum Nauki Kopernik coś nam „odcięło”. Wprost przeciwnie: to, co chcę stworzyć, to tak jakby pomnożyć to, co mamy po lewej stronie Wisły, unowocześnić i „wyzielenić”.

Często upomina się pan o prawa kierowców w stolicy. Warszawa jest jednak przesycona samochodami. Na 1000 mieszkańców jest ich ponad 600. W Wiedniu koło 400, w Kopenhadze ponad 200. Nie nadszedł czas, by zachęcić warszawskich kierowców, by przesiedli się do transportu publicznego?

Zgadzam się z tym. Warszawa nie odetchnie, jeśli nie zmniejszymy ruchu samochodowego. W swoich wypowiedziach chciałem tylko zwrócić uwagę na to, że nie można do tego podchodzić z perspektywy karania kierowców. Nie można prowadzić polityki: „jest za dużo samochodów w stolicy, więc likwidujmy im miejsca parkingowe i pasy ruchu”. Naprawdę, w wielu miejscach Warszawy, zwłaszcza na prawym brzegu, samochód jest niezbędny., ponieważ te dzielnice są wykluczone komunikacyjnie. Np. w wielu miejscach Białołęki bez samochodu trudno jest rano zawieźć dziecko do odległego przedszkola i dojechać do pracy na lewy brzeg.

Bendyk: Państwo uczy się wolniej niż miasta

Priorytetem miasta nie powinno być przedszkole w każdej dzielnicy? Tak, by można zaprowadzić dziecko na piechotę?

W tym kierunku powinna iść polityka miasta. Ale póki miasto tego nie zapewni, nie karzmy kierowców, tylko zachęcajmy ich dobrym transportem publicznym.

Jak pan chce zachęcać?

Mój plan zakłada rozbudowę infrastruktury komunikacyjnej w stolicy, przede wszystkim dwóch nowych linii metra (na co mam obietnicę środków rządowych), oraz lepsze wykorzystanie infrastruktury kolejowej. Wierzę, że Warszawa może więcej. Dziś w kategorii „metro” przegrywamy ze stolicami z regionu – nawet Rumunią i Bułgarią. To wstyd, że przez ostatnich 12 lat w np. Sofii powstało 3 razy więcej km metra niż w Warszawie w tym samym czasie. Mimo, że mają 5 razy mniejszy budżet. Dodatkowo już mają terminy odbioru kolejnych 12 stacji. U nas przez 12 lat nie powstał nawet plan budowy 3. linii metra. Drogi? Nawet Mińsk zbudował dwie obwodnice. Zarządzenie odpadami? Znów Warszawa na dole rankingów. Zagospodarowanie przestrzenne? Tu przegrywamy nawet z Wrocławiem czy Poznaniem, która mają więcej planów. Dodatkowo Warszawa w najnowszych rankingach dotyczących Smart City przegrywa ze stolicą Litwy, Łotwy, Estonii, Węgier, Czech. Nie chce już słyszeć, że tam się da, tylko w Warszawie się nie da. Dość!

Drath: Pokażemy, że jest trzecia, lewicowa siła w Warszawie

Metro to najdroższy możliwy sposób na komunikację zbiorową. Nie będzie taniej i szybciej puścić tramwaj?

Są takie miejsca, gdzie tramwaj jest faktycznie lepszym rozwiązaniem. Szkieletem komunikacji miasta wielkości Warszawy musi być jednak metro. Cały świat schodzi z transportem publicznym pod ziemię. Takie rozwiązanie nie tylko daje szanse na czystsze powietrze, ale także zostawia więcej miejsca na tereny zielone, dla pieszych, na inwestycje.

Jako wzór, jak budować metro w Warszawie, wskazywał pan Sofię. Na miejscu zderzył się pan z aktywistami ruchu miejskiego Spasi Sofia, którzy przekonują, że budowa metra wydrenowała środki na transport publiczny w Sofii, doprowadzając do degradacji infrastruktury tramwajowej. W efekcie tramwaje jeżdżą rzadziej, wiele linii polikwidowano, a nowe linie metra nie są w stanie zastąpić utraconych połączeń. Coraz więcej mieszkańców bułgarskiej stolicy przesiada się do samochodów. Pana plany w Warszawie nie skończą się podobnie?

Ci miejscy aktywiści po prostu nie mają racji. Oni są przeciwni budowie metra w ogóle, z czym ja się radykalnie nie zgadzam. Ale po kolei. Tak, prawdą jest, że tam, gdzie budowano linie metra, likwidowano część zasobów komunikacji zbiorowej. Tak samo było w Warszawie, co wiedzą szczególnie użytkownicy autobusów. Metro w Sofii doprowadzono jednak – o czym aktywiści nie wspomnieli – w miejsca dziś stosunkowo słabo zaludnione. Podłączenie ich do linii metra sprawia, iż przeżywają one rozkwit gospodarczy. Tak samo będzie w Warszawie. To wstyd, że Warszawa ma dziś mniej kilometrów linii metra, niż stolica Bułgarii albo Rumunii. To wina nieudolności ekipy Hanny Gronkiewicz-Waltz.


Warszawianki i warszawiacy widzieli, jak długo trwała budowa pierwszej linii, druga ciągle się buduje. Mogą być mocno sceptyczni co do pana obietnic, że nagle da się zbudować błyskawicznie dwie kolejne.

Ma pan rację, że warszawiacy mogą być sceptyczni. Ale proszę mi uwierzyć: to jest możliwe. W Europie generalnie buduje się szybciej i taniej niż w Warszawie. Jeśli nawet Bułgaria buduje 3 razy szybciej, to nie chcę słyszeć, że się nie da. Jeśli zostanę prezydentem, zbuduję dwie nowe linie w dwie kadencje. Mam też zapewnienie wsparcia od rządu.

Pana rząd planuje budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego – wielkiego lotniska w Baranowie. To w oczywisty sposób uderzy w Okęcie, które jest dziś ważnym zasobem komunikacyjnym Warszawy. Jako prezydent stolicy będzie pan popierał przeniesienie ruchu lotniczego ze stolicy do CPK?

Warszawa, jak inne stolice tych rozmiarów, potrzebuje po prostu wielu lotnisk. Chcę, aby i budować CPK i zostawić Okęcie. PO chce tylko utrzymania Okęcia, ja natomiast budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego. W gruncie rzeczy to różnica pomiędzy myśleniem prowincjonalnym a prorozwojowym. Ruch na lotnisku Chopina rośnie w tempie, którego lotnisko nie jest w stanie obsłużyć (w zeszłym roku 22 procentowy wzrost). Lotnisko przestaje spełniać normy dotyczące hałasu (zakres negatywnego oddziaływania dla 285 tysięcy warszawiaków). Postępuje też paraliż komunikacyjny. Warszawa, która ma aspiracje europejskiej metropolii, nie będzie w stanie za kilka lat rozwijać się w tak ważnym dla gospodarki obszarze. Okęcie w najbliższych latach straci swoje możliwości rozwojowe i najzwyczajniej w świecie się „zakorkuje”. Byłby to wielki cios dla Warszawy.

Śpiewak: W drugiej turze zagłosuję na siebie

Jest przecież Modlin.

To prawda, ale CPK jest konieczny. Dziś Okęcie osiągnęło swoje możliwości rozwoju. Lotnisko w metropolii, jak Warszawa, gdzie nie da się latać w nocy, to żart. Stoimy dziś przed podobną sytuacją, jak Stefan Starzyński, który kiedyś podjął odważną decyzję, by przenieść lotnisko z Pola Mokotowskiego na Ochotę (dziś Włochy), co zapewniło Warszawie rozwój na kolejne stulecie. CPK ściągnie do Warszawy nowe linie, da warszawiakom możliwość podróży w wielu nowych kierunkach.

Jednocześnie oddali ich znacząco od lotniska.

CPK powstanie 36 km od stolicy. Połączy go z Warszawą linia szybkiej kolei. Dojazd będzie trwał 15 minut. Jestem za tym, by z kartą warszawiaka można byłą nią za darmo dojechać z lotniska do miasta. Czyli dojazd do CPK może się okazać szybszy i tańszy, niż dziś na Okęcie.

Ale co dalej z Okęciem, w którego rozwój zainwestowano już spore środki?

Zostanie jako lotnisko regionalne, wróci do roli, jaką pełniło kilkanaście lat temu. Rozwój lotów czarterowych sprawi, że nie będzie stało puste.

Trzaskowski: Żona słoik, ojciec słoik – jak mógłbym mieć coś przeciw słoikom?

Najpewniej znajdzie się pan w drugiej turze wspólnie z Rafałem Trzaskowskim. Nie wygra jej pan głosami samych wyborców PiS. Do jakich elektoratów chce pan sięgnąć?

Mam ofertę dla wszystkich elektoratów. Niekoniecznie polityczną, ale merytoryczną, pragmatyczną, związaną z życiem w mieście.

Także dla elektoratu lewicy?

Oczywiście. Co jest istotne? Doświadczenie w pracy rządzie? Ja 3 lata jako w ministerstwie sprawiedliwości i 1,5 roku kierują Komisją Weryfikacyjną. Rafał Trzaskowski? 10 miesięcy minister cyfryzacji i 12 miesięcy zastępca w MSZ. Doświadczenie w samorządzie? Ja 2 kadencje, mój zastępca 20 lat – zna Warszawę jak mało kto. Rafał Trzaskowski i Paweł Rabiej nie spędzili w samorządzie ani minuty! Pierwsze kilka lat będą się tego uczyć. Kto zarządzał większym budżetem? Ja jednym z największych rządowych w Polsce – 11 mld, mój konkurent zaledwie ponad 1 mld przez 10 miesięcy. Mam większe doświadczenie, jestem lepiej przygotowany do tej funkcji niż Rafał Trzaskowski. Ważna jest też wiarygodność. Trzeba zrobić sprawdzam. Ja jako poseł z Opolszczyzny dotrzymałem tam wszystkich zobowiązań, choć też wydawać się mogły ambitne. Rafał Trzaskowski jako poseł z Krakowa – nie zrealizował swoich obietnic. Dokładnie tak samo będzie w Warszawie.

Słoik kontra chłopiec z elity

Wie pan, że elektorat lewicowy ma wiele związanych z panem obaw. Pierwsza dotyczy polityki kulturalnej miasta. Konkretnie tego, czy będzie pan cenzurował działanie miejskich instytucji kultury.

Wszystkich, którzy się tego obawiają, zachęcam, by sprawdzili, jak wyglądała polityka kulturalna miasta w czasach śp. Prof. Lecha Kaczyńskiego. Nie tylko nie było żadnej cenzury, ale także znacząco zwiększono środki na kulturę przy mniejszym niż dziś budżecie. Jeśli zostanę prezydentem stolicy, za kulturę będzie w niej odpowiadał Piotr Guział. Osoba związana przez całe życie z lewicą.

W przypadku kontrowersyjnej sztuki – takiej jak Klątwa z Teatru Powszechnego – nie będzie pan próbował naciskać na dyrekcję teatru, by zdjęła ją z afisza?

Klątwa dla mnie była obrzydliwa. Jednak jako zasadę przyjmę, że nie będę cenzurował sztuk. Za ten obszar będzie odpowiadał kto inny. Ja skupie się na kluczowych sprawach dla rozwoju Warszawy, inwestycjach, innowacjach i infrastrukturze.

Nawet jeśli na cenzurę naciskać będą politycy z pana partii? Powie pan swojemu zapleczu nie?

Powiem swojemu zapleczu nie, żadnej cenzury w Warszawie nie będzie.

Kolejna kwestia to otwartość Warszawy. Zapowiedział pan, że nie będzie zakazywał parady równości. Brak zakazu to trochę mało jak na miasto otwarte dla społeczności LGBT+. Jan Śpiewak proponuje powstanie hostelu dla osób LGBT+, które padają ofiarami przemocy domowej. Poparłby pan taki wniosek na radzie miasta?

Poparłbym powstanie hostelu dla wszystkich ofiar przemocy domowej, a nie tylko LGBT.

Polska stolica jest dziś coraz bardziej wielokulturowa. Mieszkam na Pradze Północ, często słyszę ukraiński, surżyk, rosyjski, widzę wielu Indusów. Ta różnorodność jest zasobem miasta. Jak chce go pan wykorzystać?

Jak atutu gospodarczy miasta. Warszawa musi stać się najważniejszym ośrodkiem gospodarczym, prorozwojowym regionu. Temu ma służyć projekt dzielnicy przyszłości. Warszawskie firmy bez kompleksów wygrywają na rynkach globalnych – najlepszym przykładem firmy gamingowe. Zadaniem prezydenta miasta jest tworzenie najlepszych warunków do rozwoju gospodarczego – do tego potrzebna jest prawdziwa otwartość.

Jaki poseł, taki układ

Pana współpracownicy podzielają pana zdanie na temat otwartości? Pre-kampanię w mediach społecznościowych prowadził panu Dariusz Matecki – popierający na twitterze byłego księdza Jacka Międlara, znanego z antysemickich poglądów. Skarbnikiem kampanii miał być Michał Szpądrowski, który jako młody chłopak pisał na facebooku, że chciałby powitać w Warszawie Żydów „serią z kałacha”, a niedawno na twitterze wyśmiewał się z jego zdaniem „nie dość francuskiej’ – z racji afrykańskiego pochodzenia piłkarzy – reprezentacji Francji. Z pana sztabu został usunięty, ale dziś otwiera listę PiS do stołecznej rady miasta. Możemy obawiać się napływu skrajnej prawicy do ratusza po pana zwycięstwie?

Nie!  Spokojnie będę oceniał każdego po kompetencjach. Wiem, że od tego zależą wyniki miasta, a przez to moje notowania. Nie będę rozliczał też urzędników z poglądów. Zobaczmy na mój departament w ministerstwie sprawiedliwości. Nikogo za poglądy nie zwolniłem, liczą się dla mnie przede wszystkim kompetencje – nie ważne, czy ktoś jest ze skrajnej lewicy, czy z innej opcji, czy co wypisywał wiele lat temu w mediach społecznościowych. Mnie interesują tylko efekty. Udowodniłem swoją pracą, że potrafię. Przeprowadziłem przez Sejm pierwszą po 1989 r. ustawę modernizacyjną Służby Więziennej. Odbudowałem zdegradowany system dozoru elektronicznego. Dziś Polska ma najnowocześniejszy w Europie. Jak przychodziłem do MS pracowało u nas najmniej więźniów w Europie. Dziś gonimy światową czołówkę. Zwiększyłem o 60% zyski podległych mi firm państwowych. Jestem autorem ustawy zwiększającej ochronę nad zwierzętami, która zakończyła się sukcesem. W tym roku mamy ponad 20% więcej aktów oskarżenia za znęcanie się nad zwierzętami. Przeprowadziłem przez Sejm tzw. Rejestru Pedofilów Jestem twórca Polskiego Instytutu Kryminologii. Jestem autorem nowelizacji wprowadzającej zakaz odbierania dzieci rodzicom wyłącznie ze względu na złe warunki ekonomiczne i bytowe rodziny. Moja komisja, które nie tylko zwróciła miastu majątek warty 700 mln, ale dodatkowo odebrała już ok. 14 mln handlarzom roszczeń, które są już koncie miasta. Długo jeszcze musiałbym wymieniać. I wszystko zrobiłem z ludźmi o poglądach od lewicy do prawicy.

Wyrazy poparcia dla Międlara nie są dla pana dyskwalifikujące? Wpisy o „witaniu Żydów serią z kałacha” nie są co najmniej problematyczne?

Oczywiście są. Nie będę jednak wzywał ludzi i rozliczał ich z poglądów, jeśli dobrze pracują dla miasta. Oceniajmy realnie to, jak wyglądają moje rządy, na podstawie tego, co robię w ministerstwie, czy tego, co udało mi się zbudować w Opolu. Współtworzona przeze mnie ponadpartyjna, obywatelska koalicja zmieniła miasto na lepsze. Opole przeżywa swój złoty okres. Świetnie się rozwija, nikomu nie dzieje się nic złego – także lewicy.

Lekcje z Opola dla Warszawy: Jaki to cynik

Michał Pytlik z opolskiej Partii Razem twierdzi, że zbudował pan tam układ. Kelner w pubie prowadzonym przez pana małżonkę i pana asystent, Michał Rol, został wiceprezydentem miasta. Pana ojciec z kolei szefem opolskich wodociągów.

Z całym szacunkiem, ale Pan Pytlik powtarza swoje tezy od dawna, problem pojawił się, gdy przyszedł na spotkanie ze mną i bezpośrednio się skonfrontował. Wykazałem mu, że po prostu mówi nieprawdę. Pan Michał Rol nie był kelnerem w moim pubie, to jest powtarzany przez wszystkie media mit.

Ale był pana asystentem?

Tak, ale to chyba nie jest coś, co dyskwalifikuje go na całe życie z pełnienia funkcji publicznych?

Pana ojciec nie kieruje miejskimi wodociągami?

Kieruje. Ale o czym się zapomina, pracował w nich jak miałem 16 lat i nie zajmowałem się polityką.

Patryk Jaki jest produktem marketingowym

Pytlik zarzuca też panu forsowanie rozszerzenia Opola o tereny gminy Dobrzeń Wielki. Wbrew dramatycznym protestom mieszkańców.

To rozszerzenie miało sens. Gmina była niewielka, miała gigantyczne środki z Elektrowni Opole. Nie wiedziała, co z nimi robić, kilka razy remontowano te same drogi. Dzięki połączeniu z miastem dziś jest lepiej skomunikowana. Wszystkie czarne scenariusze, że po zabraniu gminie elektrowni na nic nie będzie pieniędzy, się nie sprawdziły. Sondaże lokalnych mediów – wcale nam nieprzychylnych – pokazują, że mieszkańcy są co raz bardziej zadowoleni z rozszerzenia. I okazało się, że w tej sprawie miałem racje. Wielkie projekty czasem wymagaj siły charakteru.

Rok Wielkiego Opola

Poza protestującymi, którzy byli późnej ścigani przez policję.

Część protestujących zachowywała się agresywnie. Weszła do mojego biura poselskiego, nie chciała wyjść, uniemożliwiała wyjście do rodzinny młodej dziewczynie, która nic nie była winna. Policja uznała, że złamali prawo. Gdy jednak powstał akt oskarżenia, sam wniosłem o umorzenie.

PiS także chciał rozszerzyć Warszawę. Pomysł upadł. Jako prezydent w stolicy będzie pan się mu przeciwstawiał, jeśli wróci?

Będę przeciw. Na pewno trzeba współpracować z sąsiednimi gminami przy budowie w kwestiach komunikacji.

Przedstawia się pan jako polityk skuteczny. Nie udało się panu jednak doprowadzić do przyjęcia ustawy reprywatyzacyjnej.

Zobowiązałem się do przygotowania ustawy. Zrobiłem to. Mamy dobrą ustawę pozytywnie ocenianą przez biuro legislacyjne Sejmu, przez komisję wspólną Sejmu i samorządu, zewnętrznych ekspertów i opozycję. Wierzę, że jej temat jeszcze wróci, obojętnie, czy po wyborach samorządowych będę częścią tego rządu, czy nie. Nie powiedziałem w tej sprawie ostatniego słowa. Racja, proces legislacyjny idzie za wolno. Są jednak obiektywne problemy międzynarodowe związane z jej uchwaleniem. Ale poradzimy sobie z nimi.

Bez ustawy, jako prezydent stolicy będzie pan musiał ciągle robić zwroty.

Nieprawda. To miasto samo stworzyło sytuację prawną umożliwiającą zwroty. Można się było powoływać na istniejące orzeczenia, dające miastu lepsze narzędzia, by walczyć o miejską własność. Ratusz nic nie robił i pozwolił, by doktryna przechyliła się na stronę handlarzy roszczeń. Spójrzmy, jak wyglądało to za Lecha Kaczyńskiego.

„Złączę miasto Wisłą podzielone”, czyli Ikonowicz idzie na prezydenta

Zwroty też były.

Najmniej. I prawie nigdy z lokatorami, prezydent Kaczyński bardzo o to dbał.

Reprywatyzacja odsyła nas do najważniejszego chyba problemu Warszawy: mieszkaniówki. Jaki jest pana pomysł na to, by warszawiacy – nawet nieźle zarabiający – nie poświęcali połowy dochodów na komercyjny najem lub ratę kredytu? Mamy też lokatorów komunalnych żyjących w mieszkaniach z ogrzewaniem elektrycznym, którego koszty wpędzają ich w niespłacalne długi.

Rozwiązanie tego problemu ma kilka filarów. Po pierwsze, gospodarka Warszawy. Ona może się rozwijać szybciej niż dziś – wtedy zwiększą się dochody miasta i pozwolą na rozwiązanie wielu problemów. Np. ogrzewania centralnego czy podłączenia wszystkich nieruchomości do kanalizacji. Szambiarki w Warszawie XXI wieku to skandal. Drugi element to kwestia dogadania z deweloperami. Jeśli zostanę prezydentem, siądę z nimi do stołu i ustalimy warunki akceptowalne dla obu stron. Deweloperzy zarabiają bardzo dużo na mieście – tak jak w zachodniej Europie mogą dla niego naprawdę więcej robić. Trzeci filar to mądre wykorzystanie programów rządowych takich, jak Mieszkanie+, które mogą rozwiązać część problemów osób ze średnimi zarobkami.

Czy da się zbudować w Warszawie 50 tysięcy mieszkań?

Będzie pan sprzedawał mieszkania komunalne z bonifikatą? Miasto powinno się pozbywać zasobu?

Tak. Uważam, że stary zasób komunalny miasto powinno sprzedawać w proporcjach 1:1. Jeden sprzedany lokal, jeden odtworzony. Dziś miasto nie ma możliwości wyremontowania tych zasobów, lepiej je przekazać lokatorom, którzy są gotowi to zrobić. I budować nową tkankę miejską. Mieszkania socjalne, komunalne, tanie na wynajem dla rodzin i studentów.

Szans w Warszawie nie pogrzebie pana działalność w rządzie? Skojarzenie z reformą sądów – dla dużej części warszawiaków niekonstytucyjną? Czy przygotowaną przez pana ustawą o IPN – którą spora część elektoratu uznaje za dyplomatyczną porażkę Polski?

Sądami ja nigdy się w resorcie nie zajmowałem. Patrzę na system sądowniczy tylko przez pryzmat praktyczny. Tylko Niemcy mają więcej sędziów niż Polska, najwięcej na sądownictwo wydajemy w proporcjach do budżetu i jednocześnie na wyrok czeka się i nawet 10 lat. Po prostu system jest drogi i nieefektywny. A mi zależy na sprawnym państwie. Czy to pogrzebie moje szanse? Jestem lepiej przygotowany niż Rafał Trzaskowski, mam większe doświadczenie rządowe i samorządowe, jak mówiłem wcześniej, również większy dorobek publiczny. Mam też ambitny swój program a mój konkurent powtarza niezrealizowane obietnice PO i HGW z 2006. Każdego inteligentnego człowieka taki „program” obraża. Jeśli ktoś nie potrafi nawet zaangażować się w napisanie własnego programu – to jakim cudem będzie dobrym prezydentem? Nawet jeśli ktoś nie lubi Zjednoczonej Prawicy – to ma ze mną gwarancje, że Warszawa będzie miała nowe impulsy rozwojowe np. 3 i 4 linia metra – bo mam na to środki rządowe. A i nawet ze względów na higienicznych warto raz na 12 lat zmienić władze.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij